Jan 14:23

Słowo pisane

Grzech a Chrystus - część 1

Dobrze, że jest Pan, który troszczy się o nas. Przyszło mi na myśl, takie porównanie, że tak, jak rodzic boi się o swoje dziecko, tak właśnie dziecko Boże boi się o to, co może stać się grzesznikowi, starając się uratować go przed tym, co go czeka. Rodzice wiedzą o tym, jak dzieci potrafią uciekać, np. na ulicę. Dlaczego rodzice tak pilnują je? Gdyż boją się, że dziecko może wpaść pod samochód. Dzieci nie rozumieją tego, że wybieganie na ulicę jest niebezpieczne i można zginąć, po prostu biegną. Dzieci też w różne miejsca pchają swoje ręce. Dlaczego rodzice starają się przewidzieć te miejsca i usiłują zabezpieczyć je? Dlatego, że nie chcą krzywdy swoich dzieci. I tak samo musi być w nas – by nie chcieć krzywdy grzesznika, który nie rozumie w tym momencie zagrożenia, lecz by chcieć uratować go. Apostoł Paweł mówi, że jeśli wie, że coś może być dla człowieka zgorszeniem, to nie będzie przed nim demonstrował, że może sobie teraz „na to” pozwolić, by nie przeszkodzić temu człowiekowi w słuchaniu ewangelii. Rodzice, którzy kochają swoje dzieci, nie chcą ich krzywdy, a więc kochaj bliźniego swego, jak siebie samego i nie chciej jego krzywdy.

Wiemy, że grzech przyniósł na świat śmierć, z powodu grzechu ludzie umierają na ziemi. Są jakieś hospicja, inne miejsca, w których ludzie i dzisiaj kończą swoje życie. Grzech jest takim przekleństwem dla człowieka. Ludzie mogą miłować się i ta śmierć rozłącza ich. Ilu rodziców płakało nad grobami swoich malutkich dzieci, które umierały w wieku miesiąca, czy paru latek. Czy też kiedy ktoś bliski leży i nie można już porozumieć się z nim, gdyż nie kontaktuje, jakiż to smutek.

Grzech jest właśnie powodem tak bolesnych doświadczeń. To wszystko jest konsekwencją grzechu. Gdyby nie grzech nie byłoby tych wszystkich rzeczy. Nie byłoby szpitali, nie byłoby posterunków policji, nie byłoby wojska. Nie trzeba by już obawiać się, że komuś stanie się krzywda. Wszystko to grzech.

Jakie więc powinno być nasze podejście do grzechu? Jeśli grzech uczynił tyle zła na ziemi i czyni nadal, jak powinniśmy traktować grzech? Powinniśmy nienawidzić grzechu. Ale czy wystarczy sama nienawiść do grzechu? Każdy z nas przeżył z pewnością doświadczenie, że chcieliśmy uczynić dobro, a wyszło zło, chcieliśmy poprawić się, a było jeszcze gorzej. Powiedzieliśmy: już więcej nie zrobię tego, a za jakiś czas robiliśmy to znowu. Nienawidziliśmy tego i robiliśmy to dalej, ponieważ grzech zniewolił człowieka i zmusił, by człowiek żył zgodnie z tym grzechem.

Czytałem kiedyś taką książkę „Lata patykiem pisane”, znaną w komunizmie, o ludziach, którzy wpadli w alkoholizm i każdy z nich pisał, jak nienawidził siebie, jak okradał własne dzieci, żeby się napić, jak przyrzekał sobie, że więcej nie zrobi tego. Grzech jednak był silniejszy od człowieka i człowiek znowu robił to. Potrafił chytrze okłamywać, by osiągnąć tą możliwość. Chociaż człowiek nienawidził siebie, jednak zmierzał w tym kierunku, ponieważ grzech zniewolił go. Kłamca, chociaż nieraz już nie chciałby kłamać, jednak kiedy otwiera usta, kłamie. Cudzołożnik już nieraz nienawidzi siebie, ale za chwilę idzie z powrotem, by to robić.

Z grzechu nie można wydostać się tylko dlatego, że nienawidzę grzechu, mam go dość i już nie chcę go, gdyż grzech jest silniejszy od nas, ludzi. On powoduje to, że nawet człowiek nienawidząc samego siebie, robi to, wiedząc, że krzywdzi kogoś, kto kocha go. Ilu ludzi potrafiło uczynić takie obrzydliwości, by osiągnąć to, co ten grzech pożądał w nim.

Widzimy więc, że grzech czyni z człowieka niewolnika strasznych złych doświadczeń. Każdy człowiek mógłby opowiedzieć historię, jak próbował zerwać z tym, czy z tamtym. Może nie chciał obrażać kogoś swoimi złymi słowami, agresją, złośliwością, ale kiedy przychodziło doświadczenie, już człowiek robił to. I chociaż sam siebie usprawiedliwiał, to wewnątrz siebie wiedział, że obrzydliwe jest to, co robi. Niejedna żona myślała sobie, że będę inna dla swego męża, niejeden mąż myślał: będę dla swojej żony inny, ale nie może być inna, czy inny, nie może sam wydostać się z tego. Grzech czyni spustoszenie w relacjach małżeńskich, w relacjach rodzinnych. Ile było wyrównywania rachunków między sobą przy alkoholu, ile było złych wydarzeń w rodzinach. Grzech zawsze czyni coś, co jest złe, co krzywdzi drugiego i tego, który czyni to, gdyż prowadzi w konsekwencji do jeziora ognistego. Zapłatą za grzech jest śmierć.

I gdybyśmy mieli zakończyć tylko na tym, każdy powiedziałby: tak, to jest prawda, ja nie chcę kłamać, chciałbym być uprzejmy, miły, czy chciałabym mówić prawdę, mieć dobre relacje. Moglibyśmy wszyscy powiedzieć sobie w ten sposób, ale co my zrobimy z tym, biedaki, przecież nie poradzimy sobie z tym. Ty nie możesz przestać robić tego, ja nie mogę skończyć z tamtym, nie potrafię. Byłaby to tragedia, gdybyśmy doszli do wniosku, że musimy już tacy być.

Ale dzięki Bogu zjawiło się świadectwo Jezusa, który przyszedł, umarł na krzyżu Golgoty, żeby zmienić nasze życie! I kiedy zaczął On docierać do nas, raptem stało się możliwe to, co wcześniej było niemożliwe i to w tak czasem cudowny sposób, że to, z czym walczyłem latami, zniknęło w jednym momencie! Fascynujące przeżycie! Raptem zobaczyłem, że jest Ktoś silniejszy od grzechu! I tego Kogoś musimy teraz trzymać się całymi swymi siłami, myślą, całym swoim życiem, bo tylko Jezus może nas uratować od naszej złej natury! Jezus Chrystus.

Raptem w życiu apostoła, który wcześniej był Saulem z Tarsu, gdy na jego drodze stanął Jezus, pojawiło się coś olśniewającego. Coś, z czym nie mógł sobie wcześniej poradzić: „chciałem czynić dobrze, ale trzymało mnie się złe” (list do Rzymian, siódmy rozdział), zostało pokonane przez zamieszkanie Jezusa w nim. A więc kiedy jestem sam, czynię zło, ale kiedy Jezus jest we mnie, czynię dobro. Rzucam w proch całe moje sprawiedliwe życie, skażone grzechem. W Jezusie odnajduję najwspanialsze miejsce. Alleluja! Ukochajmy Jezusa z całego serca naszego, bo Pan jest naszym zbawieniem. Nasze serce nie może tak sobie lekko bić przy Nim, ono musi zabić, jak bije serce kogoś, kto kocha! Ono musi poruszać się: „czyż serce nasze nie pałało, kiedy mówił do nas?” – mówili dwaj uczniowie w drodze do Emaus. „Czy serce w nas nie pałało, kiedy słuchaliśmy, jak do nas mówi?” Chociaż nie rozpoznali Go, serce ich już mocniej biło na słowa, głos Jezusa.

To jest najwspanialsza wiadomość dla grzeszników opanowanych przez grzech, nie mogących oderwać się od czynionego zła. Ilu ludzi wszywało sobie esperal, czy próbowali innych rzeczy, walcząc z tym, a to znowu powalało. A tu jest Jezus, który uwalnia z największej niewoli grzechu, związania! Ale Jezus może spowszednieć tym, którzy wcześniej doznali Jego łaski i miłości, bo ludzie w chrześcijaństwie kłócą się, obrzydzają sobie życie, dlatego, że ich serce przestało pałać do Jezusa. Stali się, jak martwy kwiat, który może ładnie wyglądać, pachnieć z pokropienia aerozolem, ale nie ma sam w sobie życia. Nie może ani podrosnąć, ani nie opadną mu liście. Jest martwy, nie ma w nim życia.

Ale, jeśli jest żywy chrześcijanin, to on zdaje sobie sprawę z tego Jezusa, który umarłszy za jego grzechy, za grzechy wszystkich ludzi, powstał następnie z martwych, abyśmy mieli usprawiedliwienie i pojednanie przed Bogiem. Chwała Bogu za Jezusa! Chrześcijanin nie może przestać kochać Jezusa, bo kiedy przestaje kochać Go, przestaje być chrześcijaninem i wtedy musi grzeszyć, musi znaleźć swoje własne „sprawiedliwe” życie! Ale prawdziwie chrześcijaninem jest się tylko wtedy, kiedy ma się Chrystusa, kiedy Pan jest sprawiedliwością moją, a ja doznaję, że On zbawia mnie dzisiaj również. Jezus nie przestał być Zbawicielem, dlatego, że przestałem wierzyć w Niego. Jezus jest nadal Zbawicielem wszystkich tych, którzy wierzą w Niego. Jezus nie zmienia się dlatego, że chrześcijaństwo zmienia się. Jezus jest wczoraj, dzisiaj i na wieki taki sam i każdy kto do Niego przyjdzie, znajdzie Przyjaciela potrzebnego, by przestać grzeszyć!

To jest Jezus Chrystus. Nie ma nikogo takiego poza Jezusem, kto mógłby pomóc ci przestać grzeszyć! Niezależnie, czy uważasz się za chrześcijanina, czy nie, jeśli żyjesz w grzechu, potrzebujesz Zbawiciela. Są chrześcijanie, którzy żyją błędnym życiem majaków, myśląc, że jest w porządku, kiedy wcale tak nie jest, bo grzeszą. Jeśli jest Jezus w nas, jesteśmy w porządku, jeśli nie ma Go w nas, nie jesteśmy w porządku.

Do jakiego kościoła puka Jezus w drzwi, w Laodycei? Do letniego, który pomyślał sobie: jestem bogaty, wszystko mam. A Jezus mówi: jesteś nędzny, nagi, biedny. Otwórz drzwi, bo gdy otworzysz drzwi, wejdę i będę u ciebie wieczerzał, a serce twoje rozpłomieni się i znowu doznasz zwycięstwa i znowu zobaczysz, gdzie jest twój skarb i będziesz zachwycał się Mną – mówi Jezus. Nie będziesz zachwycał się, jakie ty wspaniałe rzeczy dokonałeś, ile masz wiedzy, ile książek przeczytałeś, tylko będziesz cieszył się Jezusem. Jeśli nie ma już radości z Jezusa, ale z jakichś książek, ze swoich prywatnych chrześcijańskich dokonań, to co to jest? Naszą radością jest Pan! Jeśli nie ma radości z Chrystusa, wszystko jest oszukane. Wiecie, że kiedy nie ma Pana, to trzeba wywołać radość w ludziach i wtedy robi się różne rzeczy, mówi wesołe opowiastki, żeby ludzie cieszyli się. Tak „ciesząc się”, niech idą w ogień.

Czy inaczej? Apostoł Paweł mówi: raduj się w Panu zawsze. Jeśli nie ma już radości z Pana, nie ma żadnej radości. Wszystko są to tylko imitacje. Można dostać fajną żonę lub męża, lecz w końcu umrą. Można mieć fajne dzieci, lecz i one umrą. Ale jeśli będzie w nich Jezus, to one będą żyć na wieki. Chwała Bogu za Jezusa! Dzieci rodzisz na śmierć, lecz jeśli one spotkają w swoim życiu Jezusa, uwierzą w Niego i staną się zbawione przez Niego, to one pójdą na wieczność z Bogiem. Urodzą się jeszcze raz, z Boga, aby żyć dzięki Bogu. Wiecie jakie to jest cenne? Bóg lubi mieć dużo dzieci i mówi: czy chcecie mieć wytłumaczenie, dlaczego zradzam dzieci? „Chcę, by było ich pełno”. „Abrahamie, mówi Bóg, spójrz do góry i zobacz ile będziesz miał dzieci, tyle ile gwiazd na niebie. To są wierzący, którzy jak ty, będą należeć do Mnie.” Abraham mógł pomyśleć: „Boże, skąd dasz mi tyle dzieci”? „Ja ci je urodzę, a one będą wierzące tak, jak ty”, mówi Bóg.

Chwała Bogu za Jezusa! Wołaj: „chwała Bogu za Jezusa”, aż twoje serce zacznie płonąć, aż serce twoje dołączy do twoich ust i całe twoje chrześcijańskie życie dołączy do tego. Chwała Bogu za Jezusa, który przyszedł mnie zbawić, który i dzisiaj jest Panem nad grzechem, nad śmiercią, nad diabłem, nad moim życiem, bym doszedł do wieczności, aby diabeł nie zatrzymał mnie po drodze, bym nie uwikłał się w grzechy tego świata, by serce moje było wolne dla Pana. On mocen jest zachować mnie od wszelkiego zła. Mój Jezus jest mocen! To musi być pewność.

Chrześcijaństwo umiera, dlatego, że dzisiaj brakuje Jezusa w chrześcijaństwie, ale ci, którzy mają Jezusa, żyją, bo życie Jezusa jest niezależne od obrazów, które są na tej ziemi, mówiących: „nie uda się, szkoda w ogóle wyruszać”. Straszne jest, kiedy chrześcijanin kończy na tym, że chlubi się własną sprawiedliwością, ale pięknie, kiedy do końca chlubi się Panem. Mój Pan Jezus jest wystarczający, wszystko dostałam w Nim! Nawet wszystkie dobre uczynki dostałem w Chrystusie. Wszystko co najlepsze dostałem w Nim. Alleluja! Wszystkim we wszystkim Chrystus! To musi być On. Żadne ludzkie chrześcijaństwo, to musi być Boże chrześcijaństwo, zrodzone z Boga, nie z ciała. To musi być lud, który został zrodzony z góry, który dzisiaj widzi Jezusa i który do tego Jezusa należy całym swoim sercem.

Otwórzmy list do Rzymian, szósty rozdział, dobrze nam znany, niektórym ku przypomnieniu, innym ku zastanowieniu. Czytajmy 1 i 2 wiersz:

Cóż więc powiemy? Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska obfitsza była? Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy?

To jest taka trąba, że jeśli człowiek nie słyszy jej, to musi być martwy. To jest taka potężna Boża trąba: PRZENIGDY! Bóg mówi: PRZENIGDY! Dzieci Boże mówią: PRZENIGDY życie w grzechach!