Jan 14:23

Słowo pisane

12.03.2017r. Oblubieniec i Oblubienica Pana Jezusa Chrystusa

Może się podzielę takim miejsce z listu do Efezjan z 5 rozdziału, od 25 wiersza, część b:

 „Chrystus umiłował Kościół i wydał zań samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy go kąpielą wodną przez Słowo, aby sam sobie przysposobić Kościół pełen chwały, bez zmazy lub skazy lub czegoś w tym rodzaju, ale żeby był święty i niepokalany. Tak też mężowie powinni miłować żony swoje, jak własne ciała. Kto miłuje żonę swoją, samego siebie miłuje. Albowiem nikt nigdy ciała swego nie miał w nienawiści, ale je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, gdyż członkami ciała jego jesteśmy. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, i połączy się z żoną swoją, a tych dwoje będzie jednym ciałem. Tajemnica to wielka, ale ja odnoszę to do Chrystusa i Kościoła.”

Pojawił się na ziemi Oblubieniec, inny niż wszyscy jacykolwiek żyli na tej ziemi. Pojawił się ktoś, kto przyszedł tutaj po Swoją Oblubienicę. Po Swoją Oblubienicę z którą będzie całą wieczność. Przyszedł okazał się jakim jest, umarł za nasze grzechy. Objawił nam Swoją miłość, okazał nam wyjątkową cierpliwość i zawołał nas, abyśmy wyszli do Niego, abyśmy opuścili nasz dom, dom naszych grzechów, dom naszego bezprawia, dom życia dla samego siebie czy samej siebie, dom własnych wyobrażeń na temat życia, własnych pomysłów. I złożył wyraźny ślub, że nas zmieni, że usunąwszy grzech, napełni nas czystością Swoją, łagodnością Swoją, miłością, cierpliwością, wytrwałością, świętością, społecznością z Ojcem, a więc wszystkim. Ale jest warunek: trzeba opuścić dom. Bez opuszczenia domu nie ma możliwości zaślubin.

Kiedy Piotr pisze swój list, w tym pierwszym liście pisze takie słowa, od 13 wiersza:

„Dlatego okiełzajcie umysły wasze i trzeźwymi będąc, połóżcie całkowicie nadzieję waszą w łasce, która wam jest dana w objawieniu się Jezusa Chrystusa.  Jako dzieci posłuszne nie kierujcie się pożądliwościami, jakie poprzednio wami władały w czasie nieświadomości waszej,  lecz za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym,  ponieważ napisano: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty.  A jeśli wzywacie jako Ojca tego, który bez względu na osobę sądzi każdego według uczynków jego, żyjcie w bojaźni przez czas pielgrzymowania waszego,  wiedząc, że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem, zostaliście wykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewinnego i nieskalanego.”

Rodząc się w świecie urodziliśmy się w niezbyt dobrym miejscu, czekało na nas mnóstwo rzeczy, które miały nas ściągnąć w bunt wobec Boga, w niechęć do Boga. I byliśmy na to gotowi ponieważ w naszym ciele drzemało wszystko, żeby odpowiedzieć na to: „tak”; żeby na grzech odpowiedzieć: „tak”. Nie trzeba było wiele czasu i już się potrafiliśmy złościć, złościć na to, że rodzice nie zdążyli dać jedzenia w odpowiednim czasie, że nie chcą nam dać tego, co byśmy chcieli. A więc pokazywaliśmy swoją złość i egoizm, nastawienie na samego siebie, nastawienie na samą siebie. Rośliśmy w warunkach bardzo egoistycznych, bardzo złych warunkach. Ojcowie, którzy byli przed nam i nie zadbali, żeby zmienić warunki w których myśmy się urodzili, ponieważ sami się urodzili w podobnych warunkach i nie potrafili zmienić ich. Kiedy dotarła do nas Ewangelia, ona nie dotarła tylko po to, żebyśmy zaczęli wiedzieć, że jest Bóg, ale żeby zmieniły się warunki. Dlatego Słowo Boże mówi, że przez zmianę w duchu umysłu naszego musi nastąpić zmiana myślenia, zmiana pojmowania co to jest życie. Dlatego musimy opuścić dom w którym nauczono nas grzeszyć, ponieważ nikt nie umiał przestać grzeszyć. Mogli nas rodzice ostrzegać przed pewnymi niebezpieczeństwami, ale nie mogli zmienić charakterów z którym myśmy się urodzili, nie mogąc też zmienić swojego. A więc przekazali nam zło, nawet po ludzku miłując nas, nie potrafili przekazać nam innego życia.

I przychodzi Oblubieniec i mówi do nas, że On nie tylko potrafi spłacić nasze niegodziwości, ale potrafi też zmienić nasze życie, odmienić je całkowicie od tego, jakie nabyliśmy wśród ojców naszych. Ojciec w niebie chce, aby Jego Syn miał oblubienicę czystą, świętą i nieskalaną. Jezus wie, że potrzebujemy oczyszczenia, a więc płaci na krzyżu za nasze grzechy, przelewa Swoją krew, aby nas oczyścić, oczyścić od wszystkiego co nabyliśmy w domu. To jest prawdziwa rzeczywistość. Opuszczenie nie jest opuszczeniem fizycznym, nie opuszczamy tego świata fizycznie, my opuszczamy świat duchowo. Mężczyzna, który bierze żonę z jakiegoś domu, ona opuszcza dom, ale przecież rodzice nie przestają być jej rodzicami, odwiedza ich, myśli o nich, modli się o nich. Ale musi opuścić ten dom, aby połączyć się z oblubieńcem. My opuściliśmy świat w sposób duchowy, żyjemy pośród świata, ale już nie w duchu tego świata. Miejsce naszego szukania swego zajął Chrystus, który uczy nas nie naszego, ale tego, co jest Jego.

Zobaczyliśmy, że Oblubieniec jest godzien naszej miłości. Każdy, który wyrusza za Jezusem musi doznać, że napełnia jego serce miłość, czy jej serce miłość, do Jezusa. Oblubieniec chce miłości. On przygotował nasze serca na miłość i  w pewnym momencie w życiu wierzącego człowieka, serce nasze napełnia miłość z nieba, miłość do Jezusa i nasze serce zaczyna doznawać miłości. Zmienia się ochota życia, zmienia się pragnienie życia, zmienia się potrzeba życia. Zaczynamy miłować Jezusa, a nie tylko wiedzieć, że był jakiś Jezus, ale zaczynamy doznawać, że On nam pomaga w uwolnieniu się od grzechów i napełnia nas innym życiem. Zaczynają inne słowa w nas się jawić, inne pragnienia i inne działania. Oblubieniec pokazuje zainteresowanie nami, a my odpowiadamy na to, że chcemy być jak On.

Pamiętacie z przypowieści Jezusa jak On opowiada o uczcie weselnej i kiedy Ojciec wchodzi na salę weselną i przepatruje ją całą. Nim dojdzie do zaślubin, On przepatruje całą salę i wypatruje tam człowieka, który nie ma szaty weselnej i każe go wyrzucić na zewnątrz. Oblubienica musi być czysta, musi być święta i musi być nieskalana. I to jest praca Jezusa w nas. Ale Jezus, żeby wykonać tą pracę potrzebuje nas już na zawsze. Dlatego mówi: wyprzyj się siebie, wyprzyj się swego domu, swego ziemskiego pochodzenia, światowego pochodzenia, wyprzyj się tego, umrzyj dla wszystkiego co wyprodukuje ten świat, dla przyjemności swojego własnego życia i zacznij się uczyć żyć według Chrystusa.

Apostoł Paweł w liście do Galacjan pisze o tym z czego się chlubi. W 6 rozdziale, w 14 wersecie pisze:

„Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata.”

On opuścił świat przez śmierć w ukrzyżowanym Chrystusie. W ukrzyżowanym Oblubieńcu, opuścił sposób myślenia tego świata, sposób pojmowania życia przez ten świat i sukcesy tego świata. Już nie jest dla niego sukcesem być rabinem, który by uczył wielu żydowskich praw, dla niego stało się sukcesem być coraz bardziej podobnym do Chrystusa, aby uczyć praw Chrystusowych, praw Oblubieńca. Aby Kościół dorastał do Jego wymiarów.

Pamiętacie jak powiedział: „będę duchowym orężem uderzał w każde wasze nieposłuszeństwo, aż posłuszeństwo wasze będzie całkowite. On jest sługą, który zrozumiał Oblubieńca, który opuszcza niebo i przychodzi po Oblubienicę i Oblubienicę, która ma być gotowa na spotkanie z Oblubieńcem. Jego nie interesują idee religijne, ani jakiekolwiek zasady religijne. On wie, że Oblubienica musi się przygotować. On pracuje tylko w tej jednej sprawie: ona ma oczyszczać się, uświęcać, porzucać to, co nauczyła się w swoim domu. Jednakowo Żyd i Grek musieli opuścić charakter swoich domów, ponieważ nie można wejść w świętość, czystość, nieskalaność z własnym usposobieniem. Człowiek musi umrzeć, po to jest krzyż. Krzyż nie jest tylko po to, żeby mówić o krzyżu, krzyż oddziela nas od świata, od sposobu myślenia świata.

Rozumiecie, że człowiek, kiedy myśli po światowemu, dla niego sukcesem staje się to, co sukcesem jest w świecie i może to wtedy pokazać, mówiąc: „zobacz, mi się dobrze powodzi”. I co pokazuje? Pokazuje rzeczy tego świata. Ale jeśli chrześcijanin, Oblubienica, mówi: mi się dobrze powodzi; w tej Oblubienicy widać miłość, radość, pokój, wdzięczność, uczciwość, prawowierność, wytrwałość, wstrzemięźliwość. Widać pracę Oblubieńca i ona tym się chwali. Słowo Boże mówi, żeby Oblubienica Jezusa stroiła się we własne klejnoty. Skąd pochodzą nasze klejnoty? Przecież my nie jesteśmy w stanie sobie kupić klejnotów, które by się podobały Jezusowi. On daje nam Swoje klejnoty, to jest Swoje całe życie. I ta rzeczywistość dopiero pozwala nam oddzielić się od zła.

Zobaczcie, że Słowo Boże w pierwszym liście Jana mówi nam w 5 rozdziale, 18 wierszu i 19:

Wiemy, że żaden z tych, którzy się z Boga narodzili, nie grzeszy.”

Kto opuścił ducha tego świata, ten nie może dalej grzeszyć. Tak, jak nie może przestać grzeszyć ten, który nie opuści duchowości tego świata, bo duchowość tego świata polega na grzeszeniu, dlatego wielu ludzi, wierzących nawet, mówi: przecież nie można przestać grzeszyć, bo wszyscy grzeszymy i grzeszyć będziemy do końca – to nie jest Biblijne nauczanie. Biblijne nauczanie mówi co innego. Oblubieniec nigdy nie zgrzeszył, Oblubieniec daje nam Swoje życie, a Jego życie uwalnia nas od grzeszenia – to jest Ewangelia. To nie my staramy się być miłymi dla Jezusa, to nie my próbujemy być chrześcijanami, to On daje nam być Oblubienicą, On obdarza nas Swoim życiem. Wiara pozwala nam patrzeć na Niego i spodziewać się, że będzie nam to dawał. Jeśli przestaniemy się spodziewać od Jezusa, że da nam to, co tylko On może nam dać, wtedy zaczynamy sami produkować chrześcijaństwo, a ono już jest tylko falsyfikatem. Człowiek sam z siebie nie potrafi żyć pobożnie.

Jeszcze raz przeczytam:

„Wiemy, że żaden z tych, którzy się z Boga narodzili, nie grzeszy, ale że Ten, który z Boga został zrodzony, strzeże go i zły nie może go tknąć. My wiemy, że z Boga jesteśmy, a cały świat tkwi w złem.”

Skoro cały świat tkwi w złym, to nie ma możliwości, żebyśmy nie opuścili tego świata i mogli przestać tkwić w złym, jest to niemożliwe. Dlatego Chrystus umarł na krzyżu, żeby dać nam możliwość opuszczenia świata. Dla mnie i dla ciebie to jest jedyna droga zbawienia, przez krzyż do nowego życia. Nie ma innej drogi. Nie ma drogi do nowego życia bez krzyża. Nie ma takiej możliwości, żeby człowiek nie umarł i mógł nowe życie prowadzić. I to się dzieje przez uwierzenie. To nie jest przez mądrość, pomysły, ale, gdy wierzę, to to mam. Pamiętacie, jak Izraelici szli po pustyni i węże ich kąsały. Co powiedział Bóg do Mojżesza? Zrób węża miedzianego, weź go przybij do tyczki, żeby był wyżej i  żeby ci, którzy byli ukąszeni, spojrzeli w tym kierunku i wtedy ukąszenie przestanie działać.

Jezus jest wywyższony po to, abyśmy mogli patrzeć na Niego, gdy pokuszenie próbuje nas zanieczyścić, wtedy ono nie może nas zanieczyścić. A więc On chroni nas od złego, jeśli my na Niego patrzymy. Diabeł, wiedząc o tym, próbuje nasz wzrok odsunąć od Chrystusa na cokolwiek ze świata, może to być mąż, żona, dzieci, rodzice, ktokolwiek, nie ma znaczenia, dlatego Jezus powiedział: będziesz bardziej Mnie miłować niż kogokolwiek, niż siebie samego, niż siebie samą.

Więc jeśli świat tkwi w złym, to musiało się pojawić dla nas wyjście z tego świata, żebyśmy mogli opuścić świat i przestać tkwić w świecie, który tkwi w złym. Stąd Jezus mówi o Sobie, że jest drzwiami, przez, które jedynie możemy wyjść i wejść i pastwisko znaleźć. Nie ma nikogo innego, nie ma żadnej religii, żadnego człowieka, jedynie Chrystus jest drzwiami do opuszczenia tego świata. Nawet najlepszy człowiek nie może pomóc mi opuścić ten świat, muszę go opuścić osobiście, przez Jezusa Chrystusa, pragnąc być dla Niego, żyć dla Niego, żeby karmiąc się tym, kim On jest, doznawać, że mogę żyć na tej ziemi już nie tak jak chce diabeł, ale jak chce Bóg.

Jeżeli teraz bym wziął tak, że ojcem naszym był diabeł, bo diabeł był ojcem naszym, a matką był świat. Diabeł wraz ze światem, wytworem tego, co on potrafił zrobić trzymali nas jako swoje dziecko w uwięzi tego, co oni potrafili uczynić. Chrystus dał możliwość opuszczenia tej rodziny przez śmierć. A więc jedynie mogę skończyć z byciem dzieckiem diabła i byciem częścią tego świata przez krzyż Chrystusowy i moją śmierć na nim w Nim.

List do Efezjan, 2 rozdział mówi nam w tej sposób o tym:

I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według modły tego świata.”

Kiedy żyjący w ciemności grzechu ojciec i matka tłumaczyli nam jak żyć, to myśmy chodzili według tej nauki, i co? Śmierć. Ten ojciec i matka doprowadzali nas do śmierci, a diabeł bardzo się z tego cieszył.

„Naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni.”

Nie było możliwości opuścić tego. Złościło nas to, że coś nam się nie udało, złościło nas to, że ktoś miał coś do nas, że ktoś od nas coś wymagał, złościliśmy się o wiele rzeczy. Potrafiliśmy się złościć naprawdę, że kolejka za długa, cokolwiek potrafiło nas rozłościć i powodować, że mówiliśmy: co za życie, co to jest po prostu, i tak dalej, i tak dalej. Narzekaliśmy na Boga, którego nie znaliśmy.

„Ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem - łaską zbawieni jesteście - i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie.”

W tych paru słowach mieści się wielka potęga chwały Boga. Nie dość, że byliśmy zdeptani w błocie tego świata, żyliśmy w sposób ohydny, drwiliśmy sobie z Boga, szydziliśmy sobie z Niego myśląc, że mamy prawo do samowoli, do wszystkiego, bo to jest nasze życie i to my decydujemy o nim – mówiliśmy – to my jesteśmy właścicielami swojego życia i to my mamy całe prawo do niego. A Bóg posłał Swojego Syna, aby nas zbawić, uratować. Można powiedzieć, że zadziałał wbrew nam, myśmy nie chcieli Jego, a On nam wyszedł naprzeciw. I nie dość, że wyszedł naprzeciw, to jeszcze wydobył nas z tego śmierdzącego bagna grzechu, bezprawia, i w Swoim Synu dał nam nowe życie. I nie tylko, że dał nowe życie, ale to nowe życie posadził po Swojej prawicy. Kiedy opuszczamy świat, nasze miejsce jest po prawicy Boga w Chrystusie Jezusie, to jest miejsce do którego zmierzamy, to jest miejsce naszej wieczności, naszej chwały, naszego zadowolenia. Oblubieniec daje nam pełne gwarancje, że dopóki my trzymamy się Jego, wierzymy w Niego, należymy do Niego to, to miejsce cały czas jest dla nas. Gdybyśmy zgrzeszyli, On nas oczyści Swoją krwią, jeśli tylko tego potrzebujemy, i dalej to miejsce jest dla nas, diabeł nie może nas tknąć, nie może nam tego miejsca odebrać, dopóki my chcemy, aby Jezus nas zmieniał, dopóki Go potrzebujemy.

A więc diabeł na pewno będzie pracował w tym kierunku, żebyśmy przestali potrzebować Jezusa, żebyśmy umieli sobie samemu radzić, żeby określać swoje życie: no ja już wiem, co mam robić, ja sobie poradzę w tej i w tej sprawie. Jezus mówi: beze Mnie nic nie jesteście w stanie uczynić. Jest to niemożliwe, żeby bez Jezusa wygrać tutaj na świecie chociaż jedną bitwę z diabłem.

Mogę wam opowiedzieć pewną sytuację, która przeżyłem wiele lat wstecz. Będąc na wyjeździe poza Gdańskiem, na takiej pracy zleconej z dwojgiem jeszcze ludzi z którymi, wtedy pracowałem tam, szliśmy drogą i w pewnym momencie zaczęła na mnie spływać taka niebiańska radość, takie święte zadowolenie. I kiedy się tak cieszyłem, w tym momencie diabeł przyszedł i chciał mi zabrać to szczęście. I kiedy wygrałem z diabłem i nie pozwoliłem sobie zabrać tego szczęścia, doznałem, że diabeł odchodzi. I w tym momencie Bóg dał mi widzenie. Widziałem diabła na koniu i całą jego armię na koniach, jak tyłem są do mnie i odchodzą ode mnie coraz dalej i dalej i dalej. I w pewnym momencie w tym widzeniu widziałem, jak oni przeszeregowują się, przemieszczają się w tych szeregach i w pewnym momencie zawracają w moim kierunku i napierają na mnie. I kiedy, można powiedzieć, że widzenie doszło do mojego nosa, skończyło się widzenie, a w moim wnętrzu usłyszałem głos: dobry jesteś, wygrałeś. Przez to Bóg wyraźnie mi pokazał, że diabeł nie ustępuje, diabeł zmienia taktykę. Jeżeli wygrasz z nim, to on próbuje, żebyś wpadł w pychę: jesteś dobry, lepszy jesteś, potrafisz wygrywać z diabłem. I już ma cię, bo jeśli uda mu się pychę włożyć, to wtedy już Bóg stanie przeciwko. Za pychą idzie upadek.

A więc diabeł nie przestaje z nami walczyć, tylko zmienia sposób. Kiedy wygramy z jednym jego pokuszeniem, to on przyjdzie z drugim i jeśli wygramy w drugim, to on przyjdzie z trzecim i tak po kolei, do śmierci nie ustąpi, bo on wie, gdzie my idziemy. Żarliwość jego jest straszliwa, ale nasza żarliwość musi być jeszcze większa, bo miłość do Jezusa jedynie może nas utrzymać w pozycji: nie ustąpię, bo chcę być z Nim. Jeśli to będzie tylko pozycja bezczynnej wiary, to łatwo jest sobie pomyśleć w pewnym momencie: „Pan Jezus mi daje gwarancje życia wiecznego, a więc mogę sobie pożyć po świecku”, ale czynna w miłości wiara nie zgodzi się na życie w światowy sposób. Miłość to jest to, że z Jezusem chodzisz jak z Oblubieńcem, chodzisz po mieście, jesteś z Nim w pracy, wszędzie jesteś z Jezusem. To jest prawdziwa miłość, to nie jest jakaś wirtualna miłość, to jest rzeczywistość.

W porządku, kiedy to dotyka jednego człowieka, to jest bardzo proste. Nie znasz żadnego chrześcijanina, ani żadnej chrześcijanki. Zaczyna do ciebie docierać prawda Ewangelii, zaczynasz chcieć poznawać Jezusa, zaczynasz doznawać, że On cię wyzwala z różnych rzeczy, zaczynasz czytać Biblię i wszystko dzieje się pięknie. Twoje serce jest czyste, umysł jest zdrowy, nie grzeszysz, chodzisz z Panem i masz zdrową, czystą społeczność. Aż w pewnym momencie spotykasz na swojej drodze chrześcijanina albo chrześcijankę i zaczyna się problem. Bo okazuje się, że ten chrześcijanin, czy chrześcijanka, mówią: niemożliwe jest żyć bez grzechu na ziemi i wystarczy, że zastanowisz się: a może mi się wydaje, że żyję bez grzechu, a może ja mam takie wyobrażenie tylko, a może ja normalnie grzeszę i ten człowiek ma rację; i już grzeszysz, już grzeszysz. Zwątpienie, niepewność już jest grzechem, a więc później konsekwencja jest, że wpadasz i mówisz: no faktycznie, jak dobrze, że jest łaska. Rozumiecie? Nie wolno przestać wierzyć temu, co Oblubieniec powiedział. Jeśli Oblubieniec nauczy cię chodzić w czystości i nieskalaności oraz świętości, bo taka jest prawda Jego życia na ziemi, to nie my żyjemy, lecz Chrystus w nas. Dlatego Jezus nie grzeszy.

A więc, kiedy spotykasz wierzącego człowieka, tak ważne jest czy ten człowiek jest w Chrystusie czy tylko w religii, bo jeżeli w religii, to na pewno będzie bronić tej łaski, która pozwala mu grzeszyć i czuć się zbawionym. Ale jeśli jest w Chrystusie, to ci powie: człowieku, życie w Jezusie jest życiem bez grzechu. Paweł nigdzie nie pisze, to jest w ogóle ciekawe dla mnie doświadczenie, że wielu ludzi doszukuje się w Pawle grzechu i próbują znaleźć ten grzech w tym człowieku, a więc złapali siódmy rozdział listu do Rzymian: o Paweł napisał: chcę czynić dobro, a trzyma mnie się zło, a więc Paweł musiał grzeszyć. Nie. Paweł pisze o swoim życiu sprzed uwierzenia w Jezusa. A kiedy pisze o uwierzeniu w Jezusa, mówi: ale, kiedy już nie jestem sam, ale jestem z Chrystusem, uwolniony zostałem od zakonu grzechu i śmierci, abym żył teraz w Duchu Świętym.

Duch Święty, kiedy przychodzi, On tak naprawdę też uwalnia nas od zakonu, daje nam swobodę życia. Słowo Boże mówi, że ciało nic nie pomaga, a Duch zaś ożywia. I dobrze, kiedy jesteś sam czy sama. Ja to przeżyłem, mówię o rzeczywistości. Byłem około dwóch lat sam z Panem. Piękne doświadczenie, dopóki nie spotkałem pierwszego wierzącego, który mi zaczął wybijać z głowy to, co się nauczyłem od Chrystusa. A potem następnych i następnych, którzy z Biblii próbowali udowodnić, że jest inaczej, że my musimy żyć jak świat, przecież nie możemy się oddzielić od świata, przecież nie możemy być tak święci, tak prawdziwie święci, no i tak dalej i tak dalej.

Paweł mówił do Tymoteusza: Tymoteuszu patrz za ludźmi, którzy mają czyste serce. Czystego serca nie można mieć jeśli Jezus nie mieszka w sercu. A więc patrz za ludźmi w których sercu mieszka Chrystus, z tymi przebywaj, bo oni będą wiedzieli o czym ty mówisz, co jest prawdą. Oni nie będą ci wybijali z głowy prawdy, ale będą razem z tobą dziękować za prawdę. Z nimi się umacniaj, a potem idź do tych, którzy nie znają prawdy i zanieś im prawdę, nie daj się im oszukać, lecz zanieś im prawdę. A więc problem naprawdę się zaczyna głębszy wtedy, kiedy zaczynamy się spotykać z wierzącymi ludźmi. Przeczytam to z listu do Rzymian, z 12 rozdziału:

„Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza.”

Paweł pisze, że Kościół tworzy się z cząstek, które złożyły siebie Bogu. Z oczyszczonych cząstek z naszych grzechów, bo taki jest Kościół. Że ciało Chrystusa na ziemi to są ci, którzy zostali uwolnieni od spuścizny grzechu i mogą złożyć siebie Bogu, aby Bóg mógł być w nich uwielbiony:

„A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe.”

W Kościele musi być prawdziwe zrozumienie Boga i prawdziwe zrozumienie działania Boga. Przez Jego Syna tu na ziemi, okazanie nam możliwość powrotu do Siebie, drogą, która jest święta, czysta, nieskalana i prawdziwa. A więc, kiedy słuchamy ze zrozumieniem tego samego Jezusa, że jest On drogą do Ojca i tą drogą chcemy wrócić przez czystość Jego życia, wtedy razem budujemy się w ten sam Boży dom. Te same pragnienia mamy. Nie mamy skażonego pragnienia, żeby ktoś szukał własnej chwały, ale szukamy jednej chwały Jezusa, który przyszedł z nieba, żeby nas zbawić z naszych grzechów.

„Powiadam bowiem każdemu spośród was, mocą danej mi łaski, by nie rozumiał o sobie więcej, niż należy rozumieć, lecz by rozumiał z umiarem stosownie do wiary, jakiej Bóg każdemu udzielił.  Jak bowiem w jednym ciele wiele mamy członków, a nie wszystkie członki tę samą czynność wykonują, tak my wszyscy jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie, a z osobna jesteśmy członkami jedni drugich.”

Będę starał się, na ile mogę, powiedzieć o tym. Nasze ciało stworzone jest z cząstek, a każda cząstka pracuje dla dobra następnej cząstki. Wystarczy, że poruszam na przykład ręką, żeby do tych palców doszedł impuls ruszania się wszystkie cząstki od głowy muszą przekazać wiadomość, żebym mógł normalnie funkcjonować, mięśnie muszą zadziałać, wszystko musi zadziałać. Tak i cząstki Ciała Chrystusa muszą pracować dla chwały jednego Chrystusa, w jednym duchu budując się nawzajem. Nie szukamy własnej chwały, nie szukamy, żeby ktoś nas chwalił. Rozumiecie? Ruch chwali Boga, życie chwali Boga. Gdy żyjemy dzięki Jezusowi, chwalimy Boga. I On właśnie chce, żebyśmy w ten sposób działali. Nie szukamy własnej chwały, nie próbujemy się wywyższać nad drugiego, nie szukamy aplauzu, albo, żeby ktoś nas podziwiał, ale w skromności przekazujemy to, co dostaliśmy w Chrystusie, następnym. To jest służba.

Pamiętacie, jak Jezus umył nogi Swoim uczniom. Powiedział On im: „jestem Panem i Nauczycielem, prawdę mówicie, ale zobaczcie co wam zrobiłem, usłużyłem wam, jeśli wy będziecie robić to samo, szczęśliwi będziecie”. A więc w sumie usługiwanie sobie nawzajem w czystości Chrystusowej daje nam zadowolenie, prawdziwe zadowolenie z nieba. Nie takie ludzkie zadowolenie, że zrobiliśmy coś fajnego, tylko z nieba zadowolenie i ono jest całkiem inne. To jest tak czysta zdrowa radość, która nie ma nic w sobie z ludzkiej radości. To jest to o czym mówił Pan Jezus i apostołowie, że Królestwo Jego to nie pokarm i napój, ale sprawiedliwość, radość i pokój w Duchu Świętym. I ci, którzy w ten sposób żyją, podobają się Bogu i ludziom. Bo my możemy podobać się sobie nawzajem tylko w jednym, kiedy my służymy sobie dzięki Jezusowi.

Rozumiecie? Wrogowi udało się włożyć strach między wierzących ludzi, wierzący ludzie zaczęli się bać drugich wierzących ludzi, dlatego, że spotkali wiele krzywdy, albo i sami zadali wiele krzywdy innym, nie rozumiejąc, co to jest chrześcijaństwo. Powoli powstał lęk, obawa. Wiecie jak wielu tak i ja byłem zastraszony chrześcijaństwem, aż zacząłem się obawiać wierzących ludzi. Tyle ataków, tyle presji, tyle pomówień, tyle oskarżeń, kpiny, szyderstwa, które spadły na mnie z powodu Chrystusa, spowodowały, że zacząłem się obawiać chrześcijan. W świecie ludzie mnie szanowali z powodu tego, co Jezus uczynił w moim życiu, z powodu tego, że nie okłamywałem, nie zwodziłem, byłem sumienny, mówiłem prawdę, ludzie szanowali mnie, a mieniący się wierzącymi wieszali na mnie co im popadło. A więc powoli diabeł próbował we wyrobić strach przed wierzącymi ludźmi. Chciał mi powiedzieć: „zobacz, w świecie ludzie lepiej rozumieją Ewangelię niż wierzący ludzie”. Wierzący ludzie nie widzieli miłości, radości, łagodności, cierpliwości, widzieli tylko swoje „ja”, szukali swojej odpowiedzi: wierzysz tak jak my? Nie, no to koniec! A więc nie patrzyli na owoc Ducha Świętego, nie patrzyli na to, co się działo. Świat patrzył i cenił sobie owoc, a wierzący nie, wierzący doszukiwali się czegoś innego. Szukali czegoś co oni uważali za prawdę, nie patrząc na owoc. Podczas, gdy Jezus powiedział: jeżeli chcesz zobaczyć prawdę, zobacz owoc, owoc powie czy to jest prawda. A jaki to jest owoc? Jeśli zobaczysz miłość, łagodność, cierpliwość, zniesienie przeciwności, nie odpowiadanie atakiem na atak, skromność i świadomość, że żyjemy w takich warunkach i w takich warunkach żył Jezus Chrystus, to wtedy zobaczysz pracę Pana, tak jak w winnicy pracę można zobaczyć wtedy, kiedy winogrodnik przygotowuje winnice, przygotowuje krzew winny na wydawanie obfitszego owocu.

A więc rękę Boga możemy naprawdę zobaczyć po tym jacy jesteśmy, nie po tym, co wiemy, ale jacy jesteśmy. Paweł pisze, że poznanie nadyma, miłość buduje. A więc poznanie nadęło mnóstwo ludzi i oni z góry zaczęli patrzeć na innych. Już ileś lat temu, nie wiem czy to był Wycliffe czy Wesley, jeden z nich w każdym bądź razie, w końcu już doszedł do takiej pozycji, że powiedział: skoro wiesz lepiej, to mnie poucz, nie atakuj tylko poucz. Słudzy Boży zawsze przeżywali ataki, zawsze, ponieważ wróg chciał ich wycofać, żeby oni się wycofali i stali się jak wszyscy, a więc dołączyli do ogółu. Zawsze byli solą, zawsze byli powodem do zastanowienia się dla wielu ludzi, ponieważ ich życie było inne. Oni nie tyle opowiadali ustami, ale i życiem opowiadali Ewangelię prawdy o Jezusie Chrystusie, który przyszedł nas zbawić i o Kościele Jezusa Chrystusa.

Kiedy my mamy zrozumienie kim jest Głowa Kościoła, kim jest nasz Oblubieniec Jezus Chrystus, wtedy mamy zrozumienie, co On chce przez nas uczynić. Oby to uczynił, oby to uczynił. Bo nie ma znaczenia, gdzie jesteśmy na ziemi, tylko ma znaczenie w kim jesteśmy na ziemi.

Miałem takie doświadczenie wiele lat wstecz. Kiedyś nim się nawróciłem bardzo podobał mi się taki film: jak rozpętałem drugą wojną światową. Nawróciłem się, minęło parę lat i dowiedziałem się, że ten film będzie w telewizji. I przyszła mi do głowy myśl, żeby sobie obejrzeć ten film. Telewizor mieliśmy w domu, ale nie włączaliśmy go przez te lata. I jakoś poszedłem za tą myślą, włączyłem ten telewizor i rozpoczął się ten film, i w tym momencie usłyszałem głos Ducha Świętego: jeśli ty tego nie wyłączysz, to ja odchodzę. I wiedziałem, że nie mam wyjścia, albo wyłączę ten telewizor albo Duch Święty mnie opuści, jedno z dwóch. Wyłączyłem telewizor i już miałem świadomość, co było obrzydliwe w tym filmie: Bóg nigdy nie śmieje się z wojny, Bóg nigdy nie śmieje się z ludzkiego nieszczęścia, a diabeł chciałby, żebyśmy my się śmiali.

I diabeł nie raz próbuje ożywić nasze nieukrzyżowane sentymenty do starych wspomnień, żeby wrócić do nich i tam szykuje na nas pułapkę. Nim to doświadczenie w sumie przyszło z tym filmem miałem tak wyraźny sen jakbym to widział: szedłem, a obok mnie szło dwóch aniołów z trąbami pokazali mi konsekwencje mojego upadku jeżeli wejdę w ten grzech. Pokazali mi upadek mój i mojego całego domu. Wydawało by się, że obejrzenie filmu takie konsekwencje może pociągnąć za sobą? Tak, dokładnie tak. Może to osiągnąć. Jeśli mam świadomość, że Jezus jest święty, a ja chcę używać oczu, które On zdobył dla Swojej chwały, aby oglądać obrzydliwość, to wtedy przecież ja będę występować przeciwko Jezusowi.

Słowo Boże mówi: uważaj na co patrzą twoje oczy, uważaj co słuchają twoje uszy, uważaj, gdzie biegną twoje nogi i uważaj do czego przykładasz swoją rękę, ponieważ już nie żyjesz dla siebie, ale dla Chrystusa. I dziękuję Bogu, że Duch Święty upomniał się o to, że nie jestem już własnością dla siebie, ale dla Pana. Kiedy byłem niewierzący, to mogłem to oglądać, nie było problemu, ale kiedy stałem się cząstką ciała Chrystusowego, to już nie mogłem wchodzić w to zło. Dlaczego? Zobaczcie, jeżeli zachoruje cząstka twojego ciała, na przykład pojawi się rak w jakiejś części twojego ciała i on zacznie ogarniać cię coraz dalej, doprowadzi cię do śmierci, jeden grzech prowadzi do śmierci.

Kiedy widzimy Izraela, który wkracza do ziemi obiecanej, jeden Achan popełnia grzech i zobaczcie jaka jest tego konsekwencja. Na przykład jest zgromadzenie, do zgromadzenia przychodzi jeden chrześcijanin, który sobie, na przykład, przed zgromadzeniem oglądał jakiś kryminał, albo melodramat, albo jeszcze inne rzeczy oglądał sobie przed zgromadzeniem. Jeśli to jest martwy zbór, to nie ma znaczenia, ale jeśli to jest żywy zbór, to od razu będzie smutek w tym zborze. Zbór będzie doznawał, że coś jest w zgromadzeniu, co nie pozwala być przed Bogiem tak jak się Bogu podoba. Żywy zbór od razu odbierze, że jest choroba, martwy w ogóle nie będzie miał świadomości.

Zbór powinien mieć zdrową świadomość, że ktoś przyszedł z grzechem i grzech Bogu przeszkadza. Bóg chce mieć czyste zgromadzenie. Jeśli to jest zdrowy zbór, grzech będzie odkryty i usunięty i zbór będzie miał świadomość, że to jest Bóg. Jeżeli to jest chory zbór, to powoli będzie się przyzwyczajał: przecież wszyscy chorują, w zależności od pożądliwość ciała, pożądliwości oczu, czy pychy życia. Grzech oddziela od Boga modlitwę, śpiew, i nie jest to już w duchu i prawdzie. Ale kiedy w czystości przychodzisz przed oblicze Oblubieńca, to jaki jesteś, kiedy znasz Jego miłość do siebie. Kiedy masz Oblubieńca przed oczami swojego serca, to jaki możesz być? Jeśli masz czyste serce, jak Go będziesz chwalić? Czy możesz być wtedy zamknięty czy zamknięta na Pana? Przecież to jest nie możliwe, musi być grzech, bo grzech oddziela od Boga. Jest niemożliwe, żeby Duch Święty nie dał w serce, uczciwej cząstki Chrystusa, zadowolenia, wdzięczności, ochoty chwalenia Pana nawet przez łzy, jakby się coś stało, to nawet przez łzy smutku będziesz chwalić Pana i cieszyć się, że jest On, Oblubieniec, który przyszedł tutaj także i po ciebie.

Jeśli więc cząstki mają o siebie nawzajem staranie, to musimy być pewnymi, że nim się spotkamy, musimy wiedzieć czy przyjdziemy tutaj czyści, czy przyjdziemy, aby spotkać się w czystości, czy przyjdziemy sobie, aby zabrudzić jakieś miejsce, może podać rękę, która włączała sobie obrzydliwą rzecz w komputerze. Gdybyśmy widzieli brud i widzielibyśmy zanieczyszczenie, tak jak Jezus zna każde zanieczyszczenie, to wtedy widzielibyśmy to od razu, a my nie widzimy tak jak Jezus, a więc doznajemy duchowo, że coś się stało, jakieś niebezpieczeństwo jest, i wtedy nie próbujemy sobie minąć niebezpieczeństwa, zaczynamy szukać Pana. Zależy nam na czystości w zgromadzeniu. Nie chcemy złożyć tej miłej woni byle jak, jak popadnie. Bo co innego jeśli przychodzi grzesznik ze świata to jest całkiem co innego, nie przeszkadza w duchowych warstwach. Rozumiecie, jeśli ktoś inny choruje na coś, to nie jest moja choroba, to jest jego choroba, ale jeśli w moim ciele jest choroba, to już jest moja choroba. Jeśli w Kościele jest grzesznik, to już jest nasza choroba, bo jeśli jest na zewnątrz grzesznik to jest czyjaś choroba, to jest choroba tego świata. A więc jeśli ktoś przychodzi z zewnątrz, może być cudzołożnikiem, nierządnikiem, kimkolwiek, nie ma znaczenia, nie może wpłynąć na duchowy stan zgromadzenia, można wychodzić mu naprzeciw pomagać mu, nie przeszkadza. Ale jeśli przychodzi ktoś z Kościoła taki, to jest on tym, który przeszkadza innym dalej stawać w czystości przed Bogiem, bo zanieczyszcza sobą zbór.

A więc jeśli weźmiemy to, że jesteśmy członkami jedni drugich, to, żeby przekazać sobie nawzajem miłość Chrystusową, potrzebujemy być czyści. Pamiętacie o społeczności spożywania chleba i wina, spożywania ciała i krwi Pana Jezusa Chrystusa. Kto by niegodnie to spożywał, będzie winien ciała i krwi Pana Jezusa. I skąd między wami choroby? Mówię głównie o duchowych chorobach. Czyż nie z tego, że niegodnie spożywa się chleb i wino, że ludzie podchodzą do tego lekkomyślnie, w grzechach swoich, bez oczyszczenia, bez powiedzenia: Panie, przebacz mi. Bez usunięcia zła. Gdyby wieczerza była spożywania nieustannie - a codziennie powinniśmy karmić się Jezusem. Wieczerza jest tylko takim zewnętrznym pokazaniem tego - to musielibyśmy nieustannie chodzić w czystości. Tak czy nie? Tak jak Dawid powiedział: w domu moim będę chodził w niewinności serca mego, abyś mógł przyjść do mnie Panie, abyś mógł przyjść do mojego domu. A więc w każde miejsce. My jesteśmy domem Bożym, moglibyśmy to rozszerzać i rozszerzać, chodzi mi tylko o to, że jako cząstki, musimy dbać o czystość, ponieważ przez to nie tylko siebie chronimy, ale chronimy też innych. Miłujemy braci i siostry i nie chcemy ich krzywdy. Dlatego pilnujemy czystości, bo Jezus nie chce naszej krzywdy. Chcemy myśleć jak Jezus. Kościół się spotyka, jak to miło pośpiewać, ale jakże ważnym jest też pomyśleć, że to Jezus chce być między nami. On chce przebywać między nami, chce odebrać chwałę, a więc zależy nam na czystości. Jezus jest gotów pracować w tej sprawie, abyśmy takimi byli.

A mamy różne dary według udzielonej nam łaski; jeśli dar prorokowania, to niech będzie używany stosownie do wiary; jeśli posługiwanie, to w usługiwaniu; jeśli kto naucza, to w nauczaniu; jeśli kto napomina, to w napominaniu; jeśli kto obdarowuje, to w szczerości; kto jest przełożony, niech okaże gorliwość; kto okazuje miłosierdzie, niech to czyni z radością.”

I tak dalej, i tak dalej będziemy czytać o wspaniałości Oblubienicy, o wspaniałości Kościoła. Wiecie, nigdy nie można pozwolić na to, żeby uwierzyć, że Kościół jest nędzny, że Kościół jest zły. Nieprawda! Kościół jest święty, czysty, nieskalany. Kościół nigdy nie straci wspaniałości Chrystusa. To ludzie, którzy opuszczają Kościół mogą żyć w ten sposób, ale Kościół nie, Kościół miłuje Chrystusa, należy do niego i dba o swoje szaty. Kościół przygotowuje się na weselną ucztę i Kościół nie traci czasu.

Rozumiecie, gdy Pan Jezus mówi, że pośle aniołów nim Sam nadejdzie, pośle aniołów, żeby oczyścili Jego Królestwo, to jest powiedziane, że z tego Królestwa wtedy będą wybrani wszyscy ludzie, którzy czynili bezprawie, którzy mienili się Kościołem, ale żyli w grzechach. I wtedy co? Kościół zajaśnieje pełnym swoim blaskiem, nie będzie już zasłaniany przez żadnych ludzi, którzy mienią się Kościołem, ale nie żyją jak Kościół.

A więc jest teraz czas, że wydaje się, że Kościół jest ohydny, zły, ludzie są zawistni, nie lubią się i tak dalej. Nieprawda. Kościół nigdy nie był taki i nie będzie taki. Kościół idzie innym torem, Kościół uświęca się, przygotowuje się. Kościół nadal miłuje, nawet wrogów swoich miłuje, i Kościół się o nich modli. Gdy modliłem się o moich wrogów, modliłem się, modliłem się i w pewnym momencie dotarło do mnie przez Ducha Świętego, że tak naprawdę, to ja się modlę o siebie. Sobie myślę: jak o siebie. No tak, bo moje serce jest czyste, kiedy modlę się o moich wrogów, to moje serce jest czyste, a więc modlitwa o moich wrogów utrzymuje moje serce w czystości, bo gdybym się o nich nie modlił, a diabłu bym pozwolił mówić do mnie o nich, to zaczął bym ich… co? Nienawidzić. Miałbym niechęć do nich, złościł bym się na nich i moje serce by zostało skażone. A więc w sumie modląc się o wrogów, modlimy się o siebie. To nas zachowuje od złego. Ażeby się modlić znowuż o wrogów potrzebujemy Jezusa, ponieważ sami z siebie tego nie potrafimy. Diabeł by nas szybko poustawiał po swojemu.

Myślę, że na tyle chyba, żeby zrozumieć tylko to, że jako Oblubienica Chrystusa nie jesteśmy bez takiej konkretnej pracy, mamy konkretną pracę do wykonania, dzięki Jezusowi, bez względu na to w jakim miejscu jesteśmy, Kościołem nie są ci, którzy mają pewne sposoby nauczania. Kościołem są ci, którzy żyją dzięki Jezusowi Chrystusowi. Nie można przemieścić Kościoła do  nauczania, odbierając życie. Życie pokazuje nauczanie. Amen.