Jan 14:23

Słowo pisane

Rozważanie Pierwszego Listu Jana – część 4

My mamy największą pomoc, jakąkolwiek mogli dostać ludzie. Tylko, żeby ta pomoc mogła być nam udzielana, musimy być wobec tej pomocy otwarci. A wszystkie wydarzenia, które diabeł próbuje zorganizować, mają stworzyć opór wobec Boga - „Ty mi narzucasz prawa, a ja nie mogę wykonać ich. Ty mi każesz robić te rzeczy, a ja nie mogę zrobić ich. Jak ja mam chodzić z Tobą, Boże, tak naprawdę?” Jest to wynik zamknięcia. Mogę zakręcić wieczko na butelce i lać wodę z kranu, a ta woda i tak nie wleci do środka, będzie leciała po zewnętrznych elementach. Wystarczy, że odkręcę wieczko i już będzie leciała do środka.

A więc główny element, który poruszamy z tego Słowa to jest Bóg. Bez prawidłowych relacji z Bogiem nie ma chrześcijaństwa. Najpierw Bóg. Pierwsze przykazanie: Będziesz miłował Pana Boga z całego serca swego, z całej myśli, duszy, siły i dopiero wtedy miłość bliźniego. Najpierw prawidłowe relacje z Bogiem, a dopiero to drugie przykazanie może zacząć wykonywać się.

Najpierw musimy poznać Bożą miłość do nas i uwierzyć w nią, żeby odpocząć, żeby zostawić Mu przywilej rządów nade mną, tak jak kobieta, która bierze sobie męża i ocenia, że ten mąż będzie otaczał ją najlepszą troską i będzie wiódł ją do wieczności z Bogiem. Zawierza mu się, żeby on opiekował się nią i troszczył się o nią. Taki właśnie jest Jezus dla Kościoła. Kościół wszystko zawierza Jezusowi.

Czy możemy oddać wszystko Jezusowi? Czy jesteśmy kobietą, która ma dyskusje ze swoim Mężem? „Czy poradzisz sobie, czy nie spóźnisz się, czy widzisz mnie, czy to, co mnie spotyka jest potrzebne, Panie? Przecież nie jestem takim złym człowiekiem, za co spotyka mnie to?” Ale Słowo Boże mówi wyraźnie: „czy może przyjść do ciebie coś wcześniej, czego Bóg by nie wiedział?” A dalej Bóg mówi: „jeśli ktoś będzie nastawał na ciebie, to nie ode Mnie to wyjdzie, gdyż Ja chcę, żebyś był uratowany, czy uratowana.” To znaczy, że wróg będzie próbował podstawić się i powiedzieć, że to Bóg jest przeciwko tobie.

Zobaczcie, my często tracimy czas w chrześcijaństwie, dlatego, że zaniedbujemy Boga. Próbujemy zrealizować Słowo Boże i zobaczcie, co z tego wychodzi? Ile Słowa Bożego przelatuje, wchodzi jednym uchem i drugim wychodzi, a człowiek nadal żyje po swojemu? Musi być jakiś problem, że Słowo nie pozostaje w sercu. Nie ma ochoty, żeby tak żyć, jak mówi to Słowo. To tak, jak jestem kulawy na obie nogi i siedzę, nie mogę chodzić. Słyszę: „chodź” – przeleciało, znowu słyszę: „chodź” – przeleciało, aż zatrzymało się i wtedy wstałem i poszedłem. Każdy z nas może chodzić, ale nie będziemy chodzić, dopóki Słowo nie zostanie w naszym sercu. Każdy z nas może prowadzić piękne życie, ale nie będziemy prowadzić go, dopóki Słowo nie zostanie w sercu naszym.

A kiedy ono zostanie? Kiedy Słowo zamieszka w sercu naszym.

Kiedy masz prawidłowe relacje z Bogiem, to masz wielkie pragnienie, by być z rodziną Bożą, gdyż chcesz dawać im to dobro, które daje ci Bóg. Lgniesz, szukasz społeczności, jesteś bogaty. Nie chodzisz jak nędzarz, który myśli sobie: „znowu społeczność, znowu coś będzie”, ale ty masz coś od Boga. A wszyscy dostają coś ku wspólnemu zbudowaniu. To jest zupełnie coś innego, kiedy Ojciec daje ci coś i ty masz. Nie przychodzisz: „mam puste ręce, pustą głowę.” Przychodzisz i masz, a twoje nogi biegną, jesteś szczęśliwy, zadowolony. Bóg dał ci coś ku wspólnemu zbudowaniu.

Bóg chce właśnie tak dawać, żebyśmy biegli do siebie nawzajem. Możemy mieć coś dla siebie nawzajem.

Gorzej jest, kiedy my próbujemy drugiego człowieka obrąbać „swoją siekierą”, żeby on wyglądał tak, jak my sobie wyobrażamy, a sami nie pozwalamy się ukształtować Słowem Bożym. To jest złe, ale rąbiemy i uważamy, że Bóg stoi za nami. Czy wtedy znamy miłość? Czy Bóg nas też tak rąbie?

Ale czy zostawia nas w spokoju, kiedy zgrzeszyliśmy? Po co Bóg dał nam sumienie? Ono przeszkadza, bo jęczy nam, że coś nie tak, że to nie w porządku, tak nie powinno być. Przeszkadza i trzeba wyłączyć, jak alarm w samochodzie. Niech nie dzwoni, kiedy złodziej kradnie. Czy dobrze, że jest sumienie? Bardzo dobrze, że jest, chociaż boli. Ale Miłość dała nam sumienie po to, żebyśmy mieli w środku coś, co pozwala ocenić, że to jest złe i trzeba coś z tym zrobić w Boży sposób.

W miłości nie ma bojaźni, wszak doskonała miłość usuwa bojaźń.” 1Jana 4,18. Kiedy Jezus chodzi przed obliczem Ojca, to Jego głównym motorem wszystkich działań jest miłość do Ojca. On zdaje sobie sprawę, że jest odpowiedzialny za wykonanie wszystkiego, ale głównym motorem jest miłość do Ojca. Pan zawsze chce czynić to, co chce Ojciec, bo On kocha Ojca. Jeśli w nas miłość dochodzi do doskonałości, wtedy chcemy robić to, co chce Ojciec, bo kochamy Go i wiemy, że On nas kocha. To jest zupełnie inny motor działania. Nie szukamy własnej chwały, nie szukamy, żeby ludzie podziwiali nas, to nas nie interesuje. Jest nam dobrze, kiedy Bóg może zrobić to, co jest Jego wolą. Wtedy inni ludzie korzystają z nas, a my w ogóle nawet nie troszczymy się o to specjalnie, bo tacy jesteśmy.

Gdyby dziś naturalnie każdego z nas zmienić i usunąć wszystko, co jest związane ze złem i napełnić nas całkowicie dobrem, byłby zupełnie inny obraz. Ten sam człowiek, a w środku zupełnie co innego. Miłość do tego właśnie dąży, żeby napełnić nas Swoim dobrem i pracuje nad tym w sposób doskonały, cierpliwy, łagodny. Nie raz już mówiliśmy: „Boże, jaki Ty jesteś cierpliwy wobec nas ludzi, żeby uratować nas, zbawić?” Ta cierpliwość nie jest po to, by głaskać nas. Nie. Ona cierpliwie dociera, puka, kołacze, daje pewne myśli, pewne doświadczenia, żebyśmy widzieli, że to jest nie w porządku, to musi być zmienione. Musimy szukać Jego oblicza, musimy przybliżać się do Boga.

Apostoł Paweł poprzez doświadczenie z Bogiem dochodzi do pewnego punktu zachwycającego go. On mówi: „zaprawdę mówię wam, kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny.” Ten silny człowiek doszedł do punktu, w którym chlubi się swoimi słabościami. To jest to doświadczenie, w którym Miłość kształtuje nas też. Miłości nie przeszkadza to, że jesteśmy słabi. Miłość tak naprawdę potrzebuje nas słabych, żebyśmy byli otwarci na miłość. Bo kiedy jesteśmy silni, bierzemy Boże Słowo i zaraz robimy je po swojemu, a potem wracamy i mówimy: „Panie Boże, ci ludzie w tym Kościele to tacy nie rozumni, same klocki, nic nie rozumieją. Ja chciałem dobrze, a nikt tego nie bierze”. I raptem okazuje się, że to człowiek tak myśli sobie: „jak tylko to zrobię, wszyscy powinni od razu reagować, widzieć to, że przecież kocham ich.” Człowiek musi umrzeć, by wziąć to, co Boże. My to wszystko wiemy, ale czy umieramy? Czy nadal wstajemy sami z martwych i do dzieła? Czy umieramy?

Słuchajcie, owoc Ducha Świętego nie jest wytworem ani cząsteczki twojego silnego życia. Ani ułamka, ani jednej miliardowej. Nic z nas nie jest potrzebne Duchowi Świętemu, żeby zaowocować i dlatego kiedy jesteśmy totalnie słabi, wtedy Duch Święty może zrobić to, czego my nie umiemy zrobić. Ale my jesteśmy silni, chociaż mówimy, że jesteśmy słabi. Naprawdę jesteśmy silni. Silnie sprzeciwiamy się Bożej miłości, silnie stajemy wobec Jego działania. I to jest problem, dlatego tak ważny jest krzyż. Nam się wydaje, że jesteśmy słabi, ale dopóki Pan nie może zrobić tego, czego chce, to jesteśmy silni. To nie jest to, że Pan nie może zrobić tego, co chce. To nasza siła przeszkadza Mu zrobić to, co On chce. I musimy zrozumieć to, że miłość w nas musi dojść do doskonałości. Ale dochodzi wtedy, kiedy już nie ufamy swoim siłom, ufamy tylko Panu. I to jest piękne. I wtedy odpoczywamy od naszych dzieł, a Miłość może zrobić w nas to, czego pragniemy. Przecież tak naprawdę pragniemy kochać braci, siostry, przebaczać, być cierpliwymi, łagodnymi.

Teraz tak, jeśli już coś pojmuję i to mnie napełnia, wtedy jeszcze trudniej żyje mi się na ziemi. Będę miał więcej doświadczeń, tak jak Pan Jezus. Teraz mogę odgryźć się: „nie podoba ci się, to sobie idź.” Ale kiedy napełni mnie miłość, nie będę już mógł się odgryźć. Nie będę już mógł jak ludzie odizolować się, oddzielić się, ukryć się, zamknąć się, nie mówić. Zostanę wystawiony. Miłość dochodzi w nas do doskonałości, gdy jesteśmy podobni do Niego. Dopóki mamy jeszcze miejsca skrytości, ukrywania się, dopóty będziemy cały czas stawiać opór temu, by być podobnymi do Jezusa.