Jan 14:23

Słowo pisane

Wyjście poza obóz – rozdział 2 - część 1

Śmierć otwarciem do nowego życia

 Otwórzcie 20 rozdział Ew. Jana. Jest tu opisane to wydarzenie, które ma tak ogromne dla nas znaczenie, a które Bóg chce, aby napełniało nieustannie nasze serca. I tak jak mówiliśmy ostatnio, nie może ono napełnić naszych serc, dopóki my nie umarliśmy z Chrystusem, czyli jedno łączy się z drugim i wszystko ma swój porządek u Boga. Bez śmierci nie mogłoby zaistnieć zmartwychwstanie, gdyż samo słowo: zmartwychwstanie, mówi nam, że ktoś musiał być najpierw martwy, aby następnie powstać z martwych do życia. Tak i w nas ludziach przeznaczonych do życia wiecznego jest tak, że dopóki nie przyjmiemy przez wiarę naszej śmierci w Chrystusie umarłym i nie stanie się ona rzeczywistością w nas, dopóty nie może powstać w nas do życia zmartwychwstały Pan i Jego panowanie, a my nadal pozostajemy martwi dla Boga, a żywi dla świata. Dopóki nie umrzemy Chrystus nie może być Panem nowego życia. Tak bardzo wyraźnie musimy zobaczyć w Nim tę miłość, z którą Pan patrzył na nas, chociaż nasz obraz był przerażający. Obraz uczniów chodzących z Jezusem był wtedy taki: „albowiem jeszcze nie rozumieli Pisma”. Nie rozumieli jeszcze słowa, które czytali lub słyszeli. Taki był ich obraz, gdyż ich ciało było jeszcze żywe i byli oporni wobec Słowa Bożego i Ono nie mogło w nich zamieszkać. Nie mogli cieszyć się zmartwychwstaniem, gdyż jeszcze nie stało się w ich życiu to, że umarli, chociaż z chwilą kiedy Pan umarł, umarliśmy wszyscy, także i oni, ale do ich życia jeszcze to nie weszło, a więc jeszcze nie mogli pojąć Pism o tym, że On zmartwychwstał. Ich stan ogólny był beznadziejny - „cóż my jeszcze tam będziemy robić? - pójdziemy w tym czy w tamtym kierunku, będziemy szukać czegoś pamiętając o tym, jak dobry był Pan”.

Jak bardzo w naszym życiu musi to zaistnieć w mocy Ducha Świętego, aby zmartwychwstanie Chrystusa zaczęło oznaczać dla każdego z nas coś wielkiego, potężnego i chwalebnego, coś takiego, co pozwala nam, ludziom stawać przed obliczem Boga i składać Mu nasze dziękczynne modlitwy. Wiemy, że dla człowieka, który jeszcze nie umarł jest to modlitwa pokutna. Natomiast modlitwa człowieka, który umarł i zmartwychwstał jest modlitwą uwielbienia, oddania chwały, ponieważ jest to nowy człowiek, który został narodzony na nowo. To znaczy, że ten człowiek wcześniej umarł, dopiero potem został narodzony na nowo. Tylko Bóg może taką rzecz uczynić w nas jak jest napisane: „W Nim zostaliście obrzezani obrzezaniem, dokonanym nie ręką ludzką, przez zdjęcie z ciała waszego ciała grzechu w obrzezaniu Chrystusowym”. To jest naszym także i dzisiejszym doświadczeniem, gdy napotykamy na te wszystkie rzeczy i możemy rozpoznać szlak nieumarłego człowieka po tym, co za sobą zostawia. Patrzymy na to, co pozostaje za nami, czy jest to już pokój, miłość, troska, rzeczywistość Chrystusa czy jest to nadal próba osiągnięcia czegoś przez starego człowieka owocującego poprzez swoją cielesność.

To było potężne wydarzenie, gdy Pan zmartwychwstał, ale uczniowie nie mogli go jeszcze przeżywać. Kiedy dotarły do nich pierwsze wieści, to pobiegli tam i zobaczyli, że grób jest pusty, jednak ich umysł nadal myślał po staremu - wzięli Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położyli. A kiedy Maria już mogła widzieć Jezusa i powiedziała im o tym, było to dla nich zbyt wielkie, zbyt wspaniałe, aby mogli to przyjąć, bo przerastające zrozumienie ich ludzkiego umysłu. Dlatego jak autentyczne musi być to w nas, że umarliśmy, by Chrystus mógł wstać do życia w nas. W nas teraz, gdy przyjęliśmy przez wiarę Jego śmierć i naszą w Nim, bo On wstał do życia już wtedy, kiedy nas jeszcze nie było, to się już stało. Ten grób rzeczywiście był pusty i oni go takim zobaczyli. To jest relacja rzeczywistości, którą oni oglądali: te szaty, które zostały, odwalony kamień, wszystko to widzieli. I była tam wtedy Maria, która pytała: „Powiedz mi gdzie Go położyłeś?”. Ta rzeczywistość została opisana w Biblii dla nas, jako dla wszystkich potomnych po nich. My o tym czytamy, bo Pan chciał, żebyśmy wiedzieli jak to wyglądało, żebyśmy mieli relacje bezpośrednich świadków tego, co się wykonało w naszym Panu Jezusie Chrystusie, gdy Bóg wzbudził Go z martwych. Teraz tak ważne jest, kiedy ta relacja przez wiarę stanie się dla nas i dla innych autentyczna. Pan powiedział: „błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. Teraz też ktoś przychodzi do nas i mówi: Jezus zmartwychwstał, a my pokazujemy swoją pustą reakcją na tę wieść - nie do wiary. Kiedy jest widocznym na zewnątrz to, że uwierzyliśmy? Kiedy On czyni nas martwymi przez zamieszkanie w nas jako umarły za moje i twoje grzechy. Kiedy On zamieszka w ten sposób we mnie i w tobie, w tym momencie On już może w nas zmartwychwstać, już może ta wieść napełniać nas i cieszyć pokonaniem śmierci zwycięstwem i triumfem zmartwychwstania Jego i naszego w Nim, i wtedy w nas może istnieć ta rzeczywistość zmartwychwstałego życia. Jakże bym mógł wtedy pozostać jeszcze przy czymś starym, skoro widziałem Go zmartwychwstałym w moim życiu? Chwała Bogu, bo ta rzeczywistość mówi nam, ludziom o tym, że do nas wszystkich przyszedł Jezus Chrystus, do nas wszystkich. Te Ewangelie, spisane przez uczniów Jezusa, mówią nam o Jezusie chodzącym, o Jezusie mówiącym, o Jezusie zwyciężającym, o Jezusie posłusznym, mówią nam jakie słowa wypowiadał, abyśmy dzisiaj mogli, chociaż minęło już tyle lat, patrzeć i słuchać, jakież On odpowiedzi dawał tym ludziom, którzy Go pytali o to, czy o tamto. Możemy jakby śledzić bieg Jego życia tutaj na ziemi, możemy widzieć troskę Ojca, możemy widzieć staranie uczniów o Niego, ale to było wtedy jeszcze ludzkie staranie, możemy zobaczyć, że brakowało im w tym jeszcze rzeczywistej Bożej miłości, nadal to była ludzka miłość. To staranie widzimy w tym litościwym pytaniu: „Panie po co ci cierpieć i umierać?”. Śmierć krzyżowa była czymś przerażającym w tym momencie dla nich. Aż dochodzimy do Wieczerzy Pańskiej, zdrady Judasza, śmierci krzyżowej i zmartwychwstania, oraz pożegnania się z nimi i odejścia do Ojca. Jak bardzo jest ważne, aby te wszystkie wydarzenia były dla nas autentyczne, autentyczne tak mocno, żeby powodowały w nas przyjmowanie doświadczeń Bożych, abyśmy doszli do tego, co Bóg zamyślił w Swoim Boskim sercu, aby nas uratować.

On jedynie może napełnić moje serce, mój umysł tym wielkim zawołaniem Pawłowym: Ja umarłem, ja umarłem w Chrystusie, i nie żyję już ja, lecz żyje we mnie Chrystus. Ta śmierć w Chrystusie kończy wszelkie doświadczenie człowieka, który jeszcze walczy w swojej sprawiedliwości. To jest coś, do czego nas doprowadza krzyż i zaprawdę krzyż jest olbrzymim cierpieniem dla człowieka. Krzyż powoduje w człowieku olbrzymie cierpienie i gdyby nie Boża miłość i troska, to byśmy już nie raz uciekli z tego krzyża, bo on jest trudny dla nas, on nie pozwala nam stanąć w swojej obronie, nie pozwala nam reagować w ludzki sposób, kiedy tylko chcemy reagować w ludzki sposób to on nas uwiera, nie pozwala nam na to. Gdyby Bóg zabrał nas z tego świata zaraz po uwierzeniu, to nigdy nie wyznalibyśmy, że krzyż jest zwycięstwem odniesionym przez Boga w nas, bo jako pozostający na ziemi mimo odrzucenia nas przez świat, jako głupców, my chcemy nieść swój krzyż dany nam przez Boga i naśladować Jezusa Chrystusa codziennie.