Jan 14:23

Słowo pisane

Rozdział 2 Drainside

Dzielnica miasta Hull, w której mieszkał Hudson Taylor, nosiła nazwę Drainside (tzn. "Nad ściekami" przyp.tłum.), dla tej prostej przyczyny, że znajdowała się obok ścieków miejskich. Czynniki oficjalne nadawały tym ściekom nazwę kanału, lecz dla mieszkańców maleńkich domków, których dwa rzędy stały po obu stronach tego wąskiego rowu - i był to po prostu ściek. Było z nim poniekąd mieszkańcom tej dzielnicy bardzo wygodnie. Wystarczyło tylko otworzyć bramę domu i dostatecznie mocno machnąć wiadrem - i już wszystkie odpadki i śmieci domowe znajdowały się w tym rowie - bez dalszych kłopotów. Brudne papiery, liście kapusty, łupiny z ziemniaków i zgniłe jarzyny pływały bezwstydnie po wodzie, stanowiąc wspaniały cel dla wprawiających się w rzucaniu kamieniami ulicznych łobuzów. A to, że unosiła się z tego ścieku okropna woń i że stanowił nie lada niebezpieczeństwo dla chwiejących się na nogach klientów karczmy, znajdującej się naprzeciw domu, w którym mieszkał Hudson - szczególnie, gdy przechodził koła niego po zapadnięciu mroku - była tylko mało ważnym mankamentem, w porównaniu z wygodą, jaką było posiadanie w każdej chwili do dyspozycji tak łatwo osiągalnego śmietnika.

Hudson odczuł bardzo mocno kontrast pomiędzy tą wynędzniałą i nieciekawą okolicą a pięknym hrabstwa Yorkshire, szczególnie zaś swojego rodzinnego miasta położonego w pobliżu gór Pennine.

Jakże inaczej wyglądał jego ubogi pokoik, w którym znajdowała się równocześnie sypialnia i gabinet do pracy w porównaniu z wygodnym, przyjemnym mieszkaniem, znajdującym się nad apteką jego ojca na Placu Targowym w Barnsley! W porównaniu z obecnie zajmowanym pokoikiem ciepły gabinet znajdujący się tuż za apteką, w którym znajdował się kredens pełen pięknie malowanej porcelany i lśniącego szkła i obszerna szafa na książki, wygodna otomana i krzesła - wydawał się być pałacem. Teraz miał do dyspozycji zaledwie pokoik, w którego jednym kącie stało łóżko, a poza nim całe umeblowanie składało się tylko jeszcze ze stołu i dwóch krzeseł. Wielkim doświadczeniem była też i samotność, w której musiał spożywać swoje skromne posiłki, podczas gdy w domu zwykł był zasiadać do obficie zastawionego stołu w towarzystwie swoich rodziców i dwóch wesoło szczebioczących młodszych siostrzyczek. Bardzo lubił się z nimi przekomarzać - i żywo stały mu przed oczyma ich kręte włosy, niczym korkociągi, falbanki na ich spódniczkach. Bardzo odczuwał ich brak, szczególnie zaś Amelii. Ale przybył tutaj, aby się przyzwyczaić do samotności i twardych warunków życia, i całym sercem postanowił wytrwać aż do końca. Było to wszak częścią jego przygotowań do wyjazdu do Chin.

Już minął rok od owego pamiętnego grudniowego wieczoru., gdy usłyszał w sercu głos mówiący: "Jedź dla Mnie do Chin!" - i wiedział, że musi się tam udać. Głos usłyszał w czasie modlitwy i jakkolwiek w ogóle na ten czas o Chinach nie myślał, to jednak rozkaz ten był tak wyraźny że nie można było popełnić co do tego żadnej pomyłki, niewątpliwie pochodził on od Boga. To właśnie spowodowało, że mocno postanowiwszy głosowi temu być posłusznym, opuścił swój wygodny dom rodzinny w Barnsley i przybył do Hull, aby tutaj przyjąć pracę u pewnego lekarza. Uświadomił sobie bowiem, że bardzo mu się przyda w tym obcym kraju trochę wiedzy i doświadczenia medycznego, a udanie się do Hull było niejako pierwszym etapem podróży w kierunku celu, którym było, dalekie wschodnie mocarstwo.

Ale zdobycie pewnej ilości wiadomości z dziedziny medycyny jako przygotowania do życia w Chinach w charakterze misjonarza, nie było jedynym powodem powzięcia tego kroku. Była to drobna sprawa w porównaniu z innym jeszcze problemem, jaki stał zawsze przed jego oczyma. Nie znał nikogo w Chinach i udawał się tam sam. Zachodziło zatem pytanie, czy jego wiara w Boga jest dostatecznie silna, aby podołać próbom na jakie będzie wystawiona w obliczu pozostawania w obcym kraju i pośród niebezpieczeństw dotąd mu jeszcze zupełnie nieznanych?

"Gdy znajdę się w Chinach", często mówił sobie, "nie będę mógł się udać po pomoc do nikogo. Jedyną mają ucieczką będzie Bóg. A co będzie, jeśli moja wiara nie jest właściwego gatunku? A co by się stało, gdyby modlitwy moje były bezskuteczne?" Im więcej nad tym rozmyślał, tym mocniej upewniał się w przekonaniu, że rzeczą konieczną jest, aby nauczył się oddziaływać na ludzi przez modlitwę do Boga - i to jeszcze zanim opuści Anglię.

Poruszać ludzi przez Boga - modlitwą! Ta myśl głęboko utkwiła w jego sercu. Czy było to wykonalne? Hudson chciał się przekonać, czy tak jest istotnie. A sposobność po temu nadarzyła mu się w sposób całkiem naturalny i prosty przez jego pracodawcę.

Dr Robert Hardey był człowiekiem uprzejmym, uczynnym i pełnym życia, a równocześnie pełnym poczucia humoru. Mówiono o nim, że sprawiał, iż ludzie tak się serdecznie śmiali, że zanim zaczęli używać jakichkolwiek leków, które im zapisał; byli już w połowie zdrowi! Mając bardzo dużo pacjentów i czas ogromnie zajęty, nie był w stanie poświęcać uwagi drobnym sprawom finansowej natury, rzekł więc pewnego razu do swojego młodego asystenta:

"Panie Hudson proszę mi przypomnieć, gdy będzie czas panu wypłacić pobory. Pan widzi jak jestem zajęty, bardzo łatwo mógłbym zapomnieć..."

I rzeczywiście zapomniał. Ale gdy przyszedł termin zapłacenia Hudsonowi poborów, ten ostatni nie powiedział ani słowa. Minął jeden dzień i drugi - a o poborach nie powiedziano ani słowa. Wtedy przed Hudsonem stanęły dwie możliwości: albo poprosić doktora o pieniądze, albo poprosić Boga. Gdy sobie przypomniał, że po przybyciu do Chin nie będzie miał nikogo, kogo by mógł o cokolwiek prosić poza Bogiem, postanowił zwrócić się z prośbą do Niego teraz. To właśnie było przyczyną, dlaczego pozostała mu w tą niedzielę tylko jedna jeszcze dwu i półszylingówka, którą wreszcie podarował głodującej rodzinie. Nic też dziwnego, że gdy następnego ranka z tajemniczej paczuszki wyleciała moneta półfuntowa, z radości roześmiał się na głos! Oto prawdziwa przygoda! Zaryzykował, aby się przekonać, czy zasada poruczania spraw Bogu była skuteczna - i rzeczywiście okazała się skuteczna! Właśnie w ostatniej chwili pieniądze przyszły, a Bóg sam wiedział skąd. Hudson z całą pewnością tego nie wiedział. Jedno tylko było pewne: nie musiał się obejść teraz bez jednego nawet posiłku dzięki zaufaniu Bogu, chociaż wszystko zadawało się wskazywać na to, że taka sytuacja zaistnieje, gdy siedział przy stole spożywając ostatnią porcję owsianki. Czuł się zupełnie tak samo, jak musiał się czuć Eliasz, gdy przyleciały kruki, przynosząc mu obiad!

"To działa! To działa!" wołał radośnie w sercu swoim Hudson Taylor wychodząc rano ze swojego mieszkania ze złotą monetą półfuntową w kieszeni, pełen radości i wdzięczności. Ufność w Bogu jest skuteczna! Było to cudowne życie, pełne pokrzepienia, fascynujące! Hudson czuł się tak szczęśliwy, że wydawało mu się, że nie chodzi po ziemi.

Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że pół funta nie wystarczy na zawsze. Główny problem pozostawał wciąż jeszcze nierozwiązany, a mianowicie wypłata jego poborów. Miły, pełen dobrego humoru doktor może sobie nie przypomnieć o tej sprawie całymi miesiącami, a zachodziło pytanie: czy Bóg mu przypomni.

Na każdy dzień Hudson modlił się, aby doktor sobie o tym przypomniał, a potem udawał się pełen ufności do swojej pracy i studiów, radośnie oczekując, że coś się stanie. Minął tydzień i jego dziesięć szylingów zaczęło powoli topnieć. Uiszczenie trzech szylingów tytułem komornego zrobiło w tej kwocie niemałą dziurę, ale miał dosyć pieniędzy zaledwie do soboty - ale potem....

Przyszła sobota. Doktor nie powiedział nic. Mijały godziny, aż wreszcie około piątej po południu wszyscy pacjenci zostali załatwieni i doktor wszedł do pokoju, w którym znajdował się podręczmy skład apteczny, w którym Hudson przygotowywał jakieś lekarstwo, i usiadłszy w fotelu, zaczął rozmowę. Najwyraźniej zupełnie nie miał na myśli jego poborów, a Hudson, mieszając lekarstwo, też o nich nie wspomniał ani słowem. Nareszcie, całkiem niespodziewanie, doktor powiedział:

"Zaraz, panie Hudsonie, czy to nie pora czasem, abym panu wypłacił pobory?"

Hudson odetchnął głęboko. A więc jednak to jest skuteczne! Gdy przychodzi moment, że ma już ostatni grosz w kieszeni, potrzebne pieniądze przychodzą! Raz czy dwa razy głośno połknął ślinę, zanim nareszcie spokojnie odpowiedział: "Tak. Właściwie należały mi się one już dwa czy trzy tygodnie temu..."

"Ach, jakże mi przykro!" zawołał doktor. "Dlaczego pan mi o tym nie przypomniał? Przecież pan dobrze wie ile mam pracy! Jaka szkoda, że nie pomyślałem o tym trochę wcześniej, gdyż właśnie dziś po południu odesłałem do banku wszystkie pieniądze, które miałem w domu! W przeciwnym razie wypłaciłbym panu natychmiast!"

Biedny Hudson! To nagłe pogrzebanie jego nadziei było ciężkie, niemal nie do zniesienia. Czuł się zupełnie tak samo, jak gdyby mu ktoś wylał wiadro lodowatej wody na głowę. Na szczęście związek chemiczny, który przygotowywał w probówce, zaczął wrzeć, a wtedy szybko wybiegł z nią z pokoju, rad, że ma pretekst do wyjścia. Gdy został sam - padł na kolana. Jego rozczarowanie było tak wielkie, że nie mógł wprost skupić myśli do modlitwy. Ale brak skupienia w modlitwie równoważyła wielka gorliwość, tak że wreszcie po chwili się uspokoił. Co więcej, ku swemu zdumieniu stwierdzał, że czuje się znowu dosyć pogodny. Bóg z całą pewnością uczyni coś dla niego - pomyślał z nadzieją - a chociaż nie miał nawet trzech szylingów, które winien był dać swojej gospodyni tytułem należności za komorne, świadomość tego faktu nie sprawiała jakoś przygnębienia.

Tego wieczoru przygotowywał się do opuszczenia podręcznego składu aptecznego wyjątkowo późno. Wskazówki zegara wskazywały już za dziesięć minut dziesiątą, gdy ubierał płaszcz. "Moja gospodyni i tak już będzie w łóżku o tej porze", pomyślał. "Nie będę jej zatem chyba widział dziś wieczorem i nie będę się musiał usprawiedliwiać, że nie mam pieniędzy na zapłacenie komornego w tym tygodniu! Dobre i to!" podszedł do palnika gazowego chcąc zakręcić gaz - gdy nagle usłyszał kroki przed drzwiami. Był to doktor, który się serdecznie śmiał, jak gdyby wielce czymś rozbawiony.

Co? Pan jeszcze tutaj, Hudsonie?" zawołał. "A co też pan myśli? Jeden z moich pacjentów właśnie dopiero co zjawił się tutaj, alby uiścić należność za usługi! A jest to jeden z moich najbogatszych pacjentów, który mógł mi zapłacić w każdej chwili czekiem. A jednak jakimś niepojętym zrządzeniem ten właśnie człowiek zjawia się u mnie osobiście, i to o godzinie dziesiątej wieczorem, w sobotę!"

I Hudson zaczął się śmiać. Rzeczywiście, to, że człowiek posiadający mnóstwo pieniędzy miałby fatygować się osobiście w celu zapłacenia rachunku o tej porze, było czymś niezwykłym. Cóż go tknęło? Przecież ludzie mnie bywają aż tak punktualni, jeśli chodzi o płacenie rachunków swoich lekarzy!

Doktor wpisał otrzymaną kwotę do swojej książki kasowej i już zaczął oddalać się w kierunku drzwi, gdy nagle zawrócił mówiąc: "Ach, panie Hudsonie, niech pan jednak przyjmie te banknoty. Ja nie mam wprawdzie drobnych, ale dopłacę panu resztę należności tytułem poborów za następny tydzień za kilka dni... Dobranoc!"

I oto Hudson Taylor, mający zupełnie puste kieszenie, stał za chwilę całkiem sam w aptece trzymając w ręce plik banknotów. Modlitwa jego została wysłuchana. Nie tylko mógł zapłacić komorne swojej gospodyni, ale także miał dostateczną ilość pieniędzy do dyspozycji, aby zaspokoić swoje potrzeby na przeciąg kilku następnych tygodni - i przede wszystkim raz jeszcze przekonał się, że Bóg wysłuchuje modlitwę. Co do tego nie było już więcej wątpliwości - a więc mógł udać się do Chin!