Jan 14:23

Słowo pisane

Rozważanie Pierwszego Listu Jana – część 7

1Jana 3. Patrzcie, jaką miłość dał nam Ojciec, abyśmy byli dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy. Dlatego świat nas nie zna, że jego nie poznał. Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do niego podobni, gdyż ujrzymy go takim, jakim jest. I każdy, kto tę nadzieję w nim pokłada, oczyszcza się, tak jak On jest czysty.

Bóg napełnia swoje dzieci miłością, daje im Swoją miłość, abyśmy mogli być Jego dziećmi na tej ziemi, gdzie dzieci diabła mają tyle nienawiści, złości, agresji. Dlatego dalej Jan pisze, że dzieci Boże nie grzeszą, gdyż posiew Boży jest w nich i nie mogą grzeszyć, gdyż są urodzeni z Boga. Grzeszyć, a być kuszonym do grzechu to są dwie różne rzeczy. W naszym ciele nieustannie tkwi potencjał, żeby grzeszyć, ale miłość Boża jest czymś tak cennym, że napełniając nas, odbiera siłę temu ciału, żeby grzeszyć. Dlatego miłość nie szuka, by uczynić zło, tylko dobro. Miłość rozlewająca się w sercach naszych, jakby obezwładnia nasze ciało, które zna grzech, czyniąc to, co jest potrzebne, żeby inni ludzie mogli zobaczyć, że Bóg może pomóc każdemu człowiekowi. Nie myślę, żebyśmy napisali wszystkie grzechy ze starego życia, jak Bóg obezwładniwszy nas, wyprowadził nas z tych grzechów, z ich niewoli, jak uczynił to. Jak Bóg uczynił to? Dał nam moc.

Musimy coraz więcej mówić z osobistego doświadczenia z Bogiem. Słowo Boże uczy nas o tych prawdach, ale te prawdy muszą mieszkać w nas i to jest podstawa. Słowo Boże chce przenieść tą prawdę do naszego wnętrza, żeby zamieszkało w nas. To jest bardzo ważne dla nas. Uczymy się, ale Duch Święty chce mieć tą prawdę w środku, w nas, żebyśmy mogli coraz więcej powiedzieć, jak Bóg pracuje w nas. Naprawdę, jeśli słyszysz te Słowa: „w ciszy i zaufaniu będzie wasza moc” (Izaj.30,15), to chodząc z Bogiem, możesz mówić, że to jest sto procentowa prawda. Kiedy jestem cicho i ufam Panu, wtedy On wspaniale czyni to, co jest potrzebne. Kiedy jestem niepewny, rozbiegany, obawiam się, liczę czas i myślę, że to coś nie tak, wtedy bardzo często nie może się to zrealizować. Nie ufam, nie zostawiam, ograniczam sposób, w jaki Pan chce osiągnąć to i kiedy wchodzę w doświadczenia, mówię: „Boże, po co posyłasz mi to?”

Wiemy, że Bóg daje wolność swoim dzieciom. Wolność można dać tylko komuś, kto wie, na Kim opiera się. Kiedy rodzic może dać wolność swemu dziecku? Kiedy rodzic wie, że dziecko w tej wolności nie zrobi sobie krzywdy. Moglibyśmy jeszcze długo rozważać tą Miłość, ale to, co podstawowe, czy my tego potrzebujemy? Czy myślimy, że wystarczające jest nasze przyjmowanie Bożej miłości? Nie. Duch Święty chce rozlewać ją w sercach naszych. Musimy być na to otwarci, musimy być z Bogiem, w tym miejscu, gdzie Duch Święty rozlewa tą miłość w sercach naszych. Musimy być z Bogiem, dlatego, że On chce, abyśmy byli z Nim, by móc napełniać nas tym, Kim On jest. Ale żeby z Nim być, to muszę wiedzieć, że On mnie kocha. Nie mogę myśleć tak: „Boże, czy Ty mnie kochasz? Nie jestem pewny, czy Ty mnie kochasz. Podchodzę do Ciebie, ale nie wiem, czy Ty mnie nie odepchniesz przypadkiem.” To znaczy, że nie znam Bożej miłości. Jeśli wierzę w Jego miłość, to rzucam Mu się w ramiona. I co spotykam? Pięść, czy otwarte ramiona Ojca? Jak Jezus pokazywał marnotrawnego syna, który wracał? Otulił go ramionami, zaprowadził do domu.

Nam potrzeba doświadczeń miłości z Bogiem, naprawdę. Bez tego doświadczenia nie wejdziemy głębiej, w wyższy stopień poznania. Nie wejdziemy i dorastając będziemy stawali się mimo wszystko faryzeuszami, którzy będą dumni z siebie, a na innych będą wymuszać to, co sami uważają za stosowne. Muszę wiedzieć, że to Słowo ma wartość i chodząc z Bogiem muszę doświadczać wartości tego Słowa, żeby do innych ludzi podchodzić już z wartością Bożego Słowa w sercu swoim.

Naprawdę, podstawą jest relacja z Bogiem, najpierw relacja z Bogiem. Uświadomienie sobie, że mamy nawzajem miłować się, jak On nas umiłował i później oskarżanie siebie nawzajem, że nie mamy tej miłości, to każdy potrafi. Ale tak chodzić z Bogiem, by być człowiekiem, przez którego ta miłość zaczyna płynąć do innych, to już jest tylko w tym, który zrozumiał, że jestem również tym, przez którego Bóg chce okazywać miłość.

Dobrze, żebyśmy po tym dzisiejszym rozważaniu zobaczyli też naszą relację z Ojcem. Czy jesteśmy dziećmi, które dobrze czują się z Nim, chodzą z Nim, rozmawiają z Nim, ciszą się z Jego Jezusa, cieszą się, że zostaliśmy pojednani z Bogiem i jesteśmy wdzięczni Mu, zadowoleni z Nim. Czy to już jest? Jeśli tej pierwszej rzeczy nie ma i chodzimy tacy nastroszeni wobec Boga, niepewni Boga, trzymający Go na dystans, to nie będziemy w stanie być w chrześcijaństwie ludźmi, którzy służą Panu Jezusowi, budując się nawzajem z innymi. Nie będziemy w stanie, naprawdę, nie ma szans.

Jak myślicie, czy diabeł nie próbował nastawiać Pana Jezusa przeciwko apostołom? Tak, doświadczony był we wszystkim. A czy diabeł nastawił Go? Nie. Dlaczego nie nastawił Go? Bo miał miłość. Miłość była taką kłódką, że nie szło otworzyć tych drzwi. Diabeł mógł kołatać: „zobacz, oni nie lubią cię, oni nie znają cię, walczą o coś swego, itd.” Kłódka była tak silna, że drzwi nie otworzyły się. Miłość jest taką kłódką, taką zaporą, która nie pozwala, żeby to zło weszło do serca, nie otwiera drzwi diabłu. Dlatego, że miłość zna Boga, który dał Swego Syna, aby pomóc nam.

Dałby Bóg, żebyśmy to pojęli, żebyśmy na tej ziemi przeżyli doświadczenia i doszli do końca naszej pielgrzymki, kiedy Bóg mógł posługiwać się nami. My mamy takie doświadczenia i za każdym razem, kiedy masz takie doświadczenia, to możesz zobaczyć, że one zawsze były zbudowane na dobrej relacji z Bogiem. Zawsze. Chodziłeś z Bogiem, chodziłeś z Bogiem, chodziłeś z Bogiem i to zaczęło pracować. Zawsze jest tak. Z kim przystajesz, takim się stajesz. Nie wiesz jak, ale to zaczyna działać, naprawdę, pojawiają się pewne myśli, słowa. My wiemy jak to działa, nie odkrywamy czegoś, czego nikt z nas nie wie. Musimy również wiedzieć, że kiedy nie dopilnujemy trzymania się Boga i zaczniemy sobie odpuszczać te relacje z Bogiem, to również nie mamy wtedy dobrych relacji z braćmi i siostrami. Gdyby Miłość pozwoliła nam mieć dobre relacje ze sobą, bez dobrej relacji z Bogiem, to tak jakby Miłość powiedziała: „Mnie już nie zależy na nich. Niech cieszą się tu na ziemi i tak kiedyś zginą w ogniu”. Człowiek musi poznać, że opuszczając Boga, stracił relacje nie tylko z Nim, ale stracił też relacje z braćmi i siostrami. To robi Miłość, karci i pokazuje: „zobacz, tracąc relacje ze Mną, straciłeś relacje z braćmi i siostrami. Nie masz już więzi. Wróć do miłości ze Mną, a relacje z braćmi i siostrami z powrotem staną się normalne.”

To jest cudowne, że Miłość nie pozwała na to, żeby było nam fajnie, kiedy w sercu nie jest dobrze. Gdyby pozwoliła, znaczyłoby to, że nie kocha nas. Musi być nam nie fajnie, kiedy opuszczamy Boga, żeby każdy z nas wiedział, że trzeba chodzić z Bogiem, a wtedy razem będzie nam zupełnie inaczej. Wtedy niebo nie jest przerażające: „jak ja wytrzymam z nim w niebie?!” Nie będzie takich rzeczy, ponieważ mając relacje z Bogiem, będziemy mieć relacje z sobą i będziemy cieszyć się sobą, że idziemy ze sobą na wieczność. Ale pierwsze zawsze są relacje z Bogiem, pewność tego, że On chce mieć relacje ze mną. Może czasem przez odpuszczenie sobie, do serca wkrada się niewiara i człowiek nie wierzy już, że Bóg chce. Ale kiedy człowiek zacznie przychodzić do Boga, rozmawiać z Bogiem, znowu zobaczy, że On chce.

Paweł mówi: „z łaski Boga jestem tym, czym jestem. Nie ja to osiągnąłem, tylko Bóg osiągnął to we mnie.”

Jeszcze raz powiem, nie to tylko, żeby nie czynić zła, ale potrzebuję Miłości, żeby czynić dobro. Pomodlimy się do Pana.