Jan 14:23

Słowo pisane

15.05.2021r. wieczorne Marian - Trzej słudzy obdarowani do służby

Trzej słudzy obdarowani do służby

15.05.2021r.

           

Ewangelia Mateusza, 25 rozdział od 14 wiersza:

„Będzie bowiem tak jak z człowiekiem, który odjeżdżając, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek, i dał jednemu pięć talentów, a drugiemu dwa,
a trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. A ten, który wziął pięć talentów, zaraz poszedł, obracał nimi i zyskał dalsze pięć. Podobnie
i ten, który wziął dwa, zyskał dalsze dwa. A ten, który wziął jeden, odszedł, wykopał dół w ziemi i ukrył pieniądze pana swego. A po długim czasie powraca pan owych sług i rozlicza się z nimi. I przystąpiwszy ten, który wziął pięć talentów, przyniósł dalsze pięć talentów i rzekł: Panie! Pięć talentów mi powierzyłeś. Oto dalsze pięć talentów zyskałem. Rzekł mu pan jego: Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę; wejdź do radości pana swego. Potem przystąpił ten, który wziął dwa talenty, i rzekł: Panie! Dwa talenty mi powierzyłeś, oto dalsze dwa talenty zyskałem. Rzekł mu pan jego: Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę; wejdź do radości pana swego. Wreszcie przystąpił i ten, który wziął jeden talent, i rzekł: Panie! Wiedziałem o tobie, żeś człowiek twardy, że żniesz, gdzieś nie siał, i zbierasz, gdzieś nie rozsypywał. Bojąc się tedy, odszedłem i ukryłem talent twój w ziemi; oto masz, co twoje. A odpowiadając, rzekł mu pan jego: Sługo zły i leniwy! Wiedziałeś, że żnę, gdzie nie siałem,
i zbieram, gdzie nie rozsypywałem. Powinieneś był więc dać pieniądze moje bankierom, a ja po powrocie odebrałbym, co moje, z zyskiem. Weźcie przeto od niego ten talent i dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dane i obfitować będzie, a temu, kto nie ma, zostanie zabrane
i to, co ma. A nieużytecznego sługę wrzućcie w ciemności zewnętrzne; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów.”
(Mat. 25,14-30)

Widzimy tutaj tych trzech sług i widzimy, że pan daje im swój majątek, i oni mają tym obracać w taki sposób, żeby przynieść zyski swemu panu. To nie są ich zyski, tylko to są zyski ich pana, oni tego nie biorą dla siebie, robią to dla swojego pana. A więc ci dwaj słudzy byli chętni, żeby pomnażać majątek swojego pana i chętnie przystąpili do działania. Pracowali, służyli, chociaż wiedzieli, że kiedy wróci pan, to wszystko, co pomnożyli, przekażą – to, co on im dał, i to, co oni zyskali, przekażą jemu, bo to jest cały czas jego własność. To, co oni zarobią, to też jest jego własność, bo oni czerpią z jego majątku. Mając do dyspozycji jego majątek, mają o niego tak dbać, troszczyć się, żeby się to pomnażało. Ten trzeci nie był chętny pomnażać majątek swojego pana. Uważał, że skoro ten pan nie będzie osobiście pracował, działał przy tym, a on ma pracować i działać, i ten jego pan to wszystko zabierze, co on wypracuje, swoim działaniem pomnoży, uznał, że nie będzie pracował w ten sposób dla pana. Zostawi to, co pan mu dał, jak przyjdzie, to mu odda i tyle, nie będzie zarabiać na kogoś, kto sam w tym momencie nie wykonuje danej pracy – w ten sposób doszedł sobie do rozumu, że nie będzie tak czynił. Bał się wykorzystać to dla siebie, wiedząc, że ten pan wróci, a żeby nie miał do niego jakichś żalów, czy czegoś, to on mu odda, co mu dał i tyle. Ale pan dał to po to, aby to było pomnażane. Sługa nie wypełnił swojego zadania.

W której grupie jesteśmy? Bo Pan to mówi do nas i teraz, w której grupie jesteśmy? Czy zdając sobie sprawę, że wszystko, co zrobimy, co wykonamy z tego, co dostaliśmy od Chrystusa, wszystko i tak jest Jego własnością? Czy jesteśmy gotowi pracować dla Niego, dla Pana, aby Jego majątek się pomnażał? Czy uznajemy, że skoro Pan osobiście nie cierpi tu na ziemi, nie znosi przeciwności, nie walczy z diabłem teraz, nie musi już odrzucać pokuszeń; a ja teraz muszę, bo jestem wierzącym człowiekiem, muszę walczyć, znosić przeciwności, pomówienia, oskarżenia, jeszcze pretensje i żale czyjeś; a Pan tego nie znosi, tylko ja… Dlaczego mam to znosić? To ja nie będę tego znosił, to zostawię to, co On mi dał, a jakby wrócił, to powiem: no widzisz, Panie, jestem nadal wierzącym człowiekiem. A Pan zapyta: gdzie zyski, które powinienem osiągnąć poprzez to, co ci dałem? To jest ważne teraz. Pan spyta: gdzie Moje zyski? Ja dałem ci to, abym, wracając, był jeszcze bogatszy niż odchodziłem, aby więcej było tego. Teraz jest tak ważne, czy my chcemy znieść to wszystko, te wydarzenia, przeciwności, te wszystkie sprzeciwy wroga, zmęczenia i niedospania... Że kiedy Pan wróci, to On dalej jest Właścicielem. Czy chcemy żyć dla Jezusa? To jest właśnie to, o co chodzi. Jeżeli chcemy żyć dla Jezusa, to będzie się to pomnażać. Jeżeli nie chcemy znosić przeciwności, które znosić będzie każdy, który służy Jezusowi, to wtedy nie pomnażamy tego, jakbyśmy byli wśród oczekujących na Pana: no, jak wróci, nie straciłem tego, nadal jestem wierzącym człowiekiem… A Pan powie: gdzie zyski? Gdzie pomnożenie? Pan mówi, że i temu, który ma to, co Pan dał temu komuś, to zostanie zabrane i dane temu, który najwięcej zysków przyniósł w tym momencie – ten człowiek jest godzien tego, żeby mieć, bo jest sługą, który miłuje swego Pana.

            Ewangelia Łukasza, 20 rozdział od 9 wiersza:

„I począł mówić do ludu to podobieństwo: Pewien człowiek zasadził winnicę
i wydzierżawił ją wieśniakom, i odjechał na dłuższy czas…”
To ciekawe, z tym dłuższym czasem – Pan jakby sygnalizuje, że minie długi czas, nim wróci. Już wtedy Pan sygnalizował, że nie będzie to tak szybko, że odejdzie, minie pięć lat i Pan będzie z powrotem, na przykład. Nawet gdy długo czekali, posnęli. A więc Pan mówi, że to będzie długo trwało. „…A we właściwym czasie posłał do tych wieśniaków sługę, aby mu dali owoców z winnicy. Ale wieśniacy, obiwszy go, odprawili
z niczym. Ponownie więc posłał innego sługę. Lecz oni i tego obili i znieważyli, i odprawili z niczym. Potem jeszcze trzeciego posłał. A oni także i jego poranili
i wyrzucili precz. Rzekł tedy właściciel winnicy: Co mam uczynić? Wyślę syna mego umiłowanego; może tego uszanują. Lecz gdy go wieśniacy ujrzeli, rozprawiali między sobą, mówiąc: To jest dziedzic, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. I wyrzuciwszy go poza winnicę, zabili. Co więc uczyni im właściciel winnicy? Przyjdzie i wytraci tych wieśniaków, a winnicę odda innym. Usłyszawszy to, rzekli: Przenigdy! On zaś, spojrzawszy na nich, rzekł: Cóż więc znaczy to, co napisane: Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym? Każdy, kto by upadł na ten kamień, roztrzaska się, a na kogo by on upadł, zmiażdży go. A uczeni w Piśmie i arcykapłani chcieli Go dostać w swoje ręce w tej właśnie godzinie, lecz bali się ludu. Zrozumieli bowiem, że przeciwko nim skierował to podobieństwo.”
(Łuk. 20,9-19)

Znowu mamy właściciela i tego, który ma prawo do owocu, który przyniesie ta winnica i kiedy on przychodzi, aby zerwać owoc, który się mu należy – jest właścicielem – okazuje się, że ci, którzy powinni cieszyć się, że mogą dla niego żyć
i dla niego pracować, aby winnica była jeszcze bardziej owocująca, okazuje się, że oni nie chcą nic mu dać z tego, co się mu należy.

Teraz my, którzy zostaliśmy wezwani przez Pana, abyśmy pracowali w Jego winnicy, aby owoc przynoszony był dla Niego, teraz Pan do nas przychodzi, chcąc owoc, jest Właścicielem i ludzie Go przyjmują, i cieszą się: Panie, jest moim szczęściem, że przyszedłeś, cały czas myślę o Tobie i żyję dla Ciebie, aby to, co mi dałeś, abyś, gdy przyjdziesz, abym mógł okazać, jak Cię kocham, popatrz, Panie, tu możesz i tu możesz… A w tym momencie jest inaczej, oni Go nie chcą. Często, kiedy Pan przychodzi poprzez Słowo Boże głoszone, czy przez proroctwo, człowiek wzdryga się, aby prawidłowo zareagować na słowo Właściciela, które mówi do danego człowieka, że przecież: to Ja cię nająłem, to Ja ci dałem uprawnienia, abyś mógł w Mojej winnicy pracować, to ja jestem Właścicielem cały czas i to Mi należy się to, co ty tam wykonasz, ponieważ Ja zapłacę ci za twoją pracę. Widzimy, że ludzie
w swojej naturze mówią: fajnie, podoba mi się to, ale nie chcą owocować dla Właściciela, nie chcą przynosić owocu.

            Pewnie ciśnie się wam 15 rozdział Ewangelii Jana, gdzie mamy dokładnie to samo napisane, przeczytajmy to sobie:

„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec Mój jest winogrodnikiem. Każdą latorośl, która we Mnie nie wydaje owocu, odcina, a każdą, która wydaje owoc, oczyszcza, aby wydawała obfitszy owoc. Wy jesteście już czyści dla słowa, które wam głosiłem; trwajcie we Mnie, a Ja w was. Jak latorośl sama
z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy jesteście latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten wydaje wiele owocu; bo beze Mnie nic uczynić nie możecie. Kto nie trwa we Mnie, ten zostaje wyrzucony precz jak zeschnięta latorośl; takie zbierają i wrzucają w ogień, gdzie spłoną.”
(Jana 15,1-6)

Zawsze kończy się to ogniem. Zwróćcie uwagę, że kiedy Pan Jezus mówi o tym, to końcem tego, jeżeli człowiek nie jest poddany Jezusowi, nie jest chętny, aby Jezus miał pożytek z tego, że przyjął go do Swojej pracy, człowiek kończy w ogniu. A ci, którzy chętnie poddają się Panu i jest to dla nich radością, gdy w ich życiu jest owocowanie, gdy ich życie rozwija się, gdy Pan może więcej otrzymać, niż w tym momencie pozostawił, zadowoleni są, że kiedy wraca Pan, to są szczęśliwi, mogą powiedzieć: dziękuję, że dałeś mi taką możliwość, abym mógł dla Ciebie pracować. Zdajemy sobie sprawę, że Właściciel jest ukryty, ale to On Sam pracuje we wszystkich pracownikach i On z nami to wszystko przechodzi, z nami to wszystko doświadcza, daje nam siły, abyśmy mogli to wszystko przechodzić. W sumie On jest, tylko jest niewidoczny. Ludzie mogą sobie pomyśleć, że Go nie ma i to ja muszę dźwigać zniewagę, że ktoś będzie się ze mnie śmiać, ja muszę dźwigać, że ktoś będzie się na mnie urażał, ja muszę dźwigać, że ktoś będzie na mnie krzywo patrzył, bo będę o Panu myślał, czy tęsknił do Niego, żeby dla Niego żyć i owocować, komuś nie będzie się podobało, że ja tak życie oddaję Jezusowi; bo ktoś nie myśli oddawać życia Jezusowi, myśli: no, jesteś wierzącym i to wystarczy chyba... Trzeba znieść te różne doświadczenia i nie dać się zatrzymać, inaczej Słowo Boże mówi: nie bądźcie niewolnikami ludzi, bądźcie dla Chrystusa, to On uczyni dla nas tę łaskę, że my, żyjący dla diabła, idący wprost do gehenny, zostaliśmy z tego wywołani, aby żyć dla Chrystusa. A więc żyć dla Tego, który uczynił wszystko, co potrzebne, aby nas zbawić. Chętnie żyjmy dla Niego. Chętnie chciejmy, by życie nasze było owocne, by Pan miał z tego pożytek – niech to najbardziej nas interesuje. Jeżeli nie będzie nas to interesować, to może okazać się, że jesteśmy tylko chrześcijanami, i gdy wróci Pan, to nie znajdzie nic innego, jak tylko to, co było na początku – to będzie zawód. Słowo Boże mówi, że to, co Pan zasieje, wydaje owoc. A więc myślenie o Panu – dla Pana żyjemy, Pańscy jesteśmy. To musi być tak mocne i silne, że dla Pana jesteśmy. Przecież to nie jest twoim zyskiem, jeżeli, mówiąc komuś Ewangelię, ten ktoś ją słucha, ale gdy się ten człowiek nawróci, to jest obywatelem Królestwa Jezusa Chrystusa. W sumie jest to zysk Królestwa Jezusa Chrystusa. Gdy jesteś jedno złączony z Jezusem Chrystusem, to doznajesz, że to jest twoja radość również, jeśli w Królestwie Jezusa Chrystusa przybywa obywateli i cieszysz się z tego. Jest to dla mnie i dla ciebie takim przywołaniem Jezusa Chrystusa, by bardzo chętnie myśleć
o Panu, żeby dla Niego żyć, dla Niego umierać, nie jest to przymus, nie jest to, że znowu muszę coś zrobić dla Jezusa, a nie mam czasu nawet wszystkiego dla siebie porobić, a tu muszę dla Jezusa coś zrobić. Wtedy takie myślenie to jest nędzne myślenie. Człowiek nie rozumie, że to jest łaska, przywilej, że możesz robić coś dla Tego, który zrobił coś najwspanialszego dla nas wszystkich, ludzi, dając się ukrzyżować i wyzwalając nas z naszych grzechów, życia po swojemu, w swój sposób.

            Psalm 78 od 5 wiersza:

„Związał Jakuba przykazaniami i ustanowił w Izraelu zakon, który nadał ojcom  naszym, aby głosili go synom swoim, aby poznało go następne pokolenie,
a synowie, którzy się urodzą, znów opowiadali go dzieciom swoim: że mają pokładać nadzieję w Bogu i nie zapominać o dziełach Bożych, lecz strzec przykazań Jego; żeby nie byli, jak ojcowie ich, pokoleniem przekornym
i niewiernym, pokoleniem niestałego serca, którego duch nie był wierny Bogu. Synowie Efraima, łucznicy, uciekli w dniu boju. Nie strzegli przymierza Bożego, a według zakonu Jego nie chcieli postępować. Zapomnieli o czynach Jego
i o cudownych dziełach, które im ukazał.”
(Ps. 78,5-11)

Nie trwając, nie należąc do Boga, uciekli w dniu boju, nie mieli sił, żeby wygrać bitwę, wróg przestraszył ich i się przerazili. Tak samo jest z tymi, którzy nie są posłuszni, diabeł zaryczy i już uciekają, chronią się, mówią: nie, nie, to za duże koszty być wierzącym człowiekiem i znosić te wszystkie rzeczy... To jest wynik braku posłuszeństwa w codzienności, w należeniu, w poznawaniu Pana. Brak wykorzystania czasu, żeby nie byli jak ojcowie, którzy byli niechętni, nie pragnący, aby Bóg był uczczony przez nich, oni żyją dla siebie, po swojemu. No i jak przychodzi bój i taki człowiek ucieka z pola bitwy, to co on ma pomnożyć? Jak coś można byłoby pomnożyć, ale człowiek jest przerażony, że straci, a w sumie – co straci? No coś, co myśli, że posiada, ale co to jest? To jest coś, co zginie i tak. Człowiek walczy o coś, co zginie, zamiast walczyć o to, co trwa wiecznie. To już znaczy, że człowiek zgubił myślenie, kto jest dla niego cenniejszy – czy Chrystus, który go wezwał, czy ten Izrael, którego Bóg wywołał z niewoli i dał mu prawo bycia Jego narodem, czy jakieś swoje życie? Co jest ważniejsze? Dla nich było ważniejsze własne życie, okazało się, że przez to stali się tchórzami i kiedy trzeba było w sprawie Bożej coś zrobić, oni uciekali z pola bitwy. Rozumiemy, tak? Zrozumiałeś, że nie chcemy być w tej trzeciej grupie, która będzie musiała usłyszeć: sługo niewierny, który nie chciałeś przynosić chwały Imieniu swego Pana, uznałeś, że szkoda wysiłku, czasu na to. Ale właśnie: sługo wierny...

            List do Efezjan, 6 rozdział od 5 wiersza:

„Słudzy, bądźcie posłuszni panom na ziemi, z bojaźnią i ze drżeniem,
w prostocie serca swego, jak Chrystusowi, nie pełniąc służby dla oka, jakobyście chcieli ludziom się przypodobać, lecz jako słudzy Chrystusowi, którzy pełnią wolę Bożą z całej duszy, służąc dobrą wolą jako Panu, a nie ludziom, wiedząc, że każdy, czy niewolnik, czy wolny, otrzyma od Pana zapłatę za to, co dobrego uczyni.”
(Efez. 6,5-8)

A więc znowu mamy tutaj Bożego człowieka, który jest sługą u jakiegoś pana i Pan Jezus mówi właśnie, aby wydawać owoc: czyń to wszystko jako dla Mnie; gdy ten pan będzie widzieć, jak ty żyjesz i postępujesz, to może zapragnąć, by poznać Tego, który ciebie takim uczynił. Myśl o Panu, pracując, że pracujesz dla Pana, tak jakbyś
u Pana pracował w winnicy, bo to dobro, które wyświadczasz temu panu, świadczy
o twoim Panu, który cię do Siebie wezwał. Rezygnujesz z ambicji, kombinatorstwa,
z udawania, że pracujesz, po prostu przykładasz serce i robisz to dla Pana, bo chcesz, aby pomnażało się to, co Pan ci dał. Dostałeś ochotne serce, aby temu człowiekowi nie podłożyć nogi, żeby się przewrócił i jeszcze dalej wpadał w gehennę, tylko by pomóc mu, by zobaczył, że potrzebuje Jezusa. Żyjesz dla Jezusa, a nie dla pieniędzy, nie dla mamony, nie żeby coś tam po swojemu osiągnąć: o, jak pan idzie, to wstawajmy, bo robić trzeba, a jak poszedł, to siadajmy, przecież nic nie widzi… Ktoś później pracuje jak dla Pana, to mówi: zobacz, zobacz, jaki lizus... Musisz znosić zniewagi, czy inne rzeczy, ale ty wiesz, dla Kogo to robisz, nie robisz tego, by tym ludziom się podobać, tylko robisz to dlatego, że Jezus chce, byś to robił, abyś był człowiekiem, który myśli o Panu, że robisz to, co robisz, dla Pana. Wtedy zawsze, cokolwiek robisz, przyniesie to owoc dla Pana.

            I List Piotra, 2 rozdział od 12 wiersza:

„Prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia...” Aby nie was wysławiali, tylko Boga wysławiali – jakie to piękne. Nie myślą, że ty jesteś taki dobry człowiek, tylko widzą, że dzięki Bogu jesteś takim człowiekiem i w dniu swego nawiedzenia rozumieją, że Bóg czyni takie wspaniałe rzeczy w ludziach i oni też chcą być tymi, którzy będą służyć Temu Bogu, aby On miał z nich pożytek, zysk. „…Bądźcie poddani wszelkiemu ludzkiemu porządkowi ze względu na Pana, czy to królowi jako najwyższemu władcy, czy to namiestnikom, jako przezeń wysyłanym dla karania złoczyńców, a udzielania pochwały tym, którzy dobrze czynią. Albowiem taka jest wola Boża, abyście dobrze czyniąc, zamykali usta niewiedzy ludzi głupich, jako wolni, a nie jako ci, którzy wolności używają za osłonę zła, lecz jako słudzy Boga. Wszystkich szanujcie, braci miłujcie, Boga się bójcie, króla czcijcie. Domownicy, bądźcie poddani z wszelką bojaźnią panom, nie tylko dobrym i łagodnym, ale
i przykrym. Albowiem to jest łaska, jeśli ktoś związany w sumieniu przed Bogiem znosi utrapienie i cierpi niewinnie. Bo jakaż to chluba, jeżeli okazujecie cierpliwość, policzkowani za grzechy? Ale, jeżeli okazujecie cierpliwość, gdy za dobre uczynki cierpicie, to jest łaska u Boga...”
(I Piotra 2,12-20)

Przez te cierpienia Chrystusowe nadal pracujesz dla Pana, aby ludzie zobaczyli, że Jezus zbawia człowieka, że Jezus uwalnia człowieka od agresji, od złośliwości, od chęci zemsty, od pokazania swojej niezależności, że jesteś całkiem innym człowiekiem dzięki Jezusowi. Pracujesz dla Jego chwały, bo przecież ty nie będziesz mieć zysku z tego, Pan będzie miał zysk znowu. Jak się ten człowiek nawróci, to będzie znowu musiał myśleć o Panu i z powodu Pana robić to, co będzie robił, a więc znowu Pan będzie stał na przodzie. Nie stworzysz sobie bazy ludzi utrzymujących cię, że nawrócisz iluś ludzi, a potem będziesz od nich brać dziesięcinę, żeby ciebie utrzymywali, a potem: no, fajnie, dobrze, żeby iluś się jeszcze nawróciło, bo potrzeba coś na coś... Ale jesteś wolnym człowiekiem i zdajesz sobie sprawę, że ci ludzie mają złożyć siebie Bogu jako miłą ofiarę, SIEBIE – i na tym najbardziej ci zależy, żeby ludzie należeli do Jezusa Chrystusa jak i ty, i by służyli Mu w każdym miejscu czystym sercem.

„…Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał za was, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w Jego ślady; On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach Jego...” (I Piotra 2,21-22)

I co, powiedzcie mi – jesteście zadowoleni, że tak mamy żyć? Czy myślicie sobie: Boże, co to ma być? To ja mam znosić takie rzeczy i nie odpyskować nawet, nie pokazać swego niezadowolenia, mam uniżać się? Mam to znosić? Nie, nie będę... Widzisz tutaj tego trzeciego: dlaczego ja mam tak żyć? Po co? Przecież mi na tym nie zależy? Jeżeli chcą, niech giną, to ich temat. Przecież Jezus jest Zbawicielem, przyszedł ratować ludzi, a nie zatracać, Jemu zależy, żeby ludzie się nawracali. Bierze ciebie do Swojej pracy, żeby przez twoje życie inni zobaczyli Chrystusa. Jeżeli to rozumiesz i chętnie to czynisz, wtedy Pan ma z ciebie pożytek, ty pomnażasz to.
A więc, które chrześcijaństwo bardziej ci się podoba? To, które mówi: nie będę, co mi tam... Co ja jestem popychadło, czy co? Mam swój honor, ambicję. A gdyby Jezus powiedział tak: Ja mam Swój honor, ambicję, mam dość was po prostu, ile możecie pluć jeszcze? Co wtedy by się z nami stało? No, koniec z nami, tragedia. Jeżeli my też przegrywamy; no, możemy pokutować z tego, przeprosić Pana; ale gdy przegrywamy, to diabeł się cieszy, że obraz Chrystusa zniknął i człowiek mówi: no
i co, jesteś jak my, też w końcu potrafisz się odgryźć, albo coś zrobić. A Jezus nie złorzeczył, nie odgryzał się, nie oddawał złem za zło, żeby uratować ciebie, mnie. Kiedy widzimy takiego Jezusa, zdajemy sobie sprawę, że to jest coś więcej, służyć Jezusowi, niż tylko chodzić na zgromadzenia, modlić się, śpiewać...

„…On, gdy Mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał, nie groził, lecz poruczał sprawę Temu, który sprawiedliwie sądzi; On grzechy nasze Sam na ciele Swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; Jego sińce uleczyły was. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz nawróciliście się do Pasterza i Stróża dusz waszych.” (I Piotra 20,23-25)

Widzimy tutaj, że nasze życie zostało wzięte do pracy dla Pana, dla Jego chwały,
i jak dobrze jest, kiedy Duch Boży w nas spokojnie działa, to my mamy spokój, cierpliwość, łagodność. Mamy zupełnie inne nastawienie do ludzi, widzimy ich tragedię, smucimy się, że coś takiego potrafią zrobić, ale nie mamy w sercu, żeby się odgryźć, żeby pokazać swoje jakieś tam niezadowolenie, czy cokolwiek innego. Jak słyszmy wiele świadectw, to najbardziej łamali serce, to ci ludzie najbardziej nacisnęli, żeby kogoś znieważyć, a ten człowiek zniósł to i oddał dobrem.
W rzeczywistości wielu mówiło, że ogień na nich spadł po prostu, kiedy oni zobaczyli coś takiego, nie dali rady już walczyć, uznali, że to musi być Bóg – dobro wygrało ze złem. Jezus po to nas potrzebuje, żeby dobro wygrało ze złem, a do tego my musimy być całkowicie oddani Jezusowi, całkowicie bez swego „ja”, poddani Jemu, żeby On mógł zyski mieć. On dostanie ten zysk, a ty będziesz się cieszyć, bo ty współdziedziczysz wraz z Nim, ale będziesz się cieszyć z radości swego Pana; tak jak w niebie, gdy jeden grzesznik się opamiętuje, całe niebo się raduje. To jest zupełnie co innego, zupełnie o czym innym myśli Chrystus. Szkoda by było, żeby wielu było jak ci, którzy zakopali talent, zakopali to, co naprawdę jest cennością chrześcijaństwa: świadomość Chrystusa, świadomość łaski, przebaczenia, świadomość, że Jezus poszedł do nieba – to wszystko zakopać, powiedzieć: nie będę się narażał, nie będę swojego honoru narażał na jakąś poniewierkę, nie będę patrzył na to, czy na tamto, nie dam rady i tyle... Jezus cierpiał dla nas i zniósł to wszystko, aby nas zbawić. Kiedy On wzywa nas do Swojej służby, On wzywa nas też do cierpienia. Dlatego ten trzeci sługa nie chciał cierpieć i zysków przynosić Panu, on nie chciał znosić tego doświadczenia. Gdyby może to było dla niego, to pomyślałby, że może i warto, ale oddać to wszystko, kiedy Pan wróci… Zobaczmy Pana Jezusa. Pan Jezus pracuje cały czas, wykonuje najpotężniejszą pracę i kiedy ją skończy, co zrobi? Odda władzę Swojemu Ojcu, wszystko odda Swojemu Ojcu, aby Bóg był wszystkim we wszystkim i On się z tego cieszy, On się raduje z tego. A więc chce, abyśmy my tak samo się radowali, że możemy przynosić zyski Panu naszemu, że nasze życie ma wartość, porusza gdzieś serca, powoduje Boże działanie.

            II List Piotra, 1 rozdział od 3 wiersza:

„Boska Jego moc obdarowała nas wszystkim, co jest potrzebne do życia
i pobożności, przez poznanie Tego, który nas powołał przez własną chwałę
i cnotę
(przez to, Kim On jest), przez które darowane nam zostały drogie
i największe obietnice, abyście przez nie stali się uczestnikami Boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość.
I właśnie dlatego dołóżcie wszelkich starań i uzupełniajcie waszą wiarę cnotą, cnotę poznaniem, poznanie powściągliwością, powściągliwość wytrwaniem, wytrwanie pobożnością, pobożność braterstwem, braterstwo miłością. Jeśli je bowiem posiadacie i one się pomnażają, to nie dopuszczą do tego, abyście byli bezczynni i bezużyteczni w poznaniu Pana naszego Jezusa Chrystusa…”
(II Piotra 1,3-8)

Jak się pomnażają? W innych ludziach zaczynają tak samo te wartości być. Żyjesz, ktoś cię obserwuje, widzi, zastanawia się, myśli: zobacz, co w tym człowieku jest, co w nich jest, warto, żeby do takiego Pana należeć. Człowiek przychodzi do Pana, dostaje to samo, co ty dostałeś na początku i zaczyna w ten sam sposób poruszać się, rozwijać, wzrastać, pomnaża się; coraz więcej naczyń, w których to się zaczyna dziać. Widzimy, ilu było, jak Pan Jezus chodził, tutaj czytamy w Księdze Objawienia: wielki tłum – to są właśnie ci, którzy są tym pomnożeniem przez tych, którzy należeli do Chrystusa Jezusa.

„…Kto zaś ich nie ma, ten jest ślepy, krótkowzroczny i zapomniał, że został oczyszczony z dawniejszych swoich grzechów…” (II Piotra 1,9)

Zobacz, że tu nie trzeba jechać na ewangelizację, nie trzeba wyruszać nie wiadomo gdzie, wystarczy, jak zaczniesz od swojego domu, a potem pójdzie to dalej
w zgromadzeniu, a potem poza zgromadzeniem, gdzie jesteś – w sklepie, na drodze, w pracy – tam, gdzie jesteś; wtedy jesteś świadectwem Jezusa, nie musisz czegokolwiek produkować, kochasz Jezusa i żyjesz dla Niego. Duch Święty napełnia cię tym właśnie, co tu jest i ty jesteś człowiekiem chętnym, żeby komuś pomóc, kogoś wesprzeć, kogoś pocieszyć – żyjesz, jakby Sam Jezus, żyjąc w tobie, docierał do tego człowieka. Ludzie mówią: wiesz, jeżeli masz problem, na pewno możesz iść do tego człowieka, zawsze znajdzie czas, żeby ci pomóc, na pewno się pomodli
o ciebie. Ludzie będą coraz bardziej wiedzieć, jakim jesteś i kiedy mają problem, potrzebę, albo ktoś zachoruje, czy coś, powiedzieć: słuchaj, weź się pomódl, bo ty jesteś człowiekiem, który wierzy w Boga. A więc już jesteś świadkiem, już jesteś tym, który rozświetla ciemności. Jezus nie mówi: muszę wysłać cię do Afryki na misję. Jesteś Jego misjonarzem wszędzie, gdzie jesteś, aby pomnażać, aby to się rozwijało, aby ludzie widzieli, że ty jesteś dla Jezusa, że żyjesz dla Niego, że o Nim myślisz.

„…Dlatego, bracia, tym bardziej dołóżcie starań, aby swoje powołanie
i wybranie umocnić; czyniąc to bowiem, nigdy się nie potkniecie. W ten sposób będziecie mieli szeroko otwarte wejście do wiekuistego Królestwa Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa.”
(II Piotra 1,10-11)

Można by powiedzieć: Panie, to jest utrudnianie w tej służbie, to jest duże poświęcenie... Jak duże? Czy tak duże, że cię kosztuje nie wiadomo co tam? Przecież to jest u Pana, to jest u Tego, który jest Życiem, który jest Zbawicielem, który jest Drogą do Ojca, jest twoim Pasterzem, Zbawicielem, Nauczycielem, Tym, który cię karmi, poi, ubiera, syci. Pracujesz dla Kogoś, kto cię kocha i On oczekuje, że to samo będzie w tobie i we mnie, że my, z miłości do Niego, będziemy poddawać się temu doświadczeniu, że zniesiemy te przeciwności. Przecież na ziemi można tylko pomnażać, później już się nie będzie pomnażać, kiedy ziemia się skończy, kończy się pomnażanie, już to zostało wykonane na ziemi, już więcej tam nikogo nie przybędzie przez całą wieczność. Jak dobrze jest uniżać się przed Panem, poddawać się, dawać Mu serce, dawać Mu umysł, dawać Mu siebie, kosztować, jak dobry jest Pan, a On będzie działał i to czynił. Czasami nawet nie zdajesz sobie sprawy, że ludzie cię obserwują i widzą, jak reagujesz, co zrobisz i sobie myślą: popatrz, też bym tak chciał... Nawet nie masz pojęcia, a siejesz, rozsiewasz, jak światło – ono świeci, rozświetla to wszystko. Tak samo nasze życie, kiedy myślimy
o Panu, dla Pana, wtedy ono staje się samo w sobie, gdziekolwiek jesteś, ludzie
w pracy wiedzą, zaczynają cenić to, co się w tobie dzieje, czy wśród których przebywasz; a nawet jest napisane, żeby pozyskiwać sobie ludzi mamoną niegodziwości. Nie chcesz kupić ludzi dla siebie, żeby gdzieś tobie coś tam uczynili dobrego, czy cokolwiek, myślisz o Panu, żeby ich serce skierowało się do Pana
i nawet tę mamonę użyjesz w tej sprawie, żeby ona mogła posunąć się w tym człowieku, żeby on sobie pomyślał: zobacz, ci ludzie są tacy skąpi, trudno od nich cokolwiek wydusić, a ten człowiek swobodnie widzi jakieś twoje doświadczenie
i pomaga – dla Pana, dla Niego żyć, to jest drogocenne właśnie. Nie tyle myśleć:
o, ja muszę koniecznie coś pomnażać... To nie chodzi o to. Mam dla Niego żyć, dla Niego pracować, cieszyć się Jezusem, a to się będzie pomnażało, to się będzie rozwijać, bo Sam Pan będzie pomnażać, bo On jest cały czas w tej sprawie, On napełnia, daje odpowiedź, daje ochotę, zwycięstwo; piękne to jest działanie, że choć Go nie widać, ale On cały czas jest. Możesz myśleć: ja tu muszę znosić te rzeczy,
a Pan Jezus w niebie sobie jest – nie, On jest z tobą i tu na ziemi też.

            II List do Tesaloniczan, 1 rozdział i 3 wiersz:

„Powinniśmy zawsze dziękować Bogu za was, bracia. Jest to rzecz słuszna. Wiara wasza bowiem bardzo wzrasta, a wzajemna miłość wasza pomnaża się
w was wszystkich.”
(II Tes. 1,3)

Znowu mamy wspaniałe doświadczenie, że jakiś jeden człowiek się nawraca i Duch Boży napełnia tego człowieka, i zaczyna on żyć dzięki Jezusowi Chrystusowi; i za jakiś czas kolejny człowiek się gdzieś nawraca i ci dwoje zaczynają cieszyć się Chrystusem i miłować – pomnożyła się miłość? Pomnożyła się miłość. Potem kolejna osoba zaczyna doznawać, że potrzebuje Pana i dołącza, i zaczynają się miłować coraz bardziej i bardziej ludzie tęsknią. A dwóch, trzech, a później więcej; miłość ta powoduje, że inni mówią: zobacz, jak oni się miłują, u nas tego nie ma, a oni są tacy prości, prawdziwi w tym wszystkim. Znowu, żyjąc dla Pana, normalnie to się dzieje. Pan porusza serca i sprawia to, co jest potrzebne. Zgodnie z tym przykazaniem: abyście się nawzajem miłowali, jak Ja was umiłowałem, po tym ludzie poznają, że jesteście Moimi uczniami – to jest piękne zadanie. Bądź spokojny, jeżeli myślisz
o Panu i cenisz Pana więcej niż swoje życie, to będzie ci się powodziło w tej służbie. Nie będziesz musiał myśleć, biegać jak szalony: gdzie ten owoc? Owoc będzie się pojawiać, jeżeli ty będziesz trwać w Chrystusie, a On w tobie – to jest cała tajemnica tego doświadczenia. Wtedy wszystko to dzieje się normalnie. Okazję Pan czyni tobie do tego wszystkiego i daje ci możliwości, On pasie, On przeprowadza.

            Dzieje Apostolskie, tu właśnie to spotykamy, 2 rozdział od 46 wiersza:

„Codziennie też jednomyślnie uczęszczali do świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali pokarm z weselem i w prostocie serca, chwaląc Boga
i ciesząc się przychylnością całego ludu. Pan zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy mieli być zbawieni.”
(Dz. Ap. 2,46-47)

Bo w rzeczywistości Pan to czynił, ale czynił to przez nich. Oni, należąc do Pana, byli widocznym obrazem zbawienia, miłości, radości i to działało na następnych, którzy byli przychylni i też szanowali, i pragnęli poznać Tego Boga – to jest dla nas cenne. Wróg chciałby, żebyśmy się szarpali, zmagali, a Pan chce, żebyśmy się miłowali
i cieszyli się tym, że możemy razem służyć dla jednego Jezusa Chrystusa i to jest drogocenność zbawienia.

            6 rozdział też Dziejów Apostolskich, 7 wiersz:

„A Słowo Boże rosło i poczet uczniów w Jerozolimie bardzo się pomnażał, także znaczna liczba kapłanów przyjmowała wiarę.” (Dz. Ap. 6,7)

Coraz więcej uczniów przybywało Panu Jezusowi Chrystusowi. Tych, którzy dostawali talent, czy dwa, czy pięć talentów od Pana, aby mogli żyć dla Jego chwały: komu więcej dano, od tego więcej się wymaga – to tak funkcjonuje. Wiemy też, że Pan Jezus powiedział: kto nie zbiera, ten rozprasza, a więc żyjemy po to, aby Pan miał z tego zysk, że Swoje życie poświęcił za nas, że jesteśmy Jego uczniami. Niech to będzie dla ciebie radością zawsze.

            List do Hebrajczyków, 4 rozdział i 2 wiersz:

„I nam bowiem była zwiastowana dobra nowina, jak i tamtym; lecz tamtym słowo usłyszane nie przydało się na nic, gdyż nie zostało powiązane z wiarą tych, którzy je słyszeli.” (Hebr. 4,2)

A więc tamci też słyszeli, ale nie wykorzystali tego, żeby wzrastać, rozwijać się, żeby należeć do Pana i żeby innym wskazywać, tak jak Jozue czy Kaleb, na Pana, jak On działa, pracuje. A więc w sumie zakopali to, co usłyszeli, i za to odpowiedzieli. Zakopali to, co do nich dotarło o tym, że Bóg jest ich Bogiem, że oni są Jego ludem, wyłączną własnością, że Bóg chce, aby dla Niego żyli, że On ich zbawia, że on ich niesie, że On ich karmi, poi, bo z tej skały dał im pić przecież, On spowodował, że nawet noga im się nie otarła w czasie tych przemarszów, przecież idź po piachu
w sandałach i zobaczysz, że moment i masz poprzecierane nogi, a Pan sprawił, że nawet im noga się nie otarła – jaka troska, jakie staranie. A jednakże nie użyli tego, żeby pomnażać, żeby więcej było tych ludzi, którzy będą przylegać do Pana sercem, raczej buntowali się, stawiali, w sumie poginęli...

            Ewangelia Jana 12 rozdział, musimy mieć takie pociągnięcie do tego, żeby pracować dla Pana i chcieć, aby On był przez to uczczony i uwielbiony, nie szukamy własnej chwały, żeby ludzie nas chwalili, my chcemy, żeby Pan był uczczony, zależy nam na Panu naszym, bo On uczynił nam to, czego nikt nie był w stanie uczynić. Doznajemy, że nie musimy, ale chcemy żyć dla Jego chwały, chcemy żyć. Chociaż musimy przejść przez różne doświadczenia, wydarzenia, nieraz zawiedziemy, tak jak Piotr zawiódł i my zawiedziemy Pana, ale podniesiemy się, aby dalej żyć dla Jego chwały, oczyścimy się, aby on był dalej przez nas uczczony – jest to ważne dla nas. Od 24 wiersza:

„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje...” To obumarcie, to jest właśnie, kiedy w tych cierpieniach, przeciwnościach, w tej gorączce, w tych odrzuceniach, to ziarno coraz bardziej umacnia się w Panu i wydaje owoc. „…Kto miłuje życie swoje, utraci je, a kto nienawidzi życia swego na tym świecie, zachowa je ku żywotowi wiecznemu. Jeśli kto chce Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam i sługa Mój będzie; jeśli kto Mnie służy, uczci go Ojciec Mój.” (Jana 12,24-26)

Jeśli kto chce Mi służyć, niech idzie za Mną – jak to robił Jezus? On żył dla Ojca cały czas. Wszystko, cokolwiek czynił, czynił dla Ojca. Teraz my powołani jesteśmy, aby wszystko, cokolwiek czynimy, czynić dla Jezusa, uczyć się żyć dla Jezusa; On nie jest takim Panem, że odrzuca od razu, czy się obrusza, czy się zniechęca, On dociera i dociera, i mówi: zobacz, po co tracisz czas? Po co biegasz za czymś, co
i tak nic ci nie daje, jak tylko udrękę, przyjdź do Pana i daj się uczynić owocnym, żeby dla Pana żyć w domu twoim, poza domem, żeby Pan był uwielbiony, żeby to, co się dzieje, działo się dla Jezusa Chrystusa.

To jest naprawdę zysk, doświadczyłem tego w swoim życiu i to nie raz widziałem, że kiedy pracowałem cały tydzień, mieliśmy w sobotę zgromadzenie,
w niedzielę, jak była możliwość, siedziałem w domu ze Słowem Bożym, aby dalej poznawać Pana, a inni szli na spacerki, czy inne rzeczy, tamci się pogubili, a ja żyję dalej. A więc, jeżeli żyję dla Pana, myślę o Panu, to Pan też odpłaca tym, że daje siłę iść dalej. Człowiek sobie myśli: a co tam, a to jest tak, to jest tak... A potem okazuje się, że nie ma sił, aby podążać. To nie była udręka, cieszyłem się, że mogę spędzić czas z Bogiem, że mogę zagłębić się w Jego słowo i korzystać z tego. Wtedy miałem olbrzymie bóle brzucha, często w tych różnych doświadczeniach, ale to był taki czas, który bardzo mile wspominam, ten czas z Bogiem, czas bycia z Bogiem i zawsze Pan był wierny i jest wierny, nie zostawia.

            II List do Tesaloniczan, 3 rozdział 10 wiersz:

„Bo gdy byliśmy u was, nakazaliśmy wam: Kto nie chce pracować, niechaj też nie je.” (II Tes. 3,10)

Tamci pracownicy mieli siłę, ochotę, szczęście, zadowolenie, pracując dla Pana i byli szczęśliwi, gdy wrócił Pan: oto, Panie, to, co dałeś nam, pomnożone zostało, Panie, jakie to cudowne, że nie spędziłem na ziemi czasu dla pustego worka, tylko mogłem żyć dla Twojej chwały. A tutaj tak samo: kto nie chce pracować, niechaj też nie je. Taki człowiek nigdy nie jest nakarmiony, gdzieś tam stale biega za światem, stale czegoś w świecie potrzebuje, bo stale czegoś mu mało jest. A tutaj człowiek, który służy Panu, zawsze nakarmiony, zawsze chętny, posilony, gotowy dalej podążać, mimo przeciwności – czyż to nie wspaniałe? Czy lepiej tak czekać? Sługa, który czeka, mówi: Panie, jakie szczęście, że przyszedłeś, czekałem na Ciebie cały czas
z radością i nieustannie pracowałem, abyś Ty był uczczony w coraz większej ilości ludzi. Cokolwiek zrobisz małego, większego, dużego, aby dla Pana to rób. Nie myśl sobie: jak? Pan ci to wszystko zorganizuje. Pan przygotował ci to wszystko przed założeniem świata. On przed założeniem świata przygotował każdy nasz dzień, wszystko nam przygotował, abyśmy mogli dobrze wykonywać tę pracę u Niego, wszystko jest przygotowane, tylko przyjmować, tylko nauczyć się brać od Niego to, co On ma dla nas przygotowane. Bądź zainteresowany zawsze. Pamiętaj o tym, że to jest ta wartość, która się nigdy nie zdewaluuje, nigdy nie będzie krachu na nią, nigdy się to nie stanie, że przepadnie, że stracone, że ktoś ukradł, nigdy się tak nie stanie. U Tego Pana Jezusa Chrystusa, gdy ktoś dla Niego służy, to jest pewne, że gdy On wróci, usłyszy te najcenniejsze słowa: sługo wierny i dobry, wejdź do radości Pana swego.

Tego wam życzę i sobie z całego serca, aby nikt nie był znaleziony jako marnotrawca, tylko jako ten, który żyje dla Pana. Nie myśl, ile, zostaw to Panu, bądź dla Niego, służ dobrym słowem, bądź serca łagodnego, cierpliwego, wytrwałego, żyj dla Pana. Pomyśl, że ten świat potrzebuje właśnie Jezusa, nie potrzebuje słowa mówionego w jakiś tam sposób po ludzku, ale potrzebuje Jezusa oglądać, zobaczyć, jak żyje człowiek, który należy do Jezusa, jak Jezus dba o Swój lud, aby zapragnąć
i przybliżyć się – niech Bóg to daje. Nie myśl sobie: mała rzecz może być – nie myśl o małej. Ktoś kiedyś, nie pamiętam już o kogo chodziło, jakiś człowiek, nic specjalnego, weźmy nawet Spergeona: jakiś chłopak sobie szedł, było zimno i chciał się gdzieś schronić, i schronił się w jakimś zborze, i usłyszał słowa, które tak go trafiły, że poruszyły jego serce i potem mnóstwo ludzi... Ten kaznodzieja nie miał nawet pojęcia, że to ziarno wyda tyle plonu i do dzisiaj wydaje. Wydawałoby się: no, cóż wielkiego, powiedział tylko: patrz na Jezusa! I ten się tak zapatrzył, że to wydaje plon do dzisiaj. Chwała Bogu! Ty nie wiesz, to może być malutki początek, a może być tak owocujący później. Paweł mówi: to, co czynię, wam przypisane będzie, ponieważ wy też macie w tym współudział. Pamiętaj, ciesz się z tego, że twoje życie ma sens, gdy żyjesz dla Chrystusa, ma najwspanialszy sens. Raduj się w Panu zawsze! Nie myśl o sobie jako o złym pracowniku, bo to diabeł tak myśli. Myśl
o sobie jako o człowieku zdobytym dla Pana, żeby żyć, radować się, że masz takiego wspaniałego Pana, a On ci każdy dzień okaże i wprowadzi cię w ten dzień,
i przeprowadzi. Gdy coś się nie powiedzie, przeproś Go i dalej przyjmuj to, co On ma, ponieważ On chce, żeby cię spotkać w zadowoleniu, szczęściu. Amen.