Jan 14:23

Nagrania audio

zgr.19.06.10 cz1 Wesele w Kanie Galilejskiej

Kazanie 19.06.2010 cz.1

Wesele w Kanie Galilejskiej

Marian Łaszewski

 

 

         Pan Jezus opowiedział kiedyś zdarzenie, w którym pewni ludzie byli zaproszeni na ucztę weselną. Okazało się, że zaproszeni ludzie mieli coś, co zajmowało ich serce i stwierdzili, że na razie nie mają czasu żeby iść na tą uroczystość. Wtedy ten Pan, który wyprawiał uroczystość wysłał sługi swoje, aby przyprowadzili różnych napotkanych ludzi. I oni to uczynili. I teraz pomyśl sobie: Jesteś gdzieś i podchodzi do ciebie ktoś i mówi: „Pan zaprasza cię na ucztę do Siebie”. Myślisz sobie: „O, cudownie, podoba mi się, a skoro Pan Jezus zaprasza mnie, to pewnie tam będzie pięknie, spotkają się tam pewnie sami wspaniali ludzie, będzie można cudownie spędzić czas przed Bożym obliczem.” Idziesz więc. Idą i następni, i w końcu sala się wypełnia. I wchodzi Pan, który zapraszał i patrzy. Czego szuka u tych ludzi?  On patrzy, czy oni mają szaty weselne, czy gdy zostali wzięci z różnych miejsc i spraw w swoim życiu, czy byli gotowi, żeby wejść na tą uroczystość. Nagle patrzy i widzi, że pośród tych ludzi jest jeden, który nie ma szaty weselnej. Podchodzi do niego, a on jest zdziwiony o jaką szatę tutaj chodzi. Nie zjawił się na tej uczcie dlatego, że jego serce było szczęśliwe i zakochane w Chrystusie. Przyszedł tak po prostu i nie do końca wiedział pewnie czego się może tam spodziewać. Co na tej uroczystości go spotkało? Straszna rzecz, prawda? Ten człowiek zamiast usiąść do stołu i cieszyć się został wyrzucony na zewnątrz wprost z uczty. Można powiedzieć, że był już na miejscu uczty, wystarczyło tylko usiąść i cieszyć się, a został wyrzucony z tego miejsca. Jak blisko był ten człowiek, a jednak nie był gotowy. Nie miał szaty weselnej i nie był przygotowany, aby być na tej cudownej uroczystości, skaziłby ją, więc Pan tej uroczystości uwolnił ją od tego człowieka. Każdy sobie może pomyśleć: „Jak złym musiał być ten człowiek skoro spotkała go taka rzecz. On był na pewno lepszy od wielu ludzi w świecie, w którym żył. Na pewno o pewne rzeczy starał się i troszczył, i o nich myślał, ale nie zadbał o jedną rzecz – o swoją szatę.” Gdyby Jezus dzisiaj właśnie wysłał Swoje sługi i powiedział: „Chodźcie, chodźcie wszyscy na moją uroczystość.” Czy jesteś gotowy od razu pobiec z radością, bo twoje szaty są czyste? Wiesz, że Pan właśnie po to przyszedł, abyś miał piękne, czyste szaty. Jesteś szczęśliwy i zadowolony. Nie myślisz sobie: „Inni są tacy, to chyba głupio by było powiedzieć: Panie Jezu, przyjdź kiedy indziej, bo nie jestem gotowy.” Idziesz więc razem ze wszystkimi, bo głupio by było przecież nie być jak oni skoro też czytałeś Biblię, modliłeś się, śpiewałeś i trafiasz nagle na tą ucztę i słyszysz te straszne słowa. Można by było trochę to porównać do Judasza, który był już na uroczystości, był pośród tych wszystkich znaków i cudów, nawet doświadczył bycia z Jezusem na wieczerzy i z takiego miejsca trafić do diabła? Nie był czujnym człowiekiem. Widząc te wszystkie wspaniałości nie był na tyle gotowy, żeby z tego skorzystać. Był głupcem tak jak i my często jesteśmy. Zamiast z każdej Bożej sprawy, z każdego Słowa brać to, co Bóg chce dać, to człowiek sobie gdzieś chodzi, marzy o czymś, rozmyśla o czymś i kiedy przychodzi punkt doświadczenia, to człowiek nie jest gotowy, żeby dać odpór diabłu. I diabeł go ciągnie w swoim kierunku. Był tak blisko. Jakże straszne doświadczenie w życiu tego człowieka. Jakże często człowiek w tym momencie myśli: „To nie jest coś, co muszę brać pod uwagę, jestem przecież człowiekiem, który jest taki czy inny, mam swoje własne rzeczy, które widzę i cenię je sobie.” Ale taka rzeczywistość jest, ponieważ Jezus o niej opowiedział. Dlatego lepiej uważać w chwili, kiedy dociera piękne zaproszenie, aby wiedzieć: „Panie, jestem naprawdę Tobie za to wdzięczny, to jest dla mnie najwspanialsze doświadczenie mego życia, cały czas byłem na to gotowy, żeby się spotkać z tym zaproszeniem.”

         Było jeszcze inne wesele, na które przyszedł Jezus. I nie o tym weselu Pan opowiadał. Nie czytamy, żeby kogoś z niego wyrzucono. Czytamy raczej o innych doświadczeniach. I teraz sobie pomyślmy: Jesteśmy zaproszeni dzisiaj na wesele do Kany Galilejskiej. Jak się później zorientujemy, to zobaczymy, że ten młody człowiek przeliczył się ze swoimi możliwościami, ale serce miał otwarte, gorliwe i chętne, żeby zaprosić wielu gości. I trafiasz na to wesele. To jest całkiem niedaleko, mieszkasz w Nazarecie. Kana jest od Nazaretu na rzut kamieniem, a więc masz niedaleko. Jesteś szczęśliwy i zadowolony, nie idziesz na jakąś nasiadówkę z jedzeniem, ale idziesz na wesele. Masz swoje problemy, doświadczenia: na polu coś nie obrodziło, gdzieś tam ktoś nie zdążył podkuć ci konia, ktoś inny nie zdążył uszyć ci nowego namiotu, jakiś towarów nie dowieziono w odpowiednim momencie, a to dzieci chcą czegoś więcej i myślisz o tym. Masz rożne doświadczenia w tym swoim życiu i raptem dociera do ciebie, że zapraszają cię na wesele. Co wtedy robisz? Mówisz: „Nie, no moje problemy są zbyt duże, nie pójdę na wesele, muszę zostać ze swoimi problemami i muszę o nich myśleć.” Czy raczej myślisz sobie: „O, cudownie, nareszcie wyjdę z tego wszystkiego, uwolnię się, spędzę trochę czasu po prostu inaczej. Chcę zapomnieć o tym wszystkim, chcę się po prostu ucieszyć, dobrze, że przyszło do mnie zaproszenie, jestem bardzo wdzięczny i zadowolony mimo wszystkich tych przeciwności jestem gotowy pójść tam. Naprawdę to było cudowne wyjście, dzięki Ci Panie Boże za to zaproszenie. Spędzimy tam piękny czas radując się nawzajem. Dobrze, że to nie pogrzeb, bo gdyby to było na pogrzeb, to by mnie to całkiem dobiło. Problemów jest dużo więc dobrze, że zaproszono mnie na wesele. Nie muszę dużo wydawać na przejazd, bo to jest tylko kawałek drogi. Nie zaproszono mnie na drugi kraniec, tysiąc kilometrów, gdzie trzeba przejechać, wydać ileś pieniędzy”, a ty już i tak ich masz mało, a więc sobie myślisz: „ a tutaj piechotą sobie przejdę kawałeczek i jestem na miejscu”. Nie ma więc wydatków, jesteś szczęśliwy, będziesz mógł być w miejscu, w którym inni ludzie będą się cieszyć, ale ci ludzie też mają podobne problemy. Oni też myślą sobie: „Dobrze będzie, nareszcie trochę radości”. Wszyscy w swoim życiu przeżywają rożne rzeczy, ale wszyscy mają jedną myśl: „Będziemy na weselu i będzie wspaniale.” Wszystkim wesele kojarzy się z zadowoleniem, z czymś przyjemnym, z czymś, co sprawia sercu radość. Takie wesele więc miało odbyć się w Kanie Galilejskiej.

         Na samym początku czytamy, że  trzeciego  dnia było wesele w Kanie Galilejskiej. Dlaczego Jan napisał: „I trzeciego dnia” O co Janowi chodziło z trzecim dniem? Czy to było takie ważne? Dlaczego tak napisał? Czy w Biblii są miejsca, w których tak sobie ktoś coś napisał? Nie, to jest ważne. Dlaczego? Ponieważ wesela w Izraelu trwały tydzień, siedem dni. A Jan pisze: „I trzeciego dnia było wesele w Kanie Galilejskiej i była tam matka Jezusa” i on zaznacza, że w tym momencie Maria już się tam znajdowała. Dlaczego już tam była? Znalazła się tam w jakiś inny sposób niż Jezus. Moglibyśmy domyślać się dlaczego znaleźli się na tym samym weselu w różny sposób. W drugim wierszu czytamy: „Zaproszono też Jezusa wraz z jego uczniami na to wesele.” Jan 2,2 Moglibyśmy sobie pomyśleć, że Nazaret i Kana Galilejska są bardzo blisko siebie i pewnego dnia zjawia się człowiek o imieniu Natanael i gdy usłyszał, że Jezus pochodzi z Nazaretu, powiedział: „Czy z Nazaretu może być coś dobrego?” To były najbliżej ze sobą połączone miejscowości. Znali się bardzo dobrze. Ten z Kany wiedział, że z Nazaretu nie można się spodziewać czegokolwiek dobrego. Ci z Nazaretu pewnie w taki sam sposób myśleli o tych z Kany. I usłyszał wtedy: „Przyjdź i zobacz czy z Nazaretu może jednak być coś dobrego.” I kiedy spotkał się z Jezusem w tym momencie wyznał Go jako Syna Bożego i Mesjasza, bo dowiedział się, że kiedy był w Kanie pod drzewem figowym, to Pan Jezus go widział. I to było dla niego ogromne doświadczenie, ponieważ w tym momencie miał coś bardzo cennego, co miał w swoim sercu, a Pan okazał, że to widział. Możemy więc powiedzieć, że Natanael był z Kany Galilejskiej i na pewno znał pana młodego, który miał tam wesele z oblubienicą i całkiem możliwe może być to, że właśnie z powodu Natanaela zaproszono Jezusa wraz z uczniami. Natanael na pewno opowiadał w Kanie Galilejskiej o Jezusie. Człowiek, który tak wyznaje Syna Bożego nie może być zamknięty, żeby o Nim nie opowiadać gdzie indziej. I w Kanie słyszano o Jezusie. Słyszano, że jest to ktoś inny niż znano ludzi z Nazaretu. Więc na wesele zaproszono kogoś, o kim w Kanie wiedziano, że to jest inny człowiek, niż z reguły bywają ci w Nazarecie.

         Nie znam wesel w Izraelu i myślałem, żeby porozmawiać z jakimś Żydem jak to wygląda dokładnie. Wiem, że stawiany jest jakiś baldachim, gdzie oblubieniec i oblubienica są razem, że mężczyźni i niewiasty są całkowicie odosobnieni od siebie. Mężczyźni bawią się osobno, niewiasty osobno. U nas pewnie byłby taki zwyczaj, że jak w Kanie Galilejskiej jest wesele, to niewiasty z Nazaretu przychodzą pomóc, a jak jest wesele w Nazarecie, to niewiasty z Kany przychodzą pomóc, bo wszyscy z tej miejscowości chcą się cieszyć jako goście weselni. Mogło to być w różny sposób, nie wiem jak to wyglądało w Izraelu, ale u nas pewnie by tak mogło być. W każdym razie znaleźli się tam razem na weselu. I wesele trwa już trzeci dzień, bo dziwne by było, gdyby pierwszego dnia wesela zabrakło wina. To by znaczyło, że ten oblubieniec jest bardzo nierozważny. To był rozważny człowiek, ale ubogi. Kupił przewidując, że będzie tylu i tylu gości mniej więcej i to mogłoby mu jakoś wystarczyć, ale się tych gości namnożyło więcej. Z iloma uczniami przyszedł Jezus? Oczywiście, to nie byli abstynenci, też pili wino. Czytamy, że w pewnym momencie Maria dociera do Jezusa z wieścią: „Wina nie mają”. Teraz sobie pomyślmy jak ona mogła dotrzeć do Jezusa z tą wiadomością? Przecież niewiasty i mężczyźni byli osobno. Ona nie siedziała obok Jezusa. To nie było tak, jak na tych światowych weselach, że mężczyźni i kobiety siedzą sobie razem przy stole i razem się bawią. Byli osobno. Jak ona dotarła do Jezusa, żeby Mu o tym powiedzieć? Może była właśnie na zapleczu, gdzie były te wszystkie wina i jedzenie, gdzie słudzy to przygotowywali i dopiero zanosili na stoły. I mogła w tym momencie zobaczyć, że nie ma już wina.

         Pierwsza myśl, która się w niej zjawiła, i to jest ciekawa myśl: „mój Syn tutaj jest i dobrze, żeby On się o tym dowiedział, że nie mają wina”. Ta myśl przyszła od Boga, to nie była jej myśl. W tym momencie pomyślała sobie: „Dobrze, żeby Jezus się dowiedział”, gdyż ona wiedziała jak ten Jezus przyszedł na tą ziemię, słyszała głos anioła, który mówił do niej kim On jest. I przyszła do niej myśl, że jej Syn, a zarazem Syn żywego Boga, musi się dowiedzieć o tym, że nie mają wina. Nie wiem jak to mogło być, może wysłała jednego z tych mężczyzn, którzy usługiwali po tej męskiej stronie i powiedziała; „Zawołaj Jezusa, żeby przyszedł do mnie”. Tak jak kiedyś przyszli: „Zawołajcie Jezusa”, ale wtedy Jezus do nich nie poszedł. I całe doświadczenie rozmowy Jezusa z Marią nie odbywa się pośród tych wszystkich ludzi, którzy są na weselu. Ludzie na weselu nie zdają sobie sprawy z tego, że zabrakło wina. Przy stołach jeszcze jest. Uroczystość trwa. Maria wie, że Jezus jest kimś, kto musi się o tym dowiedzieć. Jak masz problem, to kto się o tym musi dowiedzieć? Najpierw Jezus! I Maria dobrze zrobiła, dobrze się skierowała, Jezus musi się o tym dowiedzieć, ponieważ On jest na tym weselu i coś może się wydarzyć. Ona nie wiedziała, co może się wydarzyć, ale wiedziała, że w jej Synu jest mądrość. Widziała jak rozmawiał jako dwunastolatek z uczonymi ludźmi, codziennie z Nim przebywała. Wiedziała, że to jest bardzo ważne, żeby Jezus o tym się dowiedział. Udało się – Jezus jest z nią i zaczyna się ich rozmowa. Przebiega w dziwny sposób, Maria z sercem pewnym Jezusa, wypowiada te ważne dla niej słowa: „Wina nie mają”.

         Czasami człowiekowi mówi się: „Gdy potrzebujesz Pana, to musisz wołać, krzyczeć, rożne rzeczy robić” a Pan Jezus mówi: „Nie od wielomóstwa zależy to, czy zostaniesz wysłuchany”. Maria po prostu zgłasza co naprawdę jest problemem, z którym do Niego przychodzi. Czasami człowiekowi trudno jest powiedzieć to, co jest naprawdę potrzebne. Kręci się w kółko, opowiada różne rzeczy, a nie mówi wprost tego, co jest potrzebne. Ona powiedziała wprost: „Wina nie mają”. Gdyby poszła i powiedziała to do jakiegoś człowieka, który ma obok winiarnię to każdy by powiedział: „No. Normalne, przecież on ma tyle wina, to poszła w dobre miejsce.” Mięsa nie mają – to do rzeźni, chleba nie mają – do piekarni. Czego jeszcze nie mają i trzeba gdzieś po to pójść? Ale i mięso przyszło od Boga i chleb, i wino. Czego jeszcze nie ma, co by nie przyszło od Boga? A więc jest pewna tego, że trzeba przyjść do Jezusa, Gdyby zabrakło czegoś innego, większego, to czy musiałaby pójść gdzie indziej, czy też by przyszła do tego samego Jezusa?

         Co potrzebujemy słyszeć kiedy mamy doświadczenie w swoim życiu? Co Duch Święty powie nam wtedy? Przecież On przyszedł uwielbić Jezusa. Co nam powie? Idź do Jezusa. Grecy przyszli i powiedzieli: „Chcemy Jezusa widzieć”. Jezus powiedział: „To jest właśnie ten moment.” Oni potrzebują mnie już – to jest czas, żeby Syn Boży był uwielbiony. Podstawowym doświadczeniem człowieka jest to, że myśli rozumem. Gdyby Maria myślała rozumem to poszłaby gdzieś, gdzie mają jakieś wina. Wzięłaby je na raty, na kredyt, jakkolwiek, ale chciałaby pomóc przecież, żeby na tej uroczystości nie zabrakło wina. Jaką ona była kobietą? Zależało jej tak na winie, że absorbowała Jezusa? Oderwać Go od miejsca, gdzie był razem z uczniami, gdzie cieszył się, absorbować Go tym problemem? Serce Marii czuło to, ci ludzie przyszli z różnych miejsc, sama też miała swoje doświadczenia, a wino na uroczystości weselnej przecież służyło ku rozweseleniu serca ludzi, którzy przychodzili. Jeszcze cztery dni będzie trwała uroczystość weselna. Zobaczycie dlaczego tyle stągwi i tyle wina Jezus uczynił. U Jezusa nic się nie marnuje, ani nie ma za dużo lub za mało. Jest tyle ile potrzeba. Ci ludzie przyszli na wesele. Wyobrażacie sobie – wszyscy teraz tam siedzą jest jedzenie i brakuje wina. Co to za wesele? To my się tak na kolację spotykamy, ale nie na wesele.

         Jakie to szczęście, że ten oblubieniec był ubogi. „Błogosławieni ubodzy” – mówi Pan Jezus - „gdyż oni przeżyją cud”. Gdyby był bogaty, to byłoby go stać, kupiłby wina, żeby nie zabrakło, bo to byłby wstyd. Kupiłby więc jeszcze na zapas. Tego biednego jednak nie było stać na to, nie przewidział, że tylu gości mu się zjawi, nawet goście z Nazaretu jeszcze przyjdą. Był ubogi, ale był tam Jezus i to uczyniło to wesele bogatym. Ktoś jednak był potrzebny, żeby przyjść do Jezusa, a jego matka była z Nim na co dzień i znała Jezusa kim On jest i przyszła do Niego. Poprzez to, że przyszła do Niego możemy później zobaczyć ilu ludzi z tego skorzystało. Kiedy ty i ja przyjdziemy do Jezusa, poruszeni Duchem Świętym, skierujemy do Niego swoje kroki i otworzymy usta zgodnie z Bożym zamysłem wtedy nie tylko my z tego skorzystamy, ale też i inni ludzie skorzystają z tego oglądając w jaki sposób On odpowiada na tą modlitwę. Chciałbym być na tej uroczystości. Miałbym możliwość dzisiaj powiedzieć jak to wino było wyborne. Możemy pomyśleć, że na pewno było bardzo dobre, ponieważ Bóg powiedział, że na Swojej górze postawi tłuste mięso i wystałe wino. Wiemy, że tłuszcz należał się Bogu, coś co miało być oddzielone dla chwały Boga Jahwe. On teraz mówi: „Ludzie, teraz jedzcie te tłuste mięso, napełniajcie się tym, co jest dla Mnie, czerpcie z tego i pijcie to dobrze wystałe wino. To jest Boża uroczystość”.

         Kiedy Maria skierowuje tą swoją wspaniałą prośbę do Jezusa: „Wina nie mają”, Pan Jezus odpowiada: „Co mi i tobie kobieto”, nie: „Czego chcesz ode mnie niewiasto” tylko: „Co mi i tobie kobieto, jeszcze nie nadeszła godzina moja.” O czym teraz mówi Jezus? Przecież widzimy, że gdyby nie chciał tego zrobić, to przecież nie zrobiłby tego. Maria nie mogła zmusić Jezusa do czegoś, co miałby zrobić wbrew woli Ojca, prawda? Nie mogła Go zmusić do jakiegokolwiek działania. Nawet ona nie mogła Go zmusić, jeśliby nie byłoby to zgodne z wolą Ojca. Jezus wie, co ma zrobić, ale również cały czas jest człowiekiem, Synem Bożym i Synem Człowieczym, który mówi w specyficzny sposób. Jeśli nie rozpoznamy tego sposobu mówienia Jezusa, to nie zrozumiemy wielu rzeczy, które są napisane w Biblii, a które są Jego wypowiedziami, będą dla nas jakby bardzo daleko.

         Jezus pokazuje, że to, co dzieje się na tej uroczystości ma połączenie z pewną godziną w Jego życiu, w której coś uczyni, że obraz tego doświadczenia pewnego dnia znajdzie wykonanie w Jego osobistym doświadczeniu i że nie jest to jeszcze ta godzina, ona dopiero nadejdzie. Zaczyna następnie czynić obraz tego, co nastąpi. To tak, jakby Jezus powiedział do ciebie po ludzku: „Marian, chodź teraz, zobaczysz na podstawie tego obrazu, co pewnego dnia wydarzy się po pewnych doświadczeniach przez które przejdę. Chodź Marian ze Mną, teraz zobaczysz to, co kiedyś nastąpi”. A Jezus mówił językiem, który możesz zrozumieć dzięki Duchowi Świętemu. Człowiek by nie raz odszedł od Boga kiedy Bóg mówi: „Chodź”. Na przykład ta Greczynka przyszła do Jezusa, prosiła Go o swoją córkę i słyszała odpowiedzi, które mogłyby znaczyć: „Odejdź ode Mnie”. A ona dalej prosiła. Jezus wiedział, że to jest dla niej przygotowane, tylko musiała dojść do tego. Gdy doszła to Jezus powiedział: „Masz”. Przeciwności wcale nie znaczą, że nie mamy iść dalej, choćby nawet stawiał je Pan. One mają uwolnić nas od czegoś, co by jeszcze przeszkadzało to wziąć.

         Co byście sobie pomyśleli na przykład po tych słowach: „A Jezus, nauczając w świątyni, odezwał się i rzekł: Jakże to uczeni w Piśmie mogą mówić, że Chrystus jest synem Dawida?” Mar.12,35 Chrystus jest synem Dawida czy nie? Wszyscy wiedzą, że jest. A Jezus mówi: „Jakże oni mogą tak mówić?” „Wszak sam Dawid powiedział w Duchu Świętym: Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół twoich podnóżkiem stóp twoich? Sam Dawid nazywa go Panem, skądże więc jest synem jego? A wielki mnóstwo ludu chętnie go słuchało.” Mar. 12,36-37. Jednak uczeni w Piśmie myślą sobie: „O czym On mówi?” Przecież tam jest wyraźnie napisane, a On mówi, że w jaki sposób może być jego synem skoro Dawid mówi: Rzekł Pan Panu memu. Jak Pan może być synem a zarazem panem nad swoim ojcem?” Jezus mówi: „Wasz tok myślenia nie idzie prawidłowo. Ja jestem już wcześniej niż był Dawid. Dawida jeszcze nie było, a Ja już byłem. Wyście złączyli to tylko z ciałem, podczas gdy powinniście to zobaczyć to jeszcze dalej i do czego to sięga.” Sam Paweł mówi, że według jego Ewangelii Jezus Chrystus jest z rodu Dawida. To jest prawda. Nie można zobaczyć tylko ciała, trzeba zobaczyć Tego, Który wcześniej był jako Słowo u Boga i był Bogiem, a stał się ciałem. Gdy człowiek słucha tej wypowiedzi, powiedziałby: „Panie Jezu, Ty przecież zaprzeczasz Biblii.” Nie, Pan Jezus tylko mówi jaka jest Prawda. Nie możesz wziąć tylko jednego urywka ze Słowa Bożego i na tym zbudować nauki. Musisz zobaczyć co dalej jest powiedziane. Musisz być mocniej skupiony na tym na co patrzysz, o czym czytasz. Nie wolno ci minąć jednego, a zająć się drugim i pomyśleć sobie: „No musi tak być i nie może być inaczej”. Ludzie się kłócą o to, który to jest dzień Pański czy o inne rzeczy. Jest dzień Pański, nikt temu nie może zaprzeczyć. Ludzie się sprzeczają na czym jest oparte zbawienie, próbują coś dodawać, albo coś ujmować. O sposobie w jaki wypowiada to Jezus można by było pomyśleć sobie: „Panie Jezu, czemu tych ludzi postawiłeś tak pod ścianą?” Po to, żeby zastanowili się, pomyśleli czy to jest wszystko, co Bóg miał na ten temat do powiedzenia. Dlaczego nie przyjęli reszty: „Oto panna pocznie...i nazwą Go”. Dlaczego nie przyjęli tego, co jest napisane w 53 rozdziale Księgo Izajasza, gdzie Bóg prowadzi Swego Syna poprzez doświadczenia, ale do zwycięstwa? Oczekiwali jakiegoś człowieka, który się według ciała tylko urodzi i będzie tak jak Samson może napełniony. Jezus mówi: „Mój Ojciec jest w Niebie, nie urodziłem się w linii całkowicie męskiej.” Maria jest kobietą i ona jest z rodu Dawida, ale nie jest to mężczyzna z tego rodu. Ojcem jest Bóg. Tak jak mężczyźni dziedziczą  nazwisko i ono przechodzi na następnych i nagle ono się przerywa. W Marii ono nie idzie dalej. Nazwisko idzie od ojca. Pan Jezus mówi: „Nie zobaczyliście tego? Twierdzicie, że znacie Prawdę, ale nie znacie jej całkiem.” W ten sam sposób Jezus mówi do Marii: „Co Mi i tobie do tego niewiasto?” Maria by mogła pomyśleć, gdyby posłuchała po ludzku: „Mój Syn mi mówi: Nic z tego matko, pomyłka. To, co czułaś w środku, że masz przyjść do Mnie, to było zwiedzenie i oszukanie. Po prostu usłyszałaś zły głos.” Czy tak zareagowała Maria? Czy jesteś pewny tego Ducha, który prowadzi cię do Jezusa? Może czasami w momencie nie rozumiesz, co mówi do ciebie, On mówi specyficznym językiem, ale zrozumiesz, kiedy dalej pójdziesz za Nim. „Kto nie będzie karmił się Moim ciałem i krwią nie ma w sobie życia.” Co oni mogli zrozumieć z tych słów, które powiedział Jezus? Gdyby dzisiaj tu przyszedł i byśmy tego nigdy nie czytali w Biblii i do nas by to powiedział, to co byś sobie pomyślał? To mam Cię zjeść tutaj, żebyśmy żyli? Ale powoli coraz bardziej rozumiemy Jezusa. Jeśli nie spędzimy z Nim czasu, jeśli nie będziemy spędzać czasu z Biblią, jeżeli nie będziemy naprawdę prowadzeni przez Ducha Świętego, to nie zrozumiemy, co On mówi. Odejdziemy od Niego, zrezygnujemy z doświadczeń Pańskich, zaczniemy w swój własny, prywatny sposób prowadzić chrześcijańskie życie. Jezus powiedział, że wielu nie zrozumie tego, co mówi, ale ci, którzy mają uszy usłyszą i pójdą za tym głosem, aby dowiedzieć się, co znaczą te słowa.

         Maria jest pewna tego, że ten, który ją przyprowadził do jej Syna to jest Ojciec i ona mówi następne słowa: „Rzekła matka jego do sług: Co wam powie, czyńcie!” Jan 2,5 Maria nie jest panią tych sług. Nie jest właścicielką tych ludzi, a mówi do nich jakby była panią: „Co powie mój Syn, to czyńcie”. Możemy być przez to pewni, że ci słudzy przebywając z Marią mogli widzieć cenność jej życia, wypowiedzi, sposobu działania i również mogli doświadczyć w swoim życiu, że ktoś mówi im coś, co dla nich okaże się błogosławieństwem, że ten, który by mówił do kogokolwiek z ludzi: „Uczyń to, co mówi ci Jezus” i jeśli w jego życiu widać to błogosławieństwo, to te słowa mają znaczenie. Tak normalnie człowiek nie jest gotowy, aby się poddać: „Kto mi będzie tu się rządził, kto mi będzie coś mówił, wiem co mam robić itd.” Ci ludzie słyszą te słowa i dociera do nich to, żeby się poddać tym słowom.

         I czytamy: „A było tam sześć stągwi kamiennych, ustawionych według żydowskiego zwyczaju oczyszczenia, mieszczących w sobie po dwa lub trzy wiadra.” Jan 2,6 Pamiętamy pewne doświadczenie, kiedy uczniowie z Jezusem przyszli i faryzeusza patrzą: „A co oni robią? W ogóle nie umyli rąk, jedzą brudnymi rękoma? Przecież tak nie wolno, zanim się usiądzie do stołu najpierw trzeba umyć ręce.” I te stągwie służyły właśnie do tego, żeby była tam woda i gdy ludzie będą przychodzić, żeby mogli według zwyczaju oczyszczenia, który został ustalony przez Żydów, umyć sobie ręce. One były puste, a więc wykorzystano wszystko, aby umyć ręce. Były puste – czy to był dobry stan dla nich, czy nie? Według ludzi były nieużyteczne na ten czas. Jednak według Bożego objawienia i działania jakże piękne było to, że były one puste. Wiecie jak pięknym jest, kiedy człowiek jest pusty, kiedy wszelkie zwyczaje zostały już z ciebie zabrane, żeby wykonały się, a ty jesteś pusty. Wiecie jak wielką wartość ma dla mnie i dla ciebie: Zachować siebie pustym dla Pana. To diabeł chce napełniać, chce nalać tam jakiejś brudnej wody, żeby stągwie nie mogły służyć dla chwały Jezusa. Komputer, telewizja, radio, prasa, książki, pieniądze, meble, mieszkania, samochody i to wszystko ma napełnić człowieka, że kiedy przyjdzie, aby Pan się nim posłużył, jest pełny. Czy uchronisz siebie, abyś był pustym dla Pana? Czy uchronisz siebie przed tymi rzeczami, które napełniają ten świat i on nie jest gotowy, żeby służyć Panu, abyś ty był gotowy Jemu służyć? Czy będziesz myślał, że Pan może przyjść w tym momencie i możesz być jak ta stągiew i Pan będzie chciał się tobą posłużyć dla Swojej chwały.

         Powiem wam, że często jest tak, że człowiek jest napełniony różnymi rzeczami, myśli latają w różnych kierunkach, życie biegnie gdzieś tu, gdzieś tam, człowiek jest zaścigany, zaganiany, nie myśli, że powinien być zawsze gotowy, aby Pan mógł się nim posłużyć. Moglibyśmy sobie pomyśleć dlaczego również jest napisane, że to było sześć kamiennych stągwi, a nie na przykład siedem. Myślę, że liczba sześć łączy się z naszym jeszcze fizycznym doświadczeniem tutaj na ziemi. Siedem to jest już tam, miejsce doskonałe. Siódmego dnia Bóg odpoczął, szóstego dnia został stworzony cały człowiek. Pokazuje, że nie jest to coś jeszcze doskonałe, że Pan nie chce napełnić doskonałego człowieka, takiego super idealnego. To jest coś, co wcześniej służyło do ludzkich celów i Pan przychodzi, i mówi: „Teraz będziesz służył dla Mnie. Uczynię w tobie cud i z tego cudu będą czerpać inni”. Tak, jak wspominaliśmy już wcześniej, tu jest napisane, że one mieściły w sobie po dwa lub trzy wiadra. Podzielmy to na pół: trzy stągwie mieściły trzy wiadra, a trzy dwa wiadra. To ile tych wiader mamy w sumie? Piętnaście. Mamy piętnaście wiader wina, niech wiadra mają po 10 litrów, trochę to jest – 150 litrów. Sporo, ale to ma wystarczyć na dzisiaj i jeszcze na cztery dni. Nie słyszymy, żeby później latali po całej wiosce i pytali kto jeszcze się napije. Wesele trwa dalej. Potrzebne było aż tyle, Pan dał tyle, ile potrzeba.