Jan 14:23

Słowo pisane

11. Pokora a radość

„Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa. Dlatego mam upodobanie w słabościach... albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny.”

(2Kor 12,9-10)

 

Ażeby apostoł Paweł nie wynosił się z powodu otrzymanych od Boga objawień, w ciało jego został wbity cierń (por. 2Kor 12,7 – prawdopodobnie bolesna fizyczna przypadłość). Gorącym pragnieniem apostoła było, aby Bóg uwolnił go od tego ciernia. Trzykrotnie błagał Pana o spełnienie tego życzenia. Bóg jednak powiedział: „Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości.” (2Kor 12,9). Ta próba miała przemienić się dla apostoła w błogosławieństwo, albowiem w związanych z nią słabościach i upokorzeniu tym bardziej mogła się objawić łaska i moc Pana. W końcu Paweł wyrobił w sobie nowe nastawienie do swojej próby. Postąpił krok naprzód: zamiast po prostu znosić ją cierpliwie, chlubił się nią raczej; zamiast prosić nadal o wyzwolenie, znalazł w niej upodobanie. Zrozumiał, że źródło upokorzenia jest jednocześnie źródłem błogosławieństwa, mocy i radości.

Jak wielu chrześcijan dążących do pokory w rzeczywistości ucieka przed wszystkim, co mogłoby ich poprowadzić w głąb! Zamiast przyjąć na swoje barki krzyż, szukają raczej wyzwolenia od wszelkich nielubianych obciążeń. Nie nauczyli się naprawdę pożądać pokory. Wprawdzie przyjmują przykazanie pokory i próbują go również dotrzymać, lecz tylko po to, by się przekonać, jak często je łamią. Od czasu do czasu poważnie modlą się o pokorę, lecz w głębi serca chcieliby raczej być uchronieni od wszystkiego, co by ich mogło naprawdę upokorzyć. Nie poznali jeszcze i nie nauczyli się kochać w pokorze prawdziwej radości niebios i piękności Jezusa do tego stopnia, że daliby wszystko, aby ją osiągnąć. Ich dążenie do pokory i prośba o nią są jeszcze nacechowane uczuciem przytłoczenia i przymusu. Upokorzenie samych siebie nie stało się jeszcze dla nich dobrowolnym uzewnętrznieniem takiego życia i takiej natury, która z istoty swojej jest pokorna. Nie znajdują jeszcze radości w samoupokorzeniu. Nie potrafią jeszcze powiedzieć: najchętniej chlubię się moją słabością; znajduję upodobanie we wszystkim, co mnie upokarza.

Czy jednak możemy mieć nadzieję, że kiedykolwiek osiągniemy ten poziom, na którym naprawdę będziemy znajdowali upodobanie w upokorzeniach i poniżeniach? – Bez wątpienia, tak! A co nas do tego przyprowadzi? Dokładnie to samo, co doprowadziło tam apostoła Pawła, mianowicie nowe objawienie mocy Pana Jezusa Chrystusa. Jedynie obecność Boga może obnażyć i wypędzić naszą samolubną naturę. Bóg ukazał Pawłowi, że obecność Jezusa usuwa każdą chęć szukania czegoś w nas samych. Ba – sprawia nawet, że radujemy się z każdego upokorzenia, które czyni nas bardziej otwartymi i wrażliwszymi na Bożą moc. Wszystkie nasze upokorzenia mają doprowadzić do tego, byś my tęsknili za doświadczeniem mocy i obecności Bożej i nauczyli się wreszcie uznawać w pokorze nasze największe błogosławieństwo i pragnąć jej.

Jako wierzący mogliśmy poczynić niejakie postępy, np. jako nauczyciele, kierujący wspólnotą, grupą czy kręgiem młodzieżowym, jako duszpasterze czy głosiciele ewangelii. Być może w naszej pracy poczyniliśmy niejedno wyborne doświadczenie z Jezusem, a jednak wciąż jeszcze nie wiemy, co to znaczy – być prawdziwie pokornym i najchętniej chlubić się swoją słabością. Widzimy to na przykładzie Pawła. Niebezpieczeństwo, że mógłby się wynosić, było bardzo bliskie: nie wiedział jeszcze w całej pełni, co znaczy być niczym, umrzeć po to, by mógł w nim żyć jedynie Chrystus; nie poznał jeszcze całkowicie, co to znaczy znajdować upodobanie we wszystkim, co go upokarzało. Była to, jak się zdaje, najważniejsza lekcja, której musiał się nauczyć, a mianowicie, że doskonałe podobieństwo do Pana polega na owym wyrzeczeniu się siebie, które chlubi się nawet swoją słabością po to, by moc Chrystusa mogła w nim mieszkać i panować bez ograniczeń.

W życiu wierzącego jest to najważniejsza lekcja: nauczyć się pokory! Gdybyż tylko każdy chrześcijanin, który dąży do uświęcenia, miał to stale przed oczami! Możesz posiadać uświęcenie w wysokim stopniu, żarliwy zapał i głębokie doświadczenie, a przecież to wszystko, o ile Pan nie zapobiegnie temu specjalnymi środkami, może stać się dla ciebie nieuświadomionym pretekstem do samowywyższenia. Nauczmy się dobrze tej lekcji: najwyższa świętość to jednocześnie najgłębsza pokora! Musimy sobie przy tym jasno uświadomić, że pokora nie przychodzi sama z siebie, lecz tylko wtedy, gdy jako słudzy Boży uparcie do niej dążymy. Tylko wtedy, gdy rzeczywiście będzie naszym serdecznym życzeniem, by upodobnić się do Jezusa, Bóg może sprawić w nas tę przemianę.

W świetle zrozumienia tego faktu nie możemy nie zapytać się poważnie, czy rzeczywiście tak jak Paweł chlubimy się naszą słabością i mamy upodobanie w zniewagach, potrzebach, prześladowaniach i uciskach (por. 2Kor 12,10)? Czy dostrzegamy w naganie – zasłużonej czy niezasłużonej – w zniewagach i zarzutach – obojętnie, czy pochodzą od przyjaciół czy wrogów – mile widzianą okazję do ćwiczenia się w prawdziwej pokorze i udowodnienia, że Jezus rzeczywiście jest dla nas wszystkim? Czy może w takich chwilach porusza się w nas zraniona miłość i zakłócona wygoda? Jedno jest pewne: prawdziwego błogosławieństwa i najwyższej szczęśliwości doświadczymy tylko wtedy, gdy pozwolimy uwolnić się od naszego „ja” i od wszelkiego sobkostwa, tak aby – cokolwiek o nas powiedzą czy nam uczynią – zagubiło się ono w myśli, że Jezus jest wszystkim!

Ufajmy, że wierny Pan, który troszczył się o Pawła, zatroszczy się także i o nas! Paweł potrzebował specjalnego pouczenia, aby pojąć, że istnieje coś bardziej zachwycającego niż owe niewypowiedziane rzeczy, które ukazał mu Pan (2Kor 12,1-4). Potrzebował twardej szkoły życia, by nauczyć się cieszyć także ze słabości i upokorzeń. Czy jednak i my nie musimy koniecznie do tego dojść?

Cóż, wolno nam dowiedzieć się, że Bóg również w nas chce dopełnić swego dzieła. Szkoła, do której posłał Jezus swego apostoła, jest również naszą szkołą. Z czułą troskliwością czuwa On nad nami, aby uchronić nas przed pychą. Skoro tylko mamy zamiar się wywyższyć, On przez swojego dobrego ducha stara się odkryć zło i uwolnić nas od niego. Upokarza nas przez próby, słabość i cierpienie, aż pojmiemy, że wszystko jest łaską, aż nauczymy się znajdować upodobanie w tym, co nas poniża i upokarza. Moc Jezusa w naszej słabości, Jego obecność w naszej pustce: radość ta jest tajemnicą pokory, która w każdej sytuacji niewzruszenie i bez wahań trwa przy Bogu. Kiedy taka pokora spojrzy na to, co Pan zdziałał w nas i przez nas, w każdej chwili może powtórzyć za Pawłem: „W niczym nie ustępowałem owym arcyapostołom, chociaż jestem niczym” (2Kor 12,11). Wszystko, co w jego życiu było trudne, wszystkie poniżenia doprowadziły go do prawdziwej pokory i do owej cudownej radości, z którą przyjmował wszystko, co go upokarzało, a nawet się tym chlubił.

„Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa; dlatego mam upodobanie w słabościach.” Pokorny apostoł poznał i zrozumiał tajemnicę trwałej radości: Im słabszym się czuję, im niższym się staję, tym cenniejsze wydają mi się owe upokorzenia, przez które rozprzestrzeniają się we mnie obecność i moc Chrystusa. Jeżeli dobrowolnie się ugnę mówiąc: „Jestem niczym”, wtedy słowa Pana: „Dosyć masz, gdy masz łaskę moją” otwierają mi niewypowiedzianie bogate źródło radości i pokoju.

To, co zostało powiedziane, można by podsumować w dwóch krótkich zdaniach: niebezpieczeństwo pychy jest większe niż myślimy, lecz łaska pokory także jest większa i bliższa, niż sądzimy.

Niebezpieczeństwo pychy jest większe i bliższe, niż się domyślamy, szczególnie w czasach głębokich duchowych doświadczeń. Głoszący prawdy duchowe przed wspólnotą, przysłuchującą mu się uważnie i z podziwem; zdolny kierownik grupy, wyjaśniający w małym kółku tajemnice wewnętrznego życia; chrześcijanin ze swoim świadectwem cudownego przewodnictwa; odnoszący sukcesy głosiciel ewangelii, któremu dane jest tak wielu ludziom nieść błogosławieństwo – nikt nie wymierzy ukrytego, nieuświadomionego niebezpieczeństwa, na które wszyscy oni są wystawieni. Paweł był w niebezpieczeństwie, nie wiedząc o tym. To, co uczynił mu Jezus, jest dla nas nauką, abyśmy rozpoznali niesamowity podstęp nieprzyjaciela i mogli się przed nim ustrzec.

Jeżeli o chrześcijaninie czy kaznodziei, który dąży do uświęcenia, mówią, że jest zajęty wyłącznie sobą albo sam nie postępuje według tego, co głosi, albo że błogosławieństwo, które otrzymał, nie czyni go bardziej pokornym i życzliwym – jakże smutne to przeciwieństwo! Módlmy się usilnie i z całą powagą starajmy się, aby i o nas nie trzeba było tak mówić! Jezus, któremu ufamy, potrafi nie tylko uczynić nas pokornymi, lecz także utrzymać nas w pokorze.

Tak, łaska pokory jest większa i bliższa niż myślimy! Sam Jezus jest naszą pokorą, a Jego łaska wystarczy, aby wyjść naprzeciw pokusie pychy, która w nas mieszka. Jego moc staje się potężna w naszej słabości. Pozwól uczynić się słabym, małym – niczym! Niech pokora będzie naszą radością!Najchętniej chlubmy się naszą słabością i miejmy upodobanie we wszystkim, co może nas ugiąć i utrzymać w pokorze; wtedy spocznie na nas moc Chrystusa.

Chrystus upokorzy nas i sprawi, że tacy pozostaniemy. Dlatego z ufnością i radośnie przyjmujmy wszystko i zgadzajmy się na wszystko, co nas upokarza. Wtedy dowiemy się, co to znaczy, kiedy Jego pokój, Jego moc, On sam, Jezus Chrystus, będzie z nami! Wtedy Pan otworzy nam oczy na fakt, ż tylko głęboka pokora może być tajemnicą naszej szczęśliwości i prawdziwej, trwałej radości.