Jan 14:23

Słowo pisane

19.03.2021r wieczorne Marian - O kąkolu i pszenicy – cz. 2

O kąkolu i pszenicy – cz. 2

19.03.2021r.  wieczorne Marian

           

Ewangelia Mateusza, 11 rozdział i 6 wiersz, Jezus mówi:

„A błogosławiony jest ten, kto się Mną nie zgorszy.” (Mat. 11,6)

Jezus mówi, że błogosławiony jest ten, kto się Nim nie zgorszy. Jezus wie, co mówi. Całe nasze doświadczenie właśnie na tym polega, że spotykamy się z Kimś bezwzględnie posłusznym Swojemu Ojcu, bez „ale”, bez przecinka, bez odjęć, bez dodawania – tak jak Ojciec powiedział, tak On czyni. Mamy do czynienia z Kimś, kto niczego nie zrobi inaczej, jak Mu powiedział Ojciec. Nie możemy myśleć inaczej, że skoro nas miłuje, no to zrobi to inaczej – nie zrobi. I teraz – obrazisz się na Niego, bo nie zrobi? Czy raczej się uniżysz i uznasz, że dzięki Niemu stałeś się dzieckiem Bożym. To dzięki Niemu jedynie możesz przejść przez ziemskie doświadczenia
i wejść do wieczności. Jeżeli gdziekolwiek nie będziesz chcieć żyć dzięki Niemu, to cię to zgubi. Kiedy On przychodzi, napomina, mówi: zaprawdę, jeden z was jest diabłem. Ktoś mógłby pomyśleć sobie: ale Ty nas wystawiłeś na doświadczenie, 1 do 12, nie wiedzieli kto, że to był Judasz; wypędzał demony, uzdrawiał, chodził, a więc nie było widać. 1 do 12, i musieli z tym być, aż się wyjaśniło, kto to jest. Jezus jest taki i On będzie w ten sposób działać i postępować, a my musimy ukorzyć się, uniżyć, jeżeli chcemy być błogosławieni, jeżeli chcemy doświadczać, jak On wpływa na nas i jak On to powoduje, bo to On sieje ziarno siewne. Nie zgorszyć się Nim, kiedy On prowadzi do pokuty, nie mówić: Panie, ale przecież Twoja krew oczyszcza, to po co jeszcze pokutować? Nie potrzeba pokutować. Tylko mówię: oczyść mnie, Panie; już mnie oczyściłeś i już sprawa załatwiona. Narobiłem długów, mówię do banku: bank, przestań tam, nie zawracaj głowy, skreśl to, albo w innych rzeczach… Jezus nigdy nie nauczał kogokolwiek, że kiedy jest już dzieckiem Bożym, że nie musi pokutować za swoje grzechy. Uczył, że jeżeli zgrzeszysz, masz przyjść, przeprosić za swój grzech i uzyskać przebaczenie. A jeśli brat ma coś przeciwko tobie, to twoja modlitwa nie będzie wysłuchana – tak mówił Jezus. Można inaczej, ale nic nie osiągniesz inaczej, trafisz na mur, bo taka jest decyzja, a więc musisz uniżyć się do decyzji: nie ma: Panie, przebacz mi wszystko, cokolwiek zrobiłem złego... Idzie do sądu i mówi: panie sędzio, przebacz mi to wszystko, co zrobiłem złego, a sędzia mówi: a powiedz mi, co zrobiłeś, abym wiedział, jak do ciebie podejść, człowieku. No nie, nie musimy mówić o tym, zlikwiduj mi wyrok i tyle. Nie, musisz powiedzieć mi, co zrobiłeś, a ja wtedy pomyślę według sprawiedliwości, co z tym robić – czy tak, czy inaczej. Widzimy Dawida, który przyszedł do Boga, kiedy zostało mu wykazane, jego grzech ujawniony i kiedy przyszedł z wyznaniem grzechów, w skrusze i w pokorze. Bóg zachował go przy życiu, powinien zginąć, Bóg zachował go przy życiu, ale widzimy, co później się działo w jego domu. Ktoś by mógł pomyśleć: Boże, skoro mu przebaczyłeś, to po co to dalej trwało? Bo my jesteśmy ludźmi i my rozumujemy po ludzku, w zepsuty sposób, bo myśmy zostali skażeni grzechem i oceniamy Boga po ludzku, i my byśmy powiedzieli: to nic, skoro już, to po co to dalej? Po co ta cała wojna w domu, po co te śmierci tych synów, po co to wszystko się tam działo? Bo Bóg jest Bogiem i musi być zawsze konsekwencja, oczyszczenie, usunięcie tego.
A więc nigdy nie mówmy: Panie, przebacz wszystko, co zrobiłem złego. Bo to jest udawanie takie, że ja chcę, aby Bóg mi przebaczył, ale ja nie mówię w ogóle, o co chodzi. Fajnie tak: przebacz mi wszystko, nie muszę załatwiać tego, nie muszę załatwiać tamtego, wszystko mam gratis dane, powiedziałem przepraszam… Musisz się przyznać: kto wyznaje...

            A więc mamy doświadczenie, gdzie Jezus uczy nas, co to znaczy być dzieckiem Boga. Zaczynamy myśleć sobie, że to jest jednak wielka odpowiedzialność, tak jak Pan Jezus, On nie musiał nikogo przepraszać, bo nie popełnił nigdy żadnego grzechu, ale my musimy i na tym polega całe doświadczenie dzieci Bożych, że dzieci Boże wiedzą, że MUSZĄ, muszą prawdziwie oczyszczać swoje życie. Kąkol w ogóle nie robi nic z tym, kąkol nie zajmuje się tymi sprawami, kąkol nie ma nawet sumienia, które by mówiło, że coś tam złego się wydarzyło. Zwiedzieni ludzie mają jeszcze sumienie i czują, że jest źle z daną sprawą, ale kąkol przekonuje ich, że nie jest źle, jest dobrze: zobacz na nas, jest dobrze, ty masz zbyt czułe sumienie, musisz je podregulować, musisz być twardym, człowieku, i inaczej sobie poradzić.

A tak przy okazji: czy znacie jakąś kobietę, która byłaby zadowolona ze swojego męża? Chyba nie ma, nie? Też tak myślę. Bo zawsze czegoś tam brakuje, bo człowiek ma zawsze jakiś pomysł i ktoś drugi tego nie realizuje. Myślę w drugą stronę też, nie można spotkać mężów, którzy byliby zadowoleni ze swojej żony, a to taka fajtłapa, a to tamto... Te wszystkie niezadowolenia to dalej stary człowiek, to system starego człowieczeństwa – więcej możemy powiedzieć złego, niż dobrego
w tej, czy tamtej sprawie.

Widzimy, że Jezus jest zawsze sprawiedliwy, On nie osądza w ten sposób, jak ludzie osądzają. A więc przechodzenie na teren bycia dzieckiem Bożym – zaczyna się sprawiedliwy osąd, nie osąd ciała. Nie osąd, że: ja bym tak chciał, ale sprawiedliwie; widzisz, co jest dobrego i co jest złego, inaczej podchodzisz do tych rzeczy, więcej modlisz się, niż otwierasz buzię, to jest wielka różnica. Kąkol w ogóle się tym nie zajmuje, wykłóci się o wszystko, wydrze ci to. Tak jak z Samsona wydarła wiadomość, cisnęła go, aż puścić musiał i koniec. Pszenica ma problem, smuci się, jak zrobiła coś nie tak, jak powinno być. Pszenica potrzebuje Jezusa, aby żyć, aby prawidłowo być przed Bogiem. Kiedy człowiek doznaje, że wchodzi jakaś nauka, która jest taka mądra, która jest taka: uff, teraz to ja już wiem..., to w pewnym momencie i z tym przychodzi: w sumie, nie potrzebuję już Jezusa, wszystko mam jasne, mam oczywiste. Nie ma takiej nauki, o której można powiedzieć: 100%
i koniec, mamy już wszystko ładnie podzielone, jest tak jak ma być. Każda nauka niesie w sobie takie rozwiązanie i takie rozwiązanie, a żeby to zrozumieć, musimy cały czas być z Panem. Paweł mówi: cały czas Go poznaję, cały czas uczę się od Jezusa, jak żyć. A więc nie ma takiej nauki: zamknięte jest wszystko i koniec; cały czas musimy rozwijać się, wzrastać, a wraz ze wzrostem, czynić to, czego się uczymy. A więc taka zdrowa pszenica ma w sobie to zdrowe pragnienie, by być jak Jezus – uczeń jak Mistrz – my jak Chrystus Jezus. A więc jest to pragnienie cały czas, aby być podobnymi do Niego, być takimi, jak On. 

            Błogosławiony, kto się Mną nie zgorszy, bo to jest wszystko wystawione na szyderstwo, na kpinę: ty jesteś mięczak, ty nie umiesz się postawić, że możesz być jak świat i też możesz być wierzącym człowiekiem. Nie jesteś mięczakiem, jesteś tym, który boi się Boga i unika złego. Kiedyś było takie wydanie, że Jezus był mięczakiem, że umarł na krzyżu, ale potem, jak zaczął poznawać Go: ja bym tak nie umiał jak On zrobił, to jest Bohater za to, co On uczynił. Człowiek, poznając, zaczyna rozumieć, gdzie jest bohater, a gdzie jest mięczak, zupełnie inaczej, niż ciało sobie myśli. A więc nie zgorszyć się Jezusem, takim, jakim On jest, kiedy On przychodzi, żeby Go nie odepchnąć. On ciebie będzie prowadził do oczyszczenia, żebyś ty nie wykorzystywał swoich możliwości, żeby osiągnąć to, co ty chcesz, żebyś więcej potrzebował Jezusa, żeby On osiągnął, co On chce. Bo jest taki moment, że człowiek chce mieć Jezusa, żeby On pomógł nam osiągnąć to, co chce człowiek, aby Jezus pomógł osiągnąć nam swój cel. Aż człowiek dochodzi do zrozumienia, że nie po to potrzebuje Jezusa, aby osiągnąć swój cel, tylko: żeby On osiągnął cel Ojca we mnie. Kiedy to zaczynamy rozumieć, wtedy rozumiemy to, czego nie rozumie kąkol zupełnie, kąkol radzi sobie w świecie, nie potrzebuje tak Jezusa. Nie tylko, że Jezus przychodzi i daje nam fajne rzeczy, ale On będzie odbierał nam nasze „ja”, będzie nam zabierał naszą grzeszność, nasze pyszne myślenie o sobie, że jesteśmy mądrzy, że my wiemy; i co z tej wiedzy – jedynie wojna, głupota, naprężenia następne. Kiedy ludzie wystawiają swoje dowody, to tam musi być już tragedia, że się to dzieje. Wiecie, jak ludzie wystawiają dowody, te dowody świadczą, że druga osoba jest do niczego, a ten człowiek jest najlepszy – to są te dowody ludzkie. Wtedy, na takie dowody, co jedynie może być? Co się może stać? Ci ludzie nie dojdą do ładu, bo w tym momencie ani jeden, ani drugi nie ustąpi, bo człowiek ze starą naturą ma swoje dowody, ale kiedy człowiek stał się dzieckiem Bożym, ma inne dowody: umarł za mnie na krzyżu, spłacił mój dług, żebym więcej nie zaciągał długu. To są inne dowody, na których działa ten, który jest z Chrystusa, już nie szuka dowodów przeciwko ludziom, ale szuka dowodów, jak się uratować w tym świecie ciemności. Dziecko Boże uczy się chodzić w światłości: kim jest Jezus Chrystus. Zupełnie co innego, niż my myślimy. Dlatego kąkol znajduje tylu słuchaczy, żeby oni sobie posłuchali, co on do nich mówi, oszukując i zwodząc, nakierowując na siłę mądrości, na siłę ludzkiej elokwencji, na silę ludzkiej przebojowości, cokolwiek – na ciało. Podczas gdy Jezus koncentruje naszą uwagę na krzyżu, to jest zupełnie inna koncentracja, inne działanie i dzięki temu w sumie siedzimy. Gdyby dalej na naszym ciele to wszystko bazowało, to mamy pełno cwaniaków, mielibyśmy to, co było, że każdy siedzi przy stole i myśli, jak drugiego okłamać, wykorzystać, jak wyjść wygranym, jak mieć trzy asy w rękawie, czy inne rzeczy. A tak, to siedzimy i chcemy poznać Słowo o pszenicy, chcemy poznać, co to znaczy być według Chrystusa, być tym, który się Nim nie gorszy, kiedy On cię napomina.

Ludzie chcieliby, żeby chwalić, a przecież Jezus wie, że my potrzebujemy oczyszczenia. To, co robi Jezus, robi całkiem inaczej. Każdy z was wie, kiedy Jezus napomina ciebie, że musisz zrobić z czymś porządek, jest to tak delikatne, można powiedzieć miłe, to nie jest napaść, to nie jest przykre, to nie jest potępienie, to jest miłe zwrócenie uwagi, żebyś to zrobił. To tak, jak ktoś, kto cię kocha. Jak oblubieniec mówi do oblubienicy: masz jakieś zabrudzenie; pokazuje, wykazuje i pomaga, żeby to usunąć. Kiedy Jezus prowadzi, to jest najpiękniejsze zbawienie, jakiekolwiek mogło zaistnieć, nie jest to napaść, czasami jest to zdecydowane powiedzenie, ale najczęściej jest to jak cudowne ogarnięcie miłością i wprowadzenie w kosztowność oczyszczania, uświęcania, czynienia dobra – zupełnie inaczej. Kąkol, synowie diabła, mają za zadanie przeszkadzać, żeby ludzie nie poznawali Jezusa i żeby nie byli szczęśliwi z Jezusa, żeby komuś udało się ich zwieść, żeby to samo robili, co robi kąkol. Moglibyśmy powiedzieć w ten sposób, że nie oznacza to, że kąkolu jest więcej niż dzieci Bożych, ale to znaczy, że jest bardzo agresywny, tak jak diabeł, i chce, aby coraz więcej ludzi zgubiło rzeczywistość, po co zostali nawróceni, po co to się stało.

            Pamiętamy, jak Pawła tam podszedł, co Paweł go napomniał. Piotr, obawiając się, co będzie jak wróci do Jerozolimy, bo przyszli tamci, co byli dalej pod zakonem, odszedł od nawróconych pogan, przez to dał świadectwo, że jest podział między Żydami a poganami, a to było oszukanie, zwiedzenie. A więc dołączył gdzieś pod wpływem, możliwe że to kąkol przylazł tam, ci ludzie, którzy uparcie zostawali przy zakonie, obrzezaniu i innych rzeczach, całkiem możliwe, a on przestraszył się
i dołączył do nich. On nie był kąkolem, ale na tamtą chwilę wyglądał jak kąkol, siedział razem z nimi; jeszcze Barnaba dołączył, jak Paweł wszedł i gdyby ich nie znał, to powiedziałby: wy, kąkole, co wy tu robicie?! Ale Paweł ich znał i mówi do Piotra: co ty tu robisz między nimi? Czyż nie wiesz, po co Jezus przyszedł? A więc można dać się w różny sposób oszukać na fajne słowo, na oskarżenie. Zobaczcie, że Piotr się nie obraził na Pawła: ty co tu robisz, obrażasz mnie przy wszystkich?! On dziękował Bogu, że trafił się taki Paweł, który pomógł mu zobaczyć, do kogo dołączył, opuścił Jezusa i dołączył do tych, i natychmiast wrócił do Jezusa i całe szczęście. A więc: błogosławiony, kto się Mną nie zgorszy, kto będzie gotowy poznawać Jezusa aż do końca, nie rezygnując z Jezusa, bo to za dużo kosztuje.
W tej szkole uczeń musi wiedzieć, że musi być jak Mistrz, nie ma innej możliwości.
W tej szkole u Chrystusa, gdzie On jest Nauczycielem, każdy z nas ma dorastać do wymiarów pełni Chrystusowych. A więc, jeżeli to wiemy, kąkol napotyka na opór
z naszej strony, bo my nie chcemy tracić lekcji, nie chcemy tracić czasu, który mamy do wykorzystania, nie chcemy kręcić się koło swego „ja” , które nic nie daje. Chcemy oczyszczać się, uświęcać, przyjmować dobro, by nabierać cech zwycięstwa, chwały, wdzięczności za to, że możemy rosnąć nie w grzechu, ale rosnąć dla Pana.

            List do Hebrajczyków, 2 rozdział od 10 wiersza:

„Przystało bowiem, aby Ten, dla którego i przez którego istnieje wszystko, który przywiódł do chwały wielu synów, Sprawcę ich zbawienia uczynił doskonałym przez cierpienia. Bo zarówno Ten, który uświęca, jak i ci, którzy bywają uświęceni, z jednego są wszyscy; z tego powodu nie wstydzi się nazywać ich braćmi…” Z jednego Ojca są wszyscy, a jaki Ojciec, taką naturę mają
i dzieci. „…Mówiąc: Będę opowiadał Imię Twoje braciom Moim, będę Cię chwalił (też: śpiewał) pośród zgromadzenia; i znowu: Ufność w Nim pokładać będę;
i znowu: Oto Ja i dzieci, które Mi dał Bóg. Skoro zaś dzieci mają udział we krwi
i w ciele, więc i On również miał w nich udział, aby przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła, i aby wyzwolić wszystkich tych, którzy z powodu lęku przed śmiercią przez całe życie byli w niewoli. Bo przecież ujmuje się On nie za aniołami, lecz ujmuje się za potomstwem Abrahama. Dlatego musiał we wszystkim upodobnić się do braci, aby mógł zostać miłosiernym i wiernym Arcykapłanem przed Bogiem dla przebłagania Go za grzechy ludu. A że Sam przeszedł przez cierpienie i próby, może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą.”
(Hebr. 2,10-18)

Kiedy czytam te słowa, to w każdej pszenicy jest pragnienie, aby tak było. Aby Jezus, który przyszedł do nas i stał się jak my, prócz grzechu, aby w Nim żyć, do Niego należeć, czynić dobro, miłować Boga, miłować bliźniego – jest to pragnienie, którego w ogóle nie ma w kąkolu. Pragnienie i wypełnienie przychodzi od Chrystusa. Powstaje takie dobre pragnienie: Panie, skoro to wszystko się tak stało, ja chcę tak żyć, chcę miłować, przebaczać, budować się z innymi, zachęcać, być zachęcanym przez Prawdę Bożą – tego chcę, tego pragnę, do tego dążę. To jest normalna reakcja tych, którzy pochodzą z Tego Samego Ojca, z Boga. Dlatego cieszmy się
z tego, nie pozwólmy zadusić tego czymkolwiek; kąkol zadusza, przydusza te zdrowe pragnienia, aby obrócić gdziekolwiek indziej. Też jest i niewidoczny diabeł, który jest tym, który ich posiał, też walczy i próbuje w niewidzialny sposób skierowywać myśli to tu, to tam, to gdzieś odwrócić uwagę. Mamy wroga, który jest niewidzialny i wiemy, co on chce osiągnąć i mamy tych ludzi, którzy są widzialni, którzy przybierają pozór światłości jak ich władca, ale w ich życiu nie ma tego. A więc mamy ochotę na to, by żyć jak Chrystus. Kiedy widzimy, że powstają sprzeciwy wobec tego, łącznie
z naszym ciałem, to zdajmy sobie sprawę, że Prawdę mówi Boże Słowo, że ciało jest przeciwko, a Duch jest za tym, aby tak się stało i im szybciej zostanie złamane to karczycho tego ciała, tym szybciej odpoczniemy od przeciwstawiania się tego ciała. To ciało będzie ukrzyżowane i przestanie nam tak przeszkadzać, wiele rzeczy przemieni się: oczy, uszy, serce, wiele rzeczy inaczej zaczyna pracować, ale musi do tego dojść, do tego złamania, do tego doświadczenia, gdzie my, ukrzyżowani, zaczynamy doświadczać radości życia z Chrystusem, otwartego nieba, obdarzenia duchowego, po prostu poznajemy, jak żyje się z Chrystusem. Nie tyle, jak się umartwia te swoje „ja”, tylko jak się żyję z Chrystusem, trwając nieustannie w tym stanie śmierci.

            Powtórzymy to sobie jeszcze z Listu do Tytusa, co ostatnio mieliśmy,
2 rozdział od 11 wiersza:

„Albowiem objawiła się łaska Boża, zbawienna dla wszystkich ludzi, nauczając nas, abyśmy wyrzekli się bezbożności i światowych pożądliwości i na tym doczesnym świecie wstrzemięźliwie, sprawiedliwie i pobożnie żyli…” To znaczy: żyli dzięki Jezusowi. My nie mamy takich tendencji do wstrzemięźliwego, pobożnego życia, tak czy nie? Wszyscy, którzy kłócą się o swoje, tak czy nie? Nie mamy, mamy swoje myślenie na temat życia. Podczas gdy życie Jezusa jest zupełnie inne. On ani nie krzyczał, ani nie kłócił się, czynił dobro, wypełniał wolę Ojca, wykazywał, ale w sposób czysty, prawidłowy. Abyśmy byli wolni od tych swoich bezbożności, światowych pożądliwości. „…Oczekując błogosławionej nadziei
i objawienia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Chrystusa Jezusa, który dał Samego Siebie za nas, aby nas wykupić od wszelkiej nieprawości
i oczyścić Sobie lud na własność, gorliwy w dobrych uczynkach.”
(Tyt. 2,11-14)

Na wierzącym, Bożym dziecku, które normalnie, prawidłowo stoi przed Bogiem, nie trzeba wymuszać, aby czyniło Boże dobro. My jesteśmy przeznaczeni do czynienia dobra w Jezusie Chrystusie. To nie jest to, że my mamy się zmuszać. Zmuszamy się wtedy, kiedy zostaliśmy zwiedzieni przez coś, co mówi nam: masz prawo też do swojego życia, ty masz prawo też mieć swoje radości, swoje zadowolenia. Wtedy człowiek zaczyna bardziej myśleć o tym, niż o wspaniałości Chrystusa. A czynić dobrze nie ustawajmy – tak jest powiedziane do Bożych dzieci. A czyńcie dobrze wszystkim, a najbardziej domownikom  wiary. A więc nieustannie Boże dzieci mają doświadczenie, że my zostaliśmy od miejsca czynienia zła przeniesieni tam, gdzie czyni się dobro i trzeba w tym miejscu wytrwać. Doświadczyliśmy tego na początku, byliśmy zachwyceni: o, to jest prawdziwe życie. Trzeba pilnować się przed  fałszem; pogada sobie dwóch, czy trzech i po tym gadaniu masz parę miesięcy ciemności, jedno gadanie i parę miesięcy chodzenia w ciemności, tyle się nagadali ludzie... A wy mówcie o tym, co dobre, co wieczne, co szlachetne, co rozjaśnia, a nie zaciemnia. Chodzi też o to, że dzieci Boże inaczej rozmawiają ze sobą, nie jakieś głupie żarty, nie jakieś podchwytliwe pytanka, czy inne rzeczy... Szanują się nawzajem i nie próbują wykazać, że są lepsi od innych. A więc nie pokazują tych okazjonalnych chwil: widzisz, jednak jestem mądrzejszy… Po co? To nie jest potrzebne. My jesteśmy mądrzy ponad mądrość tego świata, bo mądrością naszą jest Chrystus. Zrozumieliśmy, że nie jesteśmy w stanie nawet dobrze się wysłowić bez Chrystusa,
a więc już jesteśmy tak mądrzy, że wiemy, że jesteśmy totalnymi głupcami. Jeżeli cokolwiek zrobimy dobrego, czy powiemy, to tylko dzięki Jezusowi Chrystusowi – to jest już duża mądrość, żeby wiedzieć, że niczego sami z siebie nie jesteśmy w stanie zrobić, a więc potrzebujemy Jezusa. Taka to jest łaska Boża dla Bożych dzieci, abyśmy wyrzekli się tego wszystkiego i prowadzili życie zgodne z wolą Bożą.

            I List Jana, Jan posuwa się bardzo daleko w sumie, jakby juz stawiał kropkę nad „i”, no ale wie, co robi ten Boży człowiek, 3 rozdział od 1 wiersza:

„Patrzcie, jaką miłość okazał nam Ojciec, że zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i nimi jesteśmy. Dlatego świat nas nie zna, że Jego nie poznał. Umiłowani, teraz dziećmi Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy. Lecz wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, gdyż ujrzymy Go Takim, jakim jest. I każdy, kto tę nadzieję w Nim pokłada, oczyszcza się, tak jak On jest czysty. Każdy, kto popełnia grzech, i zakon przestępuje,
a grzech jest przestępstwem zakonu. A wiecie, że On się objawił, aby zgładzić grzechy, a grzechu w Nim nie ma. Każdy, kto w Nim mieszka, nie grzeszy; każdy, kto grzeszy, nie widział Go ani Go nie poznał. Dzieci, niech was nikt nie zwodzi; kto postępuje sprawiedliwie, sprawiedliwy jest, jak On jest sprawiedliwy. Kto popełnia grzech, z diabła jest, gdyż diabeł od początku grzeszy. A Syn Boży na to się objawił, aby zniweczyć dzieła diabelskie. Kto
z Boga się narodził, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził. Po tym poznaje się dzieci Boże
i dzieci diabelskie. Kto nie postępuje sprawiedliwie, nie jest z Boga, jak też ten, kto nie miłuje brata swego.”
(I Jana 3,1-10)

Dzieci Boże nie mogą grzeszyć, nie mogą żyć w grzechu i czuć się spokojnie. Dzieci Boże mogą zgrzeszyć, ale nie umieją zostać sobie w tym swoim grzechu i tak żyć, żyć i żyć... Potrzebują pokuty. Kąkol przychodzi z pomocą i mówi: co to za grzech? Wiesz, ilu gorszych jest od ciebie? Przestań się tym przejmować. Jednak grzech jest grzechem. Kąkol próbuje powiedzieć: Bóg nie będzie tak szczegółowy, przejmujesz się takimi rzeczami... A jednakże Duch Święty mówi o oczyszczaniu się, uświecaniu, to zupełnie co innego.

2 rozdział od 1 wiersza:

„Dzieci moje, to wam piszę, abyście nie grzeszyli. A jeśliby kto zgrzeszył, mamy Orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa, który jest Sprawiedliwy. On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata.” (I Jana 2,1-2)

1 rozdział od 9 wiersza:

„Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy, i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości. Jeśli mówimy, że nie zgrzeszyliśmy, kłamcę z Niego robimy i nie ma w nas Słowa Jego.” (I Jana
1,9-10)

Ja nie nazywam tego grzechem już, kiedyś to był grzech, a teraz to żaden grzech – nie, grzech jest cały czas grzechem. Kto kłamie, niech przestanie kłamać, kto wykorzystuje, niech przestanie wykorzystywać... Dzieci Boże nie umieją żyć
w grzechu, sumienie przeszkadza, świadomość, że nie jestem już prawdziwy, przeszkadza, świadomość, że jestem kimś, kim nie jestem, przeszkadza. Dziecko Boże jest prawdziwe, takie, jakie być powinno. A więc zdaje sobie sprawę, że nie może być prawdziwe, gdy musi coś skrywać, zasłaniać, woli oczyścić, usunąć, zakończyć temat, bo nie chce w ten sposób żyć, nie chce kwasu faryzeuszów
i uczonych w Piśmie, gdzie człowiek udaje to, kim nie jest; chce uregulować. Bóg jest wierny, przebaczy, jeżeli przyjdziemy, On przebaczy, nie chce nam zaszkodzić. Kąkol nie przyjdzie, nawet umierając, kąkol nie powie: „przepraszam” do Boga, nie powie, mówi: ja sam stanę przed Bogiem i porozmawiam, nie mam za co przepraszać. Ludzie umierają i nie powiedzą przepraszam. Nawrócony człowiek, który rozumie, jak jego grzechy zostały zdjęte z nas, rozumie, jaka to łaska została okazana, ten człowiek chce żyć w tej łasce czyszczenia, nie chce znowuż wejść
w ciemność, nie chce tak żyć. Dzieci Boże nie lubią chodzić w zaciemnieniach, one kochają chodzić w światłości, w jawności, w otwartości, wdzięczne i szczęśliwe za to,  co Bóg dla nas uczynił. A więc to przyniósł nam Chrystus, to jest dane nam jako pszenicy, abyśmy mieli z Niego to, kim On jest, bo my jesteśmy z Niego. Jeżeli jesteśmy z tego czystego, świętego, nieskalanego nasienia, a więc ta czystość, świętość, nieskalaność, uczyniła z nas ludzi, którzy zaczęli rozumieć, co to jest przestępstwo, rozumiemy, jak cenne jest dla nas, że możemy to porzucać. Dlatego nigdy się nie zgorszyć i nie powiedzieć: to za dużo, to przesada – nie. Panie, póki jestem, pomóż mi nigdy nie powiedzieć ci „nie”, kiedy Ty mi mówisz, że to jest dla mego dobra. „Nie” – mówić grzechowi, złu.

            I List Jana, 4 rozdział 17 wiersz:

„W tym miłość do nas doszła do doskonałości, że możemy mieć niezachwianą ufność w dzień sądu, gdyż jaki On jest, tacy i my jesteśmy na tym świecie.”
(I Jana 4,17)

Ojciec w Synu znajdował posłuszeństwo, miłość, szczerość, prawość. My dostajemy tą nową naturę i Ojciec chce znaleźć w nas to samo, co przyniósł nam Syn. A więc mamy wielki, wspaniały przywilej dziękować Bogu za inne życie, niż żyliśmy dotychczas i nie próbować wracać w stare życie, bo musimy cały czas pamiętać – nasze stare życie, nawet w najlepszym wydaniu, jest skazane na gehennę. A więc, nawet gdy kąkol mówi: to nic nie szkodzi, możemy pójść na to, czy na tamto, możesz sobie zapalić, przecież dla czystego wszystko jest czyste, co ty człowieku, palenie to grzech? Jak ja jestem czysty – mówi ten kąkol – ja mogę wszystko robić i nic mi nie szkodzi, a tobie szkodzi? A tu raptem: nieczystego się nie dotykajcie, to znaczy, że dla czystego wszystko jest czyste, ale coś jest nieczyste. Tak to jest, a więc musimy całe Słowo mieć jako dzieci Boże, a nie tylko złapać sobie wyrywek i na tym wyrywku zbudować jakieś swoje rozeznanie, i czuć się w porządku. Musimy rozumieć, sprawa jest bardzo ważna, chodzi o naszą wieczność z Bogiem, o życie z Bogiem na ziemi
i życie w wieczności, z tym samym Bogiem, bo innego nie będzie, tylko Ten Sam, co uczy nas życia, chodzenia.

5 rozdział od 1 do 4 wiersza:

„Każdy, kto wierzy, iż Jezus jest Chrystusem, z Boga się narodził...” Wierzymy, że Jezus jest Chrystusem, a więc urodziliśmy się z Boga. „...A każdy, kto miłuje Tego, który Go zrodził, miłuje też Tego, który się z Niego narodził. Po tym poznajemy, iż dzieci Boże miłujemy, jeżeli Boga miłujemy i przykazania Jego spełniamy...” A więc przechodzimy dalej, mając to narodzenie z Boga i miłość Boga, dowiadujemy się, że jeszcze istnieje coś takiego jak posłuszeństwo Bogu i Jego przykazaniom, Jego rozkazom, a przykazania Jego nie są uciążliwe dla Bożych dzieci, ale uciążliwe są dla tych, którym nie za bardzo to pasuje: co?! Ja mam to zrobić? No tak. „…Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań Jego, a przykazania Jego nie są uciążliwe. Bo wszystko, co się narodziło z Boga, zwycięża świat, a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza.” (I Jana 5,1-4)

I przychodzimy do momentu wielkiego dylematu obecnego czasu: mnóstwo ludzi nie zwycięża świata, ale świat zwycięża tych ludzi. Są to ludzie, którzy narodzili się
z Boga, którzy wierzą, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym, a jednakże odpuścili sobie dalsze podążanie za Chrystusem Jezusem, aby wzrastać, rozwijać się. I świat, napierając, nie znalazł w nich zwycięzcy i zaczął pokonywać. Władca tego świata zaczął pokonywać tego, który urodził się z Boga, przez różne oszustwa, przez różne zakłamania, człowiek przestał być zwycięzcą, zaczął być przegrywającym. Porażka jest wynikiem odstępstwa, przyjęcia jakichś zwodniczych nauk, czy prosto od diabła, czy poprzez książki, czy poprzez jakieś rozmowy dziwne. Musimy pamiętać – bez uświęcenia żadne Boże dziecko nie zobaczy swego Ojca. Bez uświęcenia nie ma możliwości wejść do domu Ojca i być z Nim tam. Wszystkie Boże dzieci mają być święte, bo nasz Ojciec jest święty. To nie może być w nas: to jest takie, naprawdę, to odbiera już mi siły, ta świętość to mnie przeraża, ja wolę o łasce, jest bardziej przyjemna, łaska mówi mi, że Bóg mnie kocha, akceptuje moją słabość, akceptuje moje głupie pomysły... Nawet rodzice, zobacz, jak kochają dzieci, nawet głupie, złe, kradną, złorzeczą, a i tak kochają, Ojciec musi być lepszy od tych rodziców przecież
i na pewno też mnie kocha, i co tam, będzie inaczej? Wychodzą takie nauki
i człowiek stwierdza: fajna nauka, to mi się podoba, bo wiesz, tak to mi się nie podoba, jeszcze mam się oczyszczać? A jak staniesz wobec lustra Słowa Bożego, to mówisz: Boże, czy ja zdążę się oczyścić z tego wszystkiego. Bóg mówi: daję ci czas, Ja jestem Bogiem, oczyszczaj się, wykorzystuj czas. Bóg decyduje o naszym życiu
i śmierci. Jeżeli pewien jesteś: uwierzyłem w Jezusa, zostałem urodzony, Bóg mnie miłuje, to Bóg chce mojego zbawienia, a gdy zgrzeszę, On chce, bym się upamiętał
i żył w czystości, bo mnie kocha i ciebie też. A więc nie ma nic dziwnego
w uświęcaniu, oczyszczaniu się, porzucaniu, przyznawaniu się, nie ma nic w tym dziwnego, to jest taki czas, że Bóg daje nam taką możliwość, dając nam wzór Swego Syna. To nie jest przerażające, porażające, odbierające radość, a raczej daje radość, że Bóg daje mi czas, abym mógł go wykorzystywać, uczyć się, poznawać Go.
A wręcz doznaję, że w Swojej miłości obdarza mnie takimi dobrami, żebym był jeszcze bardziej pewny tego, że warto to robić, bo przyjdzie czas, kiedy wróci Jezus
i wtedy okaże się, jak to było cenne. Chwała Bogu za czas od Boga, który dany jest nam, abyśmy go dobrze wykorzystywali. Kiedy normalnie dziecko Boże jest przy trzeźwym umyśle, ono wykorzystuje cudownie czas – na modlitwę, na bycie
z Bogiem, na poznawanie Boga. Gdy widzi coś, gdy jest nie w porządku, odzywa się sumienie. Nikt nie musi wiedzieć, że zrobiłeś coś złego, ty wiesz i rozmawiasz
z Bogiem w tej sprawie, bo wiesz, że Bóg też wie, jesteś szczery wobec Boga i On obdarza cię Swym dobrem, aby wygrywać, pokonywać przeciwności. Jezus daje ci Swoją siłę, by iść dalej – piękna rzecz dzieje się na ziemi.

Musimy pamiętać, że pszenica jest z Jezusa i pilnujmy czystości, miłości Chrystusa pośród nas, to jest Chrystus w nas – nadzieja chwały. My jesteśmy tymi, którzy są na tym polu z powodu Jezusa Chrystusa. W tym naszym doświadczeniu jesteśmy szczęśliwi i wdzięczni Bogu, że coś takiego stało się w naszym życiu, chcemy to utrzymać, zależy nam na tym. Wiemy, że toczymy bój z perfidnym kłamcą, złodziejem, który chce wykraść nam to, co przyniósł Chrystus, i dać nam jakiś ochłap, zgniłe, śmierdzące mięso, które będziemy musieli jeść, bo nie będziemy mieli co jeść, to chociaż te zgniłe, śmierdzące mięso, jakąś naukę, w której nie ma Chrystusa, nie ma życia, nie ma Prawdy. Mamy przykazania, Jezus mówi: daję wam to przykazanie, abyście się nawzajem miłowali, jak was umiłowałem, po tym poznają, żeście uczniami Moimi, jeżeli miłość wzajemną mieć będziecie. Pamiętajcie, to nie jest tylko słowo, to jest rozkaz. Trwajmy w Chrystusie, abyśmy się miłowali, bo jeżeli opuścimy to wspaniałe miejsce w Chrystusie, opuścimy też miłość i będzie nam tego brakować. Można wrócić, bo Jezus, pamiętacie jak powiedział: wróć do pierwszej miłości. Jak zaczęła się pierwsza miłość? Wszyscy pamiętają, tak samo trzeba do niej wrócić. Nie marnuj czasu, nie bądź sobą, bądź pszenicą dzięki Bogu w Jezusie Chrystusie.

            I List do Koryntian, 3 rozdział 6 i 9 wiersz:

„Ja zasadziłem, Apollos podlał, a wzrost dał Bóg. (…) Albowiem  współpracownikami Bożymi jesteśmy; wy rolą Bożą, budowlą Bożą jesteście.” (I Kor. 3,6;9)

Wzrost dał Bóg, ale zasianie i podlanie też jest od Boga, musi być czyste, musi być pełne Chrystusa, pełne miłości poprzez Chrystusa do Ojca. A więc wzrost pszenicy daje Bóg i nie wiesz, jak rośnie i nie wiesz, jak dba o to, a jednak Bóg dba o to, aby ona rozwijała się na podobieństwo Jego Syna – piękna rzecz. Niech Bóg w tych czasach, kiedy wróg ogromnie szaleje i walczy, żeby zabrać to i żeby pszenica miała fałszywą naukę, fałszywe zrozumienie, fałszywą samoświadomość, żeby nie był to Chrystus, tylko ten człowiek, tamten człowiek, inny człowiek, każda osobowość, żeby to było chrześcijaństwo. Ale to nie ma tak – u pszenicy Chrystus jest chrześcijaństwem. A jeżeli nie jest to Chrystus, to jest to oszukane chrześcijaństwo
i tak musimy do tego podchodzić; wtedy kąkol nie będzie miał jak zaciemnić, bo my będziemy cały czas patrzeć jasno na Chrystusa i mówić: nie, to jest efekt kąkolu, to nie jest efekt Chrystusa, a więc to trzeba niszczyć, wykorzenić precz. Wszystko, co nie jest Chrystusem, jest złe i tak do końca myśląc, prawidłowo będziemy myśleć, bo taka jest Prawda – tylko w Nim przyszło do nas dobro. Możemy wiedzieć, że Bóg daje nam wzrost, a ten wzrost jest zawsze na podobieństwo Jezusa Chrystusa – to jest dla mnie i dla ciebie bardzo ważne. Jak jest napisane, że to czyni Pan, który jest Duchem i my rośniemy z chwały w chwałę, coraz bardziej możemy pomóc sobie nawzajem, ale do samego końca trzeba pilnować się.

Jeszcze raz wrócę do Piotra. Piotr był juz iluś-letnim chrześcijaninem, mocno używanym przez Boga, napełnionym Duchem Świętym, a mimo wszystko dał się podejść. Nie ma cwaniaków w chrześcijaństwie, jak się pilnujemy Pana, to Pan będzie pilnował nas. A jak będziemy sobie pozwalać: ja to wiem, ja to umiem, ludzie, diabeł mnie nie podejdzie. To może poznałem go w wariantach od 1 do 1899, a on przyjdzie z wariantem 1900, którego jeszcze nigdy nie używał wobec mnie, czy ciebie, i nie wiesz, nie znasz, ale Jezusa nie podejdzie w żaden sposób. Większy jest Ten, który jest w nas, od tego, który jest w świecie. Pszenica potrzebuje poznawać Pana. To nam pozwala się zgromadzać, że chcemy Go poznać, nie tylko być, ale poznać, chcemy wiedzieć o Nim coraz więcej, potrzebujemy Jego Ducha, żeby On
w nas mówił nam o Jezusie. Wtedy my wiemy: Panie, to jest z Ciebie, a nie ze mnie. Bo my z ciała zorganizowaliśmy wykład na temat Jezusa, ale to byłby tylko ludzki wykład, a brakowałoby w nim poznania, rozpoznania, tego, co przychodzi z Duchem Bożym.

            Później mamy z Ewangelii Jana, 8 rozdział i 47 wiersz:

„Kto z Boga jest, słów Bożych słucha...” (Jana 8,47)

Znowuż mamy powiedzenie przez Jezusa: jeżeli my jesteśmy z Boga, to my słuchamy tego, co mówi do nas Jezus, jest to dla nas ważne, drogocenne. Kto
z Prawdy jest, słucha słów Bożych. Jest to bardzo, bardzo ważne dla nas, cieszyć się Jezusem nieustannie; to radowanie się Jezusem, to nie to, że chodzisz „uchachany”, jest tak, że chodzisz, śpiewasz, cieszysz się – jest tak. Ta radość to siła, którą ma pszenica i mimo przeciwności, gdy nawet powieje wicher, który pochyli nas w złym kierunku, to my, z pomocą Pana, w tej radości, że mamy Jezusa, przyjdziemy do Niego i znowuż się wyprostujemy, aby być prawidłowo postawieni, aby rosnąć. Mamy tą radość, że mamy Jezusa, gdyby się coś wydarzyło, to my mamy gdzie przyjść, wrócić i przyznać się, i rosnąć znowu, tak jak być powinno, dla chwały Boga, dla chwały Pana Jezusa Chrystusa.

            Przypowieści Salomona, 18 rozdział 19 wiersz:

„Brat oszukany mocniejszy stawia opór niż warowny gród, a jego upór jest jak zasuwy pałacu.” (Przyp. 18,19)

A więc raz spotkałem się, że ktoś mnie oszukał, później znowuż, to zaczynam być już po prostu zdecydowany, nie chcę błądzić za kimś, nie chcę błądzić, chodzić za jakimiś cielesnymi pomysłami, nauczeniami, czy czymkolwiek innym, chcę trwać
w Panu i koniec. Później nie, że biegać z kąta w kąt, z czegoś w coś, jak stale nowe pomysły się pojawiają, które powodują, że ludzie znowu mają podniecenie, żeby biec, ale to znowuż, to nowa nauka, z nową wizją, która prowadzi znowuż na manowce. A my nie mamy się rozbudzać jakimiś nowymi naukami, bo my jesteśmy dziećmi Bożymi, jesteśmy w społeczności z Bogiem i my jesteśmy poruszeni, i nie potrzebujemy takich dziwnych poruszeń, żeby biegać z kąta w kąt: a, tam Jezus, tam Jezus... Jezus jest w nas, a my w Nim i rośniemy dzięki Bogu.

            Może z tych Przypowieści Salomona, 13 rozdział 9 wiersz:

„Światłość sprawiedliwych jaśnieje, a lampa bezbożnych gaśnie.” (Przyp. 13,9)

Jeżeli widzisz, że w tobie światło coraz bardziej jaśnieje, to znaczy, że prawidłowo trwasz w Chrystusie, ale jeśli przygasa w tobie światło, które jaśniało lepiej, to znaczy, że gdzieś przyszedł grzech albo oszukanie. To jest taki równoznacznik też, bo ci, którzy trwają w Chrystusie, jaśnieją coraz bardziej, aż do białego dnia, ale jeżeli człowiek odpuści sobie to, to zaczyna tracić to i zaczyna być mniej tego światła widać w myśleniu, w działaniu, a więc trzeba wracać z powrotem. Bezbożni to nie znaczy, że to jest kąkol, to ludzie, którzy dali się oszukać, zwieść i weszli w jakąś nieprawość, bezbożność i mogą ją opuścić. Jeżeli to jest pszenica i ona usłyszy, że to jest bezbożność, to ona natychmiast chce z tym zrobić porządek, bo ją boli, jak coś jest nie tak. Nawet gdy jest gdzieś oszukana, to sumienie nie zostało wyłączone, nadal pamięć o tym wspaniałym byciu z Chrystusem funkcjonuje. A więc ma człowiek świadomość, jak jest się z Chrystusem i że teraz tak nie jest, i że trzeba coś z tym zrobić. Słowo Boże pada na podatny grunt, dlatego Jezus mówi: kto z Boga jest, słów Bożych słucha.

            Ewangelia Jana, 3 rozdział od 19 wiersza:

„A na tym polega sąd, że światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność, bo ich uczynki były złe. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światłości i nie zbliża się do światłości, aby nie ujawniono jego uczynków. Lecz kto postępuje zgodnie z Prawdą, dąży do światłości, aby wyszło na jaw, że uczynki jego są dokonane w Bogu.” (Jana 3,19-21)

Wiecie, kiedy trafisz na pszenicę, która żyje w grzechu, i może ona na początku się zdenerwuje, czy będzie próbowała się bronić, to jednak będzie to tam pracować
i będzie człowiek prowadzony, aż ukorzy się i przyzna się, bo jest to, co potrzebne
w człowieku, by jednak nie uciekać, nie skrywać się. To tak jak z Dawidem, on skrywał swój grzech, ale kiedy ujawniony został, on padł, przyznał się i prosił Boga
o łaskę. A więc, gdy napotykamy na człowieka, który został zrodzony z Boga i wpadł w jakieś złe rzeczy, i gdy ten człowiek usłyszy, jak mówisz o tym, weryfikuje to i na pewno coś z tym zrobi. A jeżeli nie będzie nic z tym robić, to znaczy, że niestety nie ma tej ochoty pszenicy, aby poddawać się przekształcaniu, rozwojowi i zostanie
w swoim. Kto z Boga jest, ten potrzebuje słuchać Prawdy i poddawać się Prawdzie. Widzimy między faryzeuszami, o których Jezus powiedział: jesteście jak groby pobielane, byli tacy, którzy jednak usłyszeli i zareagowali na to, co mówi Jezus. Nikodem, który przyszedł do Jezusa i z Nim rozmawiał, i On powiedział mu wiele ważnych rzeczy. Nawet pośród tych ludzi wielu uwierzyło w Niego, ale bali się, bo były groźby przeciwko. Nawet pośród tych, których Jezus nazwał groby pobielane, pojawiali się ci, którzy usłyszeli, co On mówił, to jest prawdziwie Boża łaska.

            Ewangelia Jana, 6 rozdział i 63 wiersz:

„Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem.” (Jana 6,63)

Pszenica jest pewna tego, że jeżeli spróbujemy naszym ciałem być chrześcijanami, to zrobimy sobie szkodę, bo w naszych ciałach nie jest jeszcze wszystko uporządkowane, a więc pozwolimy, żeby to nieuporządkowanie weszło w duchowy nasz stan i będziemy mieli kłopoty. Nasze chrześcijaństwo będzie takie, jak nasze ciało – pogubione – a to tu, a to tam, raz na górze, raz na dole, cokolwiek... Ale jeśli jest do Duch Boży, to jest to spokój i stabilność. A więc nie warto skupiać się na ciele i próbować chrześcijaństwo ciałem, ale warto Duchem, a Duch ożywia. To znaczy, że kiedy my idziemy Duchem, to nie stracimy ani chwili, żeby dzieło Boże dokonywało się w nas. Kiedy idziemy ciałem, mamy mnóstwo straconych chwil, które powinny być wykorzystywane na bycie z Bogiem. Pszenica nie umie żyć bez działania Ducha Świętego. Wie, że potrzebuje działania Ducha Bożego, żeby prawidłowo oceniać, podejmować decyzje, modlić się, przebaczać, miłować – potrzebujemy tego ożywczego tchnienia nieustannie. Jezus też w Duchu Świętym wszystko robił: wypędzał demony, uzdrawiał ludzi, wszystko działo się przez tego Ducha. A więc my nie wyobrażamy sobie chrześcijaństwa bez Ducha Bożego, bez owocu, bez życia duchowego. Duchowy człowiek może poznawać prawdy o Bogu, a zmysłowy, cielesny, nie da rady. Potrzebujemy Bożego Ducha i potrzebujemy być ożywiani przez Ducha Bożego. Pszenica nigdy nie powie: nie, ja sobie radzę. Zawsze: nie poradzę sobie, gdy Pan mi nie pomoże, ale z Panem sobie poradzę, wszystko jest możliwe dla wierzącego. To nie jest tak, że pszenica przegrywa, przegrywa i kiedyś wygra. Nie. Pszenica wygrywa, bo Pan wygrywa, bo zwycięzcy będą tam, gdzie Pan jest.

            A więc może zakończymy na I Liście do Koryntian, 5 rozdział od 7 wiersza:

„Usuńcie stary kwas, abyście się stali nowym zaczynem, ponieważ jesteście przaśni; albowiem na naszą paschę jako baranek został ofiarowany Chrystus. Obchodźmy więc święto nie starym kwasie ani w kwasie złości i przewrotności, lecz w przaśnikach szczerości i prawdy.” (I Kor. 5,7-8)

Amen.