Jan 14:23

Słowo pisane

15. Początek długiego duszpasterstwa 1854 r.

15. Początek długiego duszpasterstwa 1854 r.

 

Kiedy przyszedłem do zgromadzenia na New Park Street, była zaledwie garstka ludzi - około 200, przed którymi głosiłem kazania, a jednak nigdy nie zapomnę, jak żarliwie się modlili. Nie raz wszyscy byliśmy tak poruszeni z uroczystego naszego spotkania, że, przez pewien czas siedzieliśmy nieruchomo, podczas gdy moc Pańska zdawała się nas napełniać. Jedyne, co mogłem wtedy zrobić, to odmówić błogosławieństwo i powiedzieć: „Drodzy przyjaciele, widzieliśmy, że Duch Boży dał się tu dziś odczuć. Idźmy do domu i dbajmy o to, abyśmy nie utracili łaskawego działania Ducha Świętego w nas." Wreszcie spłynęło na nas błogosławieństwo Boże, dom był wypełniony słuchaczami i wiele dusz zostało zbawionych. Zawsze Bogu należy się za to chwała. Nie zapomnę o tym, jaki przywilej mnie spotkał, że od początku mogłem głosić kazania do modlącego się zgromadzenia. Mieliśmy spotkania modlitewne  na New Park Street, które głęboko poruszyły nasze dusze. Byłem zaskoczony wpływem moich kazań. Myśl o „karierze", która zdawała się przede mną otwierać, nie napawała mnie dumą, ale raczej rzucała mnie w najniższe głębokości. Mogłem już tylko wołać „Panie zmiłuj się nade mną", a nie „Chwała na wysokości Bogu".  Kimże ja byłem, że miałem iść dalej i prowadzić tak wielki tłum? Chciałam wrócić do odosobnienia wioski, albo wyemigrować do Ameryki i zagnieździć się gdzieś w lesie, gdzie mógłbym robić to, co do mnie należało. To był czas, kiedy kurtyna podniosła się na to, co miało być dziełem mojego życia i bałem się tego, co ona ujawni. Mam nadzieję, że nie byłem pozbawiony wiary, ale przepełniał mnie strach i świadomość mojej bezużyteczności. Obawiałem się pracy, którą łaskawa Opatrzność dla mnie przygotowała. Czułem się jak małe dziecko i drżałem, gdy usłyszałem głos, który do mnie przemówił: „Wstań i młóć góry, i obrócić ich w plewę." To przygnębienie dopada mnie za każdym razem, kiedy Pan przygotowuje większe błogosławieństwo dla mojej służby; zanim spadnie deszcz, muszą nadejść ciemne chmury, zanim Pan zaleje nas swoją łaską. Oczyszczenie naczynia uczyniło je zdatnym do służby Pańskiej.

 

Mógłbym opowiedzieć wiele historii o niezwykłych nawróceniach, które miały miejsce w tamtych czasach. Pewnego razu, gdy siedziałem w zakrystii przyszedł do mnie pewien Irlandczyk, żeby ze mną porozmawiać.

Pat rozpoczął rozmowę od głębokiego ukłonu i powiedział:

„Riverend ( przyp. tłum. riverend - czcigodny), przyszedłem cię o coś zapytać."

„Och"- powiedziałem- „nie jestem Riverend, to nie jest tytuł, za którym tęsknię. Ale jakie jest pytanie, które masz i dlaczego nie poszedł z tym do swojego pastora?"

On odpowiedział: „Poszedłem do niego, ale jego odpowiedź nie podoba mi się."

„W porządku, jakie masz pytanie?".

„Bóg jest sprawiedliwy. A jeśli Bóg jest sprawiedliwy, to musi ukarać moje grzechy. A ty jednak twierdzisz, że Bóg jest miłosierny i chce odpuszczać grzechy. Nie mogę zrozumieć, jak to możliwe. On nie ma prawa robić czegoś takiego. On musi być sprawiedliwy i ukarać tych, którzy na to zasługują. Powiedz mi, jak to możliwe, że Bóg jest sprawiedliwy i jednocześnie miłosierny".

„Jest to możliwe przez krew Chrystusa".

„Tak, tak, mój pastor też mi tak powiedział, a ty jesteś bardzo podobny do niego pod tym względem. Ale mówił też wiele innych rzeczy, których nie rozumiałem, a poza tym ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. Chcę wiedzieć jak krew Chrystusa pozwala Bogu być sprawiedliwym, a jednocześnie miłosiernym." Wtedy zrozumiałem, co właściwie chciał wiedzieć i wyjaśniłem mu plan zbawienia: „Teraz Pat załóżmy, że zabiłeś człowieka, a sędzia powiedział: „Ten Irlandczyk musi wisieć.“

Pat szybko odpowiedział: „I w pełni zasłużyłem na to, aby zostać powieszony."

„Ale, Pat, idźmy dalej, przypuśćmy, że ja cię bardzo lubię. Czy możesz sobie wyobrazić, w jaki sposób mógłbym cię uratować przed powieszeniem?"

„Nie, nie mogę."

"Przypuśćmy, że poszedłem do królowej i powiedziałem, proszę wasza wysokość, bardzo lubię tego Irlandczyka. Uważam, że sędzia miał rację, ogłaszając wyrok, gdy powiedział, że musi zawisnąć. Lecz pozwól mi zawisnąć na jego miejscu, aby prawo zostało wypełnione. Cóż, królowa prawdopodobnie nie mogłaby się zgodzić na tę moją propozycję. Ale załóżmy, że mogłaby – a Bóg może - bo ma o wiele większą moc niż wszyscy królowie i królowe - i załóżmy zatem, że królowa powiesiłaby mnie na twoim miejscu. Czy myślisz, że policja przyjedzie później i doprowadzi cię do egzekucji?"

„Nie, nie sądzę. Nie zawracaliby sobie mną więcej głowy. A gdyby to zrobili, powiedziałbym: »Co robicie? Zostawcie mnie w spokoju. Chyba nie chcecie powiesić dwóch osób za to samo przestępstwo, prawda?»."

„Widzisz, mój przyjacielu, trafiłeś w dziesiątkę. To jest sposób, w jaki jesteśmy zbawieni! Bóg musi ukarać grzech. Chrystus powiedział: »Ojcze mój, ukarz mnie zamiast grzesznika» i Bóg to uczynił. Bóg położył cały ciężar naszych grzechów na Swojego umiłowanego Syna, Jezusa Chrystusa, wraz z wszystkimi karami i karceniem. A teraz, Chrystus został ukarany zamiast nas i gdyby Bóg miał teraz ukarać każdego grzesznika, który wierzy w Pana Jezusa, to Bóg nie byłby już sprawiedliwy. Jeśli wierzysz w Jezusa Chrystusa, umiłowanego i jednorodzonego Syna Bożego, wtedy jesteś zbawiony i możesz iść swoją drogą z radością".

„Wiara"- powiedział mężczyzna, klaszcząc w dłonie -"to jest Ewangelia. Teraz Pat jest uratowany od wszystkich grzechów, które popełnił, uwierzył w Człowieka, który za niego umarł, dlatego jest zbawiony".

Kolejnym niezwykłym nawróceniem na New Park Street, było nawrócenie człowieka, który regularnie chodził do knajpy w niedzielne wieczory po swój gin. Wokół drzwi kaplicy dostrzegł grupkę ludzi i zastanawiał się, co się dzieje. Wszedł do wnętrza i przedarł się przez tłum do środka pomieszczenia. W tym samym momencie zwróciłem się do niego twarzą w twarz. Nie wiem dlaczego to zrobiłem, ale powiedziałam, że na sali może być ktoś, kto nie przyszedł z dobrymi intencjami, bo nawet teraz ma w kieszeni butelkę z alkoholem. To dziwnie i prawdziwe stwierdzenie uderzyło mężczyznę, a ponieważ był zdumiony, dlaczego kaznodzieja mógł go tak dokładnie opisać, bardzo uważnie słuchał ostrzeżeń, które potem nastąpiły. Słowo Boże dotarło do jego serca, łaska Boża spotkała go, nawrócił się i wkrótce chodził pokornie w bojaźni Bożej.

Innym razem, biedna nierządnica znalazła Zbawiciela w tym samym budynku. Miała zamiar pójść na Blackfriars most i tam odebrać sobie życie. Ale gdy mijała kaplicę w niedzielny wieczór, postanowiła wejść do środka. Chciała usłyszeć coś, co mogłoby ją przygotować, zanim by odeszła i stanęła przed swoim Stwórcą. Wepchnęła się do bocznego korytarza i potem, nawet gdyby chciała, nie mogła się już stamtąd wydostać. Tekst tego wieczoru brzmiał: „Czy widzisz tę kobietę?".

Opisałem kobietę z miasta, która była publicznie znaną grzesznicą i wymalowałem ją przed oczami słuchaczy, jak obmyła łzami stopy swego Zbawiciela i osuszyła je swoimi włosami, bo bardzo kochała, dlatego, że wiele jej przebaczono.  Podczas gdy ja wygłaszałem kazanie, nieszczęśliwa kobieta zalewała się łzami, na myśl, że oto jej własne nieszczęśliwe życie, namalowane zostało przed całym zgromadzeniem. Miałem wielką radość z pierwszego uratowania biednej istoty od samobójstwa i jeszcze jeden raz stać się narzędziem ratującym duszę od zatracenia.

Wiele podobnych aktów łaski miało miejsce później w tabernakulum. Mężczyźni i kobiety przychodzili tu po prostu z powodu ciekawości - często pobudzonej przez jakąś nieprawdziwą historię  lub złośliwe oszczerstwa ze strony uprzedzonych ludzi.

A jednak Chrystus powołał ich i są teraz Jego uczniami i naszymi drogimi przyjaciółmi.  Niektórzy z nich, ci po których trudno było się tego spodziewać, stali się później najcenniejszymi żołnierzami w armii Boga.

 

 

Odkąd byłem w Londynie, nigdy nie przygotowywałem niczego na poniedziałkowe wieczorne spotkanie modlitewne. Wybrałem tę możliwość jako najlepszy sposób, aby nauczyć się mówić bez przygotowania. Oczywiście, nie wybierałem trudnych do przedstawienia lub skomplikowanych tematów, ale ograniczyłem się do prostych rzeczy, w których czułem się jak u siebie w domu, a więc elementy wiary. Kiedy wstawałem, myślałem sobie: „Co cię tak zajęło w ciągu dnia? Na co napotkałem czytając Biblię w zeszłym tygodniu? Co teraz chodzi mi po głowie, co leży mi na sercu w tej chwili? Co jest sugerowane przez pieśni lub modlitwy?" Nie ma sensu stawać przed zgromadzeniem z nadzieją, że zainspirują cię rzeczy, o których nic nie wiesz. Jeśli ktoś jest tak nierozsądny, to skoro nic nie wie w rezultacie prawdopodobnie nie będzie miał nic do powiedzenia, a ludzie nie będą zbudowani. Ale nie rozumiem, dlaczego nie możesz mówić nieprzygotowany na temat, który naprawdę rozumiesz. Każdy agent handlowy, który dobrze zna swój biznes, może o tym mówić w każdej chwili, bez konieczności wcześniejszego wycofania się, aby rozmyślać. Z pewnością ja też powinienem znać  tak dobrze podstawowe zasady naszej świętej wiary. Nigdy nie powinienem stać bezradny, kiedy jestem proszony o mówienie o rzeczach, które są moim chlebem powszednim.

 

Pewnego razu miałem bardzo szczególne doświadczenie podczas mojego kazania

w zborze w New Park Street. Udało mi się przebrnąć przez początek wieczornego nabożeństwa i właśnie przed kazaniem śpiewaliśmy pieśń. Otworzyłem Biblię, by znaleźć tekst, o który mi chodziło, który do mojego kazania bardzo starannie przestudiowałem.  Wtem inny fragment Pisma Świętego wyskoczył na mnie jak lew wychodzący z gęstwiny, z ogromną siłą, znacznie większą niż kiedykolwiek czułem, gdy czytałem ten tekst. Ludzie śpiewali, a ja toczyłem bitwę z samym sobą, a w mojej głowie było wystarczająco dużo argumentów za jednym tekstem i drugim. Oczywiście chciałem przedstawić to, co tak starannie zaplanowałem, ale drugi tekst nie chciał zaakceptować tego, że zostawiłem go leżącego w pobliżu. Wydawało się, że ciągnie mnie za moje ubranie i krzyczy: „Nie, nie, ty musisz dzisiaj głosić ze mnie! Bóg chce, abyś poszedł za mną". Zastanawiałem się, jaki jest mój obowiązek, bo nie chciałem być ani fanatykiem, ani niedowiarkiem, więc pomyślałem: „No cóż, właściwie powinienem wygłosić kazanie, które przygotowałem. Będzie to z pewnością duże ryzyko, jeśli pójdę za zupełnie nową myślą, ale skoro ten tekst wydaje się mnie do tego nakłaniać, być może jest to od Pana, a zatem zaryzykuję, niech przyjdzie co ma przyjść." Zazwyczaj mówię, jakie punkty mam w moim kazaniu zaraz po wstępie, ale tym razem nie zrobiłem tego, z dobrych powodów. Pierwszym punktem, który udało mi się uporać z dużą szczerością i to, co powiedziałem, było w porządku, zarówno w myślach, jak i w słowach, pomimo nieprzygotowania. W drugim punkcie doznałem świadomości o niezwykle skutecznej mocy, ale nie miałem pojęcia, jaki powinien być lub mógłby być trzeci punkt, ponieważ tekst w tym czasie nie zawierał żadnego innego punktu dla mnie. Tekst nie zawierał wtedy dla mnie żadnego dalszego punktu. Nawet dzisiaj nie mogę powiedzieć co bym zrobił, gdyby nie wydarzyło się coś, czego się nie spodziewałem. Znalazłem się w wielkich trudnościach, kiedy poszedłem za tym, co uważałem za Boży impuls, ale czułem się względnie bezpiecznie, bo wierzyłem, że Bóg mi pomoże i ponieważ wiedziałem, że mogę przynajmniej zakończyć nabożeństwo, jeśli nie mam nic więcej do powiedzenia. Ale nie musiałem o tym decydować, bo nagle znaleźliśmy się w totalnej ciemności. Gaz się skończył,  korytarze były pełne ludzi, cała sala była przepełniona, było to wielkie niebezpieczeństwo, ale i zarazem wielkie błogosławieństwo. Co miałem zrobić? Ludzie byli trochę przestraszeni, ale szybko ich uspokoiłem mówiąc, żeby się nie bali, że gaz się prawdopodobnie skończył i wkrótce znów będzie jasno.

Ja ze swej strony nie mam rękopisu i dlatego równie dobrze mogę mówić w ciemności, jak i w świetle, jeśli byliby tak dobrzy, to niech usiądą lub stoją nieruchomo i niech słuchają dalej. Jeśli moje kazanie zostałoby wcześniej opracowane, teraz nie do pomyślenia byłoby, aby je zakończyć, a więc, pomimo tego nie byłem aż tak bardzo podekscytowany. W mojej głowie natychmiast pojawił się  tekst, który mówi o dziecku światłości, które chodzi w ciemności i o dziecku ciemności kroczącym w światłości, i znalazłem wystarczającą ilość trafnych przykładów, które po prostu wpłynęły do mojego umysłu. Kiedy znów zapaliły się lampy, ujrzałem przed sobą taką publiczność, jakiej można by sobie tylko życzyć. Naprawdę dziwne w tym wszystkim było jednak to, że nieco później, w innym miejscu, na innym spotkaniu zborowym dwie osoby zgłosiły się, aby wyznać swoją wiarę, twierdząc, że tego wieczoru zostali nawróceni. Pierwszy z nich zawdzięczał swoje nawrócenie z pierwszej części kazania na temat tekstu, który wpadł mi w oko, drugi przypisywał swoje nawrócenie drugiej części, która została spowodowana nagłą ciemnością. Zatem Opatrzność Boża zatroszczyła się o mnie. Zdałem się całkowicie na Boga i Bóg sprawił, że światło zgasło dokładnie w odpowiednim dla mnie momencie.  Niektórzy mogą uznać to za niedorzeczne, ja wielbię za to Boga.

Niektórzy mogą nawet potępiać, a ja się z tego cieszę.