Jan 14:23

Słowo pisane

Mieszkanie Boga i dwie drogi – część 2

Więc pomyślmy sobie, co tak naprawdę jest nam potrzebne, by iść tą drogą wieczności. Potrzebna nam jest radość zbawienia, mało spotykana cecha w chrześcijaństwie. Kiedy rozmawiasz z kimkolwiek, stale ma kłopoty. Ciężko spotkać ludzi, którzy mówią, że oni są już bogaci, niczego nie brakuje im, wszystko mają, są szczęśliwi w Panu. Ale kiedy spojrzałbyś na ich życie, zobaczyłbyś ile doświadczeń oni mają. Może pomyślisz: „gdybym tak miał, to też bym taki był”. Spróbuj i raptem okaże się, że po jednym doświadczeniu już byś zwiał. Często ci najszczęśliwsi ludzie przechodzą przez najwięcej ucisków. Na tej drodze jest zupełnie inaczej niż w świecie. Dlatego można rozeznać to po tym, że człowiek, który idzie tą drogą jest coraz mniej podobny do świata, ma coraz więcej upodobania w sprawach Pana Jezusa. Coś ginie, a coś wzrasta, dlatego Paweł mówi o codziennym braniu krzyża na tej drodze, żeby ginęło to, co jest Pawłem, a pojawiało się to, co jest Chrystusem.

Uczymy się chodzić tą drogą i poprzez chodzenie nią, wzrastamy, rozwijamy się. Ludzie patrzą nas i myślą sobie: „skąd taki mądry?” Ponieważ ta droga jest mądra. Mądrość nasza jest z Chrystusa, to nie jest mądrość z szerokiego świata. Mądrość świata jest taka, żeby jak najtańszym kosztem dorobić się jak najwięcej. Mądrość tej drogi jest inna: jak tym co masz, zebrać sobie skarby w niebie. Widzicie, to jest zupełnie inna mentalność, inne patrzenie. Taki był Chrystus i tego uczy nas. Mówi osobiście do mnie i do ciebie, nie mówi gdzieś w powietrze. Patrzy prosto w twoje oczy i mówi: „do ciebie mówię”. „Ty, który uwierzyłeś we Mnie, nie trwóż się. Zostaw Mi całą sprawę swego życia.”

Pewien człowiek pokazał to bardzo pięknie na Rut Moabitce. Pokazał jej troskę o wszystkie sprawy do momentu, kiedy Boaz przejął od niej wszystko. Ona już mogła zostawić wszystko, Boaz wziął wszystko w swoje ręce. Stanął, załatwił sprawę, wziął ją sobie za żonę i wiemy, że Rut znajduje się w rodowodzie Jezusa. A więc, kiedy przychodzimy do Jezusa i wierzymy w Niego, zostawiamy Mu wszystko, naszą pracę, nasze jedzenie i wtedy będziemy mogli być owocnymi. Bo jeśli nie zostawimy Mu, będziemy mieli stale kłopoty, diabeł będzie przeszkadzał nam przez nie pozostawione rzeczy. Będzie nas straszył, by odebrać spokój poprzez rzeczy, które my trzymamy. Jezusowi spokoju nie można odebrać, On wie, co robi i nie można przeszkodzić Mu w tym, ale my jeszcze jesteśmy w tym ciele. A więc diabeł próbuje, byśmy chwycili coś cielesnego, a kiedy tego chwycimy, to będzie mógł drażnić nas, przeszkadzać, frapować, straszyć, cokolwiek robić.

Bardzo często jest tak, że człowiek myśli: „a czy ja dojdę do wieczności?” Po co bierzesz na siebie to, czego i tak nie zrobisz. Ufaj Panu, powierz Jemu swoją drogę, a ziszczą się twoje zamiary. Czy miałeś kiedyś kogoś takiego, komu wszystko powierzyłeś, a on wszystko załatwił najlepiej? Z ludzi nie znam żadnego, ale Jezus Chrystus jest właśnie taki. Kiedy oddasz Mu, to On zrobi to idealnie. To jest właśnie ta droga.

Świat nie ufa nikomu, nie wierzy. Świat kiedy spotka chrześcijanina tego z wąskiej drogi i chociaż będzie zły, że jest taki święty, ale kiedy chodzi o przypilnowanie temu światu, świat powie: „ten chrześcijanin może pilnować, nikomu więcej tego nie powierzę.” To jest prawda, sam spotkałem się z tym i wiem. Ludzie wiedzą, że chrześcijanin nic nie ukradnie i można powierzyć mu wszystkie skarby, i one nie zginą. Wiedzą, że w świecie są sami złodzieje. Dasz szansę ukradnie, bo on sam też kradnie. Dlatego czasami są też ogłoszenia, szukają uczciwego. Trzeba uważać nawet wtedy, gdyż musimy być wolni od wszelkiej pożądliwości, nic się nam nie przyda, my nic nie budujemy z czyjegoś. Budujemy ze swojego, z tego, co daje nam Pan. Jeśli nie da, nie zrobimy, widocznie nie ma potrzeby. Nie trzeba się z nikim ścigać. Na wąskiej drodze nawet głupi nie zbłądzi. Nie zależy to od niego, żeby doszedł, zależy to od jego Pana, a więc można być spokojnym. Pan, który jest drogą, doprowadzi do końca. Człowiek nie musi obawiać się i lękać.

Jezus mówi: „idę przygotować wam miejsca’. Kiedyś dotarło do mnie, jak ważne jest to: „w domu Ojca mego wiele jest mieszkań.” Czyich mieszkań? Często człowiek myśli, że Pan poszedł przygotować tam dla mnie „chałupę”. Jezus mówi zupełnie co innego, że w domu, tam u Boga, wiele jest mieszkań, które były dla Boga na ziemi. Te mieszkania, w których Bóg mógł mieszkać na ziemi, będą w domu u Boga. To ty wybierasz dzisiaj, czy chcesz być mieszkaniem dla Boga i być w Jego domu, czy nie. Jezus mówi, że Bóg mieszka w świątyni, a tą świątynią jest człowiek wierzący w Chrystusa Jezusa, który należy do Boga i ty jesteś Jego mieszkaniem tutaj. Tak, jak Bóg mieszkał w swoim Synu, tak chce mieszkać w tobie i we mnie i On wszystkie swoje mieszkania zabierze do góry.

Rozumiecie? To chce powiedzieć Jezus. Dlatego ważne jest, by być zamieszkałym przez Jezusa, a nie przez diabła. To jest ważne, czyim jestem mieszkaniem. Mówiliśmy wczoraj o samochodach i ważne, kto mną jeździ, jeśli Pan, idę do wieczności, jeśli diabeł, na zatracenie. I tu jest to samo; czy jestem mieszkaniem dla Boga, czy dla diabła. Jeśli we mnie są pożądliwości, złośliwości, kłamstwa, itd., to nie jest mieszkanie dla Boga. Bóg tak urządził to, że najpierw przychodzi oczyszczenie przez krzyż, by Pan mógł wejść do domu. Nie wierzcie, gdy ludzie mówią: „Panie, przyjdź zamieszkaj we mnie” i słyszą od nauczycieli: „tak, Bóg już zamieszkał w tobie.” Nie wierzcie, to jest kłamstwo. Bóg nie zamieszka, dopóki nie oczyści tego mieszkania. Gdzie to jest napisane? W Ewangelii Jana.

 Kto ma przykazania moje i przestrzega ich, ten mnie miłuje; a kto mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja miłować go będę, i objawię mu samego siebie. Rzekł mu Judasz, nie Iskariota: Panie, cóż się stało, że masz się nam objawić, a nie światu? Odpowiedział Jezus i rzekł mu: Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrzegać będzie, i Ojciec mój umiłuje go, i do niego przyjdziemy, i u niego zamieszkamy. Ew. Jana 14,21-23.

Najpierw musisz wytrwać w słowie, a dopiero Pan zamieszka. To nie tak hop, hop. Chyba też nie chciałbyś mieszkać w domu, który nie ma dachu, totalny bałagan, pełno puszek po pijakach i smród po pozostałym piwie. Niezbyt przyjemne, prawda? A więc trzeba to wszystko zburzyć i postawić na nowo i wtedy można zamieszkać. I Pan dokładnie o tym właśnie mówi. On chce, żebyś był Jego mieszkaniem, chce, żebyś przyjął oczyszczenie Jego krwią, chce, żebyś w krzyżu widział odpowiednie nastawienie do Boga, żebyś nie sprzeciwiał się temu, co On będzie chciał w tobie uczynić. Kiedy zechce, żebyś był hojny i zaczniesz rozdawać swoje pieniądze, żebyś później nie powiedział: „Panie Boże, czy nie szkoda pieniędzy, czy nie można tego jakoś inaczej załatwić?” A do Barnaby Bóg powiedział: „Barnaba, sprzedaj wszystko i idziemy dalej”. Barnaba mówi: „dobrze Panie Boże” i szczęśliwy idzie do wieczności. Bóg nie mówił tego do wszystkich, ale do Barnaby akurat powiedział i ten mąż był szczęśliwy. To był mąż pocieszenia, cudowny człowiek, ale musiał być wolny od swoich posesji, które przeszkadzałyby mu być mężem pocieszenia i Bóg mówi: „sprzedaj to, to ci nie jest potrzebne, żebyś pocieszał innych”. Cudowne, prawda?

Bóg wie, co ze mną i z tobą zrobić. Tylko musimy zobaczyć, że jedynie Stwórca wie, co jest dla mnie i dla ciebie potrzebne. Musimy po prostu uwierzyć Mu. To jest pierwsze, podstawowe.

Nie raz słyszymy różne opowieści. Pewna młoda kobieta modliła się o męża i pewnego dnia usłyszała, że ma iść na ulicę, powiedzmy Jaśminową, nr 48 i tam czeka na nią jej mąż. Ładnie ubrała się na pierwsze spotkanie z przyszłym swoim mężem. Idzie szczęśliwa i puka do drzwi. Cicho. Puka głośniej i po pewnym momencie słyszy człapanie. „Chyba jakiś dziadek idzie, co Bóg wybrał mi?” Drzwi otwiera piękny młodzieniec, ale on nie widzi jej, był niewidomy. Przeżyła z nim 50 lat, był dla niej olbrzymim błogosławieństwem. Dzięki niemu wytrwała do końca. To jest prawdziwa opowieść. Bóg dał jej to, co najlepsze. Lepiej, że on nie widział tego wszystkiego, przez co jego serce było wolniejsze i mógł więcej pomóc jej, prawda?

Widzicie, Bóg ma to, co najlepsze, tylko, czy my zobaczymy w tym to co najlepsze? Myślę, że ten pierwszy moment nie był dla niej zbyt ciekawy, prawda? Ale po iluś latach kobieta ta mogła powiedzieć: „Bóg dał mi prawdziwego męża.” Nie jest takie łatwe spotkać prawdziwego mężczyznę na tej ziemi. Prawdziwy mężczyzna to taki, który chce prowadzić swój dom do Boga, a nie prawdziwy to taki, który chce mieć żonę, która by mu stale usługiwała. Prawdziwy mężczyzna chce zaopiekować się żoną, dziećmi i wszystkich przyprowadzić do Boga.

Wielu ludzi chodzi, mieniąc się chrześcijanami, lecz trzeba zobaczyć czy naprawdę w ich życiu jest Chrystus, czy Pan jest uwielbiony. Taka po części prywatna, osobista sprawa, ale opowiem.

Pewien chrześcijański mężczyzna w wieku lat 25, mający wszelkie predyspozycje, żeby być mężem, ponieważ ma Biblię, lubi się modlić i ma wysokie mniemanie o sobie („to jest bardzo ważne dla chrześcijanina”), przebiera pośród chrześcijańskich kobiet, chętnych by wyjść za mąż, a jest ich nie mało. Ma chrześcijańskie wizje i szuka sobie pomocy do tej wizji, i wszystko wygląda pięknie. Pewnej nocy mojej córce śni się, że wzięła ślub z kobietą i żyje z nią, aż w którymś momencie pojawia się mężczyzna, ten właśnie mężczyzna, z którym powinna wziąć ślub. Córka opowiada ten sen podczas jazdy samochodem, a obok siedzi jej siostra i mówi: „wiesz, ja też miałam tej nocy głupi sen. Śniło mi się, że mówiłam do jakiejś dziewczyny, żeby nie wychodziła za dziewczynę.” To było tej samej nocy. Widzicie, jak Bóg ostrzega.

Wielu ludzi z Biblią, to są baby. Nie ma mężczyzn, którzy wychowywaliby następnych, żeby podejmowali trud opieki nad całym domem, by cały dom prowadzić do Boga. Nie walczyć z żoną, ale uczyć iść do Boga. Brakuje mężczyzn, którzy nauczyliby męskości. Ale jest prawdziwy mężczyzna, Chrystus. To jest jedyny prawdziwy mężczyzna i my do tej męskiej doskonałości mamy dążyć. Dla mnie wzorem jest Chrystus, jak On prowadzi swój Kościół. To jest napomnienie do nas, gdyż diabeł zniewieścił wielu mężczyzn. Ich zapotrzebowania są zupełnie nie męskie. Mężczyzna to jest ktoś poważny, kto ma „mięśnie i umie dźwigać”. Trzeba mieć męskie cechy i one są w Chrystusie. Jest gotów stoczyć bitwę o swoją ukochaną i wygrać. On nie odda pola diabłu, on jej nie zostawi, nie porzuci, będzie troszczył się, starał, aż ona będzie czysta, święta, doskonała. Piękne, prawda? To jest prawdziwy mężczyzna. Wszystko inne, to nie prawdziwi mężczyźni, chociaż wyglądają. W sercu musi być inaczej i to jest praca tej wąskiej drogi.

Mogę powiedzieć wam swoje świadectwo. W małżeństwie, w domu, byłem babą. Kiedy chciałem iść do siostry, do góry, a żona mówiła, że nie, to zostawałem. Ale pierwszą rzeczą, która stała się kiedy nawróciłem się to ta, że Bóg uczynił ze mnie mężczyznę. Zacząłem podejmować decyzje i zacząłem czynić to, co Bóg mi dawał i moja żona rozbiła się o męskość i nawróciła się. Mężczyzna to jest potrzebny w domu człowiek, bo wtedy dom dużo korzysta z tego. To jest cudowne, że po nawróceniu Bóg uczynił mnie mężczyzną, uczynił mnie tym, kim mnie stworzył, ale uczynił to w Chrystusie. To jest wielka potrzeba, żeby tak to wyglądało, żeby był ktoś, kto zniesie wszystkie przeciwności, wszystkie naprężenia domowe i będzie szedł dalej, pociągał dom do Boga.