Jan 14:23

Słowo pisane

08.01.2011r. Marian - Krzyż w codziennym życiu

Krzyż w codziennym życiu

08.01.2011r.

 

Mogliśmy mówić o ciele, które nie może funkcjonować, jeśli chcemy prowadzić chrześcijańskie życie – albo umiera chrześcijańskie życie, albo umiera cielesny człowiek. Coś z tego musi umrzeć, nie może żyć jedno i drugie, nie może żyć cielesny człowiek i chrześcijańskie życie razem. Tak jak Słowo Boże mówi, ciało – skażenie, Duch – życie, nie ma innej opcji. Jeśli żyje cielesność, nie ma chrześcijaństwa. Jeśli żyje chrześcijaństwo, nie ma cielesności, bo człowiek jest wtedy duchowy, inne są przemyślenia, inne działania. I tak sobie myśląc też, pewne rzeczy docierały do mnie.

Często mówimy o ukrzyżowaniu, o pozbyciu się naszego cielesnego człowieka. Bardzo często pamiętamy o tym z samego poranka, modlimy się i prosimy: Panie Boże, pomóż nam ten dzień spędzić dla Twojej chwały, pomóż, abyśmy to nie my, ale Ty żebyś był Tym, który nas używa. A potem wstajemy z kolan i zapominamy, że właśnie modliliśmy się o to i prosiliśmy Boga, żeby nam pomógł, abyśmy w całym tym dniu utrzymywali swoją cielesność w ukrzyżowaniu. Poprosiliśmy Boga i sobie myślimy, że Bóg za nas załatwi wszystko, a my możemy sobie już teraz żyć. Myśmy się już pomodlili, Bóg to wszystko załatwi. Pomodliliśmy się o jedzenie i picie, musimy również w tej sprawie się poruszać, coś ugotować, przygotować. Tym bardziej sprawa doświadczenia krzyża jest nam potrzebna, ponieważ każdy z nas dobrze wie, że nieukrzyżowany chrześcijanin, straszne „spustoszenie” czyni wokół siebie. Niezadowolenie, niechęć, złośliwość, obmowa, plotka, to jest właśnie metoda diabła, jak zniszczyć wszelkie zadowolenie z tego, że Chrystus był na ziemi, jak obrócić to wszystko w taką niechęć w ogóle do chrześcijaństwa, niechęć do ludzi, którzy mienią się chrześcijanami. A to właśnie jest obiektem cielesności, gdyż diabeł używa ich po to, żeby do tego doprowadzić, żeby ludzie mieli siebie serdecznie dość, żeby chcieli uciec jak najdalej od chrześcijaństwa. Każdy człowiek z Biblią w większości mówi, że chce, żeby było dobrze, że chce dobrych relacji, chce miłości wzajemnej, troski, budowania się nawzajem, że pragnie tego, co dobre. Ale jeśli nie ma wykonania, Paweł mówi: ja dziękuję za Chrystusa Jezusa, nie ma potępienia nade mną, ale też nie znaczy to, że ja nie muszę dbać o krzyż, nie znaczy to, że ja nie muszę nieustannie w każdej cząstce dnia rozprawiać się ze swoim cielesnym „ja”. To nie jest to, że ja mogę sobie powiedzieć: no, prosiłem Cię, Panie, dlaczego nie ma tego? Krzyż jest mocą, ale ja muszę tą moc używać nieustannie. W tej bitwie nie ma zwycięstwa nad diabłem, jeśli krew Jezusa nie oczyszcza mnie. Nie wystarczy, że rano mnie oczyściła, że rano prosiłem, Panie… Ale za chwilę wstanę, już mnie coś zdenerwuje, na coś się rozzłoszczę, coś mnie zniechęci i już się zaczynam zachowywać jak stary Adam, czy stara Ewa, i już myślę sobie: no, prosiłem i co teraz? Przecież, po co umarł Chrystus Jezus na krzyżu? Po to, żebyśmy mieli oręż do walki, do zwycięstwa. To ja muszę chcieć umierać. Diabeł chce ożywiać starego człowieka przez emocje, przez nastawienia, przez różne złe rzeczy, a ja muszę go nienawidzić i krzyżować. To ja muszę brać w tym udział, zupełnie świadomy udział. Ja nie mogę zapomnieć ani chwili o krzyżu. Jezus mówi: niech się wyprze siebie, weźmie swój krzyż i idzie za Mną. Nie wystarczy, że się pomodlę trzy razy dziennie, nie wystarczy, że się będę modlił dziesięć razy dziennie. Ja muszę używać tego przeciwko wrogości własnego ciała. Przychodzi jakieś nastawienie, co ja mam z tym zrobić? Mam pozwolić, żeby się rozbudziło we mnie jeszcze więcej emocji? Czy mam zniszczyć to nastawienie, nim te emocje się rozbudzą? To ja muszę codziennie, od rana aż do snu, od obudzenia do zaśnięcia, używać krzyża przeciwko sobie. Jeśli zaniedbam to, to wtedy wynik jest właśnie taki, jaki jest. Czytam Biblię, czytam o zwycięskim człowieku, jestem pełen ekscytacji dla tego, co uczynił Chrystus na krzyżu, zamykam Biblię i za chwilę mogę już gryźć. Bo Biblia nie załatwi tego, Biblia mówi mi Prawdę, ale ja tę Prawdę muszę używać, muszę korzystać z tej Prawdy. Mogę was zapewnić w stu procentach, że używając codziennie krzyża, będziecie mogli widzieć efekt swojego duchowego wzrostu, bez krzyża nie ma duchowego wzrostu. Dlatego apostołowie mówili: przypominamy wam o tym; naprawdę bardzo ważna jest modlitwa, bardzo ważne jest prosić Pana, ale również bardzo ważne jest pamiętać, że Bóg już nam dał oręż, już myśmy go dostali.

Wiecie, jak to dla Boga jest ważne, żebym ani ja, ani ty nie był tutaj z rodowodu cielesności. Nawet Jezusa nie znano już według ciała, Słowo Boże mówi: i siebie nie mamy znać według ciała. A jak my się dobrze znamy według ciała, dlaczego to jest tak, że my się tak dobrze znamy według ciała? A Słowo Boże mówi, że nie mamy się znać już według ciała, ale mamy się znać według kogo? Według nowonarodzonego człowieka. Diabeł lubi, jak ludzie się znają według ciała i jak to ciało określa granice ich postępowania. Podczas gdy Bóg mówi o wolności, ale żeby była wolność, musimy umrzeć od tej strasznej, przeklętej duchowości, która niszczy ludzi, od zaniedbania prawdziwego boju. Słowo Boże mówi: trwajcie w pobożności, ćwiczcie się w pobożności. Umartwianie własnego ciała nic nie pomoże, ale ten, który trwa w pobożności, ma obietnice życia teraźniejszego i wiecznego.

Zobaczcie, jak bardzo ważne jest zobaczyć to zwycięstwo krzyża. Pewna osoba mówiła, że ciężko jest jej czytać Stary Testament, bo tam jest tyle krwi, tyle ofiar, te ptaki z urwanymi głowami, te różne rzeczy, które miały się dziać. Człowiek czyta i myśli sobie, po co to wszystko? A Duch Święty przychodzi i mówi: bo Bóg jest święty, a człowiek coraz bardziej grzeszy, i między człowiekiem a Bogiem jest coraz więcej krwi, i ta krew nie jest w stanie zaspokoić świętego Boga. Jak widzisz bezmiar krwi, obfitość wielką krwi w Starym Testamencie, możesz zobaczyć świętość Boga i nadal On nie jest zaspokojony, nadal Jego świętość nie może być zaspokojona, musi przyjść Jego Syn, żeby Jego świętość otrzymała ofiarę, która będzie zaspakajała ją, aby dać nam przebaczenie. Tak wielka jest obfitość grzechu na ziemi. Człowiek czyta Stary Testament i nie rozumie tego, na przykład czytasz Stary Testament i widzisz Boga, który z nieba rzucał kamieniami i więcej zginęło wrogich żołnierzy od kamieni rzucanych z nieba, niż od żołnierzy Izraela. Tak Bóg brał udział we wspólnej bitwie przeciwko wrogowi i Bóg chce współdziałać z tobą i ze mną przeciwko wrogowi. Tam był namacalnie, fizycznie pokazany wróg narodu Bożego. I fizycznie Bóg pokazywał, jak jest ze Swoim ludem, żeby oni mieli zwycięstwo nad złem. I Bóg chce być z tobą i ze mną. Stary Testament jest fizycznym obrazem, jaki jest Bóg, jak w duchowej bitwie Bóg chce nam pomóc, abyśmy nie zginęli, kiedy wrogowie na nas napadają. Ale kiedy Bóg pozwalał, żeby wrogowie pokonywali Izraela? Kiedy Izrael zaniedbywał chodzenie z Bogiem w świętości. Dopóki Izrael trwał, Bóg pomagał.

Bóg obiecuje pomagać tobie i mi, dopóki my będziemy trwać w Chrystusie. I możemy być pewni swojego Boga. Musimy być pewni swojego Boga, bo bez pewności Boga ciężko wybierać się do tak strasznej bitwy, kiedy napadają cię emocje i nie wiesz, co z nimi zrobić, ogarniają cię, zmiatają cię wręcz z powierzchni chrześcijaństwa i robią z ciebie zwierzę, i nie wiesz, co z tym zrobić, i nie możesz sobie z tym poradzić. Bóg chce pomóc, ale Bóg powiedział o krzyżu. Komu ma pomóc w tym momencie? Bóg powiedział o miejscu, gdzie Jego Syn wziął wszelkie grzechy, abyśmy obumarłszy grzechom, mogli żyć dla sprawiedliwości. Dlatego krzyż jest tak ważny w codzienności, nie tylko pamiętając o tym rano, czy wieczorem, mówiąc: o Boże, znowuż wiele bałaganu… Ale w trakcie, kiedy się ten bałagan wydarzał, człowiek stawał przeciwko danej sprawie, licząc, że ktoś za niego zrobi coś, co Jezus powiedział, że my mamy zrobić. Jezus nie powiedział, że weźmie za nas nasz krzyż codziennie. On powiedział, że wziął raz na zawsze ten krzyż, abyśmy z tego krzyża czerpali codziennie. To my mamy czerpać codziennie. On to załatwił raz na zawsze, uczynił nas doskonałymi, dał nam zwycięstwo, zbawienie. A więc, kiedy doznajesz, że coś na ciebie napada, to jest właśnie moment, w którym albo krzyż będzie twoim triumfem, albo cielesny człowiek zwycięży. Albo zobaczysz śmierć dla swoich idei, dla swoich planów i zamierzeń, albo zobaczysz życie twojego ciała. Stary Adam i stara Ewa chcą żyć, tylko krzyż może ich zabić. Dlatego tak ważne jest, żeby nie myśleć tylko o krzyżu, że opisane coś jest w Biblii, ale żeby w każdym jednym momencie naszego życia korzystać z tego krzyża. Tam umarliśmy wraz z Nim. To musi być tak realne i rzeczywiste, że to jest oczywista sprawa. I kiedy przychodzi takie doświadczenie, człowiek poddaje to krzyżowi. Jakże cenne jest, kiedy codziennie trwamy w tym i widzimy efekt, że Bóg może więcej i więcej napełniać nas Sobą. Najczęściej jest to też widoczne, kiedy człowiek przychodzi do Boga i widzi to zło, i jak to zło niszczy go. Człowiek poddaje się unicestwianiu tego zła, a dobro napełnia coraz bardziej.

W Liście do Galacjan w 5 rozdziale. Niech Bóg nam pomoże wygrać, gdyż bez tego krzyża właśnie jest tak, jak jest, ludzie odchodzą, rezygnują, poddają się, gdyż cielesność coraz mocniej dochodzi do władzy i sieje tak ogromne zniszczenie, że wielu nie daje rady, rezygnuje. Od 24 wiersza:

„A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami.” (Gal. 5,24)

Pierwsze – ukrzyżowali – to jest czas dokonany, przeszły, ale czynny. To jest: stało się i jest to utrzymywane codziennie, każdego dnia utrzymywane. Słowo: „z namiętnościami” jest tu użyte, ale w większości miejsc to słowo oznacza cierpienia, może być również, że to znaczy, że przyjęli krzyż wraz z cierpieniami jego, aby ich żądze zginęły, a cierpienia powodowały w nich co? Trzymanie się Boga. A wyście przyjęli te cierpienia Chrystusowe. A Mojżesz za większy skarb uznał te cierpienie, tą hańbę Chrystusową od wszystkich bogactw Egiptu. Myślę, że krzyż również łączy się z cierpieniem naszym i razem z krzyżem przyjmujemy cierpienie, przyjmujemy to, że stary człowiek nie może działać, nie może uczynić, co chce. Słowo Boże mówi: czyż raczej nie powinniście ponieść straty, niż szukać sprawiedliwości w ten sposób? Krzyż łączy się z końcem moich cielesnych możliwości, by osiągnąć to, co chcę. Krzyż otwiera możliwość, abym spolegał na Bogu, cierpiąc, nie oddawał. Paweł mówi: kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny, kiedy cierpię i moje ciało nie ma siły, by oddać, wtedy jestem silny, ponieważ Chrystus czyni to temu komuś, kto mi zadaje cierpienie. Co On chce, nie co ja chcę, lecz co On chce, On czyni. Codziennie przechodzimy doświadczenie cierpienia, jeżeli krzyż wykonuje swoją pracę w nas. Jeśli nie wykonuje, nie musimy cierpieć. Jeśli cierpimy z powodu Chrystusa, błogosławieni jesteśmy.

Paweł, kiedy pisał do Filipian, napisał:

„Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich.” (Fil. 3,18-19)

A więc stali się wrogami krzyża dlatego, że odwrócili się od mocy krzyża do tego, co jest w tym świecie. Krzyż oddziela, daje możliwość, aby Chrystus był uwielbiony. Jak to jest nam potrzebne. Jakże często słyszy się: ja, my, dla nas, dlaczego nam…, a bardzo mało się słyszy, że kiedy krzyż oddzielił mnie od tego, Chrystus mógł być uwielbiony. Paweł mówi: ja umarłem dla świata, a świat umarł dla mnie, z tego się cieszę. Jeśli krzyż nie może wykonać tej pracy, że ja umieram dla świata, a świat dla mnie, wtedy moje „ja” żyje i kto mnie uratuje? Nie muszę znosić tego cierpienia. Zobaczcie, jak często ciało szuka odzewu, riposty, własnej sprawiedliwości, i po to jest krzyż, żeby zniszczyć to, żeby nie szukać tego, ponieważ gdzie my się wybieramy?

Ostatnio pewnemu człowiekowi takie pytanie zadałem: czy kiedy się urodził zdawał sobie sprawę, co go czeka w życiu? Jak będzie wyglądać jego życie? Co tutaj jest i ku czemu zmierza? I kiedy narodził się na nowo, czy wie, ku czemu zmierza? Czego może się spodziewać? Kiedy urodziliśmy się cieleśnie, nie wiedzieliśmy nic, nie mieliśmy pojęcia, że będziemy czynić zło, że będziemy swoim własnym rodzicom sprawiać wiele kłopotów już od początku. Nie zdawaliśmy sobie w ogóle z tego sprawy. Urodziliśmy się w ciele grzechu i tak żyliśmy. Ale kiedy urodziliśmy się z Boga, wiemy już, dokąd zmierzamy, wiemy, po co żyjemy, wiemy, co ma być osiągnięte w nas. Już wiemy. Między jednym narodzeniem a drugim jest olbrzymia różnica, jedno jest w nieświadomości, drugie jest w świadomości. I teraz, kiedy narodziliśmy się na nowo z Boga, my jesteśmy świadomi, co z nami ma się dziać, ku czemu idziemy, jakie Bóg ma plany dla nas. Straszną rzeczą jest, kiedy człowiek, narodzony na nowo, żyje w nieświadomości, jakoby nie wiedział, co, po co, dlaczego i ku czemu. A więc wtedy też nie żyje ku temu, żeby to się stało. Myśli: ja nie wiem, co mnie czeka, ja nie mówię, że wiem, co, gdzie pójdę, co zrobię, ale wiem, że Bóg chce mieć mnie na obraz Swego Syna, to wiem. Wiem, że chce mieć mnie w wieczności z Sobą i wyznaczył mi kierunek dla mojej duszy – wieczność ze Sobą, to wiem. Wiem, że mam się oczyszczać, uświęcać, to wiem. Nie mogę powiedzieć, że jestem nieświadomy, ku czemu Bóg mnie wezwał, co mam teraz robić. Słowo Boże mówi, że ci ludzie w niewiedzy są jak zwierzęta, nie wiedzą, że idą na śmierć. Ale my wiemy, że idziemy do wieczności z Bogiem. Jak my możemy sobie w tym momencie razem rozmawiać i myśleć: a to chałupa, a to mieszkanie, a to samochód, a to lepsza praca, a to lepsze zarobki i tak wszystko koło tego… Myślą o rzeczach ziemskich, kiedy my wiemy, że celem naszym jest wieczność z Bogiem, miejsce, gdzie nie ma bólu, łez, rozterek. Dlaczego my nie kładziemy życia swego? Dlatego, że nie widzimy celu – wieczna radość z Bogiem. Nie widząc celu, nie widzimy potrzeby kładzenia swego życia. Człowiek mówi: ja nie wiem, no mam być chrześcijaninem, ale po co, na co? Nie do końca jestem świadomy. Kiedy bierzemy na siebie krzyż, jesteśmy świadomi, że musi umrzeć moje „ja”, moje ego, moje nastawienie. Bracia i siostry muszą we mnie widzieć nowego człowieka, po to umieram. Paweł mówi: krzyż, śmierć Chrystusa wykonuje swoje dzieło we mnie, aby Chrystus był widoczny przeze mnie wśród innych. Po to umieram – nie ja, lecz Chrystus. Po to mamy umierać, po to Bóg chce, żebyśmy umierali, żeby Jego Syn był widoczny. Nie po to, żeby coś nas utrapiało, ale po to, żeby Jego Syn był widoczny w nas. To jest Jego cel i my wiemy, że po to mamy umierać. Nie po to, żeby była ulepszona wersja jakiegoś chrześcijanina, ale po to, żeby był zbawiony. Kiedy Paweł mówi: umieram dla świata, on mówi: umieram dla pożądliwości oczu, pychy życia i pychy tego ciała, bo to nie jest z Ojca, tylko ze świata. A więc umieram dla świata, dla Pawła znaczy, umieram dla tego, co w świecie jest, bliskie temu światu. A żyję dzisiaj dla tego, co jest bliskie Bogu. Piękne, prawda? Człowiek, który ma tak wspaniały cel, jak żyć z Bogiem, ten człowiek mówi: wszystko uznaję za śmieć, aby zyskać Go. Dlatego tak ważne jest, żeby sprzed naszych oczu nie umknęło, ku czemu zostaliśmy wezwani.

Jak wspaniałe jest życie Jezusa. Ja widzę, jak wielu młodych ludzi nie ma pojęcia, rozumiecie, nawet nawróconych młodych ludzi, starych, nie ma pojęcia, jak cudowne jest życie Jezusa. Nie widzą potrzeby usunięcia samego siebie, bo nie widzą wspaniałości tego życia. A tu trzeba widzieć Jezusa, wspaniałość Chrystusa, żeby pragnąć, abym to nie ja, lecz Chrystus. I wiele jest doświadczeń, wiele problemów jest. Paweł w pewnym miejscu do ludzi pisał: wy już powinniście być nauczycielami, a nadal mleka potrzebujecie, nadal nie widzicie, po co staliście się chrześcijanami. Wiecie, u młodego w wierze można znieść głupotę, chociaż nie powinno tego już być, ale u starego? Nasze życie, najpiękniejsze życie to Chrystus, i ono właśnie jest coraz mniej widoczne na ziemi. Piękność Chrystusa została utracona na konto religijnego rozwoju i widzimy, co religia potrafi zrobić. Cudowne jest to, że jest nadzieja, chociaż tak straszna bitwa dzisiaj się toczy. Jest nadzieja w tym, kiedy my będziemy robić to, co do nas należy. Nie ma nic piękniejszego w zgromadzeniu Bożego ludu, jak budować się na dom dla Boga jako nowi ludzie, którzy zostali oddzieleni od tego, co stare.

I tak myśląc o tym, zaczęło do mnie docierać, że również umknęło gdzieś ludziom, chociaż każdy o tym wie, ale umknęło to z takiej czynnej świadomości, że idziemy wszyscy do jednego miejsca, w którym nie ma łez, nie ma bólu, nie ma osobnych pokoi. Jak ludzie się tam zmieszczą, kiedy na ziemi nie mogą ze sobą być, nie potrafią ze sobą przebywać, nie umieją pokonać przeciwności? Jak ludzie ci zniosą się całą wieczność? Rozumiecie, po co jest krzyż? Po to, żeby wieczność nie była przerażająca. Jeśli za życia nie umrzemy, nie możemy wejść do wieczności, ponieważ ta wieczność by nas przeraziła. Nigdzie się ukryć nie można, nigdzie schować, nigdzie zamknąć, wszystko odkryte na zawsze. Jeśli nie będzie nam właśnie w ten sposób ze sobą, że nie będziemy widzieć wieczności ze sobą i że nie będziemy się przygotowywać do tej wieczności, używając krzyża dzisiaj, to my nie widzimy celu, do którego zmierzamy. Rozumiecie? Nie można wejść do tej wieczności, nic nieczystego tam nie wejdzie – Słowo Boże mówi. Ci, którzy się nie uświęcają, nie ujrzą Pana – Słowo Boże mówi. Pan nie chce tam wojen, nie chce kłótni, nie chce sprzeczek, nie chce niczego. Dlatego te rzeczy już na ziemi muszą być usunięte. Skąd spory, skąd waśnie? Z cielesności, nie z uświęcenia, przecież płyną. A więc cudowna jest ta nadzieja – wieczność razem. Co my musimy zrobić, żeby ta wieczność była szczęściem dla nas wszystkich? Dać się ukrzyżować, bo to stary Adam i stara Ewa, jeśli żyją w nas, oni czynią tą wieczność czymś strasznym. Dlatego jest tak ważne, żeby każdy z nas korzystał z tego przez całe dni, aż do końca naszej pielgrzymki, żebyśmy widzieli cel – życie Jezusa we mnie, życie najpiękniejsze, najwspanialsze, życie, którego nikt nie jest w stanie wydobyć z samego siebie, ale które przyszło z góry, żeby napełniać tych, którzy gotowi są umrzeć. Jezus miłuje tych, którzy doszli do tego samego przekonania: skoro On umarł, wszyscy umarliśmy. Jezus mówi: nie możesz być Moim uczniem, jeśli się nie wyprzesz siebie, nie weźmiesz krzyża na siebie, aby pójść za Mną i Mnie naśladować. Nie możesz być Moim uczniem bez wyparcia się siebie i krzyża. Nie możesz – mówi Jezus, i to jest prawda. Nie możemy być uczniami Jego, ponieważ jak mamy wykonać Jego naukę, skoro my jesteśmy gotowi do działań starego Adama czy starej Ewy. Rozumiecie? Krzyż jest bardzo ważny dla nas, zgadzanie sie na to, że chrześcijanin nie musi mieć krzyża, to jest tak, jakby się zgodzić na to, że nie musimy iść na wieczność do Boga. To jest równoważne. Jeśli nie musimy wygrać w ogniu doświadczeń przez to, że my umrzemy dla reakcji, a Pan odpowie, to jak wejdziemy do miejsca, gdzie tylko Jego reakcje mają prawo przebywać? Słowo Boże mówi, że ten Kościół przyoblekł się w sprawiedliwe uczynki świętych, a te uczynki to jest Chrystus. A więc krzyż jest nam pomocą, aby usunąć mnie i ciebie z tej drogi, która ma być piękna, święta, napełniająca nas wzajemnymi wspaniałymi relacjami. O tym mówi Słowo Boże.

To wy jesteście światłością dla tego świata, mówi Pan. To wy jesteście. Oskarżyciel, diabeł wystarczy, nie musimy się oskarżać nawzajem, my musimy, kiedy widzimy pojawiającego się starego Adama czy Ewę, musimy pamiętać o krzyżu. Jeśli przypomnimy komuś o krzyżu, to nie podejrzewaj kogoś, że cię nie lubi, raczej powiedz: widzę, że mnie miłujesz. Jeśli widzisz mnie w grzechu i mówisz mi o krzyżu, widzę, że mnie miłujesz, dobrze mi radzisz. A jeśli człowiek mówi: wszyscy się złościmy, gniewamy, mamy prawo się tu złościć, ten świat jest taki, że daje nam prawo, aby się złościć, wtedy to nie jest głos przyjaciela, to jest głos diabła. Przyjaciel mówi ci: zniszcz to, żeby żyć; wróg mówi: można to zaakceptować. Nie łatwo się niszczy starego Adama, prawda? Adamie, Ewo, nie łatwo się niszczy. A więc, skoro sprawiedliwy z trudnością… – rozumiesz to? Z trudnością, to nie jest proste, to nie jest łatwe. Powinniśmy sobie współczuć nawzajem w tym doświadczeniu krzyża, rozumiecie? Skoro to jest tak trudne, powinniśmy sobie współczuć i dodawać otuchy, i modlić się za siebie, żebyśmy mogli ten krzyż nieść, żebyśmy mogli poddawać się krzyżowi, żeby krzyż niszczył naszego starego człowieka po to, żeby Jezus był uwielbiony między nami. To jest cel, twój i mój, i tego zgromadzenia, i każdego zgromadzenia, które jest w imię Pana, aby Jezus był uwielbiony w nas – nie my, lecz Jezus. Jeśli to stoi w sercu naszym, to Bóg jest po tej stronie, żeby stało się to możliwe.

Pokażę wam pewną sytuację, która tak bardzo ładnie mi to pokazała. Ewangelia Łukasza, 5 rozdział od 1 wiersza:

„Pewnego razu, gdy On stał nad jeziorem Genezaret, a tłum tłoczył się dookoła Niego, by słuchać Słowa Bożego, ujrzał dwie łodzie, stojące u brzegu jeziora; ale rybacy, wyszedłszy z nich, płukali sieci. A wszedłszy do jednej z tych łodzi, należącej do Szymona, prosił go, aby nieco odjechał od brzegu; i usiadłszy, nauczał rzesze z łodzi...” Jezus poprosił Szymona, aby on usłużył Mu swoją łodzią. „…A gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wyjedź na głębię i zarzućcie sieci swoje na połów. A odpowiadając Szymon, rzekł: Mistrzu, całą noc ciężko pracując, nic nie złowiliśmy…” A więc Szymon był zmęczony po całonocnej próbie złowienia czegoś, a Jezus prosi go, kiedy Szymon się już zwija, żeby iść, Jezus prosi go: udostępnij Mi swoją łódź. Zobaczcie, jaki połów: „…Ale na słowo Twoje zarzucę sieci. A gdy to uczynili, zagarnęli wielkie mnóstwo ryb, tak iż się sieci rwały.” (Łuk. 5,1-6)

Zobaczcie, kiedy dajesz siebie Jezusowi, zmęczony, utrudzony; przyjdźcie do Mnie wszyscy spracowani i obciążeni, a znajdziecie ukojenie; kiedy dajemy siebie Jezusowi, wtedy Jezus czyni możliwym to, co było niemożliwe dla nas. Rozumiecie? I co to wywołało w Piotrze?

„Widząc to, Szymon Piotr przypadł do kolan Jezusa, mówiąc: Odejdź ode mnie, Panie, bom jest człowiek grzeszny. Albowiem zdumienie ogarnęło jego i wszystkich, którzy z nim byli, z powodu połowu ryb, które zagarnęli. Także i Jakuba, i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli towarzyszami Szymona. Wtedy Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, od tej pory ludzi łowić będziesz. A wyciągnąwszy łodzie na ląd, opuścili wszystko i poszli za Nim.” (Łuk. 5,8-11)

Jeśli dajesz siebie Jezusowi, żeby On mógł cię używać, jakże bogata będzie Jego zapłata. On przyjdzie z zapłatą dla tych, którzy dali Mu siebie. Jakże bogate to będzie. Jakże cudowny jest Pan, który gotów jest to uczynić dla mnie i dla ciebie, gdy ja jestem gotowy poddać siebie krzyżowi. Wiecie, emocje nami władają, ciało próbuje żyć, a moim i twoim zadaniem jest: umartwiajcie to, co w was jest cielesnego. Umartwiajcie, nie pozwólcie ani chwili diabłu, żeby on przez to mógł zniszczyć waszą chęć uwielbienia Jezusa.

Drugi taki przykład. Ewangelia Łukasza 1 rozdział. Kiedy anioł przychodzi do Marii i mówi jej o tym, co ma się stać:

„I oto poczniesz w łonie, i urodzisz syna, i nadasz mu imię Jezus. Ten będzie wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego. I da mu Pan Bóg tron Jego ojca Dawida…” Słuchajcie, anioł mówi do niej piękne rzeczy, prawda? Mówi o tym, co się stanie. „…I będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a Jego Królestwu nie będzie końca. A Maria rzekła do anioła: Jak się to stanie, skoro nie znam męża? I odpowiadając anioł, rzekł jej: Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego zacieni cię. Dlatego też to, co się narodzi, będzie święte i będzie nazwane Synem Bożym. I oto Elżbieta, krewna twoja, którą nazywają niepłodną, także poczęła syna w starości swojej, a jest już w szóstym miesiącu. Bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa. I rzekła Maria: Oto ja, służebnica Pańska…” Oto ja jestem służebnicą Pana. „…Niech mi się stanie według słowa Twego. I anioł odszedł od niej.” (Łuk. 1,31-38)

I stało się. Oto ja, Twój sługa, oto jestem do Twojej dyspozycji, Panie, niech mi się stanie to, co Ty chcesz. Zniosła różne przeciwności, Józef chciał ją opuścić, wyglądała jakby zgrzeszyła, wiele przeciwności przeszła, ale wszyscy zwać ją będą błogosławioną, szczęśliwą, że Bóg posłużył się nią, posłużył się nią dla Swojej chwały, ku uratowaniu ciebie i kogoś jeszcze innego. Pan słyszy mnie i ciebie. Pan jest gotowy czynić to, co jest potrzebne, my musimy być gotowi widzieć cel, dla którego warto umierać. Tu nie chodzi o samoumartwianie, rozumiecie? Tu nie chodzi o to, żeby się umartwiać, tu chodzi o to, żeby Jezus był uwielbiony, po to się umartwiasz, po to czynisz sie martwym, żeby Jezus był uwielbiony. Nie po to, żeby ludzie cię widzieli, żeby ludzie cię podziwiali, żeby ludzie mówili: o, jaki wspaniały człowiek. Nie, po to, żeby Jezus był uwielbiony, dlatego ustępujesz. Tego bardzo brakuje dzisiaj, widzenia celu, kierunku, dlaczego tak ma być. Kto trwa w Chrystusie, Słowo Boże mówi, ma życie wieczne. W kim jest Chrystus, w tym jest życie, kto nie ma Chrystusa, nie ma życia.

Pomyśl, że twoje życie chrześcijańskie ma cel tylko wtedy osiągnięty, kiedy to nie ty, lecz Chrystus do niego dochodzi, a ty jesteś w Nim, już zbawiony, już uratowany, już należący do wieczności, ale dzisiaj ustępujesz Mu miejsca, żeby to już stało się w pełni. Słowo Boże mówi o zbawieniu i o tym pełnym zbawieniu, kiedy wróci Jezus. Jesteśmy zbawiani codziennie, aby być zbawionymi na zawsze. I dlatego jest tak ważne, żeby w moim i w twoim życiu był cel, określony cel – wieczność ze świętym Bogiem. Nie uświęcam się po to, żeby tylko coś robić w tym kierunku, ale uświęcam się po to, żeby spotkać się z Bogiem i być z Nim. Muszę mieć cel, po co to robię. Ludzie mogą być orężem w ręku diabła, żeby mnie zniechęcać przed tym celem, żeby go osiągnąć, mogą mnie ranić, uderzać, śmiać się i szydzić, a ja wiem, że ten cel jest najlepszy, że kto go osiągnie, wchodzi w wieczną radość. Dlatego jestem gotowy iść wbrew temu, co by się działo wokół mnie, bo wiem, że ten cel wyznaczył Bóg. Ludzie mają różne cele, które sobie wyznaczyli, do których zmierzają, lecz jest tylko jeden naprawdę, gdy się spełnia, niesie z sobą całkowite, absolutne zadowolenie, wieczne zadowolenie. To jest cel, który wyznaczył Bóg w Chrystusie. Wszystkie ludzkie cele, choćby wydawały się, że dają szczęście, nie mają wieczności. Dlatego Jezus mówi o budowaniu na Skale, na Tym, który jest tą Skałą. My musimy zważać na Jezusa, zwracać uwagę na Jezusa. Musimy nie pozwolić diabłu odwrócić sobie oczu od Chrystusa na coś naszego. Nie jest to łatwe, każdy z nas wie, w jakim ciele żyjemy, nie jest to łatwe. Paweł mówi: wzdychamy w tym ciele, bo chcemy być znalezieni przyobleczeni, a nie zewleczeni. Jeśli pozwolimy sobie na to, żeby nasze ciało robiło różne głupie rzeczy, a my będziemy się z tym zgadzać, straciliśmy cel, nie widzimy celu, zaczęliśmy widzieć przemijanie, odpłaty złem za zło, cierpieniem za cierpienie, złym słowem za złe słowo.

Niech Bóg pomoże nam. Ten, który jest najbardziej zainteresowany, który dał Swojego Syna, żebyśmy nie stracili rozumu. Ja widzę, jak diabeł chce nam odbierać rozum, chce odbierać pewność Boga, wiarę, wszystko jest zaatakowane, co Pańskie, na tej ziemi, wszystko. I tak ciężko dzisiaj jest iść i wierzyć, że nadal Bóg jest z nami, że Bóg nadal jest zainteresowany tym, żebyśmy doszli do wieczności, że Bóg nadal jest zainteresowany tym, żebyśmy mieli z Nim zawsze szczęście. Ale nadal On jest tym zainteresowany, tylko czas jest taki trudny. Diabeł szaleje, to, co się dzieje obecnie w wielu miejscach, nie do pomyślenia było kiedyś, to jest efekt uderzenia diabelskiego w ludzi, zniechęcania do tego, co Pańskie. Dlatego niech Bóg nam pomoże zachęcać się nawzajem w tym kierunku, aby Słowo Boże było wyrocznią, a gdy gdzieś zawodzimy, gdy gdzieś chcemy uczynić dobrze, a nie powiedzie się nam, obyśmy znaleźli przyjaciół, którzy pomogą nam w tym momencie przejść przez to doświadczenie, którzy będą w stanie znieść przeciwność i nie odwrócić się od nas, nie zostawić nas w nieszczęściu. Przyjaciół się poznaje w doświadczeniach. Obyśmy byli sobie przyjaciółmi, którzy chcą razem osiągnąć cel – wieczność z Bogiem. Ten cel został wyznaczony, droga jest nam znana, wiemy, jak żył Jezus. On jest wyznacznikiem tego życia, jeśli ktoś jest niepewny, jak powinien żyć, niech czyta Ewangelię i patrzy na życie Jezusa. Tak powinniśmy żyć, nie inaczej, nie trzeba nic do tego dodać, ani nic ujmować z tego.

Z I Listu Piotra, z 4 rozdziału 13, 18 i 19 wiersz:

„A w tej mierze, jak jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, radujcie się, abyście i podczas objawienia chwały Jego radowali się i weselili. (…) A jeśli sprawiedliwy z trudnością dostąpi zbawienia, to bezbożny i grzesznik gdzież się znajdą? Przeto i ci, którzy cierpią według woli Bożej, niech dobrze czyniąc, powierzą wiernemu Stwórcy dusze swoje.” (I Piotra 4,13;18-19)

Wiemy, że Pan cierpiał na krzyżu, cierpiał ból fizyczny, ale również to, że ludzie, którzy byli przyczyną Jego śmierci, kpili z Niego, szydzili, mówili: zejdź, a uwierzymy, pluli na Niego. O tych cierpieniach mówi krzyż. Czy my jesteśmy gotowi znieść te cierpienia? Czy my jesteśmy gotowi nie odpowiedzieć złem na zło? Czy my jesteśmy gotowi dać się ukrzyżować? Czy my jesteśmy gotowi wejść w te cierpienia i nie pozwolić na to, żeby moje „ja” wyprzedziło, czy usunęło Jezusa, aby zajęło miejsce Pana? Pan jest po naszej stronie, żeby nam się powiodło. Ale życie chrześcijańskie ma wtedy sens, kiedy ja wiem, dokąd idę, wiem, z kim się spotkam, wiem, jaki On jest i wiem, jakie środki dał, żebym do Niego dotarłszy, mógł być na wieczność. Diabeł przegrał, bo krew Jezusa została przelana, diabeł dobrze wiedział, że to jest Chrystus. Nawet demony wiedziały, że to jest Chrystus. Diabeł był nieświadomy, że to jest Chrystus, kiedy kusił Go na pustyni. Diabeł wiedział, że to jest Chrystus i diabeł przegrał, zrobił wszystko, co tylko mógł, żeby przeszkodzić Chrystusowi umrzeć za mnie i za ciebie, przegrał. Tak bardzo Jezus miłuje ciebie i mnie, żeby nam pomóc. Obyśmy wszyscy doświadczali tego, żeby ćwiczyć się w tym, że jeśli nie uda ci się gdzieś, że jeśli nie skorzystasz z tego krzyża tak umiejętnie, żeby zniszczył to zło, to oczyść się i nie rezygnuj, bo cel jest wyznaczony – święci będą tam z Bogiem.

W II Liście Piotra, 3 rozdział od 10 wiersza:

„A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną. Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego, z powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły rozpłyną się? Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość. Przeto, umiłowani, oczekując tego starajcie się, abyście znalezieni zostali przed Nim bez skazy i bez nagany, w pokoju.” (II Piotra 3,10-14)

Starajcie się. Pamiętajmy, mamy cel, mamy świadomość, jak iść ku temu celowi. I mamy środki potrzebne, aby do tego celu dojść. Wszystko to w Chrystusie. Używajmy tego, korzystajmy z tego z powodu Pana, aby dotrzeć do wieczności z Nim. Niech Pan będzie z tobą i ze mną w tym, aby nam się powiodło, aby już tu, na ziemi, nasze relacje zwiastowały, że wspólnie myślimy o jednej wieczności z Panem, który umarł za nas na krzyżu dla naszego zbawienia. Jemu chwała za wszystko. Amen.