Jan 14:23

Słowo pisane

19.06.2014 Marian - ŻYCIE I ŚMIERĆ W MOCY JĘZYKA

                                     

 

       ŻYCIE I ŚMIERĆ W MOCY JĘZYKA

                                                    19.06.2014

 

         Zaczęliśmy w tym gronie dzisiaj razem przybliżać się do Boga. Trudno nam powiedzieć jak wyglądały do tego momentu nasze dni, nasze działania, nasze słowa. Nie wiemy jak wszyscy reagowaliśmy na dane sprawy, nie wiemy w jaki sposób podeszliśmy do czegoś. Może ci, którzy są bliżej siebie, wiedzą o pewnych rzeczach, ale o wszystkich i tak nie wiemy. Ale jest Ktoś, kto wie wszystko. I kiedy przychodzimy przed Jego najświętsze oblicze, to najważniejszą sprawą jest to, żeby być świadomym tego, że On wie wszystko i nikt Go nie oszuka. A jeśli ktoś będzie próbował bawić się z Bogiem, ten zginie na wieczność, odrzucony od Boga. A więc pierwsza ważna rzecz: z powodu Boga musimy pamiętać o tym, że On jest Święty i do Niego przychodzimy. Jeśli jest grzech, to trzeba się oczyszczać. Próba udawania może spowodować tylko jedno; że Bóg nie zwróci uwagi ani na modlitwy, ani na to, że ktoś z nas tu jest i odejdziemy stąd, tak jak zawsze mówiliśmy, w gorszym stanie niż przyszliśmy; z jeszcze bardziej twardym sercem, jeszcze bardziej obojętni na Boże sprawy.

Ale jeśli podchodzimy do Boga szczerze, jeśli mieliśmy jakiś grzech, to oczyściliśmy się, pozbyliśmy się zła, żeby nie razić Boga swoją obrzydliwą naturą buntownika (buntowniczki), to Bóg łaskawie wejrzawszy przez krew swego Syna, oczyścił i śpiew, modlitwa była Mu już miła. Ale jeśli człowiek pozostał na swoim terenie, to Boga nie przekona się, nawet najpiękniejszymi pieśniami. Nic nie przekona Go jak to, że człowiek uniży się przed Bogiem, ukorzy się. Jest to bardzo ważne, żeby o tym też pamiętać.

Pewien brat mówił, że doznaje, że toczy się bitwa duchowa. Bitwa duchowa toczy się za każdym razem, kiedy lud Boży spotyka się, gdyż Bóg widzi całe nasze życie, wszystko, wszystkich nas. A są tacy, którzy przychodzą, żyjąc lekkomyślnie, a potem siadają, jakby przyszli uczcić Boga. Tak jak na wesele bez szaty weselnej, nieprzygotowani i myślą, że Bóg uzna. A co ma w tym momencie czuć Bóg, ten Święty, Wszechmogący Bóg, który dał swojego Syna po to, żebyśmy przychodzili czyści przed Jego święte oblicze? Wszyscy chrześcijanie. Nie ma nikogo, kto nie byłby chrześcijaninem. A więc jaki stan nasz powinien być dzisiaj, kiedy wiemy, że Bóg jest Święty, kiedy wiemy, że On słyszy co mówią nasze wargi?

Bóg nie jest Bogiem, który chce śmierci grzesznika. Bóg chce, żeby grzesznik upamiętał się, odwrócił od swojej bezbożności i przyjąwszy oczyszczenie w krwi Chrystusa, żył według woli Boga na tej ziemi, należąc do Niego z całego serca, z całej duszy, myśli i siły. Bóg jest zainteresowany tym, aby pomóc nam, abyśmy tak do Niego należeli, bo my sami z siebie nie potrafimy kochać Boga z całego serca, z całej myśli, duszy i z całej siły, a bliźniego swego jak siebie samego. Nie ma żadnego człowieka, który potrafiłby to zrobić. Ale Bóg może uczynić możliwym, żebyśmy to mogli zrobić, jeśli będziemy wierzyć w Jego Syna, pomoc z nieba, jeżeli będziemy trzymać się tego Syna, nie patrząc na konsekwencje, co to będzie nas kosztowało. Jeśli będziemy naprawdę wierzyć, że tylko w Synu jest zbawienie, wtedy Ojciec…. Słowo Boże mówi, że nadzieja nie zawodzi, bo Bóg rozlewa miłość w sercach naszych. Nadzieja, którą mamy w Chrystusie nie zawodzi, bo Bóg rozlewa miłość, a bez miłości nie można do Niego należeć. Więc Chrystus musi stać się wszystkim. Moglibyśmy teraz powiedzieć, czy ja miłuje Jezusa dlatego, że On przyniósł mi zbawienie? Czy ja miłuje Jezusa dlatego, że będę miał życie wieczne? Czy ja miłuje Jezusa dlatego, że Bóg dał w Nim wszystkie duchowe błogosławieństwo niebios, wszelkie obdarzenie niebios? Czy ja miłuję Jezusa za Jego bogactwo? Za co ja miłuję Jezusa?

Zobaczcie, jest mężczyzna i kobieta. Mają wziąć ślub. Ale kobieta nie patrzy na mężczyznę, tylko na to, co on posiada; będzie miała z czego kupić sobie fajne szatki, będzie miała fajny samochód, bo on jest bogaty, zasobny. Będzie jeździła i wszyscy w mieście będą podziwiać jaka ona jest bogata. Ona nie patrzy na niego, ona patrzy na to, co on posiada. Czy to jest dobre? A odwrócimy sytuację. Dla niej nie ma znaczenia, co o ma, ponieważ on jest jej obiektem zainteresowania. I choćby był najbiedniejszy w mieście, ona pójdzie i będzie jego żoną, bo ją nie interesuje to co on posiada, tylko to kim on jest.

Dlaczego idziesz za Jezusem? Nie jest napisane, że kto uwierzy w to, co posiada Jezus, będzie zbawiony, ale kto uwierzy w Jezusa, będzie zbawiony. Nie jest napisane, że kto miłuje to, co posiada Jezus, będzie z Ojcem, ale ten, który miłuje Jezusa, będzie z Ojcem.

Dlaczego jest tak słabo pośród wierzących ludzi? Dlatego, że ludzie pokochali coś z tego dziedzictwa; jakieś dary, przez które będą bardziej widoczni, to że są lepsi od ludzi w świecie, bo mają jakieś pewne swoje rzeczy wzięte z Biblii. Było już tu mówione, że łatwo poucza się innych, nie dając się samemu pouczyć. To nie jest miłość do Jezusa, to jest miłość własna.

Jeśli chcemy tu na ziemi przejść przez wszystko, co tu jest przygotowane na doświadczenie każdego z nas….Pamiętamy, że Duch Święty wyprowadził Jezusa na pustynię, aby go kusił diabeł. Kiedy rodzisz się z wody, z Ducha, jesteś wyprowadzony, by być kuszony (kuszoną). Jak przejdziesz przez te wszystkie pokuszenia? Tylko wtedy, kiedy miłujesz Jezusa.

Zobaczcie, miłość to jest wierność. Miłość to nie są uczucia, wielkie bieganie z kwiatkami i mówienie: „kocham cię”. Nie widzimy Jezusa w takim stanie. Miłość to jest wierność, bez patrzenia już na kogokolwiek innego. Człowiek już nie ogląda się za nikim innym, ani za niczym innym. Miłość jest przede wszystkim wierna, nie rozgląda się już za nikim. Wtedy wiadomo, że ten ktoś jest  już wybrany, jest wszystkim. A jeśli człowiek znajduje jeszcze radość poza Jezusem, to wcale nie kocha Jezusa. Chlubi się swoimi językami, albo tłumaczeniem języków, uzdrawianiem, różnymi darami, nie widząc Jezusa.

Co zrobisz dzisiaj dla Jezusa, powiedz? Złóż ślubowanie. Czy będziesz Mu cokolwiek ślubować? Mówiliśmy, że jeśli On nie usłuży nam, nic nie jesteśmy w stanie zrobić dla Niego, nic, zero! Pełne totalne zero. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić dla Niego i dlatego taki jest stan ochrzczonych ludzi, którzy znają Biblię. Próbują od siebie coś robić dla Jezusa. Nim Jezus usłuży im, już chcą coś dla Niego robić, krzywdząc siebie i innych wokół. Dopiero kiedy Jezus uczyni cię gotowym (gotową) do tego, wtedy zrobisz to w taki sposób, jak miłe to jest Ojcu. Jezus mówi: „beze Mnie nic nie uczynicie”, ale człowiek rwie się na siłę, chce pokazać, że kocha Jezusa i przy tym krzywdzi siebie i innych wokół, zadając pełno ran.

Wiecie, to jest prawda. Jak ja bym dzisiaj wziął kija i tak każdemu po razie przeciągnął chropowatym kijem i zostawiłbym jakieś zadrapania, rany większe, mniejsze, zależnie z jaką siłą robiłbym to i przyszlibyście tutaj za tydzień, czy za dwa, to pozostałyby tylko zwykłe blizny, albo nie byłoby po tym śladu. Ale gdybym dzisiaj językiem zadał wam rany, mówiąc obraźliwe słowa, które dotknęłyby was, uderzyłyby w waszą osobę, w to kim jesteście, zraniłbym was swoim językiem, może nigdy, nigdy, do końca życia nie zabliźniłaby się ta rana. Język potrafi zostawiać takie rany, których nie zabliźnia ani czas, ani nawet dobre rzeczy, który otaczają człowieka. Człowiek z tą niezabliźniona raną dochodzi do swojej śmierci. Te rany może zabliźnić jedynie Chrystus. Tylko Chrystus może uzdrowić człowieka z tych ran zadawanych językiem kolegów, koleżanek, rodziców, jakimkolwiek językiem, w którym nie ma miłości, który niósł w sobie słowa obrzydliwe, uderzające, słowa w gniewie, zawiści, złośliwości, słowa przekleństwa, np. ”do niczego nie nadajesz się, jesteś beznadziejny (beznadziejną).”

Czy tak mówił Jezus? Czy Jezus powiedział do kogoś w taki sposób, oprócz tych, którzy uznawali się za gotowych? Powiedział do nich: „groby pobielane”. Ale do każdego grzesznika powiedział słowa zachęty do wyjścia z grzechu, do opuszczenia: „idź i nie czyń tego więcej, kocham cię, chcę, żebyś żył (żyła).” Jego język nie był po to używany, żeby mówić słowa, by kogoś zranić, ale po to, by uratować, wyzwolić z tych ran.

Czy nasz język jest już Jego językiem? Czy nasze słowa są już gotowe czynić tylko to co jest dobre?

Przeczytajmy Przypowieści Salomona 25,15:

„Cierpliwością można przekonać sędziego, a łagodny język łamie kości”. To jest ten język Jezusa.

Dlaczego Salomon użył tu: „Łagodny język łamie kości?” Jaką siłę musi mieć łagodny język, skoro łamie kości niezgody, zawiści, gniewu, nastawień, obgadywania kogoś, niesienia zniechęcenia? I kiedy ten wróg już tak bardzo umocnił się i tylu ludzi było już zaatakowanych tym wrogiem, kiedy on ich tak trzymał i kiedy oni otwierali usta, raniąc się nawzajem, wtedy ten łagodny język uderzył w tego wroga, połamał mu kości. Rozbił diabła i zmienił język nienawiści na język przebaczenia, język kłamstwa na język prawdy. Jezus uderzył we wroga, mówiąc Słowa. Tchnieniem swoich warg zniweczył dzieła diabelskie w nas. Jeśli my pozwolimy Jezusowi uczynić to w nas, wtedy nasz własny język zacznie mówić łagodne słowa, nie kąśliwe, nie zawistne, nie szukające swego. Nie po to, aby zniszczyć kogoś, ale pomóc komuś.

Przypowieści Salomona 151:

„Łagodna odpowiedź uśmierza gniew, lecz przykre słowo wywołuje złość”.

Zobaczcie jak to wiele znaczy. Łagodna odpowiedź, to wcale nie znaczy, że to jest taka słodka odpowiedź. To wcale nie znaczy. Ale ona jest na tą chwilę i  rozświetla ciemności złośliwości, czegokolwiek. Ona w widoczny sposób nie bierze udziału w akcie ciemności, jest jak światłość z nieba. Uderza w ciemność po to, żeby rozbić ciemności, aby ujawniła się, że Bóg chce pomóc. Nie stracić, ale uratować, zachować. Jest też przyrównana do pocałunku.

Przypowieści Salomona 16,1:

„Rzeczą człowieka są rozważania serca, lecz od Pana pochodzi odpowiedź języka”.

Zobaczcie, że wtedy dopiero jest to, co Bóg chce od nas, od swoich dzieci usłyszeć, kiedy to On może włożyć Swoje Słowa w nasze usta. Nie nasze słowa, absolutnie nie. Jemu nasze słowa są nie potrzebne. Kiedy On może swoje Słowa włożyć, tak jak swoje Słowa włożył w usta Jezusa Chrystusa. Jezus nic innego nie powiedział, jak tylko to, co powiedział Mu Ojciec. Jeśli Bóg będzie mógł swoje Słowa włożyć, kiedy będzie mógł objawić ci to czego nie wiesz, a twoje usta wypowiedzą rzeczy ukryte, ujawniając je i drugi człowiek zobaczy Boga działającego w tobie, wtedy człowiek będzie przekonany, że Bóg przemawia przez ciebie.

Jeśli są to tylko słowa ludzkiej mądrości, wywyższania się, okazywania się większym w okazywaniu komuś drogi wyjścia, to ludzie znają takie sztuczki i wiedzą jak one wyglądają. Ale kiedy usłyszą Słowo Boga w twoich ustach, oczywiście mogą po tym podeptać, mogą przez to przejść, ale jeśli ktoś naprawdę czeka na Boże Słowo, to człowiek ten uchwyci się tego i pójdzie dalej.

Przypowieści Salomona 12,18:

„Kto mówi nierozważnie, rani jak miecz; lecz język mędrców leczy”.

Chyba bardzo często nie zdajemy sobie sprawy, że usta potrafią zabijać, czyniąc większe rany, niż nawet silnie wymierzana rózga, nawet w gniewie. To co mówi język przy biciu, może okazać się ranami, które do końca życia pozostaną w człowieku. Wydaje się to dziwne, ale to jest prawda. To co mówią nasze usta może czasami zabić drugiego człowieka, zniechęcić do Jezusa, odwrócić jego drogę od wieczności. Nasze usta! Nie pobicie. A więc niech słowo twoje będzie już Słowem Boga w tobie. „A wy mówcie jak Słowo Boże mówi”. Nie tak jak chcemy, nie tak jak myślimy mówić sobie po ludzku, nie w pysze i dumie pokazać, że jesteśmy lepsi od innych. Ale kiedy człowiek jest pokorny i uniżony, wtedy Bóg może napełnić usta. Kiedy nie ma pokory i uniżenia, to nie Bóg napełnia usta. To diabeł napełnia usta, może to wyglądać nawet dobrze, nawet biblijnie. Ale Jezus powiedział kto mówił przez uczonych w Piśmie i faryzeuszy. Powiedział: „ojcem waszym jest diabeł i wy mówicie to, co on do was mówi, kłamiecie jak i on”. Ale przecież mówili prawdę, stawali za kazalnicą, ogłaszali ludowi różne rzeczy, przy tym dodając inne.

Psalm 139,4:

„Jeszcze bowiem nie ma słowa na języku moim, A Ty, Panie, już znasz je całe.”

Bóg wie wszystko, nim wypowiemy, bo On zna nastrój naszego serca, nastrój naszego umysłu. On wie w jakim my duchu chodzimy po tej ziemi. Jeśli chodzimy w Jego Duchu, to On wie jakie słowa powiemy. Czy On wiedział jakie słowa powie Job? Nim Job powiedział, czy Bóg wiedział jakie słowa wypowie Jego sługa? Czy mógł poddać go próbie? Job nie zgrzeszył swoimi ustami. Nie wypowiedział słów nierozważnych. Jego słowa były słowami Bożego męża, którego Bóg już na tyle wyćwiczył, że człowiek w takim silnym doświadczeniu…Na nikogo z nas jeszcze takie silne rzeczy nie spadły. Nie zginęła ci w jednej chwili rodzina, nie wyginął cały dorobek twojego życia i nie spadło na ciebie to wszystko w jednym momencie jedno za drugim. I wtedy te słowa: „Pan dał, Pan wziął, niech imię Pańskie będzie uwielbione”. A potem choroba - „przyjmowaliśmy dobro, przyjmijmy i zło”. I Job nie zgrzeszył swoimi ustami.

Bóg wie szybciej niż my wypowiemy to co powiemy. Jak myślicie, czy Bóg wyśle pyszałka, żeby powiedział słowa, które pomogą, obdarzą kogoś dobrem? Czy posłałbyś kłamcę, żeby przekazał prawdę? Przecież kłamie i wyjdziesz na głupka. Powie, że posłałeś go, a on okłamie kogoś. Czytane tutaj było o Izajaszu, człowieku nieczystych warg. Z powodu przebywania wśród ludu nieczystych warg i jak te wargi zostały oczyszczone, aby było rozgłoszone to, co chce Bóg.

Popatrz, jesteś jawny przed Bogiem, ty i ja, każdy z nas. Nawet dla aniołów jesteśmy jawni, jesteśmy widowiskiem dla świata duchowego. Nikt z nas nie jest w stanie ukryć się z naszymi pomysłami, kombinacjami, nastawieniami, oszczerstwami, niechęciami, złośliwościami. Nie jesteśmy w stanie ukryć się. I nie jesteśmy w stanie ukryć się, kiedy jesteśmy czyści, święci, nieskalani, chodząc po tej ziemi. Nie jesteśmy w stanie ukryć się, tak jak światło nie jest w stanie ukryć się, kiedy świeci w ciemnościach.

Pomyślmy o tym. Jak ważne jest to, żebyśmy zawsze o tym pamiętali, żeby wróg nie podszedł nas tutaj i nie oszukał nas, że jest tak, jakby nikt nas nie widział, jakbyśmy byli poukrywani. W głowie myślimy sobie, układamy coś przeciwko komuś, a na zewnątrz uśmiechamy się, myślimy, że oszukaliśmy, udało się, powiodło się. Co się udało, co się powiodło? Czy to się powiodło, że zabijamy samego siebie?! Czy to się powiodło, że to co siejemy, spada na nas? Nic się nie powiodło, raczej straciło się znowu możliwość, żeby odwrócić się od zła.

W Przypowieści Salomona 18,21 są takie słowa:

„Śmierć i życie są w mocy języka”,  

Wydaje się to nieprawdopodobne; śmierć i życie jest w mocy języka. Można komuś uratować życie, albo zabić go. To nie jest tak, że możemy mówić co chcemy.

„lecz kto nim zyskuje przyjaciół, korzysta z jego owocu”.

Kiedy jesteś zgniewany, zatkaj swoje usta, aż cię gniew twój nie opuści i dopiero wtedy wypowiesz spokojnie słowa ze świadomością Boga, który je słucha. Ale w gniewie człowiek wypowiada słowa nierozważne, one lecą, a czasami nabierają jeszcze siły.

Jak ważne jest widzieć przed czyje oblicze idziemy, Kto nas wezwał przed swoje oblicze i Kto to jest Ten, który wezwał nas, jaki On jest? Jacy musimy tam stawić się, żeby On mógł przyjąć nas i zostawić na wieczność? Jezus powiedział, że ci, którzy mają czyste serce, Boga oglądać będą. A więc nasze serce musi być czyste. Bóg bada nasze serce i nerki codziennie, czy są czyste, ponieważ my mamy stanąć przed Nim i zostać. On nie chce, żebyśmy byli wyrzuceni, a więc badając napomina nas. Możemy odrzucić to, możemy uznać to za nic nie warte, albo uszanować i przyjąć, i oczyszczać się. To że ludzie nie wiedzą, to nas nie uspakaja. My wiemy, że Bóg wie, dlatego jesteśmy niespokojni i potrzebujemy oczyszczenia, ponieważ cel, to stanąć przed Jego obliczem, oglądać Jego oblicze i żyć.

Czy taki mamy cel? Czy w chrześcijaństwie mamy jakieś inne cele? Takie jak, żeby być lepszym chrześcijaninem od innych, pokazywać, że więcej potrafię. No nie wiem. Jaki mamy cel? Stanąć przed Bogiem i żyć, czy tak? A więc ten, który ma ten cel będzie chciał być czysty, zawsze codziennie, bo nie wie kiedy umrze. A więc w każdej chwili będziemy chcieli być czyści, aby stanąć w czystości przed Bogiem i żyć, dlatego, że mamy wyraźnie cel, widzimy ku czemu idziemy i wiemy, że to Bóg ustalił ten cel, a nie my. To On ustalił, żeby dać nam drogę powrotu przed swoje święte oblicze i ta droga jest święta, czysta, aby sprawiedliwi nią chodzili. A kłócący się na niej, poprzewracają się i porozbijają się i spadną z tej drogi. Ona nie zniesie kłótliwych, nie zniesie. I wiedząc o tym człowiek ucieknie do Jezusa.

Wiecie, gdyby to jacy jesteśmy źli zależało od wielkości naszego ciała, np. im większe ciało, tym więcej zła możesz uczynić, a im mniejsze, tym mniej zła możesz uczynić, to wzięlibyśmy się za odchudzanie, żeby zmniejszyć to nasze ciało, żebyśmy mniej zła czynili. Ale możesz odchudzać je ile chcesz, możesz je zmniejszyć aż będą tylko same ścięgna i kości i nadal grzech będzie w tobie tak samo silny, a może jeszcze silniejszy, bo próbujesz iść nie tą drogą. I gdyby powiedzieć, że im człowiek jest szczuplejszy, to możesz być pewniejszy, że ten człowiek boi się Boga, a im grubszy, to pewno nie boi się Boga, bo więcej tego zła niesie ze sobą, bo ma  więcej ciała, jeślibyśmy uzależniali to od objętości ciała, to oszukiwałbyś sam siebie i innych. Może być taki mały człowieczek, chudziutki, a jak otworzy buzię, to może zabijać po drodze tylu ludzi. Wiemy co to jest mobbing. Ilu ludzi dzisiaj jest w strasznym doświadczeniu. Boją się stracić pracę, czyjś język gnębi ich, niszczy, a nieraz może doprowadzić do samobójstwa. I to może być mały człowieczek. Ten położyłby go jedną ręką, ale nie potrafi. A więc nie zależy to od wielkości. To jest grzech, który mieszkając w człowieku niszczy tych, na których napotyka, niszcząc tego, w którym jest.

Możemy myśleć sobie różne rzeczy. Będziemy starali się w ciągu tych dni mówić sobie o tym, ale musimy wystawić je sobie na światło, żebyśmy jeszcze bardziej zobaczyli jaka toczy się bitwa, żebyśmy tym bardziej trzymali się Jezusa, aby nigdy nie chodzić samemu. Musimy pamiętać o tym koniecznie, aby każdego dnia pamiętać na jakim polu bitewnym jesteśmy. To nie jest zabawka, to nie jest piaskownica, w której bawimy się, to jest wojna! Często cicha wojna. Czasami człowiek jak wąż, cicho syczy te słowa, i ktoś może nawet nie słyszeć, kiedy zadaje komuś cięte rany. To jest wojna. Jezus, nasz Wódz był na tej wojnie i wygrał.

A więc mamy wojnę. Jezus miał cel i szedł do tego celu. Ty i ja też musimy mieć koniecznie każdego dnia  ten sam cel, jeśli chcemy sobie pomagać, a nie przeszkadzać. Wtedy będziemy brali codziennie na siebie krzyż, wyparłszy się siebie. Nie będzie trzeba nikomu mówić: „Słuchaj, twoje życie nie pomaga nikomu iść do Boga. Twoje usta nie pomagają nikomu iść do Boga. To w jaki sposób żyjesz nie pomaga nikomu iść do Boga. Ty swoją postawą wręcz zniechęcasz ludzi, żeby szli do Boga.” A co mówi Jezus, że jeśli ktoś rozprasza, to co będzie z tym człowiekiem? Taki człowiek jest przeciwko Jezusowi. A jeśli jest przeciwko Jezusowi, to ten człowiek zginie, kiedy wróci Jezus.

Wiemy, że gdyby Jezus nie był Synem Bożym, Bogiem, to w tym momencie ludzie mogliby pomyśleć sobie, że uciekną od Jego sądu. „Choćbym uciekł gdzieś, to Ty tam jesteś, choćbym uciekł tam, to Ty tam jesteś. Nie mogę nigdzie uciec przed Tobą.” I każdy człowiek będzie musiał stanąć przed sądem Jezusa Chrystusa. Jezus nie musi spieszyć się ze swoim sądem. I tak każdy będzie musiał tam stanąć. I On wyda wyrok, albo: „wejdź do radości Mojej”, albo: „idź precz”. Dlatego musimy pamiętać, że idąc w tym kierunku mamy się oczyszczać, a nie demonstrować swoją cielesność i pokazywać, że ja mogę żyć w Kościele w cielesny sposób i Kościół musi zrozumieć to, przyjąć i zaakceptować. Jezus tego nie akceptuje. Jezus mówi: „Wyprzyj się siebie, weź swój krzyż. Koniec twojej cielesności w Kościele. Jeśli będziesz wnosić cielesność do Kościoła, to jesteś przeciwko Mnie.” Koniec. Nigdzie nie ma zabawy u Jezusa. W czymkolwiek jesteś przeciwko, to usłyszysz inną odpowiedź, niż chciałbyś, czy chciałabyś.

A więc to jest ważne. Kościół to jest ciało Jezusa. Tak jak wczoraj mówiliśmy sobie, że każda komórka ma w sobie życie, każda cząstka Jezusa musi mieć w sobie życie Jezusa. Musimy żyć dzięki Jezusowi, a nie dzięki sile, którą nabyliśmy. Ostatnio zaczęła przychodzić do mnie pewna modlitwa, kiedy dziękuję Bogu za jedzenie: „Boże, aby ten pokarm służył twojemu uczniowi, temu, który wyparł się siebie, aby iść i naśladować Ciebie, aby nie służył, by niszczyć, gnębić, atakować, złościć się na kogoś. Żeby ten pokarm nie służył temu, który wnosi do twego Kościoła zniszczenia, zamiast budowania. Żeby ten pokarm, który jem dzięki Tobie, służył dla Twojej chwały”. Czy jemy, czy pijemy, to dla kogo mamy to czynić? Dla Jego chwały! Niech ten pokarm służy, aby język twój i mój był łagodny, niech ten pokarm służy, abyśmy miłowali się nawzajem, niech ten pokarm służy, abyśmy mieli siły wejść do drugiego, domu brata, siostry, by pomóc komuś. Niech służy w rzeczywistości dla chwały Jezusa, wtedy dobrze, że jemy.

A jak jemy i karmimy złośnika (złośnicę) w jakimkolwiek wydaniu (już nie będę rozszerzał tego), to co robimy w tym momencie? Dziękujemy Bogu za to, że karmi złośnika, że karmi kogoś, kto uderza w innych? Czy to nie jest obłuda? Jak myślicie? Dziękować Bogu za to, że karmi tego, który nie chce służyć Bogu? Czy to nie jest obłuda? Bóg nie chce mieć obłudnych. Bóg chce mieć prawdziwych. Możesz w jakiś swój sposób nie umieć czegoś robić i wtedy mówisz: „Boże, jem teraz ten pokarm, ale Boże zachowaj mnie od tego, żebym nie robił tego, że Ty mi dzisiaj znowu dałeś jeść i pić, i w co się ubrać”. Myślę, że to jest kolejna rzecz, którą Bóg uczy też. Naucz się dziękować Bogu, że nareszcie możesz jeść i pić dla Jego chwały, by iść i czynić dobro, tylko dobro, samo Boże dobro, by iść w ten świat zła i zwyciężać zło Jego dobrem. Dlatego jesz ten pokarm. Chcesz, by świątynia Boża była nakarmiona, by twoje ciało, jako świątynia Boga było nakarmione. Na tyle, na ile daje ci Bóg, aby służyć dla Jego chwały. By w tej świątyni rozbrzmiewała chwała Boga. Czy rozumiesz co to znaczy jeść i pić?

Coraz bardziej poznaję to, co kiedyś powiedziałem o tej myśli, którą Pan mi dał: „dlaczego Chrystus musiał za mnie umrzeć?”I Pan cały czas odpowiada na to jedno pytanie – „dlaczego?” Dlatego, żeby nie karmił bandyty, mordercy, który otwiera usta i potrafi wypowiadać słowa, które będą zabijać. Z uśmiechem, zadowoleniem, z taką fajną papuchną, czy ubrany bardzo fajnie. Jakie to ma znaczenie? Kiedy otworzę usta, to co z nich wyjdzie? Niech szczerość, o którą modlimy się będzie coraz bardziej prawdziwa. Bądźmy szczerzy wobec Boga. Możesz mieć kłopot, możesz mieć problem, Bóg cię nie odrzuci. Ale kiedy jesz jedzenie, to chciej się o to też modlić, prosić Boga: „Boże, żebym nie dawał siły temu bandycie, niech zginie na krzyżu.” Masz gniew przeciwko komuś i jesz jedzenie, to kogo karmisz? Masz zawiść przeciwko komuś, to kogo karmisz? Masz zamiar kogoś skrzywdzić, to kogo karmisz? Masz zamiar komuś pomóc, to kogo karmisz? Masz zamiar iść i czynić dobro, to kogo karmisz? Masz zamiar chwalić Boga, to kogo karmisz teraz? Ten sam pokarm może służyć dla Jego chwały, albo nie.

Rozumiecie, można podziękować Bogu za jedzenie, a za chwilę wypowiadać złe słowa przeciwko drugiej osobie, nawet nie myśląc, że przed chwilą dziękowało się Bogu za jedzenie i picie. Rozumiecie, Bóg odsłania te diabelskie rzeczy, żeby człowiek Boży pojmował i rozumiał każdą sprawę, na którą napotykamy. Diabeł chce poukrywać się w wielu miejscach, żeby Boży człowiek nie widział go, żeby nie zdawał sobie sprawy, że tam właśnie diabeł niszczy go.

Cel. Idziemy przed oblicze Boga, dostajemy kolejny dzień, jemy kolejny raz po to, żeby iść przed oblicze Boże, żeby żyć w ten sposób, jak się Bogu podoba. To jest podstawa, wtedy się uratujemy. Ale jeśli mamy za cel udowodnić nasze racje, najedliśmy się, napiliśmy się i jesteśmy gotowi wykazać komuś, że się myli, że to my mamy rację, nie patrząc na to, że my robimy zło, ale my mamy rację, musi być dowód. Kogo? Pomyślmy wtedy, czy to jest dobra rzecz, żeby powiedzieć tak ładnie: „Panie Boże, ja ci dziękuję za to.” Jeszcze może pomodlić się o braci, siostry, o wszystkich, żeby Boże wszystkim dobrze się działo, kiedy mam złośliwość przeciwko bratu, czy siostrze. Czy to jest dobra rzecz? Przecież Bóg się tym brzydzi. Wiecie, szczerość, to jest podstawa. Rozmawiać z Bogiem szczerze! Ludzie boją się szczerości. Dlaczego? Bo chcą żyć w zakłamaniu, że jest dobrze. „Modlimy się, robimy to co chciałeś”. Tak jak Izraelici: „robiliśmy, składaliśmy Ci ofiary, o co jeszcze chodzi?” Bóg mówi: „Składacie, idziecie i dalej grzeszycie. Nie mam upodobania w tym, co mi składacie”.

A więc widząc do jakiego Boga idziemy, codziennie zdajemy sobie sprawę z jakim Bogiem mamy do czynienia. To jest Bóg, który wszystko o nas wie. Cały czas wiemy, że Bóg wszystko o nas wie i dlatego sumienie nasze może być żywe. Bo to wiemy i wtedy sumienie nasze może działać. Ale jeśli my zapominamy o tym, że Bóg o nas wszystko wie, wtedy sumienie nasze zostaje zaduszone. Mówimy: „sumienie moje nie oskarża mnie”. Jak ma oskarżać, skoro ty nie wiesz przed czyje oblicze idziesz, przed czyim obliczem dzisiaj stoisz? Jak ciebie ma oskarżać sumienie? Skąd ono ma wziąć oskarżenie, jeśli nie ze Świętego Boga? Czy może to wziąć z ciała? Sumienie może nas tylko wtedy osądzać, jeśli bierze to z Boga, z Jego świętości, czystości, miłości, nieskalaności. Jeśli bierze z ciała, to już nie ma czym osądzać nas. A więc czujemy się dobrze, w porządku, sumienie moje nic mi nie mówi. Ale spojrzyj na Boga i zacznij patrzeć szczególnie i zobaczysz jak to sumienie zaraz zacznie silnie przemawiać: „widziałeś (widziałaś) to, pamiętasz jakżeś to zrobił (zrobiłaś)?” Raptem sumienie odzywa się. Dlaczego? Bo patrzysz na Jezusa, na światło, które oświeca ciemności twojego sumienia. I już wiesz, że tu zrobiłeś źle, tam zrobiłeś źle. Już wtedy zdajesz sobie sprawę: „Boże, to nie oni są winni, to ja jestem winien, to ja jestem winien. Przebacz mi, bym nie dokładał do swojego zła, które już tu się dzieje, ale bym umarł dla zła, aby żyć dla Ciebie.” Wtedy odezwało się sumienie, tylko z powodu patrzenia na Boga, na cel ku któremu idziemy. A więc Bóg jest naszym celem, staniemy przed Jego obliczem. Dlatego mamy być święci dzisiaj, oddzieleni od zła dzisiaj, ponieważ mamy wypróbowującego wroga, który próbuje nas, czy możemy iść dalej. Próbuje nas zatrzymać.