Jan 14:23

Słowo pisane

Praktyczne podejście do głoszonego Słowa - część 1

Dużo mówimy i sam jestem zadziwiony, że jesteście jeszcze w stanie słuchać. To już jest pierwszy owoc Ducha Świętego – cierpliwość. Pięknie jest go oglądać. Kto by wytrzymał bez Ducha Bożego, tyle materiałów na tak krótki czas? A z tym jeszcze trzeba coś zrobić.

Takie pytanie – czy coś z tego, co tu poruszaliśmy mogłeś (mogłaś) już praktycznie zastosować w swoim chrześcijańskim pielgrzymowaniu? Czy mogłeś (mogłaś) już wziąć z tego, co tu było mówione i wiesz, że to jest Boże działanie w twoim życiu, dalszy krok w rozwoju? Wtedy to ma sens. Jeśli coś doświadczyłeś (doświadczyłaś) do tego bogobojnego życia z Bogiem, to chwała Bogu za to, bo chodzi o praktyczność, a nie o samo słuchanie. Wielu z nas ma już ileś lat w chrześcijaństwie i osłuchało się już wielu rzeczy, już wiele rzeczy wiemy. Chodzi o praktyczność. Co praktycznie możesz zastosować, żeby być bliżej Boga?

Wiemy, że mówiliśmy dużo poważnych rzeczy, nawet jak ruszyliśmy najbardziej niebezpieczne miejsce tej świątyni, kiedy ruszyliśmy „usta”, to powiało trochę grozą, prawda? Wiemy, że to jest najtrudniej strzeżone miejsce jakie posiadamy. Jakub mówi, że kiedy człowiek ogarnie usta, to i całe ciało może utrzymać na wodzy. Chodzi o praktyczność; co można wziąć praktycznie i dalej tak żyć? Tak naprawdę chodzi o to, co zrobimy dzięki Bogu sobie nawzajem.

Kiedy mówimy o budowaniu siebie nawzajem, to musi być to praktycznie. Czasami mogą to być małe rzeczy, ale czyniąc je, robisz je dalej. Czasami jest tak, że te małe rzeczy zmieniają cię na obraz Jezusa, a więc przestajesz coraz bardziej być tym, kim byłeś (byłaś) wcześniej, a stajesz się coraz bardziej podobnym do Jezusa. Ludzie mówią, że ten człowiek jest innym człowiekiem i mówią to chrześcijanie. Patrząc na brata, czy na siostrę, mówią: „zmienia się”. Często powodują to te małe rzeczy. W tych małych rzeczach człowiek robi to, co powinien robić i wtedy widać rozwój. To nie są jakieś olbrzymie kroki. To są spokojne, codzienne kroki. Możesz wstać i mieć zły humor, ale bierzesz krzyż na ten zły humor, niszczysz i mówisz drugiemu dobre słowo, budujesz, dodajesz otuchy. Temu komuś chce się później powiedzieć ewangelię, bo ma zadowolone serce. Idzie szczęśliwy ulicą, powie komuś ewangelię i jesteś współudziałowcem Bożego działania. A gdybyś nie wziął krzyża na siebie i wylał (wylała) na druga osobę swoją złość, zablokowałbyś. Później ten człowiek szedłby ulicą ze zwieszoną głową, myśląc: „w świecie źle, w chrześcijaństwie źle” i byłbyś współudziałowcem braku uwielbienia Boga, czegoś złego.

A więc można powiedzieć, że co człowiek sieje, to też w jakiś sposób zbierze. A więc chodzi o praktyczność zastosowania tych rzeczy, które tutaj słuchaliśmy, bo cały rozwój polega na tym, że uczymy się praktycznie coś z tego wziąć. Każdy weźmie coś, bo zależy to też od wzrostu i możesz wziąć w zależności w jakim jesteś dzisiaj doświadczeniu chodzenia z Bogiem. Ziarno i pokarm musi być podawany dla wszystkich i czasem ktoś może pomyśleć, że to go przerosło. Ty weź to, co dla ciebie. Drugi, który potrzebuje dalszych elementów, będzie mógł wziąć te dalsze elementy, a wszystko ku wspólnemu dobru. To jest bardzo ważne, praktyczność, podejście do siebie. Bardzo wiele daje okazanie sobie ciepła, czy miłości. Słowo Boże mówi o dobru, które potrafi uczynić dużo więcej niż wiele napomnień nawet. Okazane dobro jest takim napomnieniem, że człowiek rzuca wszystko i mówi: „więcej nie będę robić tego zła komuś, kto jest dla mnie tak dobry”.

Uczmy się praktyczności. Spędziliśmy już ze sobą ileś czasu, mamy jeszcze jutro i ważne jest, by wykorzystać ten czas, żeby zachować w sercu to, co potrzebne. Bóg chce, żebyśmy byli sobie bliscy w Chrystusie. Potrzebujemy teraz dużo modlitwy, dużo czasu z Bogiem, żeby zastanowić się, przemyśleć sobie to, co słyszeliśmy, jak wygląda nasze życie. Wtedy nie pozwolimy diabłu, żeby wykradł nam to, co tu słuchaliśmy. Ale jeśli pobiegniemy sobie tak swobodnie w ten świat, w to życie, w doświadczenia, to za jakiś czas, wszystko „pozamiatane”. Musimy stoczyć o to taki Boży bój.

Słyszeliśmy tu też dobre rzeczy, które też mogą wymagać czasu - osobista modlitwa o każdego z samego rana. Jest to dobra rzecz. Im więcej będzie ludzi, o których trzeba będzie się modlić, tym więcej będziesz musiał ująć sobie ze snu, żeby podołać temu wszystkiemu, żeby nie przelecieć szybko, ale móc coś westchnąć o każdego, bo widzisz pewne rzeczy, czy podziękować za kogoś. To jest dobra rzecz i Bóg lubi to też, kiedy tak czynimy. Warto słuchać i patrzeć, obserwować i brać, korzystać z tego co dobre. Nieraz jest tak, że człowiek jest leniwy. Wstaje, ma ileś czasu, wykonuje jakieś czynności, potem idzie do pracy, czy do szkoły. Ale właśnie ta modlitwa o innych zmusza człowieka, żeby jednak uporządkować swoje wstawanie i wstać odpowiednio ileś wcześniej, żeby mieć na to czas przed Bogiem. Wtedy człowiek zaczyna być kształtowany już przez braci i siostry, którzy otaczają go. I ten Boży wpływ zaczyna się dziać. To są dobre, praktyczne rzeczy i pomocne. My z tego też czerpiemy, bo kiedy modlimy się o innych, a oni rosną, to my też bierzemy z tego, gdyż są i też dla nas użyteczni w sprawach Bożych. A więc ten spędzony czas też wróci w jakiś sposób.

Naprawdę, starajmy się i to co dla ciebie dzisiaj jest i doznajesz, że Pan mówi do ciebie, to bierz to, bo to jest właśnie dla ciebie. Jeśli widzisz więcej, to Pan też zajmie się tym. To jest Pańskie dzieło, nie nasze. My mamy głosić to, co jest napisane w Biblii. Tak jak mówiliśmy sobie przed zgromadzeniem, że kiedy czytamy te wszystkie apostolskie listy, to zobaczcie ile tu jest napomnień, ile wskazań. I to są listy do Kościoła. Tyle napomnień, a ktoś mógłby pomyśleć, że Kościół powinien być szczęśliwy, zadowolony. Przecież apostołowie pracowali w tym kierunku, żeby Kościół był zadowolony, szczęśliwy, ale poprzez oczyszczenie, żeby radość przychodziła z Ducha Świętego, a nie z jakiejś atrakcyjności w Kościele. Tak samo i my pracujemy w tym kierunku, sami osobiście też wiedząc, że musimy uczyć się też porządkować dzień. Naprawdę, nieraz słyszymy praktyczne rzeczy, kiedy ktoś mówi, jak uczył się porządkować dzień. Czytamy o Danielu. Czy miał on uporządkowany dzień? Tak, miał. Dlaczego miał tak uporządkowany dzień? Bo zależało mu na sprawach Bożych. A więc, w porządku swego dnia miał trzykrotne oddalanie się od wszystkich, pójście do swojego pokoju i przy otworzonym oknie w kierunku Jerozolimy wołanie do Boga w modlitwie. Dzień w dzień. Mimo tych wszystkich obowiązków miał uporządkowany dzień i był miły Bogu. Kiedy anioł przyszedł, powiedział: „bo jesteś bardzo miły”.

Zobaczcie, uporządkowanie dnia to już jest dla nas jakaś ważna rzecz w sprawach Bożych. To nie może być dzień chaotyczny: co się przydarzy, to się przydarzy. Oczywiście, co się ma wydarzyć, to się wydarzy, ale kiedy jesteśmy uporządkowani przed Bogiem, to jesteśmy przygotowani na to, co się wydarzy. Wróg pracuje nad tym, żeby nie być przygotowanym, żeby nie było uporządkowanych dni. Tak naprawdę, kiedy człowiek mówi, to przeminie rok i to przeciekło gdzieś przez palce. Przeleciało 360 ileś dni i kiedy człowiek policzy sobie ile zrobił w rzeczywistości, to tak chyba coś nie za dużo wyszło z tego. Ale gdyby każdego dnia zrobić trochę, byłoby inaczej.

Uporządkujmy sobie nasze dni życia na tyle, na ile możemy to zrobić. To wcale nie jest „nie duchowość”, gdy my uporządkowujemy sobie dzień. To jest właśnie duchowy, nowy człowiek, który wie, że tego potrzebuje. Jeśli może sobie uporządkować w jakiś sposób ten dzień, to uporządkuje go, żeby wykonać pracę jako kapłan. Nie musimy narzucać sobie wielkich rzeczy. Niektórzy biorą wielkie rzeczy i np. wstają o trzeciej rano, trzy godziny modlitwy i po krótkim czasie padają i wysiadają. Nie zaczynaj od wielkich rzeczy. Rób to sobie spokojnie i powoli będziesz poszerzać sobie teren, ale nie rób od razu wielkiego terenu. Zacznij od małego. Bądź wierny w małym, a Pan poszerzy to wszystko, rozwinie to.

Ale ważne jest, żebyśmy uporządkowali nasze życie przed Bogiem. Bóg jest Bogiem porządku, a nie bałaganu. Można być chrześcijaninem przez ileś dziesiątek lat i nic dobrego prawie że nie mieć zrobionego. Przeleci to życie i nawet nie wiesz kiedy, tak jak życie tego świata. I raptem chrześcijanin zastanawia się: „ No jak to jest? Jeden w tym czasie zrobił tak dużo, a ja nawet nie mam co powiedzieć Panu, co ja zrobiłem (zrobiłam) tak naprawdę w tym swoim chrześcijańskim życiu?”

Uczymy się też zespołowego działania i widzimy jak wiele dobrych rzeczy Pan też czyni w nas. Kiedy uczymy się pracować w zespole, kiedy wykonujemy pewne zadania, to uczymy się funkcjonalności; jeden sprząta, drugi pracuje w kuchni, fajnie. Uczymy się tutaj, w doświadczeniu, kiedy trzeba coś zrobić. Uczymy się normalności chrześcijańskiej. To jest normalność chrześcijańska. Bracia poszli spać, siostry coś jeszcze robiły w kuchni i z tego mogliśmy też później jeść. Siostry skorzystały z tego, że mogliśmy spędzić czas ze Słowem, żeby podzielić się Słowem Bożym. A więc myśmy skorzystali i siostry skorzystały. Czy tak, czy nie? Miejmy nadzieję. Rozumiecie, my się uzupełniamy w jakiś sposób i wtedy usługujemy sobie nawzajem, ale to jest Boża praca. Nie można powiedzieć, że ta jest wielka, a tamta mała i nie ma znaczenia. To uporządkowanie spowodowało, że mogliśmy być ze sobą również teraz, pewne rzeczy mogły być przygotowane i sprawiało to radość. Kiedy byliśmy w pokoju mówiłem do Janka: „zobacz, tyle sióstr jest w kuchni i nie ma sprzeczki. Rozmawiają ze sobą, są zadowolone, a coś tam gotują”. Można by pomyśleć sobie, że coś może komuś nie pasować, ale w atmosferze miłości, bycia razem ludzie robią coś dobrego.

I to samo jest z nami. To, co teraz budujemy, używając Bożego Słowa też musi dziać się w atmosferze miłości, relacji. Budujemy, bo sprawia nam to przyjemność, żeby uczyć się tego, co jest miłe Bogu, przychodzić przed Boże oblicze. Wtedy wspieramy się nawzajem i jesteśmy szczęśliwi. Niech Bóg pomaga nam w tym. Naprawdę, cieszmy się z tego, co już mamy. Chwała Bogu za to, że dostajemy radość bycia razem, w trudzie pokonania iluś kilometrów. Człowiek wróci i będzie zmęczony fizycznie, ale będzie mógł mieć to, co potrzebne - zadowolenie, że było się razem, budowało się razem, czytało się Słowo, modliło się. Doświadczyło się więcej tego, że z Bogiem i z sobą nawzajem trzeba być jeszcze bardziej, jeszcze bliżej, bo jesteśmy ciałem Chrystusowym. Nie możemy znikać w taki sposób, że zjazd, a potem ktoś zniknie i za jakiś czas pojawia się. My nie jesteśmy jak meteoryty. Jesteśmy cząstkami ciała Chrystusowego.

Otwórzmy 1 List Piotra 4,10.11:

Usługujcie drugim tym darem łaski, jaki każdy otrzymał, jako dobrzy szafarze rozlicznej łaski Bożej. Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże. Jeśli kto usługuje, niech czyni to z mocą, której udziela Bóg, aby we wszystkim był uwielbiony Bóg przez Jezusa Chrystusa. Jego jest chwała i moc na wieki wieków. Amen”.

Usługujmy. Zobaczcie, to jest takie piękne, jeśli masz coś od Pana, dawaj to innym. Niech nie będzie skrępowana ta służba. Dawaj to innym, inni potrzebują tego, co dał ci Pan, ja tego potrzebuję. Potrzebujemy siebie nawzajem w Panu, potrzebujemy tego, co dał nam Pan i to jest piękne. My nie możemy nie dać sobie tego, co dał nam Pan. Nie możesz tego zakopać, bo wtedy będziesz odpowiadać przed Panem, że zakopałeś to piękno i nikt nie mógł dostać tego w tym momencie od ciebie. Pan nie powie: „dobrze, że chociaż to zachowałeś.” Pamiętamy, co Pan powie. Nie można tak. Trzeba dawać to dobro, bo wtedy, kiedy dajemy to dobro, to Pan będzie nam jeszcze przydawać. On chce jeszcze więcej nami się posługiwać dla swojej chwały, a my potrzebujemy tego.

Na czym to polega, że nie jesteś skrępowany, nie jesteś na jakiejś scenie teatralnej, że musisz odegrać rolę fajnego brata, czy siostry? Nie jesteśmy na scenie teatralnej, jesteśmy w normalnym życiu. Okazujmy to sobie w swobodzie, w normalności. To jest tak konieczne, żeby ginęły te sztuczności człowiecze, a pojawiała się swoboda dziecka Bożego. Tak jak w Chrystusie mamy swobodę przychodzić w przed oblicze Ojca, tak bracie i siostro mamy swobodę, aby ze sobą być w więziach Chrystusowych i być bliskimi sobie w Chrystusie. To jest swoboda w kierunku Ojca, jak i w kierunku siebie nawzajem. Nie dajmy się skrępować, nie czujmy się tak dziwnie wobec brata, siostry, zachowując się tak sztucznie. To jest coś, co musi zginąć, to jest stary człowiek, który w jakiś sposób próbuje coś zrobić. To musi być usunięte i musisz mieć swobodę bycia z bratem, z siostrą. Jeśli nawet coś ci się nie powiedzie, nie jesteś wśród obcych. Jesteś wśród Bożej rodziny i możesz oczekiwać wsparcia i pomocy. Nie jesteś na egzaminach, ale jesteś pod kontrolą, tylko, że pod kontrolą miłości i świętości, usługiwania, niesienia pomocy. Jeśli komuś nie dostaje, a ty możesz pomóc, to tak jak pisze Jan – miłość mówi: „pomóż”. Jeśli masz to, czego komuś brakuje, pomóż. To jest miłość. Nie odsyłaj gdzieś, tylko jeśli to masz, to pomóż, a jeśli nie masz tego, to odeślij.

Zobaczcie jakie to jest piękne co Bóg chce z nami czynić. A więc usługujmy drugim tym darem, wspierajmy się nawzajem, bądźmy wiernymi w służbie Pana, ale bądźmy zawsze zadowoleni z tego, co możemy uczynić. Jeśli cokolwiek dobrego czynimy, to dzięki Panu czynimy. Bądźmy zadowoleni z tego, uczmy cieszyć się tym, że możemy uczynić coś dobrego. Uczmy się tego, bo to jest piękne, kiedy możesz cieszyć się tym, że możesz czynić dobro Chrystusowe, że sprawia ci to radość. Służba sprawia radość.