Jan 14:23

Słowo pisane

Ernst Moderzon - “Baranek Boży”

Ernest Moderzon 

“Baranek Boży”

Rozważania na temat 53 rozdziału Księgi Izajasza

 

Przedmowa

 

Księga proroka Izajasza jest nazywana Ewangelią Starego Testamentu. I ma to uzasadnienie. Jak cudownie przedstawił prorok obraz sługi Bożego, na którego JHWH włożył grzechy wszystkich ludzi i który był męczony za nasze występki, i umarł za grzechy nasze, i nie otworzył ust Swoich, jak jagnię na rzeź prowadzone. Jeśli cała ta księga wskazuje na Mesjasza, to rozdział 53 w szczególności. To prawdziwy “brylant w koronie”. Cała księga z jej proroctwami o latorośli z korzenia Jessego i o Synu, na którym spocznie władza i imię którego jest: Cudowny Doradca, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju, jest złotem, ale 53 rozdział, z jego proroczym przedstawieniem cierpień, śmierci i zmartwychwstania, jest “brylantem w złotej koronie”. Jakie strumienie błogosławieństw wylewają się z tego rozdziału! Dla bardzo wielu dusz słowa tego rozdziału stały się drogowskazem i przyprowadziły  je do Jezusa. Wielu utwierdziło się w wierze przez słowa, że: “On nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na Siebie”. Jak wielu jest takich, których serce stało się wolne i szczęśliwe dzięki słowom: “Ukarany został dla naszego zbawienia, a Jego ranami jesteśmy uleczeni”. Jeśliby napisać historię tego rozdziału i opowiedzieć o wszystkich błogosławieństwach, które wypłynęły z niego, ach, cóż to byłaby za piękna księga!

Biblia podaje nam jeden przykład dla zilustrowania tego, który wszyscy znamy. Etiopczyk, eunuch, dostojnik królowej Kandaki, przybył do Jeruzalem, żeby tam znaleźć odpowiedź na pytania, które męczyły jego serce. Ale uczeni w Piśmie, do których się zwrócił, nie umieli mu pomóc. Niezadowolony wracał z powrotem. Ale wiózł ze sobą księgę proroka Izajasza. Siedząc w swoim powozie, czytał tą Ewangelię Starego Testamentu, aż doszedł do 53 rozdziału. Sam nie zauważył, jak bardzo był pochłonięty lekturą i jak zaczął czytać na głos. Nie zauważył także, że obok powozu od jakiegoś czasu idzie jakiś człowiek. Nagle usłyszał pytanie skierowane do siebie: “Czy rozumiesz to, co czytasz?” “Jakże bym mógł, jeśli mnie nikt nie pouczył?” I zaprosił nieznanego wędrowca, aby przysiadł się do niego. Filip przysiadł się i zwiastował eunuchowi błogosławioną nowinę o Jezusie Chrystusie. Wtedy eunuch zrozumiał, że nie na darmo jeździł do Jeruzalem, bo teraz uwierzył w Baranka Bożego, o którym pisze prorok Izajasz.

Biblia podaje nam jeszcze jedną lekcję z rozdziału 53. Dwaj uczniowie szli w czasie święta Paschy do Emaus, pogrążeni w smutnej zadumie. Ale nagle, ktoś się do nich dołączył i spytał o przyczynę ich przygnębienia. Kiedy wylali przed Nim swoje serca, powiedział do nich: “O, głupi i gnuśnego serca, by uwierzyć we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Chrystus nie musiał tego wycierpieć, by wejść do Swojej chwały?!” I począwszy od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co było o Nim napisane we wszystkich pismach. Oczywiście, wśród wielu innych miejsc, które zmartwychwstały i żywy Chrystus im objaśniał, nie ominął 53 rozdziału Izajasza.

Jeszcze przykład z teraźniejszości, tylko jeden z wielu. Pastor Kraft opisuje go w swojej pięknej książce p.t. “Wzgardzony”. Pewnego razu żydowski rabin czytał Stary Testament w języku staro-hebrajskim wraz z pewnym pastorem. Postawił tylko warunek, że pastor nie będzie próbował go przekonywać do swojej wiary. Pastor obiecał mu, ale w duchu się modlił. Tak doszli do 53 rozdziału Izajasza, ale dla rabina to był zupełnie nieznany fragment. W czasie, gdy w synagogach czytano wszystkie inne rozdziały, ten był omijany. Dlatego okazał się dla rabina zupełnie obcy i poprosił, by przeczytać go jeszcze raz. Żyd był bardzo poruszony, ale nie mówił od czego, a pastor po cichu modlił się dalej, by Bóg otworzył przed rabinem ten fragment. Żyd poprosił, żeby przeczytać rozdział jeszcze trzeci raz. W czasie czytania został pokonany przez Prawdę: pytał, płakał, modlił się i uwierzył w Mesjasza Izraela i Zbawiciela, i stało się to dzięki 53 rozdziałowi Izajasza.

Moim gorącym pragnieniem i modlitwą jest, by te rozważania o tym cudownym rozdziale otworzyły oczy jeszcze wielu na to, czym była ofiara Golgoty i na cenę, którą zapłacił Jezus za nas i dla naszego zbawienia. Niech także dzieci Boże, które przeczytają te rozmyślania, na nowo i głębiej poznają, ile kosztowało Jezusa nasze odkupienie!

 

Bolesna skarga

“Kto uwierzył wieści naszej?”

Izaj. 53,1

 

Ten rozdział rozpoczyna się pytaniem. To pytanie sugeruje pewne przeciwstawienie, a jakie? Bardzo smutne!

W poprzednim wierszu, ostatnim wierszu rozdziału 52, Izajasz powiedział: “...bo zobaczą to, czego im nie opowiadano i zrozumieją to, czego nie słyszeli”. Dlatego prorok, kontynuując, mówi: “Kto uwierzył wieści naszej, a ramię Pana komu się objawiło?” On spogląda w przyszłość, na czasy Mesjasza. I cóż widzi? Widzi, że poganie przychodzą do Pana i że Go uznają. Ale oni nigdy o Nim nie słyszeli! Przecież do nich nie przychodzili prorocy, żeby wskazywać na Jezusa! Nikt im niczego nie opowiadał, ani o zbawieniu, ani o Zbawicielu! Ale Izrael? Czego tylko nie słyszał Izrael! W ciągu stuleci Bóg posyłał Swoich proroków. Zaczynając od Mojżesza, wciąż wskazywał Swojemu narodowi na Swojego Syna, który miał przyjść na świat. Ale Izrael zdobył sobie smutną sławę, zabijając proroków i kamieniując tych, którzy byli do niego wysłani. I kiedy przeszedł Obiecany, kiedy czas się wypełnił, On przyszedł do Swoich, ale Swoi Go nie przyjęli. Nie chcieli Go przyjąć. Został wyprowadzony poza obóz i przybity do krzyża. Poganie skłonili się przed Panem, a Izrael, naród wybrany, naród przymierza, odrzucił swojego Mesjasza. To właśnie widzi prorok i dlatego użala się: “Kto uwierzył wieści naszej?”

A dzisiaj? Czy dzisiaj nie ma powodu, aby przyłączyć się do smutku proroka? Jakie wieści przychodzą z misji? Wielkie przebudzenie na wyspie Nias, gdzie służy misja Reńska. W czasie drugiej wojny światowej nawróciły się tam do Pana tłumy pogan. Podobne, zwycięskie wieści dochodzą z Chin, gdzie w każdą niedzielę tłoczą się tysiące ludzi, żeby posłuchać Ewangelii. Tak, to pewne, że ci, którym nikt nie prorokował o Jezusie, z radością Go przyjmują, a ci, którzy o Nim nie słyszeli, rozumieją to, co słyszą. A w ojczyźnie? W tak zwanym chrześcijaństwie? Kto wierzy w zwiastowanie o Ukrzyżowanym? Kto wierzy?

O jak wielu jest tych, którzy stoją na katedrach i zwiastują Słowo Boże małym i dużym, a sami nie wierzą w to, co mówią! Ich słowo pozbawione jest siły, a przesłanie nie przynosi owoców, bo nie ma wiary! A ilu jest tych, którzy siedzą przed katedrą i nie wierzą!? Tak, rozumem zgadzają się z taką lub inną nauką i uważają to za prawdę, ale kto wierzy temu całym sercem? Kto czci Króla, Jezusa, oddając Mu serce i życie? Dla wielu chodzenie do zboru stało się zwykłą formą wypełniania jednego z wielu obowiązków. Ludzie uczęszczając pilnie do zboru, chcą to sobie przypisać jako zasługę, ale żeby uwierzyć Panu? Tego już nie dopuszczają. Nie znają tego i nie decydują się na to.

Drogi czytelniku, czy mogę cię złapać za rękę? Mogę spojrzeć ci w oczy i cicho spytać: “Czy ty wierzysz?” To znaczy, czy zaufałeś swojemu Zbawicielowi? Czy uczyniłeś Go swoim Królem i Panem? Czy obiecałeś Mu wierność? A jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, jeśli na moje pytania nie możesz odpowiedzieć twierdząco, to czy nie chciałbyś teraz Mu uwierzyć? Ile kazań już słyszałeś i jak często słuchasz Słowa Bożego? I wciąż jeszcze nie oddałeś Panu swojego serca? Jaką odpowiedzialność kładziesz na siebie, gdy wciąż słuchasz, a nie stajesz się wykonawcą Słowa! Błagam cię, nie czytaj dalej, jeśli nie położysz swoich rąk na przebite ręce Pana! Zrób to natychmiast!

A jak wielu jest tych, którzy siedzą w “kościołach” i zborach, i nie wierzą. Co powiedzieć w takim razie o tych, którzy jeszcze nigdy nie słyszeli Słowa Bożego, którym to wszystko jest obojętne? Co mam powiedzieć? Soren Kirgegard powiedział kiedyś, że: “Największe kłamstwo na świecie, to chrześcijaństwo”. Można się nazywać imieniem Chrystusa, można się określać ewangelicznie wierzącym, ale “kto uwierzył wieści naszej”?

O, bracie mój! O, siostro! Nie chcesz wznieść swoich rąk w modlitwie, aby wołać za biednymi duszami, które żyją z dala od Pana, które umierają bez pocieszenia, bez nadziei, bez Zbawiciela? Nie chciałbyś przyjąć na serce brzemienia odpowiedzialności, wołając za ginącym światem? O, nie przechodź obojętnie obok nienawróconych i niezbawionych ludzi, którzy cię otaczają! Pomyśl tylko, oni giną! Zmiłuj się nad nimi! Powiedz im, że w Jezusie jest zbawienie, życie i obfitość! O, jeśliby choć jedna dusza się uratowała dzięki tobie! Jedna dusza ma ogromną cenę w oczach Boga! Jest dla Niego więcej warta niż cały świat! Czy nie mówi On: “Jaka korzyść dla człowieka, jeśli zdobędzie cały świat, a na duszy swojej szkodę poniesie?”

Pracuj dla tego, żeby umilkła ta “bolesna skarga”: “Kto uwierzył wieści naszej?”

 

Zdobyty przez Pana

“A ramię Pana komu się objawiło?”

Izaj. 53,1

 

Jakże ślepy był Izrael, że nie zobaczył i nie rozpoznał ręki Pańskiej! Jakich potężnych czynów dokonała ręka Pańska w Izraelu od dnia, kiedy Pan wyprowadził Swój naród z Egiptu i suchą nogą przeprowadził przez Morze Czerwone? Czy prawica Pańska nie otwierała się dla nich wciąż? Dawał im wodę ze skały i mannę z nieba. A Izrael? On nie patrzył na Pana! Kiedy tylko pojawiały się trudności, nie myślał o tym, jak często Pan okazuje mu pomoc i nie dowierzał Jego silnej i wiernej prawicy, ale szemrał i sprzeciwiał się Bogu. Dlatego w końcu ręka Boża podniosła się, by go sądzić. Z całego wielkiego narodu, który wyszedł z Egiptu, tylko dwóch mężów weszło do ziemi obiecanej: Jozue i Kaleb. Wszyscy pozostali polegli na pustyni. Prawica Pana! JHWH ciągle wyciągał Swoją dłoń, by pomagać Swojemu narodowi, żeby go wyciągnąć z ciemności i śmierci. Dla kogo Jego dłoń nie była otwarta?

Jakże łaskawie wyciągnął JHWH Swoją rękę w Jezusie Chrystusie, żeby uratować upadły i ginący ród człowieczy, i wyciągnąć go ze strasznej otchłani i bagna, i postawić jego nogi na skale. Kto rozpoznał w Jezusie rękę wiecznej miłości? Tak, było kilka dusz, które rozpoznały rękę Pańską. Kiedy Symeon w świątyni wziął na ręce niemowlę, Jezusa, to poznał, że Bóg wyciągnął Swoją rękę, żeby pomóc biednym synom człowieczym i wysławił Boga: “Teraz puszczasz sługę Swego, Panie, według słowa Swego w pokoju, gdyż oczy moje widziały zbawienie Twoje.” I oprócz niego jeszcze kilka dusz, oczekujących pocieszenia dla Izraela, ale ogromna większość, naród jako taki, nie poznał ręki Pańskiej.

Droga duszo, czy ty już Go poznałaś? Widziałaś już, jak Bóg w Jezusie Chrystusie wyciągnął do ciebie Swoje ręce? Czy On już cię zdobył? Być może wychodząc ze zgromadzenia i wysłuchawszy kazania, mówiłaś do siebie: “Jak mnie to poruszyło!” Ale czy to ma znaczenie dla ciebie i przyniosło jakiś owoc? Jeśli kazanie cię poruszyło , to uczucia, nastrój, wzruszenie, przechodzą przez twoje serce, ale w nim nic nie zostaje. Ale jeśli On cię zdobył, to ta wiadomość zostanie w tobie na zawsze.

Kiedy ręka Pańska dotknęła Saula z Tarsu u wrót Damaszku, to od tamtej pory został on własnością Pana. Ta chwila zdecydowała o jego losie. Bo wszystko to, co On umiłował, to umiłował na wieki i to, co On trzyma, trzyma mocno. Paweł okazał się Jego własnością. Pan już go nie wypuścił.

Czy on już zdobył ciebie?

Są ludzie, którzy, jak tylko zobaczą, że ręka Boża wyciąga się nad nimi, od razu uciekają. Nie chcą się stać Bożymi zdobyczami. Jakie to niemądre i smutne! Ja też tak kiedyś postąpiłem. Uciekłem przed Bożą ręką i jakże później żałowałem, że straciłem tyle cennego czasu.

Dlatego, droga duszo, jeśli postępowałaś tak do tej pory, to błagam cię, nie wyrywaj się więcej z Bożej dłoni! On chce wyrwać cię ze strefy grzechu i nieszczęścia, i postawić na skale pewnej łaski! Na pewno już zauważyłeś Bożą rękę. Może było to kazanie, w którym się otworzył przed tobą. Może położył cię na łożu boleści albo przyprowadził cię nad krawędź grobu. Jestem przekonany, że ręka Pańska objawiała ci się w przeróżny sposób. Czy nie jesteś jeszcze zdobyty przez Niego?

Nie ma znaczenia, czy powiesz o tej książce: “Ona mnie poruszyła”. Ale ważne jest dla mnie i dla Pana, jeśli powiesz: “On mnie zdobył”. Myślę teraz o wszystkich duszach, które czytają te wersety. Powiedzcie: “komu objawiło się ramię Pana?”

 

Otwarte wyznanie

“I nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać.”

Izaj. 53,2

 

“Nie miał postawy ani urody, które by pociągały nasze oczy, i nie był to wygląd, który by nam się mógł podobać”. To otwarte wyznanie, przez które prorok jednoczy się z ludem.

Dlaczego Jego wygląd był taki mało pociągający? Dlatego, że jak pisze Paweł w Liście do Filipian, przyjął On postać sługi. Powód, dlaczego wygląd Pana nie był atrakcyjny dla ludu, prorok opisuje w słowach: “Wyrósł przed Nim jako latorośl i jako korzeń z suchej ziemi”. Tak, pochodził z królewskiego rodu, z korzenia Jessego, ale ten ród dawno już stracił swoje znaczenie. Królewska sława Dawida dawno minęła. Pozostał tylko obdarty pień genealogii domu Dawida. Obecni członkowie dawnej królewskiej dynastii byli teraz zwykłymi, biednymi ludźmi. Cieśla i biedna dziewczyna z ludu, to przedstawiciele rodu Dawida. Ale z tego pnia coś wykiełkowało. Syn Boży wszedł na ten świat jako dziecko biednych ludzi. Urodził się i był ułożony w żłobie, z którego jadły zwierzęta. To było Jego łoże. Jakie to wszystko było biedne! Nie było w tym widoku, który by przyciągał spojrzenia. Ale pasterze pokłonili się niemowlęciu, a mędrcy przyszli złożyć Mu dary i oddać Mu hołd, dla większości jednak, to było rozczarowanie. Oni mieli zupełnie inne wyobrażenie. Oczekiwali czegoś zupełnie innego. Marzyli o odnowieniu królestwa Izraela, a tu jakieś biedne niemowlę.

Kiedy wyrósł na mężczyznę, to samo ubóstwo. Jeślibym cię, drogi czytelniku, zapytał, gdzie mieszkasz, to natychmiast odpowiedziałbyś na to pytanie. Ale jeśli Jezusa spytano by, gdzie mieszka, odpowiedź byłaby: “nigdzie”. Syn Człowieczy nie miał gdzie skłonić głowy. Czasami znajdował się dom, który gościnnie się otwierał przed Nim, dom sióstr w Betanii, dom Zacheusza w Jerychu, ale czasem stał przed zamkniętymi drzwiami. Kiedy pewnego razu szedł przez Samarię i uczniowie chcieli znaleźć dla Niego nocleg, to zamykano przed nimi drzwi. Nie chciano Go przyjąć, bo kierował się do Jeruzalemu (Łuk. 9,53) i wtedy Jednorodzony Syn Ojca musiał nocować pod gołym niebem, w nocnej rosie. A Jego łożem śmierci był krzyż! Wisiał tam opuszczony przez ludzi, którzy chodzili za Nim, nawet przez uczniów, których powołał. Tylko jeden uczeń był obecny, by podeprzeć starą matkę. Nie miał wyglądu, który by pociągał Judejczyków do Niego, gdy wisiał na krzyżu. Z obrzydzeniem i rozczarowaniem odwracali się od Niego. Jeśli nie było w Nim nic pociągającego dla Judejczyków, to nie było także i dla reszty świata.

Wyrósł jak korzeń z suchej ziemi. “Sucha ziemia” to Izrael. Jakże smutna była sytuacja Izraela w tamtym czasie. Zdeptany żelaznym butem Rzymu, był przewrócony na ziemię, dysząc pod jarzmem cudzego panowania. Stare marzenia o szczęściu, chwale, sile i panowaniu się rozwiały. W Jeruzalemie i innych miastach, znajdowały się rzymskie garnizony, kraj zamienił się w rzymską prowincję. Kiedyś tak żywa wiara ojców, teraz zamarła w obrzędowości. Uczeni, którzy proponowali narodowi kamienie zamiast chleba, zajmowali się jakimiś, nie mającymi znaczenia, bzdurami. Sucha ziemia! Najbardziej nikczemnym narodem i najbardziej nikczemnym krajem była Judea. I do tego narodu należał Jezus. Jeśliby się urodził w Rzymie, stolicy świata, i wystąpił w Grecji, kraju nauki i sztuki! Ale On się pojawił w Izraelu! Zbawiciel nie mógł bardziej utrudnić Swojego losu, jak tym, że z ciała był Izraelitą i przyszedł na świat jako Żyd.

“Widzieliśmy Go” - jak mówi Izajasz (w rosyjskim tłumaczeniu jest w drugim wierszu: “Widzieliśmy Go i nie miał wyglądu, który by nas do Niego pociągał”) - “i nie miał wyglądu, który by nas pociągał do Niego”. Otwarte wyznanie! Czy nie powinienem powiedzieć, że dokładnie tak wygląda sprawa i dzisiaj?! Czy dzisiaj wielu nie przechodzi koło Zbawiciela, myśląc, że On jest zbyt mały, nawet nic nie znaczący, nie mający wyglądu, bo nie podoba im się Jego wizerunek! Wielu jest gotowych Go przyjąć, ale tylko jako nauczyciela moralności, zwyczajów, zwiastuna prawdy, jednakże całkowicie odrzucają Jego narodzenie z dziewicy i nic nie chcą wiedzieć o błogosławieństwie ran i Krwi. Krzyż jest dla nich cierniem w oku.

Czy w twoim życiu był okres, w którym On ci się nie podobał? Mówiłeś, tak jak ja w swoim czasie: “Widzieliśmy Go i nie miał wyglądu, który by nas do Niego pociągał”. “Widzieliśmy Go” to wyrażenie w czasie przeszłym. Czy dla ciebie to też jest czas przeszły i czy nie patrzysz już na Zbawiciela? Czyżby z tobą tak też było?

Nie ma nic bardziej tragicznego na świecie, jak życie bez Zbawiciela. Wielu idzie przez świat z niezadowolonym sercem, głęboko nieszczęśliwych, chcąc szczęścia i spokoju, ale nie wiedzą, co naprawdę może uleczyć ich “światowy smutek”. Szukają szczęścia to tu, to tam, ale nie znajdują go, bo nie szukają tam, gdzie je można znaleźć. Ono jest tylko w Jezusie. O, jeśliby człowiek otworzył oczy na chwałę krzyża! O, jeśliby dla człowieka Ukrzyżowany stał się najpiękniejszym z synów ludzkich! Życie byłoby wtedy zupełnie inne. Wtedy głęboki pokój i szczęście zamieszkałyby w niespokojnym i pozbawionym szczęścia sercu.

Znałem człowieka, który stał mi się bliski. Zawsze był pobożny i bogobojny. Na biurku zawsze leżała u niego Biblia. Zawsze miał wspólne modlitwy z domownikami. Zawsze był starannym i godnym zaufania pracownikiem w swoim zakładzie. Ale nie był nawrócony! Dopiero w starości Pan go pokonał. I dopiero wtedy ten bogobojny i pobożny człowiek poddał Mu się jako zwykły grzesznik i syn marnotrawny, który przyszedł do domu ojca. Pan podarował mu jeszcze trzy lata życia. Ale co Pan uczynił z niego przez te trzy lata. Jakim pomnikiem łaski okazał się ten człowiek na starość! Wskutek nieszczęśliwego wypadku, człowiek ten zachorował. Rozwinęło się u niego zapalenie rdzenia kręgowego. Obumarły wszystkie nerwy, które od niego odchodziły, w następstwie czego stracił władzę w nogach i został przykuty do łóżka. Był poza domem, kiedy jego stan się pogorszył, tak że nie mógł już stać i przywieziono go do domu powozem dla chorych. Kiedy przywieziono go powozem na dworzec, spojrzał przez mały otwór i powiedział: “Jak dobrze, gdy okna na Jeruzalem są otwarte!” Tak, jak to dobrze! Kiedy przybył do domu, poprosił, żeby zaniesiono go do jadalni, gdzie stała fisharmonia. Tak zrobiono i wtedy zaczął śpiewać: “Znam ten kraj, gdzie króluje nasz Zbawiciel...” Pierwszą zwrotkę musiał śpiewać sam, ponieważ wszyscy, którzy tam byli, byli zbyt wzruszeni, żeby mu towarzyszyć w śpiewie. Dopiero drugą zwrotkę mogli już zaśpiewać razem. A gdy skończono śpiewać, śmiertelnie chory człowiek zaczął się modlić i dziękować Bogu za prowadzenie go w życiu. Później zaniesiono go do pokoju, z którego wyniesiono go po dziesięciu trudnych tygodniach. Zaproszono profesora, żeby go przebadał. Kiedy przybył, chory akurat śpiewał z siostrą miłosierdzia: “Bliżej, o bliżej, Panie, do Ciebie”. Później powiedział profesorowi: “Widzi pan, profesorze, my chodzimy po słonecznych szczytach!” Później zaczęły się wielkie cierpienia. Zapalenie nerwów wywoływało uczucie, jakby znajdował się w pancerzu, który stawał się coraz mniejszy. W wielu bitwach, w których uczestniczył w czasie wojny, w latach 1870-71, spoglądał bez strachu śmierci w oczy. Teraz pojawiły się momenty, że nakrywał twarz chustką, by domownicy nie widzieli jego łez, które wyciskał z jego oczu straszny ból.

W takich cierpieniach śpiewać i mówić o słonecznych szczytach, śpiewać o bliskości Chrystusa, to dowód na to, co może uczynić Chrystus. Komu otworzyły się na Niego oczy, kto poznał Go, i w dniach dobrych, i w ciężkim czasie, ten będzie wyznawać Go wdzięcznym sercem i napełnionymi chwałą ustami.

 

Przeszkody

“Wzgardzony był i opuszczony.”

Izaj. 53,3

 

Ta przeszkoda jest dla wszystkich, każdemu przeszkadza, by podążać za Zbawicielem. “Wzgardzony był i opuszczony”. Przecież dla świata iść za Jezusem to nie cześć, ale hańba. “On był wzgardzony” - mówi prorok. I ma rację. Wzgardzonymi byli również inni słudzy Boży. Ale On był wzgardzony i opuszczony najbardziej ze wszystkich. Tak jak z Nim postąpiono, nie postąpiono z nikim innym.

Oto Jezus stoi przed Sanhedrynem. Wydali na Niego wyrok: “Jest winien śmierci!” Kapłani i uczeni w Piśmie do tego stopnia się zapomnieli, że: “...pluli na Jego oblicze i policzkowali Go, a drudzy bili Go pięściami, mówiąc: Prorokuj nam, Chrystusie, kto Cię uderzył?” (Mat. 26,67-68). Jeśliby to robili rzymscy żołnierze, to można by to jeszcze zrozumieć i przebaczyć. Ale to byli najwyżsi duchowni w narodzie, to byli strażnicy zakonu, przedstawiciele religii! I zapomnieli się do tego stopnia, że bili Go po twarzy i pluli na Niego! A jeśli to zrobili kapłani, to nic dziwnego, że i żołnierze się nad Nim znęcali. Kiedy Piłat oddał Go w ich ręce, żeby Go wychłostali, jakże niemiłosiernie wypełnili swoją powinność! W Psalmie 129 napotykamy takie słowa: “Na grzbiecie Moim orali oracze, porobili swoje długie bruzdy”. Jakim polem okazały się plecy Syna Bożego! Uderzenia bicza zostawiły długie, krwawe bruzdy. Wkrótce całe plecy zmieniły się w krwawą ranę. Kałuża krwi spływającej na ziemię oznaczyła to miejsce, w którym On stał. On, Boży Baranek. “Wzgardzony był i opuszczony”.

Żołnierze jeszcze bardziej się nad Nim znęcali, urządzając obrzydliwą maskaradę. Narzucili Mu na poranione, zakrwawione plecy starą żołnierską pelerynę, dali Mu kij do ręki, na głowę wbili koronę uplecioną z cierni i klękając przed Nim, naśmiewali się, mówiąc: “Bądź pozdrowiony, królu żydowski!” Gdy już nasycili się ubliżaniem Mu, zaczęli znów pluć Mu w twarz, a później zabrali mu z ręki kij i zaczęli nim bić Go po głowie, żeby cierniowa korona dobrze się w nią wbiła swoimi kolcami. Krew ścieka z ran, które uczyniły kolce, cieknie po twarzy, na brodę, to od uderzeń w twarz. “Wzgardzony był i opuszczony”.

I oto wisi na krzyżu, obnażony, oddany na pohańbienie, osądzony i wzgardzony. Czy jego przeciwnicy są teraz zadowoleni? Przecież spełniło się ich pragnienie. Nie, nawet teraz naśmiewają się z Niego. Nawet teraz nie mogą Go zostawić w spokoju. Oto stoją kapłani, którzy nie uważali za poniżenie, by Go dzisiaj osądzić, oto stoją i prześcigają się z uczonymi w Piśmie i starszymi ludu w szyderstwach nad Nim: “Innych ratował, a Siebie Samego ratować nie może. Jest Królem izraelskim, niech teraz zstąpi z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu, niech On Go teraz wybawi, jeśli ma w Nim upodobanie, wszak powiedział: Jestem Synem Bożym.” Nawet teraz, gdy tam wisi, ociekając krwią, umierając i będąc zaliczony do złoczyńców, nie dają Mu spokoju!

Zazwyczaj przy łożu śmierci jest cicho. Głośne rozmowy milkną przed obliczem śmierci. Ale tu wydarzyło się coś innego! Zazwyczaj próbuje się ulżyć umierającemu w ostatnich chwilach. Ociera się mu zimny pot z czoła, zwilża się zaschnięte usta, poprawia poduszkę pod głową, tutaj nic z tego nie ma. On był wzgardzony i opuszczony. Był tak wzgardzony, że ludzie odwracali od Niego swoje twarze. “Mąż boleści, doświadczony w cierpieniu” - mówi prorok. Krew zatrzymała się w rozpostartych członkach. Serce osłabło. Gorączka ogarnia całe ciało. Muchy siadają na otwartych ranach. Rozdarcia od gwoździ się powiększają, ponieważ wisi na nich całe ciało. Język sztywnieje, a w gardle wyschło. “Mąż boleści, doświadczony w cierpieniu!”

Ale jeszcze większy i głębszy niż ból ciała, był ból Jego duszy, współczującej biednemu, ślepemu narodowi, którego przywódcy byli także ślepi. Do tego trzeba dodać ból, który był najgłębszy, spowodowany tym, że wróg uniemożliwił Mu widzieć Ojca. Po raz pierwszy nie mógł zobaczyć Swojego Ojca. To była tortura duszy i piekielny strach. “Boże Mój! Boże Mój! Czemuś Mnie opuścił?”

“Wzgardzony był i opuszczony przez ludzi. Mąż boleści, doświadczony w cierpieniu, jak ten, przed którym zakrywa się twarz!”

Pójdźmy za ukrzyżowanym. Powiedział do wszystkich Swoich wybranych: “Niewolnik nie jest większy od swojego Pana. Jeśli mnie prześladowali i was będą prześladować”. Jego Słowo jest prawdziwe i dzisiaj, nawet w środowisku chrześcijańskim. Ten, kto zwraca się do Jezusa, niewątpliwie doświadczy szyderstw i bluźnierstw, zostanie wzgardzony, prześladowany i przeklęty. Jaka to tragedia, że wszystko to jest możliwe w tzw. “chrześcijańskich” społecznościach! Niestety to się dzieje cały czas. Rodzice stają na drodze swoich dzieci, kiedy te, pobudzone Słowem, chcą oddać swoje serce Panu. Mężowie sprzeciwiają się swoim żonom i zabraniają im chodzić na nabożeństwa. W ten sposób i dzisiaj Jezus jest prześladowany. Dzisiaj buduje się kościoły i domy modlitwy, i prześladuje tych, którzy chcą poświęcić swoje życie Zbawicielowi. I jest to dla wielu przeszkodą. Są przekonani, że Jezus jest Prawdą i Życiem, ale obawiają się kpin i ludzkiego gadania.

Och, jeśliby oni zobaczyli Go wtedy, w Jego pohańbieniu, i zdali sobie sprawę, że On to zrobił dla nas! Jeśliby stało się dla nich jasne, że On oddał Swoje życie za mnie! Och, żeby zawstydzili się swojego tchórzostwa i ludzkiego strachu!

Przed wojną w gazetach pisali, że prezydent Republiki odznaczył jednego francuskiego lekarza Krzyżem Legii Honorowej. Lekarz przeprowadzał operację, której skutek mógł być śmiertelny. W czasie operacji z rany prysnęła mu w oko ropa. Lekarz wiedział, że jeśli od razu nie przemyje oka, to na pewno je straci, ale wiedział też, że jeśli choć na chwilę przerwie operację, to będzie to zagrożeniem dla życia pacjenta i prawdopodobnie nie uratuje się. I nie przemył oka. Pacjent był uratowany, ale lekarz, po siedmiu miesiącach cierpień, stracił oko. Z powodu takiego bohaterstwa lekarz został odznaczony Krzyżem Legii Honorowej.

A Jezus, który oddał nie tylko oko, ale Swoją krew i życie, co otrzymał w zamian? Czyżby pogarda i znęcanie się, którego doświadczył, były dla ciebie przeszkodą w podążaniu za Nim?

 

Wziął na Siebie

Izaj. 53,4

 

“Wzgardzony był i opuszczony” - tak powiedział prorok powyżej. Także i inni słudzy Boży byli wzgardzeni, ale Jezus był wzgardzony najbardziej. A dlaczego? Inni także zginęli z rąk oprawców. I oni szli na śmierć z radością, spokojnie, pewnie i mężnie. A Jezus drżał, a Jego dusza była smutna aż do śmierci, o czym Sam powiedział. Ale dlaczego? Czy był mniejszym bohaterem, niż męczennicy, którzy za wiarę oddawali swoje życie? Oczywiście, że nie! Ale oto, w czym przyczyna: “On nasze choroby nosił i nasze cierpienia wziął na Siebie”.

Już w czasie Swojego ziemskiego życia nosił choroby ludzi. Mateusz opisuje nam, jak przynoszono do Niego chorych i opętanych. Wyganiał duchy słowem i leczył ze wszystkich chorób. W tym widzi wypełnienie słów proroka Izajasza, który mówi: “On nasze choroby nosił i nasze cierpienia wziął na Siebie”. W zaskakujący i pocieszający sposób przyjął na Siebie choroby, od których uwalniał innych. Widzimy to w historii o kobiecie, cierpiącej na krwotok, która przedostała się do Niego przez tłum, aby dotknąć się skraju Jego szaty. Spytał wtedy: “Kto się Mnie dotknął?” Uczniowie uznali, że to pytanie nie ma sensu, bo otaczało Go mnóstwo ludzi. Lecz On poczuł, że od dotknięcia wyszła z Niego moc. Żeby ją uzdrowić, musiał pozwolić, by ta dawka Jego mocy została jej przekazana. Cudowny Lekarz, który leczył w taki sposób, że choroby ludzi przyjmował na Siebie. Ale On nie tylko przyjął na siebie niezliczone ludzkie choroby, ale wyrwał zło z korzeniami. A najgłębszy korzeń wszystkich chorób, to grzech! Z tego korzenia powstały wszystkie choroby i śmierć. Dopóki nie było w świecie grzechu, choroby nie istniały, nie istniała śmierć. Mnóstwo chorób oraz gorycz śmierci przyszły na świat wskutek upadku w grzech. Dlatego nie mógł się zadowolić tym, że leczył chorych. Przystąpił do sprawy znacznie głębiej. Wziął na Siebie nasze grzechy. Jakież brzemię On poniósł?! Pomyśl tylko, ile dodałeś ciężaru do tego brzemienia? Wiesz ile?

Wierzący ojciec rozmawiał kiedyś ze swoim czternastoletnim synem na temat konieczności nawrócenia. Chłopak myślał, że nie ma takiej potrzeby dla niego, że jest jeszcze tak młody, że nie popełnił aż tylu grzechów. Wtedy ojciec spytał go:

- Czy zgrzeszyłeś dzisiaj w myślach? Na przykład zezłościłeś się lub zasmuciłeś kogoś, nie okazując miłości, czy życzliwości?

Syn przytaknął.

- Może zgrzeszyłeś także słowem?

Syn również potwierdził. Ojciec nadal pytał:

- Może zgrzeszyłeś czynem?

Także na to pytanie padła twierdząca odpowiedź. Egzamin trwał nadal:

- Nie wydaje ci się, że średnio wychodzi jeden grzech w myślach, jeden w słowie i jeden w czynie?

Chłopak zgodził się z tym, ale wciąż się uśmiechał z tego mizernego wyniku. Codziennie popełnia się trzy grzechy.

- Przypuśćmy, że codziennie człowiek zgrzeszy trzy razy, po jednym grzechu każdego rodzaju. Ile to wychodzi na rok?

- Ponad tysiąc!

- Zgadza się! Zatem, jeśli pomnożyć ten wynik przez ilość twoich lat? W pierwszych latach życia zgrzeszyłeś niewiele, ale sam wiesz, że w ostatnich o wiele więcej, dlatego można przyjąć taką średnią. Czyli, ile razy zgrzeszyłeś według tego prostego rachunku?

- 14 000!

Ojciec przerwał rozmowę, ale syn już nie mógł przestać o tym myśleć. Ta cyfra wciąż pojawiała się w jego głowie. W nocy obudził ojca i stanął obok jego łóżka:

- Ojcze, musisz się ze mną pomodlić, nie mogę znieść tego, że 14 tys. razy zgrzeszyłem!

Już rozumiał, jaki miał wkład w brzemię, które poniósł Chrystus.

Czy ty już masz tego świadomość? Czy już dotarło do ciebie, że to brzemię twoich grzechów przyciskało Go do ziemi? W Getsemane On upadł na twarz! Krople potu, jak krople krwi spadają na ziemię! To brzemię grzechów, które Go przygniata. Tam były i twoje grzechy.

Tak kiedyś arcykapłan, w wielki dzień oczyszczenia narodu izraelskiego, składał wszystkie grzechy na kozła i nakazywał wyprowadzić go na pustynię. Tak samo JHWH złożył wszystkie nasze grzechy na Jezusa. Tak więc Jezus był złożony jako Baranek Boży, który poniósł na Sobie grzech świata, tzn., który zgładził grzech świata, jeśli dokładniej przetłumaczyć to miejsce. Zaniósł je, jak pisze Piotr, na drzewo krzyża. Tam były osądzone, usunięte, tam On dokonał zbawienia.

On wziął na Siebie! Droga duszo, jeśli On je wziął na Siebie, to ty nie musisz już ich nosić. Jeśli On je usunął, to ty nie musisz ich więcej dźwigać, ty możesz odetchnąć i uwolnić się od brzemienia! Musisz tylko podziękować Mu za to, co dla ciebie uczynił. Dlatego musisz Mu oddać siebie, tak jak On oddał Siebie za ciebie.

Och, czy cały świat nie powinien skłonić się pod krzyżem, napełniony dziękczynieniem: “On nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na Siebie”. Warto o tym pomyśleć, bo świat odwdzięczył Mu się za to niewdzięcznością. Kiedy Jezus uleczył dziesięciu trędowatych, tylko jeden wrócił, aby Mu podziękować. Jezus poniósł grzechy całego świata, a gdzie jest dziękczynienie? Jak mało jest tych, którzy doszli już do prawdy: “Od serca dziękuję Ci, Panie, mój Przyjacielu, za Twoją śmierć, którą poniosłeś za mnie!” Lecz ogromne tłumy przechodzą obok Baranka Bożego, obojętnie, bezmyślnie, szydząc z Niego i drwiąc. Prorok to przepowiedział, kiedy napisał: “A my mniemaliśmy, że jest zraniony, przez Boga zbity i umęczony”. Tak Go przyjął Izrael i do dzisiejszego dnia tak Go traktują - jako odrzuconego przez Boga, fałszywego proroka, który był Bożym sądem skazany na Golgotę, gdzie poniósł karę za to, co uczynił narodowi izraelskiemu.

A za kogo ty Go uważasz? Uważasz, że Bóg Go osądził? Czy raczej wiesz, że: “On nasze choroby nosił, nasze cierpienia wziął na Siebie”.

Tak, On je poniósł!

 

Kto zawinił

Izaj. 53,5

 

Co zrobił Jezus, że postąpiono z Nim tak haniebnie? Poraniony, przybity, wisi na krzyżu. Został skazany. Odtrącony. Co złego uczynił?

Zapytamy Jego przeciwników, oni pewnie będą umieli nam odpowiedzieć. Zapytamy rzymskiego prefekta, który wydał na Niego wyrok. On powinien wiedzieć, w czym zawinił Ten Człowiek.

- Piłacie, co myślisz o Jezusie?

Odpowiada: “Nie znajduję w Nim żadnej winy” (Jana 19,4; Łuk. 13,4). Później kazał przynieść wodę i umył ręce, uważając że jest niewinnym Jego śmierci. A żona Piłata, poganka z Rzymu, co sądzi o Jezusie? Posyła sługę do męża, aby nie robił nic złego Temu Sprawiedliwemu, bo w nocy wiele przez Niego wycierpiała. Ona wie, że Jezus jest Sprawiedliwy! Ale Judasz nam powie, co zrobił Jezus, on Go przecież wydał. Wydał Go wrogom.

- Judaszu, co myślisz o Jezusie?

- Zgrzeszyłem, wydając krew niewinną - zabrzmiała odpowiedź i odszedł załamany swoim uczynkiem, i powiesił się.

- Krew niewinna - mówi Judasz.

Setnik, który prowadził egzekucję, on na pewno wie, co było z Jezusem, dlaczego był skazany. Ale setnik mówi: “Prawdziwie Ten był Synem Bożym!”

Taki był osąd Jego wrogów, którzy Go ukrzyżowali. Nie znaleźli w Nim żadnej winy. Rzeczywiście, jedno jest pewne, że nikt nie mógł Mu udowodnić żadnego grzechu. Nikt! Także arcykapłani. Bo to, o co Go oskarżali - “bluźnierstwo” - nie było prawdą. On nikomu zła nie wyrządził. Nie było fałszu w Jego ustach.

Czy w takim razie Jego śmierć nie była prawdziwym morderstwem? Tak, Jego śmierć była morderstwem. Piłat wiedział, że Jezus był niewinny, ale skazał Go ze strachu przed Judejczykami. To zabójstwo było dokonane według prawa, kiedy osądzony i skazany był niewinny. Ale śmierć Jezusa była jeszcze czymś innym niż zwykłym zabójstwem, czy niesprawiedliwością. Prorok mówi: “On zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze”. To najgłębsza przyczyna Jego cierpienia i śmierci: “za nasze grzechy”. Z powodu nas!

Kiedyś czytałem taką historię: “Marylisa”. Piękny, nowy statek płynął w swój dziewiczy rejs z Bremen do Val Pariso i jak do tej pory wszystko było dobrze. Pokonali już prawie połowę drogi. Jednakże nad Marylisą zawisła ciemna chmura. Peter Jensen, kapitan, od kilku dni leżał ciężko chory w swojej kajucie i zdawało się, że już nie dopłynie do portu. Pewnego razu powiedział do pierwszego oficera, który powinien zająć jego miejsce: “Umieram już, wiem, że nie dopłynę do portu, ale jak mam się dostać do portu w Niebiosach? Pomóż mi! Powiedz, co mam zrobić, żeby nie zginąć?” - “Kapitanie - odpowiedział pierwszy oficer - ja sam tego nie wiem. Nigdy o tym nie myślałem. Zawsze żyłem porządnie, wypełniając swoje obowiązki i nie martwiłem się. Nie myślałem o Bogu i podobnych rzeczach.” - “To zawołaj drugiego oficera” - polecił kapitan. Tamten przyszedł, ale również nie był w stanie pomóc kapitanowi w ogarniającym go duchowym strachu. Wzywano kolejno wszystkich członków załogi, ale nikt nie potrafił wskazać umierającemu drogi zbawienia. Tylko majtek jeszcze nie był w kajucie, ale i jego chory polecił wezwać.

- Karolu Muller, czy twoja matka w domu jeszcze żyje?

- Tak, panie kapitanie!

- Czy to pobożna kobieta? Nauczyła cię modlić się?

- Tak, panie kapitanie, nauczyła i kiedy wyjeżdżałem z domu, podarowała mi Biblię.

- Masz tutaj Biblię? - przerwał mu kapitan.

- Tak, panie kapitanie i musiałem obiecać mamie, że będę ją codziennie czytał.

- Przynieś tu Biblię i przeczytaj mi coś, co pomaga przy śmierci.

Karol przyniósł Biblię i otworzył 53 rozdział Księgi Izajasza i zaczął czytać. Ale kiedy doszedł do 5 wiersza, zatrzymał się.

- Panie kapitanie, czy mogę przeczytać ten werset tak, jak nauczyła mnie czytać moja mama?

- Tak, możesz!

Wtedy Karol Muller zaczął czytać dalej: “Lecz On zraniony był za występki Karola Mullera, starty za winy Karola Mullera, ukarany został dla zbawienia Karola Mullera i Jego ranami Karol Muller został uleczony”.

- Stój! - krzyknął kapitan i wyprostował się. - To jest to, czego potrzebuję! Przeczytaj jeszcze raz ten werset, ale wstaw tam teraz moje nazwisko zamiast twojego!

Karol zrobił tak i zaczął czytać: ”Lecz On zraniony był za występki Petera Jensena, starty za winy Petera Jensena, ukarany został dla zbawienia Petera Jensena i Jego ranami Peter Jensen został uleczony!” Chory odnalazł zbawienie i pocieszenie w słowach: “Ranami Jego Peter Jensen został uleczony”. I tak kapitan dobił do portu świata.

O, jakże drogocenna jest ta zamiana liczby mnogiej na pojedynczą i w ten sposób zrozumienie tego wersetu dla własnego zbawienia! Wtedy ten werset będzie brzmieć: “On był zraniony za moje grzechy i starty za moje winy”. Za mnie! Za mnie! Czyż nie jest prawdą, że On może domagać się naszej miłości, naszego dziękczynienia i naszego oddania! Nawet jeśli inni gardzą Nim i odrzucają Go, to my będziemy Mu wierni! Oddamy Mu nasze serca i poświęcimy dla Niego nasze życie!  Prawda, że nigdy nie zapomnisz, że: “On zraniony jest za występki nasze i starty za winy nasze”?

 

Dziwna zamiana

Izaj. 53,5

 

Och, jaka dziwna zamiana! Jezus wziął na Siebie to, co my mieliśmy ponieść - naszą karę, a zamiast tego proponuje nam to, co ma - Swój pokój. Sprawiedliwość Boża wymaga, by grzech był ukarany i śmierć jest karą za grzech. Ale oto Jezus wstawia się za nami, On - Głowa człowieczeństwa, drugi Adam. Poddaje się sądowi. Ponosi karę, na którą my zasłużyliśmy. “Ukarany został dla naszego zbawienia”.

Do swoich niezliczonych wypraw Napoleon potrzebował wielu żołnierzy. Kiedy zamierzał wyprawić się na Rosję, został wezwany pewien człowiek, który miał wielodzietną rodzinę. Myśl o tym, że miał pozostawić swoją rodzinę była dla niego koszmarem, przecież mogli zginąć, jeśliby nie wrócił lub zostawił ich na bardzo długo. Miał dobrego przyjaciela, który był samotny i zgodził się pójść zamiast niego, pod jego imieniem. I tak się stało. Przyjaciel wystąpił pod nazwiskiem ojca wielodzietnej rodziny i poszedł na Rosję. Brał udział w walkach i jego imię pojawiło się w długim spisie poległych. Po jakimś czasie znów ogłoszono mobilizację. Przez pomyłkę znów wezwano ojca tej dużej rodziny. Wtedy człowiek poszedł do biura rekrutacyjnego i powiedział: “Ja nie żyję!” Wyśmiano go. Wtedy wyjął z kieszeni spis poległych i pokazał na swoje nazwisko: “Tutaj jest napisane, że zginąłem.” - ”Tak jest napisane. Miał pan zamiennika?” - ”Tak, miałem” - “No właśnie, a pan żyje i dlatego musi pan iść na wojnę.” - “Nie, ja nie żyję. Państwo już nie może do mnie więcej mieć żadnych roszczeń. Dla państwa jestem martwy.” O tym przypadku zawiadomiono Imperatora. Zgodził się z tym człowiekiem i zdecydował, że państwo nie będzie już nic więcej od niego wymagać. “Dla nas jest martwy. Zginął na wojnie.”

Tak właśnie uczynił Jezus. Poszedł zamiast nas na wojnę. Wystąpił w naszym imieniu. Na Golgocie zamiast nas stanął do walki. Teraz już zakon nie może nic od nas wymagać. “Jeden za wszystkich umarł, a zatem wszyscy umarli” (II Kor. 5,14). Kara spoczywa na Nim. Nam już to nie ciąży. Dlatego nie musimy więcej drżeć i rozpaczać w obawie przed sądem, bo wiemy, że: “Kto słucha Słowa Mego i wierzy Temu, który Mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł z śmierci do żywota.” (Jana 5,24) Chwała niech będzie Bogu za tą wiadomość: On został ukarany, a my jesteśmy wolni! On wziął na Siebie to, na co my zasłużyliśmy, a w zamian daje nam Swój pokój! Pokój! Jego pokój! Jaka dziwna zamiana! On poniósł karę, a nam daje pokój! Jaki mamy cudowny pokój! Głęboki jak potok! Jakże się starali faryzeusze i uczeni w Piśmie naruszyć ten pokój! Jakże próbowali nieustannie Go zgubić za ten pokój! Ale to się im nie udało. Jakim trudnym doświadczeniem było dla niego niezrozumienie uczniów! Ale mimo to, Jego pokój był nienaruszony. I taki pokój On proponuje nam. Nie proponuje nam pokoju, który może być łatwo zburzony, ale głęboki, prawdziwy pokój serca z Bogiem, który przetrzyma doświadczenia, trudności i nieprzyjemności. On dla nas zdobył ten pokój, uwalniając nas od kary i biorąc ją na Siebie zamiast nas. Teraz już nic nas nie oddziela od Boga! On uwolnił nas od grzechów! On spłacił nasz dług! Teraz mamy pokój! Każdy, kto uwierzył, że “Wykonało się!”, ma pokój z Bogiem!

Wiele dzieci Bożych prowadzi życie, które im się wydaje normalnym chrześcijaństwem, jednak nie jest według woli Bożej i wciąż są w nim upadki i wzloty, zwycięstwa i porażki. Nasze chrześcijaństwo, w zgodzie z Bożą wolą, powinno być życiem zwycięskim i życiem w pokoju. I tak może być i będzie, jeśli nasze życie będzie życiem w wierze. Stań wiarą na skale tego słowa: “Ukarany został dla naszego zbawienia”! Trzymaj się mocno wiarą tego, że “Wykonało się!” - zobaczysz, że Jego ranami jesteśmy uleczeni. Jakże często dzieci Boże, modląc się, proszą, aby Pan uwolnił je od jakiegoś zniewolenia, a jednak nie mogą się uwolnić. Zachowują się tak, jakby zbawienie dopiero miało nastąpić. My już jesteśmy uwolnieni i zbawieni! Jezus przecież uczynił to dla nas i dla wszystkich ludzi! W Jego zbawieniu nie ma żadnego niedociągnięcia! Wykonało się! To trzeba poznać i przyjąć przez wiarę. Jego ranami jesteśmy uleczeni. Nie musimy się już ratować, jesteśmy uratowani! Tak jest napisane i to jest fakt! Ale nie uradujesz się tym i nie osiągniesz tego, aż nie uwierzysz. Nie ma niedoskonałości w zbawieniu, to tylko nam brakuje wiary.

Ciągle jeszcze cierpisz z powodu własnych słabości. Wciąż jesteś przewrażliwiony, łatwo się urażasz, ponoszą cię emocje, jesteś nerwowy. Dlaczego taki jesteś? Czy zbawienie dla ciebie się nie wykonało? Czyżby dla ciebie jeszcze nie wszystko się dokonało? Czego jeszcze oczekujesz? Czekasz na Pana, a Pan czeka na ciebie. Oczekujesz, że Pan powinien cię zbawić, a On czeka, aż uwierzysz w Jego cudowne zbawienie. Czy nie chcesz uwierzyć?

Zbawienie Golgoty jest o wiele potężniejsze, niż do tej pory myślałeś. To nie tylko zbawienie od winy i grzechu, ale od samego siebie, od własnego “ja”. Paweł pisze do Rzymian: “...wiedząc, że nasz stary człowiek został wespół z Nim ukrzyżowany” (Rzym. 6,6). A więc twój stary człowiek został ukrzyżowany na Golgocie. Tak jest napisane. I w to trzeba uwierzyć. Dopóki nie uwierzysz, nie doświadczysz tego, ale jak tylko uwierzysz, osiągniesz to. To jest pewne. Nie myl tylko pojęć “wierzyć” i “próbować”. Niektórzy mówią: “ja próbuję”. Próbowanie to nie wiara! Uwierz, w końcu uwierz, że ukarany został dla naszego zbawienia!

On wszystko wykonał, a teraz zbawienie zależy ode mnie samego. A Jego ranami jesteśmy uleczeni! Uwierz w Słowo Boże, a doświadczysz go. Wzbogacisz się w cenne doświadczenie, które ktoś opisał jasnymi słowami: “Wtedy nawet żółć traci swą gorycz”.

O, cudowne zbawienie! O, chwalebne, całkowite odkupienie! O, jakże drogocenna ofiara złożona przez Jezusa. Jego ranami jesteśmy uleczeni!

 

Największe zło

Izaj. 53,6

 

Wiesz, co jest dla ciebie największym złem? Twoje “ja”. Dopóki twoje “ja” siedzi na tronie, to twoje życie jest nieszczęśliwą niewolą. Dlatego, że “ja” jest tyranem. Wiem o tym. Och, jak “ja” tyranizuje ludzi!

Na przykład ktoś niewystarczająco miło spojrzał na ciebie, niezbyt serdecznie się z tobą przywitał i twoje “ja” natychmiast mówi: “Co on sobie w ogóle wyobraża?” Albo ktoś powiedział ci coś, z czym się nie w pełni zgadzasz i od razu twoje “ja” napędza cię do działania: “Nie możesz pozwolić, żeby ci po głowie skakali. Tak nie będzie. On jeszcze nie wie, z kim ma do czynienia”.

Przecież już wiesz, jakim tyranem jest “ja” i jak niszczy życie, i powoduje zgorzknienie. Właśnie to “ja”, razem z twoim egoizmem, to twoje najgorsze zło.

O tym mówi prorok w słowach: “Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył.” Co to znaczy? Każdy jest zajęty tylko samym sobą. Każdy martwi się tylko o siebie. Inni są mu obojętni. Nie pyta o to, ani o tym nie myśli. Jakie to smutne i nędzne życie, jeśli każdy jest zajęty tylko sobą. Jeśli to “ja” jest centrum twojego życia, wokół którego wszystko się kręci, to nie może być inaczej i zawsze będziesz niezadowolony. A to za szybko do ciebie przyszli, a to niewystarczająco uprzejmie cię powitali i wciąż nie możesz uwolnić się od rozdrażnienia i złego samopoczucia. Nie uważasz, że można by się zawsze radować, jeśliby człowiek umiał się już więcej nie denerwować? Nie byłoby wspaniale, jeśli byś się tak łatwo nie obrażał? Czy nie byłoby to piękne?

A przecież możesz to osiągnąć, a w zasadzie otrzymać! To egoistyczne życie Jezus wziął na Siebie! On nas uwolnił od tego największego zła w naszym życiu! O tym mówi prorok w słowach: “Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy na własną drogę zboczył, a Pan na Niego włożył grzechy nas wszystkich” (przekład dosłowny z jęz. rosyjskiego różni się od polskiego - przyp. tłum.). A dokładnie, nasz egoizm, nasze “ja” - to największe zło! Niech będzie chwała Panu za to najwspanialsze uwolnienie! Możesz już się uwolnić od tyranii własnego “ja”. Już nie musisz nosić łańcuchów niewolnictwa, zrodzonego przez egoizm, bo Jezus zbawił cię od tego największego zła: “A Pan na Niego włożył grzechy nas wszystkich”.

Czy nie chcesz uwierzyć tej uwalniającej i zbawczej prawdzie? Niektórzy mówią, że to jest jakaś “odurzająca” nauka. Tak, jest w niej coś, co pobudza nas, by się radować i sławić Boga. Jeśli poznasz tę prawdę, to ona przejawi swoją uwalniającą moc! Uwolniwszy się od własnego “ja” i jego tyranii, można nauczyć się śpiewać i radować. Także ty możesz to otrzymać przez wiarę.

Czyżbyś nie wiedział, że twoje życie było błądzeniem? Zimnym i szorstkim egoizmem? A więc przyjdź pod krzyż Golgoty i podziękuj Panu za to, że wziął na Siebie grzech twojego życia, twojej samowoli, za to, że w ten sposób uwolnił cię! Niech będzie Panu chwała i dziękczynienie, że nie musimy już więcej żyć dla siebie. Teraz możemy żyć dla Niego, umarłego i zmartwychwstałego dla nas! Niech będą dzięki Panu, że nie musimy się już kręcić wokół własnego “ja”, jak koń uwiązany do młockarni, ale możemy teraz chodzić wokół nowego centrum, którym jest On - Jezus Pan! Teraz już nie martwimy się o nasze małe, nędzne “ja”, ale troszczymy się o wielką sprawę Królestwa Bożego. Wychodząc z wąskich ramek, stajemy się wolni i radujemy się.

Chwała Panu! On włożył wszystkie nasze grzechy na Niego!

 

Święte milczenie

Izaj. 53,7

 

Żaden członek nie jest bardziej na służbie grzechu niż język. Jakub pisze o nim: “Język jest małym członkiem, lecz pyszni się z wielkich rzeczy. Jakże wielki las zapala mały ogień.” Czy to nie jest prawdą? Czy już nieraz nie wzdychałeś, myśląc, co narobiłeś swoim językiem? I dzieci Boże bardzo często nie panują nad swoim językiem. Później cierpią i chciałyby, aby to, czy inne słowo nie zostało nigdy wypowiedziane. Czy nie ma zbawczego środka przeciwko językowi?

Możesz czynić dobre postanowienia, aby wewnętrznie sprzeciwiać się temu grzechowi, ale to niewiele ci pomoże. Będziesz i tak grzeszyć jak wcześniej. Żaden człowiek nie jest w stanie ujarzmić języka - tak mówi Jakub.

Pewien człowiek, który często był przerażony tym, że tak często grzeszył językiem, postanowił w radykalny sposób uwolnić się od tego problemu. Rozgrzał jakieś żelazo i przypalił sobie język. Do czasu jak język był poparzony i nie mógł go używać, to działało, ale kiedy wyzdrowiał okazało się, że to nie był prawdziwy ratunek. Język nadal pozostał tym śmiercionośnym złem.

Tylko Jeden może zbawić, Ten, który nigdy nie oddał Swojego języka na służbę grzechowi, Jedyny, w którego ustach nie było fałszu. Ten, który milczał tam wtedy, gdy każdy inny by mówił. To Jezus. Nauczymy się od Niego, co oznacza święte milczenie. Przemawiał zadziwiająco. Opowiadano o Nim, że jeszcze nikt nie mówił tak, jak On.

Oto Jezus stoi przed Sanhedrynem. Występują przeciwko Niemu fałszywi świadkowie. Ale ich zeznania są tak sprzeczne, że nie mogą być przyjęte. Wtedy wzywają innych świadków. Ci mówią, że Jezus powiedział, że może zburzyć świątynię i w trzy dni ją odbudować. Co za głupie oskarżenie! Rzeczywiście, Jezus mówił coś podobnego. Mówił o zburzeniu świątyni, ale nie mówił, że Sam ją zburzy. I nie myślał o świątyni jerozolimskiej, ale o świątyni Swojego ciała. Potrzebne było tylko jedno słowo, by obalić to oskarżenie, ale Jezus milczał (Mat. 26,63). Największą złość wywoływało w nich, że nie odpowiadał im ani słowem, że znosił wszelkie znęcanie się, nic nie mówiąc. Żadnej prośby, żadnych skarg, żadnego narzekania, żadnych przekleństw, nic!

I oto Zbawiciel przed Piłatem. “A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiedział. Wtedy rzekł Mu Piłat: Czy nie słyszysz, jak wiele świadczą przeciwko Tobie? Lecz On nie odpowiedział mu na żadne słowo, tak iż namiestnik bardzo się dziwił.” Jeszcze nie spotkał się w życiu z takim podsądnym. Oskarżeni zawsze próbują na wszelkie sposoby wywołać współczucie u sędziego i w ten sposób otrzymać jak najlżejszy wyrok. Ale ten więzień nie broni się ani słowem.

Od Piłata zaprowadzono Jezusa do Heroda, który akurat przebywał w Jeruzalemie i bardzo się ucieszył, zobaczywszy Jezusa, bo dużo o Nim słyszał i myślał, że zobaczy, jak czyni jakieś cuda. Ale o cokolwiek Go pytał, Jezus nie odpowiadał. Wtedy król się rozzłościł i sponiewierał Go, i wydrwił, i kazał przebrać we wspaniałą szatę, i odesłał z powrotem do Piłata.

Zadziwiające święte milczenie!

Nawet najwierniejsi i najpobożniejsi słudzy Boży grzeszyli swoim językiem. Mojżesz powiedział kilka słów i zgrzeszył u wód Meriba. We wszystkich sytuacjach był najpokorniejszym z ludzi, ale nawet on w końcu nie wytrzymał i stracił cierpliwość. Eliasz, mąż modlitwy, po modlitwie którego niebo zamknęło się na trzy i pół roku i nie było deszczu, leży na pustyni załamany i mówi pełen zwątpienia: “Wystarczy już, Panie, weź moje życie, bo nie jestem lepszy niż moi ojcowie.” Piotr, który był najszybszy z uczniów w słowach, powiedział kiedyś: “Ty jesteś Chrystus, Syn Boga Żywego” - a potem zaparł się swojego nauczyciela. Ci wielcy mężowie z Bożego Królestwa grzeszyli swoimi językami, ale Jezus nigdy tego nie zrobił.

Dlaczego On milczał? Milczał z powodu słabości, czy dlatego, że nie miał co powiedzieć? O nie, On nie milczał z powodu słabości, udowodnił to w Getsemane. Kiedy przyszli po Niego, wyszedł naprzeciw i spytał: “Kogo szukacie?” Oni odpowiedzieli: “Jezusa Nazareńskiego!” Wtedy powiedział: “Ja jestem”. I jak podziałały Jego słowa? Żołnierze upadli na ziemię, jakby przewróceni falą. Jeśli Jezus by zechciał, przeszedłby między nimi. I nie mogliby Go nawet tknąć. Czy kiedy postawili Go przed arcykapłanem i Piłatem, czy Herodem, to milczał z zakłopotania? Nie, On nie był zakłopotany i nie było w Nim ludzkiego strachu. Kiedy arcykapłan zaklinał Go: “Powiedz nam, czy Ty jesteś Chrystus, Syn Boży?”, a On odrzekł: “Ty powiedziałeś”, i dalej mówił: “Odtąd ujrzycie Syna Bożego siedzącego na prawicy mocy Bożej i przychodzącego na obłokach nieba”, nie, On nie mówi zakłopotany!  Kiedy Piłat Go spytał: “Jesteś królem?”, Jezus mu odpowiedział: “Ty mówisz!” Tak, On jest Królem, który przyszedł na świat, aby dać świadectwo Prawdzie. Nie, to wcale nie wyglądało na zakłopotanie.

Dlaczego milczał? Czy uważał, że to poniżej Jego godności rozmawiać z tymi ludźmi? Czy myślał, że to niezbyt dobre, by odpowiadać na ich pytania? W żadnym razie! On kochał tych ludzi! Jego pierwsze słowa na krzyżu właśnie ich dotyczyły: “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Nie, tutaj nie było ani odrazy, ani pogardy. To dlaczego milczał?

Przede wszystkim dlatego, by wypełniło się Pismo. Musiało wypełnić się słowo proroka, że był “jak owca przed tymi, którzy Go strzygą, zamilkł i nie otworzył ust Swoich.” Tak jak całe Jego życie było wypełnieniem się Pisma, tak były nim i Jego cierpienia, i Jego śmierć, i Jego milczenie. Milczał, ponieważ posłusznie poddał się woli Bożej. Wiedział z góry, jak zakończy się ten proces. Wiedział, że przyszedł na ten świat po to, by umrzeć. Wiedział, że czeka Go krzyż. Wiedział o tym od początku, dlatego bezcelowe było mówić coś jeszcze. Wyrok już zapadł i z pełną gotowością wszedł na drogę krzyża. Był posłuszny aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.

Ale najgłębsza przyczyna Jego milczenia jest jeszcze inna. Jezus stał tam zamiast nas. Reprezentował upadłą ludzkość, jako drugi Adam i Jego milczenie było Jego udziałem jako ofiary. Przez Swoje milczenie wyznawał nasz grzech. Kiedy nie otwierał Swoich ust, doświadczał całego koszmaru przekleństwa i grzechu. Milczał, pamiętając, jak ludzie nadużywali imienia Bożego, jak fałszywie przysięgali, pamiętając całe ich kłamstwo i oszustwa. Milczał, pamiętając wszystkie obelgi, oszczerstwa i fałszywe pomówienia. Milczał, ponieważ my powiedzieliśmy tak wiele tego, co nigdy nie powinno być powiedziane, dlatego że grzeszyliśmy swoim językiem. Musielibyśmy na wieki zamilknąć, znalazłszy się przed Bożym Sądem, gdyby On nie milczał przed Swoim sądem. Milczał z powodu wszystkich naszych niesprawiedliwych osądów i wypowiedzi. Milczał także z powodu naszego nieuzasadnionego milczenia. Jak często milczeliśmy, gdy należało wystąpić w obronie czci naszego Pana i dobrego imienia naszych bliźnich.

To wszystko poniósł nasz Jezus.

Czy i ty nie czujesz się winny tego, że mówiłeś, gdy trzeba było milczeć, a milczałeś, gdy trzeba było mówić? Musiałbyś zamilknąć przed Sądem Bożym, gdyby tam zostały ujawnione grzechy twojego języka. Ale musisz wiedzieć, że teraz możesz zbliżać się do Boga, bo Jezus milczał za ciebie! On wykonał wszystko i zbawił nas. “Kto będzie obwiniać wybranych Bożych?” Przyjmij Jego święte milczenie! Podziękuj Mu, że milczał dla ciebie i za ciebie! I naucz się Jego świętego milczenia! Nie broń się więcej! Milcz! O, jeśli byś tylko mógł powiedzieć, kiedy cię męczą, oskarżają, kiedy cię obwiniają i prześladują: “nie otworzył ust Swoich, jak jagnię na rzeź prowadzone”.

 

Miejsce schronienia

Izaj. 53, 8-9

 

Czy te słowa nie są straszne: “Wyrwano Go bowiem z krainy żyjących”. Jak strasznie to brzmi!

Słowo Boże używa zupełnie innych słów, gdy mówi o śmierci świętych. Mówi: “spoczął” lub “został dołączony do swoich ojców”, albo: “aniołowie zanieśli go na łono Abrahama”. A tutaj powiedziano tak ostro i prosto: “wyrwany został z krainy żyjących”. Jak to rozumieć? Przecież jest powiedziane, że nigdy nie popełnił bezprawia, ani nie było fałszu na Jego ustach. Jeśli tak, to Jego śmierć powinna być snem! Jeśli tak, to aniołowie powinni Go zanieść do domu. A tu jest powiedziane, że został “wyrwany”. Jak to wszystko pogodzić ze sobą?

“Wyrwany” - to świadczy o strasznej, gwałtownej śmierci. Czy nie modlimy się, by Pan zachował nas od złej i wczesnej śmierci? A Ten Święty w Izraelu poniósł właśnie taką śmierć. Oto powód takiej śmierci: “za przestępstwa ludu Mojego musiał wycierpieć kaźń” (tłumaczenie dosłowne z rosyjskiego przekładu Biblii). Nie popełnił żadnego grzechu, ale poniósł na Sobie przestępstwa i grzechy narodu. Dlatego “wyrwano Go z krainy żyjących”. Karą za grzech jest śmierć!

Jak to? On się bał? Tak, On czuł strach. Dlatego wie, jak pocieszać Swoich sług, gdy cierpią dla Jego imienia. Napełnia ich pokojem i radością, żeby mogli tryumfalnie odejść do wiecznych przybytków.

Jakie zadziwiające historie czytamy na temat męczenników. Szczepan widział otwarte niebo i Chrystusa stojącego po prawicy Boga, zanim umarł pod kamieniami swoich oprawców. Wielu śpiewało i modliło się na stosach, aż dym z ognia ich nie udusił. Julia Blandina doświadczała przez wiele dni i tygodni strasznych cierpień, a pozostała twarda i spokojna.

A Jezus doświadczał strachu. Czyżby miał mniej sił i odwagi niż męczennicy oraz kobiety i dzieci? Jeszcze daleko było do krzyża, a On już wyrażał strach, mówiąc: “Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakże bym chciał, żeby już płonął. Chrztem mam być ochrzczony i jakże jestem udręczony, aż się to dopełni.” Miał na myśli krwawy chrzest w Getsemane i na Golgocie.

Kiedy przyszedł do cichego ogrodu w Getsemane, powiedział: “Moja dusza śmiertelnie cierpi” (przekład dosłowny z rosyjskiego tłumaczenia Biblii). Zaczął modlić się i prosić: “Ojcze Mój, jeśli można, niech Mnie ten kielich minie.” I walczył ze śmiercią, a Jego pot był jak krople krwi, spadające na ziemię. I modlił się jeszcze usilniej. Czuł strach. Później widział jak ciemność otoczyła krzyż. Władcy ciemności atakowali Go po raz ostatni. I nagle, w tej ciemności, rozległ się krzyk: “Boże Mój! Boże Mój! Dlaczego Mnie opuściłeś?” To krzyk przerażenia. Skąd ono się wzięło?

Bał się, ponieważ został osądzony. Nie tylko przez ludzki sąd, ale i przez Boga. Do tej pory Bóg znosił cierpliwie ludzkie grzechy. Do tej pory Bóg patrzył cierpliwie na upadły ludzki ród. Teraz jednak zebrały się chmury sądu Bożego, dlatego że “On zraniony jest za występki nasze i starty za winy nasze”. Na Golgocie ogłoszono wyrok. Tam objawiła się świętość i sprawiedliwość Boga nad Jezusem, który zamiast nas stał się winowajcą. Tutaj grzech świata został ukarany.

Jezus czuł strach dlatego, że Bóg Go opuścił i dlatego, żebyśmy my już nigdy nie musieli się bać. Oto dlaczego męczennicy mogli umierać tryumfalnie i z radością. Bo Jezus zamiast nich wycierpiał strach. Dlatego mogli do ostatniego tchu czuć cudowną bliskość Boga, bo Jezus zamiast nich wycierpiał męki samotności, gdy Bóg Go na określony czas opuścił. I nie tylko za nich, ale i za nas. Nie musimy się już bać, nie musimy już przeżywać tego, co znaczy być opuszczonym przez Boga. To doświadczył, przeżył i poniósł na Sobie zamiast nas Jezus Chrystus! O, Boże, bądź uwielbiony za cudowne dzieło dokonane przez Jezusa!

Ale prorok mówi: “Z więzienia i sądu zabrano Go”. Nie pozostał w więzieniu i przed sądem. Po słowach: “Boże Mój! Boże Mój! Dlaczego Mnie opuściłeś?”, następowały inne: “Wykonało się!”, a później już ostatnie słowa: “Ojcze, w ręce Twoje polecam ducha Mego”. Chmura zniknęła, znów mógł widzieć Ojca. Znów mógł, jak wcześniej, powiedzieć Mu: “Ojcze!”

“Z więzienia i sądu był zabrany”. O tym świadczy także Jego pogrzeb: “Wyznaczono mu grób wśród złoczyńców, ale został pogrzebany u bogatego” (dosłowne tłumaczenie z rosyjskiego przekładu). Chciano Go pogrzebać na Golgocie, tam, gdzie grzebano wszystkich skazańców, ale tu już interweniował Bóg. Jeśli wcześniej Jezus był zaliczony do złoczyńców, to teraz był już zabrany z więzienia i sądu. Teraz już dzieło zbawienia było wykonane. Dlatego wystąpił Józef z Arymatei i wystarał się o pozwolenie, by zabrać ciało Jezusa i pochować Go w swoim grobowcu. Tak oto Bóg zmienił plany ludzi, którzy przygotowali Mu mogiłę między złoczyńcami. I tak pogrzebanie Jezusa w grobowcu w skale, w ogrodzie Józefa z Arymatei, pokazuje, że Jezus był zabrany z więzienia i sądu.

Czytałem, jak kowboje ratują się podczas pożaru prerii w Ameryce. Kiedy zaczyna się palić preria, płomienie są pędzone przez huraganowy wiatr z taką prędkością, że żaden człowiek ani zwierzę, nie jest w stanie przed nimi uciec. Kowboje mają jednak prostą metodę ratunku. Kiedy ujrzą w oddali obłok dymu, który ogłasza pożar prerii, podpalają prerię w tym miejscu, w którym się znajdują. Potem spokojnie kładą się na wypalonym miejscu i czekają, aż jeden płomień się oddali, a drugi zbliży. Na Golgocie odbył się Boży Sąd. Ale właśnie tam człowiek jest bezpieczny przed nadchodzącym Sądem. Dlatego Golgota jest miejscem schronienia. Nie ma drugiego równie bezpiecznego miejsca na świecie. Na Golgocie jesteś ukryty i bezpieczny. Sąd więcej się tam nie może dokonać, bo już się dokonał.

Och, jak pewnie ludzie się nieraz wypowiadają! “Przecież nie jest tak źle - mówią - Bóg jest miłością! Nie będzie dochodził, ale wybaczy wszystko!” Ci, którzy tak mówią, jeszcze nie poznali i nie doświadczyli tego, co wydarzyło się na Golgocie. Jezus tam był w rozpaczy. Drżał tam przed wyrokiem. Doświadczył tam agonii i strachu, wywołanego świadomością, że Bóg Go opuścił. A ludzie ośmielają się jeszcze mówić: “Przecież nie jest tak źle”. Co za arogancja! Co za bezmyślność!

Golgota to miejsce schronienia. Kto tam nie znajdzie swojego schronienia, ten zginie! Można się powoływać na swoją przynależność do Kościoła, na chrzest, na Wieczerzę Pańską, na uczęszczanie na zgromadzenia, na czytanie Słowa, na modlitwę i przy tym wszystkim zginąć, jeśli się nie przyjdzie na Golgotę, jak przychodzi tu zgubiony grzesznik, i nie znajdzie się tam miejsca schronienia. Czy to nie są ostre słowa? To jest prawda! Bo nie ma innego imienia pod niebem, danego nam, przez które moglibyśmy zostać zbawieni! I to imię jest nam znane, to imię ukrzyżowanego Chrystusa!

Czy jest coś niesprawiedliwego w tym, że nic innego nas nie może zbawić? Bóg przygotował nam miejsce schronienia. Możesz tam uciec, żeby się uratować. Szatan nie ma tam żadnej władzy. On od nas ucieka, kiedy widzi nas pod krzyżem. A jeśli przyjdzie śmierć i jej fale nas zabiorą, to i wtedy jesteśmy dobrze ukryci. Na tej skale trwam na wieki. Choćby szalało morze życia i jego fale przewalałyby się z hukiem, to jest miejsce schronienia, jest miejsce spokoju i bezpieczeństwa, jest kryjówka i w życiu, i w śmierci. Przyjdź i zajmij tam swoje miejsce! Znasz to miejsce, to Golgota!

 

Ziarno pszenicy

Izaj. 53,10

 

Z ulgą na sercu Annasz i Kajfasz udali się świętować sabat. Brzemię, które tak gniotło ich serca, w końcu zostało zrzucone. Jezus umarł. Teraz znów będzie w kraju spokój. Ale ich radość nie trwała długo. Już w niedzielny poranek przyszła do nich zatrważająca wiadomość. Przyszli strażnicy i powiedzieli, że zjawił się anioł i odwalił kamień od grobu, i grób jest pusty! I koniec spokoju!

Na początku w zasadzie było jeszcze cicho. Ale już po kilku tygodniach znów zaczęły się kłopoty. W święto Pięćdziesiątnicy wiele ludu przyszło do świątyni i Piotr, jeden z uczniów Chrystusa, wygłosił potężne kazanie. Jak do tego doszło? Jak ten człowiek odważył się na taki krok? To kazanie wywarło takie ogromne wrażenie, że od razu przyłączyło się do niego około 3 tys. osób. A teraz liczba jego zwolenników rośnie z dnia na dzień! Całe Jeruzalem jest poruszone! W zasadzie teraz jest jeszcze gorzej, niż kiedy żył jeszcze Jezus! Mówią nawet, że ten Piotr czyni cuda, i to pod drzwiami świątyni! Nie można tego tak zostawić!

Piotra i Jana zamknięto w lochu. Na następny dzień przesłuchano ich. Stanęli przed arcykapłanem, uzbrojeni w Prawdę. “Jaką mocą, albo w czyim imieniu to uczyniliście?” I co odpowiada Piotr? Odważnie i swobodnie, bez zakłopotania, Piotr mówi przed sanhedrynem: “Jeśli my dziś jesteśmy przesłuchiwani z powodu dobrodziejstwa wyświadczonego człowiekowi choremu, dzięki czemu został on uzdrowiony, to niech wam wszystkim i całemu ludowi izraelskiemu będzie wiadomo, że stało się to w imieniu Jezusa Chrystusa Nazareńskiego, którego wy ukrzyżowaliście, którego Bóg wzbudził z martwych; dzięki Niemu ten oto stoi zdrów przed wami. On to jest owym kamieniem, odrzuconym przez was, budujących, On stał się kamieniem węgielnym. I nie ma w nikim innym zbawienia, albowiem nie ma żadnego innego imienia pod niebem danego ludziom, przez które moglibyśmy być zbawieni.” To był dla kapłanów i arcykapłanów straszny cios. W tych apostołach objawił się ten sam Duch i ta wolność, która była w Jezusie. I co robić? Co do dokonanego cudu, nie było żadnych wątpliwości. Widziało to wielu. Wszyscy znali tego człowieka, który siedział koło świątyni i prosił o jałmużnę. A teraz jest zdrowy! Co robić? Uczniów nie da się tak łatwo wyeliminować jak ich nauczyciela, bo wtedy w narodzie podniesie się bunt w ich obronie. Może uda się ich przestraszyć! “I przywoławszy ich, nakazali im, aby w ogóle nie mówili, ani nie nauczali w imieniu Jezusa”. Ale apostołowie wcale się nie przestraszyli i odpowiedzieli: “Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie. My bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy”. Jak to się stało, że oni, tacy kiedyś bojaźliwi, występowali teraz z taką śmiałością? Nie bali się nawet lochów i śmierci! Wypełniło się więc już po części to słowo: “Kiedy złoży Swoją duszę jako ofiarę przebłagalną, ujrzy potomstwo długowieczne” (tłumaczenie dosłowne z przekładu rosyjskiego Biblii).  Co znaczą te słowa?

Jezus powiedział: “Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarno pszeniczne wrzucone do ziemi nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje, a jeśli obumrze, obfity owoc wydaje.” Kiedy ziarno wpada do ziemi, to co z niego wyrasta? Kłos. I co znajduje się w kłosie? Znów pszenica! Ziarno, które wyrośnie, znów wpadnie do ziemi, znów wyda kłos. W ten sposób Jezus okazał się ziarnem pszenicznym, które wpadło do ziemi i obumarło. Ale obumarło po to, żeby z niego powstało wiele nowych ziaren. To jest istota nasienia, że produkuje ten sam rodzaj nasion, na swój własny obraz i podobieństwo. W tym tkwi tajemnica odważnego wystąpienia uczniów. Oni otrzymali naturę Jezusa i okazali się Jego ziarnem. Pszeniczne ziarno Jezusa stopniowo przynosi nowe ziarna, bo to, co umarło, obfity owoc wydaje.

Rzymscy cesarze włożyli wiele wysiłku, żeby wytępić chrześcijaństwo poprzez straszne, krwawe prześladowania. Piasek amfiteatrów stał się czerwony od krwi ofiar ich nienawiści. Parki Nerona napełnił okropny zapach palonych ludzkich ciał. Ale czy szalał ogień, czy miecz, to pszeniczne ziarno Jezusa wciąż przynosiło nowe owoce. Każde z tych ziaren, które wpadły do ziemi, przynosiło wiele nowych ziaren. Jakże często oprawcy, słysząc radosne wyznania męczenników i ich nieugiętość, także przychodzili do Chrystusa. I chociaż bardzo wielu zabijano, to wciąż pojawiali się nowi naśladowcy Chrystusa, którzy nieśli Jego imię i pokazywali światu Jego obraz w sobie i swoim życiu. Niezależnie od tego, że na przestrzeni wieków krew lała się strumieniami, nie patrząc na płonące stosy i przepełnione więzienia i lochy, ziaren Jezusa nie udało się wytępić. Nigdy ich nie wytępią, bo prorok powiedział: “Ujrzy potomstwo długowieczne”. Jezus wypełnił potrzebny warunek. Oddał Swoje życie jako ofiarę przebłagalną. Dobrowolnie poszedł na śmierć, wykonał posłusznie wolę Ojca i wypełnił Swoją misję.

Z jednej strony śmierć krzyżowa była najgorszym przestępstwem, a z drugiej strony okazała się największym błogosławieństwem. Dlatego prorok mówi: “To Panu upodobało się utrapić Go cierpieniem”. Taka była Boża wola, by Jezus oddał Swoje życie jako ofiarę przebłagalną. I oto ofiara została złożona, w wyniku czego cały grzeszny świat został pojednany z Bogiem. “Jedną ofiarą na zawsze uczynił doskonałymi tych, którzy są uświęceni” (Hebr. 10,14). I tak warunek, o którym mówi prorok, został spełniony. Jezus oddał Swoje życie! Dlatego teraz następuje wypełnienie obietnicy: “Ujrzy potomstwo długowieczne”. Tak, On miał nasiona. Ma nasiona do dzisiaj - to ludzie, którzy noszą w sobie Jego obraz i w których On może nadal żyć.

Chciałbym cię spytać, droga duszo, czy ty nosisz w sobie obraz Jezusa? Czy On żyje w tobie? Paweł mógł powiedzieć: “Ja już nie żyję, lecz żyje we mnie Chrystus!” Czy też możesz tak powiedzieć? Piotr mówi, że darowane nam zostały drogie i największe obietnice, abyśmy przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury. Czy widzisz w sobie coś z tego? To bardzo ważne i poważne pytanie. Praca Pana Jezusa zawsze jest hamowana przez to, że Jego naśladowcy bardzo mało Go przypominają. Świat bardzo szybko to zauważa. Kontroluje naśladowców Chrystusa ostrym wzrokiem i słuchem, a później oskarża: “coś tu jest nie tak!” Wszystko zależy od tego, jak naśladowcy Chrystusa uwielbiają Go swoim życiem. Jeśli tego nie robią, wtedy ich świadectwo i wyznania są pozbawione wartości. Wtedy pobudzają świat do tego, by bluźnił imieniu Pańskiemu.

Dlatego pytam cię z całą powagą: “Czy ty nosisz w sobie obraz Jezusa? Żyjesz życiem Jezusa?” Może będziesz chciał mi odpowiedzieć: “A kto może tak powiedzieć?” Kto się oddał Bogu na własność i zaufał Mu, ten może tak powiedzieć. Bo nie nasza to praca i nie nasz trud przyoblec się w Niego, ale to Jego dzieło. To On nas przyobleka w Swój obraz i daje nam Swoją istotę. Dlatego powiedziane jest, że owoce są z Ducha. Kto oddał się Panu w żywej wierze, w takim człowieku Bóg, przez Swego Ducha, wytwarza cechy, które są wymienione w liście do Galacjan: “miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość”. Tego nie możemy osiągnąć sami. Tylko jeden Bóg może je w nas wytworzyć i wytwarza, jeśli Mu się oddamy.

Czy nie chcesz Mu się oddać? Dobrowolnie, całkowicie, niepodzielnie? Nie patrz na siebie! Nie mów: “Ja nie mam do tego predyspozycji”. Ta sprawa nie zależy od twoich predyspozycji. To zależy od Niego i od działania Jego Ducha. W twojej naturze nie ma miłości - kto ją posiada? Sami w sobie jesteśmy całkowitymi egoistami, ale jeśli oddasz się Bogu, wtedy On wleje w ciebie Swoją miłość i ty już nie będziesz umieć żyć inaczej, jak tylko kochając. I to nie będzie dla ciebie trudnością, nie będziesz musieć się zmuszać do tego, ale będzie tak, jak mówi Paweł: “Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas…”

Nie wątp! Nie pytaj, jak to się stanie. Zaufaj Panu i uwierz Mu! Napisano: “Gdy złoży Swoje życie na ofiarę przebłagalną, ujrzy potomstwo długowieczne” (tłumaczenie dosłowne). On zobaczy! Rozumiesz? On zobaczy, bez żadnych wątpliwości. Dlatego nie patrz na siebie i swoją niedoskonałość, nie patrz na wroga i jego siłę, nie patrz na swoje okoliczności i trudności, ale patrz na Pana!!! On to powiedział i On dotrzyma słowa. Także dla ciebie, tak, dla ciebie! Ono się wypełni, bez żadnych wątpliwości się wypełni: “Gdy złoży Swoje życie na ofiarę przebłagalną, ujrzy potomstwo długowieczne!” Alleluja!

 

Nie bój się

Izaj. 53,10

 

Jak często już wydawano wyrok śmierci na dzieło Chrystusa! Francuski bluźnierca, Voltaire, który żył w czasach panowania Fryderyka II, powiedział kiedyś kpiąco, że: “100 lat po mojej śmierci Biblię można będzie znaleźć tylko w muzeach lub w gabinetach osobliwości, a z codziennego i praktycznego życia ona zupełnie zniknie”. Voltaire umierał w strachu i niepewności. W przedśmiertnym przerażeniu kazał wezwać kapłana, żeby w chwili śmierci zapewnić sobie pocieszenie religii, na którą za życia wylewał kubły pomyj, ale jego przyjaciele nie dopuścili do niego księdza, nie chcąc, aby w chwili śmierci okazał się niewierny swoim naukom. Dlatego umarł w zupełnej rozpaczy, zwątpieniu i piekielnym strachu. Minęło już ponad 100 lat (do naszych czasów prawie 200). Czy jego proroctwo się spełniło? Zadziwiająca “ironia losu” lub lepiej powiedzieć: zadziwiająca odpowiedź Boża na kpiny i szyderstwa bluźniercy polega na tym, że w domu, w którym Voltaire wygłosił wtedy swoje proroctwo, dzisiaj znajduje się magazyn Biblii i cały dom, od piwnic po strych, jest pełen Pisma Świętego. Co by nie mówili i nie pisali przeciwko Biblii, ona żyje i będzie żyć!

“Przez Niego wola Pana się spełni”.

Wróg bardzo się stara, by przeszkodzić dziełu Pańskiemu i zniszczyć je! W każdy możliwy do wyobrażenia sposób prześladuje i uciska dzieci Boże. Jakie cierpienia przechodzą wierzące niewiasty ze strony swoich nienawróconych mężów! Jaką męką staje się wiele małżeństw! Jak często rodzice stają na drodze swoim dzieciom. Ich własna krew i ciało przeszkadza na drodze do Chrystusa! Instytucje, władze, sądy - wszystkiego tego wróg używa, by przeszkodzić postępowi Bożego dzieła. Ale…

“Przez Niego wola Pana się wypełni”. Jego sprawa będzie się posuwała naprzód, bo wszelka władza i spryt wroga jest zbyt mało znaczący, by okazać sprzeciw Chrystusowi. Pomimo sprzeciwu i trudności, jakie wróg stwarza, próbując zahamować wzrost i pomnażanie się Królestwa Bożego, ono rośnie i rozwija się. Zdobywa duszę za duszą. Dzieci Boże czuwają wszędzie nad swoim osobistym zadaniem i odpowiedzialnością, by zdobywać dusze dla Baranka. Dlatego też tego zadania nie można uważać za obowiązek tylko pastorów, kaznodziei i misjonarzy, ale powołanie wszystkich Bożych dzieci polega na tym, żeby być świadkami Pana. Oddają się w ręce Pana jako naczynia, a On używa ich i czyni z nich błogosławieństwo dla innych.

Dzieło Boże nie jest zależne od naszych starań. Jeśli by tak było, to stracilibyśmy wszelką odwagę i wciąż znajdowalibyśmy się pod strachem. To zależy od Niego. Ty tylko oddajesz się w Jego ręce. Wtedy Pan zrealizuje Swoje zamiary przez ciebie i przez ciebie będzie je wypełniać Swoją ręką. Tak jest napisane.

Może już patrzyłeś na siebie ze strachem i zwątpieniem. Czy dam radę zwyciężyć? Czy pozostanę wierny? Duszo droga, nie patrz na siebie i swoją niemoc, nie patrz na wroga i jego siłę i spryt, ale patrz na Pana! Och, jak potrzebne jest mówić to Bożym dzieciom, żeby w końcu nauczyli się nie patrzeć na siebie, nie liczyć na siebie, nie okazywać więcej uwagi wrogowi niż Panu, wciąż się nim zajmując i bojąc się go! Nauczmy się w końcu patrzeć na Tego, kto jest Wodzem i Sprawcą naszej wiary.

W Ewangelii Jana, w 10 rozdziale, znajdujemy drogocenną obietnicę. Powtarza się ona dwukrotnie. Dlaczego? Żeby nie została niezauważona i żebyśmy mogli się na niej opierać. Wszyscy opieramy się na niej niestety dość rzadko. Obietnica mówi: “Ja daję im żywot wieczny i nie zginą na wieki, i nikt nie wydrze ich z ręki Mojej”. A w następnym wierszu jest napisane: “Ojciec Mój, który Mi je dał, jest większy nad wszystkich i nikt nie może wydrzeć ich z ręki Ojca”.

Czy powinieneś obawiać się jeszcze siły i sprytu wroga? Czy to ma w ogóle jakieś podstawy? Spokojnie zaufaj silnej i wiernej ręce Pana! Niezależnie od tego, czy chodzi o wzrost Królestwa Bożego na całym świecie, czy powodzenia dzieła Bożego w twojej okolicy, czy wreszcie twojego osobistego rozwoju - nie bój się!

“Wola Pana przez Niego się wypełni”. Jezus przyszedł po to, by zniszczyć dzieło diabła. On zmierza od zwycięstwa do zwycięstwa. Sztandar Króla powiewa na przedzie. “Okrzyk radości i wybawienia w namiotach sprawiedliwych, prawica Pańska odnosi zwycięstwo!” Triumfuje pomimo szału wroga i pogaństwa. “Wola Pana przez Niego się wypełni.”

 

Czego chce Jezus

Izaj. 53,11

 

Tak, to powinno być uzasadnione: “Na wyczyn Swojej duszy będzie patrzeć z zadowoleniem” (przekład dosłowny). Wyczyn duszy to bardzo ciężki trud.

Oto matka, która ma syna marnotrawnego. Opuścił dom rodzinny i przepadł bez wieści. Od dawna już nie ma od niego znaku życia! Czy żyje jeszcze? Czy dalej idzie drogą grzechu? Czy całkiem zapomniał o swojej matce? O, to jest ciężki trud dla duszy. Matka wstaje rano z tym brzemieniem i kładzie się z nim. Ten ciężar na duszy postarza ją i męczy. To największy trud. I takiego wyczynu dokonał Jezus. I nie tylko jeden syn marnotrawny przysporzył mu tego trudu, ale cały grzeszny świat.

Posłuchaj skargi proroka: przysporzyłeś Mu wiele trudu swoimi grzechami i wiele troski swoim bezprawiem. Spójrz, jak upadł na Swoje oblicze w Getsemane. Tam Jego dusza stoczyła najcięższą bitwę. Tam cierpiała śmiertelnie. Tam Jego dusza uginała się pod brzemieniem, które na Niego spadło. Jakże ciężki i krwawy trud poniósł! Jego dusza dokonała wyczynu, jakiego nigdy żaden człowiek nie dokonał. Wiesz o tym? Myślisz o tym, że On to zrobił z powodu ciebie? Że ty także dołożyłeś mu trudu? Albo może nawet teraz jeszcze przysparzasz Mu trudu swoimi grzechami.

Kto pracuje, ten oczekuje na zapłatę. Pracownik jest godzien swojej zapłaty. Nikt nie będzie pracował ciężko i gorliwie, nie licząc na nagrodę. Tak samo i Jezus chce mieć nagrodę za wyczyn Swojej duszy. A na jaką nagrodę On czeka? Na wyczyn Swojej duszy chce patrzeć z zadowoleniem! On chce zdobyć ludzi, w których będzie Jego łaska. Taki jest prawdziwy cel zbawienia, to jest najważniejszy zamiar Jezusa. Chce zdobyć dusze do Swoich przybytków.

A teraz sam sobie odpowiedz na pytanie: “Czy Pan znalazł we mnie Swoje upodobanie?” Nawróciłeś się już może wiele lat temu. Może pracujesz dla Pana z wielką radością, ale czy On znalazł w tobie Swoje upodobanie? Jeśli twoje życie i służba wciąż jeszcze kręcą się wokół twojego “ja”, to On nie może wlać w ciebie Swojej łaski, ponieważ istota cielesnego życia człowieka jest dla Boga obrzydliwością. Jeśli w twoim życiu są jeszcze obszary, w których Jezus nie jest Królem, to On nie może znaleźć w tobie Swojego upodobania. Powinno być tak, że żaden obszar w tobie nie może być poza Jego wpływem Jeśli nie żyjesz jeszcze w posłuszeństwie i zależności od Niego, jeśli jeszcze nie oddałeś Mu się całkowicie do dyspozycji, to On nie może ci błogosławić. Jego Ojciec zawsze błogosławił życiu i posłudze Jezusa. Nad Jordanem otworzyło się niebo i rozległ się głos: “Ten jest Syn Mój umiłowany, w którym mam upodobanie!” Dlaczego Pan otrzymał to świadectwo? Dlatego, że był posłuszny. Dlatego, że chrzcząc się w Jordanie, okazał Swoją gotowość, by iść na Golgotę jako Baranek Boży, który poniesie na Sobie grzech świata.

Bóg ma upodobanie w posłuszeństwie. Jeśli nie jesteś Mu posłuszny, Pan nie może mieć w tobie upodobania. Tylko przez posłuszeństwo zdobywamy Boże upodobanie. Jesteś posłuszny Bogu? Nie dopuszczasz, by Bóg powtarzał ci coś dwa razy? Jeśli tak nie jest, to znaczy, że coś jest z tobą nie tak. Bóg nie może mieć w tobie upodobania.

W jakich dzieciach mają upodobanie rodzice? Posłusznych, słuchających ich słów, którym nie trzeba powtarzać tego samego dwa, albo trzy razy, którym nie trzeba grozić ukaraniem. Ale są dzieci, które zdobywają u rodziców szczególne upodobanie. Jakie to dzieci? Takie, które nie oczekują na polecenia rodziców, ale w ich oczach czytają ich życzenia. Rozumieją rodziców bez słów.

Jan pisze: “...przykazań Jego przestrzegamy i czynimy to, co jest miłe przed obliczem Jego”. Przestrzegamy Jego przykazań… Co to znaczy? To jest posłuszeństwo. A czynienie tego, co miłe przed Jego obliczem, co to znaczy? To znaczy zdobyć Jego upodobanie. Dzieci, w których Bóg znajduje Swoje upodobanie, są Mu posłuszne i miłe. Nie mają radości ponad to, aby radować Boga. Są też dzieci Boże, które chciałyby możliwie najwięcej wziąć od świata, które wciąż zadają pytanie: “Czy to jest grzech?” Nie chcą stracić swojego statusu dziecka Bożego, ale w tym samym czasie wziąć też ile się da od świata. W taki sposób nie można sprawić Panu radości. Czy twoje życie i pragnienia kierują się ku temu, by radować Pana w podzięce za Jego krwawy krzyż? Zacznij to robić od teraz, jeśli do tej pory tego nie robiłeś. Zacznij to robić!

“On będzie patrzeć z zadowoleniem”. Bez wątpienia Pan znajduje takich ludzi. Tak napisano. Ale pytanie jest, czy ty należysz do tego grona, czy na ciebie On patrzy z upodobaniem? Dlatego oddaj się Jemu! Oddaj Mu wszystko: swoje serce, swoje życie - bez reszty, oddaj bezwarunkowo. I On będzie patrzył z upodobaniem.

On usprawiedliwi wielu. Usprawiedliwi ogromną ilość ludzi. To nagroda za Jego trud. Jego Kościół to Jego nagroda, pełnia Chrystusa. Tak jak kiedyś Adam otrzymał żonę, kiedy zapadł w głęboki sen, tak też Jezus otrzymuje Oblubienicę, jako owoc Swojej śmierci. Przygotowuje Sobie Kościół spośród wszystkich narodów, a on patrzy na Niego, jak na Głowę, jest zależny od Niego przez dobrowolne posłuszeństwo, dla Niego jest organem, przez który On może wykonywać Swoją pracę na ziemi. On usprawiedliwi wielu. Będą Jego Kościołem, “pełnym chwały, bez zmazy lub skazy, lub czegoś w tym rodzaju, ale świętym i niepokalanym” (Efez. 5,27).

Można płakać nad stanem Kościoła, możemy wzdychać nad jego ubóstwem, nad małą ilością wiernych, ale tak czy inaczej, pewne jest, że on usprawiedliwi wielu. Pytanie tylko, czy ty będziesz się do nich zaliczać?

W nasze dni najważniejsze jest, by tak się oddać Panu, żeby mógł przez nas wykonać wszystkie Swoje zamierzenia i wypełnić Swoją wolę, żebyśmy byli rzeczywiście narzędziem w Jego rękach. Bracie mój, siostro moja, przyjdź! Pan chce mieć ludzi, którymi mógłby się posługiwać, w których mógłby przebywać i być widoczny! Przyjdź! Nie będziemy zmuszać Go, by czekał na nas, nie będziemy hamować wzrostu Jego Kościoła, wypełnienia Jego zamiarów, chociaż Kościół czynił tak przez długi czas. Jedno jest pewne: “On usprawiedliwi wielu”.

 

Jak Jezus

Izaj. 53,11

 

Każda kolejna Jego obietnica jest wspanialsza od poprzedniej. Jaka cudowna jest ta obietnica: “On usprawiedliwi wielu!” Czy ma jakieś znaczenie fakt, że dwa razy użyte jest to samo wyrażenie: “On, Sprawiedliwy, usprawiedliwi wielu”? To oznacza, że On nas przemieni w ludzi podobnych do Siebie! Czy to nie jest potężna obietnica? Jest zbyt wielka, żeby umieć w nią od razu uwierzyć. Ale przecież nie będziemy stawiać znaków zapytania przy Bożym Słowie. I jeśli ta obietnica jest tu umieszczona, to nie będziemy jej poddawać w wątpliwość, ale spróbujemy zrozumieć jej znaczenie, a także to, co ona chce nam powiedzieć i wtedy po prostu w nią uwierzymy. Postaramy się to zrobić, prawda?

Co znaczy to wyrażenie: “Przez poznanie Go, On, Sprawiedliwy Mój Sługa, wielu usprawiedliwi i ich grzechy na Sobie poniesie”. Ostatnie słowo jest fundamentem, na którym wszystko się opiera, ono jest korzeniem, z którego wszystko wyrasta. “I grzechy ich na Sobie poniesie” - to fundament. Bez dokonania ofiary Chrystusa, bez Golgoty, nie ma zbawienia i nie ma uświęcenia. Nie ma uświęcenia bez tej podstawy! Bez krzyża wszystkie dążenia do uświęcenia są zawieszone w próżni. Chwała niech będzie Bogu za to, że On “ich grzechy na Sobie poniesie”.

Na podstawie ofiary Chrystusa możemy i powinniśmy przyjąć obietnicę i więź z Bogiem. Możemy do Niego, Świętego, się zbliżyć, jeśli wierzymy, że i za mnie lała się ta święta Krew. Jeśli w to wierzę, to ta Krew obmywa mnie z grzechu, ponieważ Jezus umarł także za mnie.

Cóż oznaczają te słowa: “Przez poznanie Go, On… usprawiedliwi”? Czy chodzi tu o poznanie rozumem, głową? Czy chodzi o poznanie czegoś jako prawdy? Czy przyjęcie jakiejś doktryny? Nie, tu nie chodzi o poznanie rozumem. Słowo “poznanie” oznacza w tym miejscu Słowa Bożego coś zupełnie innego, a mianowicie: szczere życie i społeczność w miłości. Określając szczerą społeczność w małżeństwie, też użyjemy słowa “poznawanie”. Tak więc i tutaj chodzi o społeczność w miłości z Panem.

Możemy być z Nim w społeczności, możemy mieć z Nim więź. On zwraca się do nas za pomocą Swojego Słowa. My zwracamy się do Niego w modlitwach. Musimy przyjmować Jego polecenia i kierować swoim życiem zgodnie z Jego wolą. On prowadzi nas pod Swoim okiem. Wskazuje nam drogę, którą mamy iść. Możemy Go uczynić naszym powiernikiem i rozsądzać z Nim wszystkie sprawy. To jest właśnie to “poznanie”, o którym tutaj mowa. O tej społeczności mówi Paweł w II Liście do Koryntian 3,18: “My wszyscy… zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.” Przemieniani jesteśmy w obraz Jezusa.

Czy żyjesz z Nim w takiej społeczności? Oczywiście nie będziesz mógł się przekonać o wypełnieniu tej obietnicy, jeśli nie spełnisz warunków, które są konieczne. Warunek lub środek, przez który Pan wypełnia tę obietnicę, brzmi: “przez poznanie”. Czy wstajesz razem z Nim? Spędzasz swoje dni z Nim? Czy jesteś w kontakcie z Nim podczas swojej pracy? Czy On jest twoim Doradcą? Czy On jest twoim Wodzem? Czy On jest wszystkim dla ciebie? Kochasz Go? Czy żyjesz Nim? Jeśli zmuszony jesteś powiedzieć: Nie!, to wstąp w społeczność z Nim i żyj Nim! Możesz i musisz to zrobić! Twoje życie całkowicie się zmieni, jeśli będziesz Mu służył nie tylko “połową dnia” lub “kilkoma godzinami”, tak jak dzisiaj służą w domach służący, ale jeśli będziesz Mu służył cały czas i będziesz do Niego należeć. Jeśli masz z Nim taką właśnie więź, to On wypełni Swoją obietnicę. Wtedy nie będziesz musiał się wysilać, ani starać, żeby zrobić z siebie takiego człowieka, bo to wszystko uczyni On w tobie. To Jego praca, a nie twoja! Twoja sprawa to oddać się Jemu bezwarunkowo! Wtedy On uczyni według Swojej obietnicy. On usprawiedliwia!

Tutaj podane są dwa imiona Pana: “Sługa Mój” i “Sprawiedliwy”.

“Sługa Mój” - to imię, które wskazuje na pełną zależność od Ojca, na taką zależność, w której znajdował się Jezus. On nie miał Swojej woli. “Syn Boży nie może czynić nic Sam od Siebie” (Jana 5,19). Nie czyni niczego, czego nie poleciłby Mu Ojciec! Niczego! Czasem Jego postępowanie trudno jest zrozumieć. Najpierw odmawia pomocy kobiecie kananejskiej: “Zostałem posłany tylko do owiec zgubionych z domu Izraela”. To jasna i uzasadniona odmowa. Później jednak wypełnia jej prośbę. Czy pozwolił Sam Sobie zadecydować w tej sprawie, czy może zmiękł? Nie, On otrzymał takie polecenie od Ojca. Z jaką ochotą na pewno poszedłby do Betanii, kiedy otrzymał wiadomość, że Łazarz choruje: “Panie, oto ten, którego miłujesz, jest chory”. Ale On został jeszcze dwa dni na tym miejscu. Nie miał polecenia, żeby iść do Betanii. Był Sługą zależnym od Swojego Ojca. Znajdujemy Go w dobrowolnym i pełnym posłuszeństwie.

Dlatego On był “Sprawiedliwy”. Nigdy nie było żadnego nieporozumienia między Nim, a Ojcem. Nigdy żadne polecenie nie było dla Niego “zbyt ciężkim” lub “zbyt nieprzyjemnym”, nigdy! Nie wyrażał niezadowolenia, jak to często się zdarza pośród Bożych dzieci. Zawsze wypełniał Bożą wolę i to natychmiast. Dlatego był “Sprawiedliwy”. I takim, jakim był On Sam w dniach Swojego przebywania w ciele na ziemi, takimi chce widzieć i nas. Sprawiedliwy zradza sprawiedliwych.

Co jest ku temu niezbędne z naszej strony? Dobrowolne posłuszeństwo! Czy jesteś gotów wypełnić wolę Bożą w każdych okolicznościach? Gotów jesteś ją wypełnić natychmiast?

Spotykałem takie dzieci Boże, które uważały, że zwiedzeniem jest myśleć, że istnieje sprawiedliwość, która może ostać się przed Bogiem. Ale kiedy pytam tych krytykujących i niewierzących “wierzących”: “Czy żyjecie życiem posłusznym Bogu? Czy świadomie wykonujecie Jego wolę?” - oni zwykle odpowiadają: “Oczywiście, że nie, a któż może tego dokonać?”. Wtedy jest oczywiście niemożliwe, żeby Bóg nas usprawiedliwił. Droga ku sprawiedliwości prowadzi przez posłuszeństwo. Najpierw pojawia się “Sługa Mój”, a później dopiero “Sprawiedliwy”. Tak samo z nami. Najpierw musisz się stać sługą, wejść w pełną zależność od Pana, okazać posłuszeństwo w każdej sytuacji, a później dopiero będziesz usprawiedliwiony.

Jesteś na to gotowy? Jesteś gotowy iść Jego drogą? Jesteś gotowy wykonywać Jego wolę? Jesteś na to gotowy w każdej sytuacji? Jesteś gotowy bezwarunkowo i natychmiast?

Można spotkać dzieci Boże, które gotowe są być posłusznymi, ale nie od razu. Oni chcą wypełnić wolę Bożą, ale nie teraz, nie od razu. Najpierw muszą zrobić to, czy tamto. Nie, tak sprawa nie pójdzie! Spotyka się też dzieci Boże, które chcą wypełniać wolę Bożą, ale nie w każdej sytuacji. Gotowi są iść każdą drogą, tylko nie drogą Bożą. Chcą iść służyć Bogu, ale tylko nie w Chinach! Są gotowi zadowolić się wszystkim, byle nie chorobą, tylko nie tym, żeby stać się ciężarem dla innych! Mają swoje zrozumienie. Są gotowi na posłuszeństwo, tylko w określonych granicach.

Posłuszeństwo Jezusa takie nie było. On był posłuszny bezwarunkowo. On był posłuszny do śmierci i to do śmierci krzyżowej!

Oddaj się Panu w posłuszeństwo, w pełne posłuszeństwo, w niezwłoczne posłuszeństwo! To znaczy: bądź sługą, który nic nie robi według swojego “widzimisię”, według własnych planów, ale którym w każdej godzinie kieruje Pan i wskazuje, co należy robić. Wtedy życie staje się takie proste. Wtedy kończy się potępienie i wyrzuty z powodu zaniedbań, wtedy człowiek staje się szczęśliwy i spokojny. Droga duszo, oddaj się Panu w ten sposób i poznasz wtedy, że “Przez poznanie Go, On, Sprawiedliwy Sługa Mój, wielu usprawiedliwi i grzech ich na Sobie poniesie”.

 

Zabity Baranek

Izaj. 53,12

 

Paweł napisał kiedyś: “A to właśnie napisałem, aby po przybyciu do was nie doznać smutku od tych, którzy mi radość sprawić winni”. Tak uczynił również Izajasz w tym rozdziale. Wciąż pisze to samo. Wciąż, na różne sposoby dotyka śmierci Jezusa. Czy istnieje na tym świecie ważniejszy i bardziej dostojny temat niż ten. Zabity Baranek to centrum całego świata w tym czasie i w wieczności.

Adam i Ewa zgrzeszyli i sprowadzili śmierć. Za nich przelała się krew zwierząt, których skórami Bóg przykrył nagość grzeszników. Tak po raz pierwszy grzesznik został uratowany dzięki zabitej ofierze. Później było wyjście z Egiptu. Wtedy każda rodzina zebrała się przy zabitym baranku. Bo w krwi baranka było zmiłowanie i pokój, bezpieczeństwo i ratunek. Dalej niezliczone ofiary, które składano w Izraelu, czymże one faktycznie były, jeśli nie wskazaniem na Baranka Bożego, który poniósł grzechy świata! W końcu na Golgocie wypełniły się wszystkie praobrazy, wskazania, proroctwa, kiedy Baranek Boży, obciążony naszymi grzechami, był złożony w ofierze na ołtarzu krzyża.

Więc co stanowi centrum uwagi i chwały? Zabity Baranek! Dlatego w niebiosach rozlega się pieśń: “Godzien jesteś, Panie, przyjąć chwałę i cześć, i siłę”.

W tym czasie oraz w wieczności wszystko obraca się wokół zabitego Baranka. W tym czasie i w wieczności wszystko zależy od tego, jak ludzie odnoszą się do zabitego Baranka. Dlatego Izajasz nie zakańcza tego cudownego rozdziału bez wskazania jeszcze raz na zabitego Baranka: “Za to, że ofiarował na śmierć duszę Swoją i do przestępców był zaliczony. On poniósł grzech wielu i wstawił się za przestępcami”. On oddał swoje życie dobrowolnie, był posłuszny Ojcu. Powiedział, że nikt Mu nie zabiera życia, ale że Sam je oddaje. Przyszedł po to, żeby umrzeć. “Oto przychodzę, w zwoju Księgi napisano o Mnie: Pragnę czynić wolę Twoją, Boże Mój, a zakon Twój jest we wnętrzu Moim” (Ps. 40,8-9). Taka była Jego decyzja.

To nie jest drobna sprawa, podjąć taką decyzję, i to nie jest mały trud, by to wykonać. Czym było dla Niego, czystego i świętego, być zaliczonym do przestępców! Co to była za procesja, która w piątkowy poranek udała się w stronę Golgoty! Jaki koszmar! Przestępca, potem Jezus i znów przestępca! A na Golgocie Jezus pomiędzy przestępcami, jakby był ich hersztem! Jego imię było przygwożdżone do krzyża, jako imię wzgardzonego i opuszczonego. Ludzie nadali Mu najbardziej nikczemne imiona i przybili Go do drzewa przekleństwa.

A jednak On modlił się za tych, którzy Mu wyrządzali to zło. Widział drogę zagłady, którą zmierzali Jego oprawcy. On widział, do jakiego celu zmierzają i modlił się: “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią!” I jakże ta modlitwa została wysłuchana! Jak wielu jest tych, którzy przyszli do Niego, począwszy od rozbójnika na krzyżu, aż do ciebie i mnie… Niech będzie chwała Panu za to, że modlił się za grzeszników. W posłuszeństwie Ojcu wypił do dna kielich cierpienia. Złożył się w ofierze. “Dlatego Bóg wielce Go wywyższył i obdarzył Go imieniem, które jest ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zginało się wszelkie kolano na niebie i na ziemi, i pod ziemią, i aby wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca” (Filip. 2,9-11).

To jest to samo słynne “dlatego”, co i tutaj: “Dlatego dam Mu dział wśród wielkich i z mocarzami będzie dzielił łupy”. Dlatego, że oddał Swoje życie, dlatego, że był posłuszny do śmierci i to do śmierci krzyżowej! Dlatego Bóg dał Mu wielki udział i będzie dzielił zdobycz z najsilniejszymi. Wielki udział!

Jeśli rozejrzeć się po swoim mieście, czy swojej wsi, to można pomyśleć, że prawdziwie wierzących jest tak mało! Maleńkie stadko! Większość przechodzi obok Zbawiciela obojętnie. Nie myśląc, depczą po Jego Krwi i odwracają się plecami do krzyża. A dzisiaj udział jest wielki? Tak, to jest wielki udział! Jeśli pójdziesz od wsi do wsi, od miasta do miasta, z kraju do kraju, to będziesz zdumiony, jak wielki jest to udział! Liczba wiernych nie jest mała, ani nic nie znacząca. Przeciwnie, Pan ma wszędzie wiele ludu! Pan rozpoczął coś wielkiego i kontynuuje to. Nie ma klasy społecznej, zawodu, rangi, gdzie Pan nie miałby Swoich uczniów.

Kiedy pierwszy raz przybyłem na konferencję do Blankenburga, zwróciłem uwagę na werset w starej sali, który był w różnych językach: po angielsku, po francusku, po włosku, po rosyjsku, po szwedzku itd. I te języki nie tylko były przedstawione na ścianie, ale w konferencji uczestniczyli delegaci z wszystkich tych krajów. Wtedy odczułem w żywy sposób, że nie służymy jakiejś drobnej sprawie, ale sprawie wielkiego Króla i sztandar tego Króla powiewa na przedzie. Coraz większej wagi nabiera między narodami i krajami słowo: “Dam Mu dział wśród wielkich”. Biblia przetłumaczone jest teraz na wiele języków. W wielu krajach odbywa się teraz, na początku roku, tydzień modlitwy! To jest wielka ilość! Chwała Panu za to! I nawet jeśli tu na ziemi nie widzimy tej mnogości, to kiedyś w niebie zobaczymy, jak wielki jest naród Boży!

W Objawieniu Jan pisze o wielkim tłumie, którego nikt nie mógł zliczyć, ze wszystkich narodów, ludów i języków. Oni stali przed tronem i przed Barankiem, przyobleczeni w białe szaty, z palmami w swych dłoniach. I wołali głośno: “Zbawienie jest u Boga naszego, który siedzi na tronie i u Baranka!” Niezliczony tłum! Wielka liczba! Nie myśl, że dzieło Chrystusa, to jakaś drobna sprawa. Nie! Nie! To dzieło Króla wszystkich królów i Pana wszystkich panów! Błogo temu narodowi, który może zawołać!

Czy nie jest pewne to słowo i nie pozostanie wierne po wszystkie dni, że: “Z mocarzami będzie dzielił łupy”? Ilu “mocarzy” już pokonał? Ilu “mocarzy” było wśród tych trzech tysięcy, którzy w święto Pięćdziesiątnicy stali się pierwszą zdobyczą Zbawiciela! A czy Saul z Tarsu nie był “mocarzem”, dyszącym groźbami i przemocą wobec uczniów Chrystusa? Ale do tego “mocarza” przyszedł silniejszy i położył go na ziemi pod bramą Damaszku. To była chwila i ten “mocarz” był pokonany. Nagle oświeciła go jasność z nieba i głos z nieba powiedział do niego:

- Saulu, Saulu, dlaczego Mnie prześladujesz?

- Kim jesteś, Panie?

- Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Trudno ci wierzgać przeciwko ościeniowi.

- Panie, co mi każesz robić?

Jak długo trwała ta rozmowa? Tylko kilka chwil. Ale te chwile określiły życie tego “mocarza” i zmieniły go w pokonanego niewolnika Jezusa Chrystusa.

Tak trwa to dzieło do dzisiaj. Bierze silnych jako Swoją zdobycz. Nie tylko kobiety, jak nieraz drwi świat, ale i “mocarzy”. Mężczyzn, którzy żyli w grzechach i hańbie, mężczyzn rozrywanych przez wątpliwości i wrogość, to Jego zdobycz!

Znałem człowieka, który 10 lat siedział w więzieniu. Ludzie nazywali go “wujek Michel”. W młodości był postrachem całej okolicy. W końcu go złapali i skazali. Za fałszowanie pieniędzy dostał 20 lat więzienia. I ten syn wolności, żyjący po lasach, siedział w małej celi jak lew w klatce. Nie mógł tego znieść. Gdyby miał coś, czym można by zakończyć swoje życie... Ale nie miał ani noża, ani nawet widelca. I pewnego razu, kiedy w niedzielę prowadzono ich na nabożeństwo, dojrzał w kącie dziedzińca kawałek szkła. Schylił się pod jakimś pozorem i podniósł szkło. Schował je, by potem poprzecinać sobie żyły. Ale tego ranka spotkał go Silniejszy, który wziął go jako Swoją zdobycz. Słowo Boże, na które był zawsze obojętny, poraziło jego serce. Wyrzucił szkło i poprosił do siebie pastora. Ten nie zobaczył kpiącego, zatwardziałego przestępcy, jak zwykle, ale pokutującą duszę, która we łzach prosiła o łaskę. Od tej chwili August Michel stał się nowym człowiekiem, szczęśliwym dzieckiem Bożym. Po 10 latach, kiedy go ułaskawili, zaczął zwiastować Ewangelię i stał się drogowskazem do życia wiecznego dla setek i tysięcy dusz.

Wielcy grzesznicy i grzesznice skłaniali się przed Panem i uznawali Go za swojego Króla i Pana, i On przyjął ich, i uczynił Swoją własnością. Przychodzili do Niego nie tylko grzesznicy. Także innych “mocarzy” zdobywał dla Siebie. Wiadomo, że własna sprawiedliwość to jeszcze większe przestępstwo niż grzech. Serce, które jest w niewoli własnej sprawiedliwości, jest jakby otoczone żelaznymi tarczami. Ale Pan ma moc pokonać także takich ludzi, którzy liczą na własną sprawiedliwość. To oczywiście jest trudne, ale nie dla Pana. Jezus jest Mocarzem! Zabity Baranek nadal pokonuje wszelki sprzeciw. Jezus jest Zwycięzcą! Alleluja!

Czy ciebie pokonał Zabity Baranek? Czy zwyciężył wszelki sprzeciw twojego serca, wszelkie nieposłuszeństwo w twoim życiu? Czy oddałeś Mu się dobrowolnie i całkowicie? Jeśli jest jeszcze jakaś sfera w twoim życiu, która nie jest Jemu poświęcona i oddana, to niech Pan użyje tych rozważań, byś mógł zobaczyć, ile Go kosztowało twoje zbawienie. Co On dla ciebie zrobił i ile wycierpiał, żebyś mógł znienawidzić grzech i od teraz żył dla Jego radości, dla Jego upodobania, dla Jego chwały!

 

                                                          KONIEC

Tłumaczenie z rosyjskiego wykonał Radek Chiniewicz